Co z mieszkaniami i pracą?
W ostatnich dwóch tygodniach media raczą społeczeństwo wyborczą papką. Gazety i telewizja żyją dyskusją o dyskusjach czy i kiedy odbędzie się debata Tuska z Kaczyńskim. Mniej ważna jest kwestia, co mogliby powiedzieć nam politycy. Wielkim tabu odbywającego się spektaklu jest sprawa sytuacji mieszkaniowej w Polsce. Nie słyszeliśmy dotychczas, żadnej ciekawej deklaracji ideowej ani propozycji wyborczej w sprawie mieszkań i rynku pracy. Rząd Tuska kilka dniu temu, co prawda ogłosił raport o sytuacji młodych Polaków odkrywając z przerażeniem sprawę umów śmieciowych. Jednak wątpię, aby ktokolwiek nabrał się na autentyzm troski polityków w tej sprawie. Ogłoszenie konieczności załagodzenia tej sytuacji, jakiej doświadcza wielu młodych ludzi w tym kraju na kilka dni przed wyborami nie można nazwać inaczej jak kiełbasą wyborczą Platformy Obywatelskiej skierowanej do młodszej części elektoratu PO. Trudno uwierzyć w to, że rząd nie mógł w tej sprawie działać wcześniej. I nie ma się, co dziwić, że wspomniane tematy są niewygodne dla rządzącej ekipy. W tej kwestii obecny rząd oraz obsadzone przez PO samorządy w Polsce konsekwentnie wiele psuły, udając teraz zdziwienie i troskę zachowują się trochę jak zamachowiec, który w trakcie przeprowadzania akcji mającej zniszczyć przeciwnika w pewnym momencie stwierdza z przerażeniem: A CO JEŚLI ICH ZABIJEMY?! Ale o tym poniżej…
Na lewicy (nie mylić z SLD) zorientowanej na tworzenie społeczeństwa obywatelskiego wspomniane tematy pozostają na szczęście nadal w centrum uwagi. I tak niedawno miałem przysłuchiwać się dyskusjom w Gdańskim szczycie społecznym odbywającym się pod hasłem „O mieszkanie i godną pracę”. Udział w spotkaniu wzięli działacze związków zawodowych, Federacji Anarchistycznej, lokatorzy oraz członkowie gdańskiej Grupy Nic o Nas bez Nas.
Spotkanie otworzył Grzegorz Ilnicki z Konfederacji Pracy. Tytułem wstępu przedstawiono tło wdrażania gdańskiej reformy komunalnej. Na kilka dni przed debatą Paweł Adomowicz (prezydent Gdańska) zamieścił na swoim blogu wpis: „Ponad połowa badanych respondentów (56,9%) wszystkich osób wspólnie gospodarujących jest nieaktywnych zawodowo.” Wniosek ten prezydent Gdańska oparł na zamówionym raporcie o sytuacji w zasobie komunalnym. Niemniej jednak w raporcie możemy przeczytać, iż większość zalegających z opłatami to ludzie pracujący, których nie stać na utrzymanie mieszkań (patrz str.15 http://www.adamowicz.pl/wp-content/uploads/2011/08/MOPS-raport-komunalny.pdf). Przykład okazuje się być symptomatyczny dla atmosfery wprowadzania podwyżek czynszów mieszkań w całej Polsce. Neoliberałowie wmawiają społeczeństwu tezę o mieszkalnictwie komunalnym jako artefakcie poprzedniego systemu, w którym schronili się ludzie, którzy nie chcą pracować.
Szczyt podzielony był na dwa bloki tematyczne. Pierwszy: blok lokatorski skupiał się na omówieniu polityki mieszkaniowej w Polsce. Z kolei w drugiej części podjęto dyskusję nad stabilnością zatrudnienia w naszym kraju.
Łukasz Muzioł z Grupy Nic o Nas bez Nas przedstawił sposób wdrażania tzw. „reformy” komunalnej w Gdański. Podkreślał, że słowo reforma w tym przypadku ma wymiar propagandowy i oznacza jedynie podwyżkę czynszów o 150% obecnej stawki. Mówił, że trudno nazwać nowy projekt polityki nad zasobem komunalnym reformom rozumianą jako poprawę obecnej sytuacji lokatorów - w przypadku, gdy za podwyżką nie idzie w parze zmiana wielkości budżetu, który miasto chce przeznaczyć na remonty mieszkań.
Gdańsk wzoruje nową ustawę o mieszkalnictwie komunalnym na reformie przeprowadzonej w Białym Stoku, która jednak pomimo wielu kontrowersji miała na celu zwiększenie budżetu na gospodarowanie podlegającym magistratowi lokalom.
Ta niesamowita inżynieria społeczna ma swojego architekta Pawła Lisickiego (zastępca prezydenta Gdańska odpowiedzialny m.in. za mieszkalnictwo komunalne), który uprawia politykę szykan i oszczerstw będącą częścią kampanii przygotowującej do reformy. Urzędnikom nie przeszkadza sprzeczność mówienia o tym, że w mieszkaniach komunalnych mieszka wielu zamożnych obywateli będących jednocześnie patologią niepłacącą czynszów, nadającą się do kontenerów. Przyglądając się tej polityce nie mogę odmówić jej strategii. Ktoś mógłby powiedzieć, aby się władze Gdańska zdecydowały czy w zasobie komunalnym mieszkają bogaci czy patologia. Ale przecież o to chodzi, aby w tym schizofrenicznym przekazie dotrzeć do tych, co nie lubią bogatych i do tych, co gardzą patologią. W końcu ciężko byłoby wprowadzać radykalne podwyżki za pomocą czytelnych i spójnych komunikatów: GDAŃSK NIE LUBIMY TU BIEDNYCH.
Przedstawicielka Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej Agata Nosal opowiadała o rządowym projekcie zmian w ustawie o ochronie praw lokatorów. I tutaj rząd ma się jednak, czym chwalić w przygotowanych zmianach w ustawie pojawiają się zapisy umożliwiające eksmisje na bruk, brak możliwości dziedziczenia mieszkań socjalnych, umowy najmu na czas określony oraz komercjalizacja czynszów.
Mamy także w Polsce nowy standard mieszkalnictwa komunalnego, który inspiruje wiele Polskich miast. O polityce kontenerowej i jej skutkach społecznych opowiedziała Katarzyna Czarnota z Federacji Anarchistycznej. Coraz więcej polskich miast stawia na obrzeżach aglomeracji kontenery mieszkalne. Standardy tych pomieszczeń dyskwalifikują je jako całoroczne mieszkania. Czarnota jako naoczny świadek tego, jak wygląda życie w kontenerach zwraca uwagę na zjawisko gettoizacji najbiedniejszych oraz na urągające ludzkiej godności warunki w nich panujące – grzyb, wilgoć, brak wentylacji pomieszczeń kontenerowych powodują, że zaczynają one gnić po 3 m/c od zamieszkania. Kolejnym problem jest ogrzewanie kontenerów w okresie zimowym, które z uwagi na przepisy BHP można ogrzewać jedynie prądem. Lokatorzy, którzy trafiają do kontenerów z powodu zadłużenia mieszkań komunalnych są wpędzeni przez gminy w pętlę zadłużenia. Mając do wyboru płacić czynsze czy ogrzać za kilkaset złotych prądem kontener wybierają to drugie, co też nie zawsze jest możliwe z powodu wielkości opłat za dostarczenie mediów do pomieszczeń z blachy i plastiku.
Gminy mające już kontenery czy dopiero planujące wprowadzić ten nowy standard mieszkalnictwa socjalnego (np. Gdańsk) prowadzą tę politykę przy akompaniamencie retoryki gróźb i kar. Mówiąc, że do kontenera zsyłana będzie patologia i najgorszy element społeczny mylą swój mandat społeczny: ustawodawczy i wykonawczy z sądowniczym.
Warszawa z kolei ma swój sposób na reprywatyzacje mieszkań. Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów opowiedział o zjawisku „odzyskiwania” kamienic przez firmy specjalizujące się w odnajdywaniu spadkobierców właścicielu przedwojennych kamienic. Od których następnie wykupywane są roszczenia do budynków, z których pozbywa się lokatorów wprowadzając drakońskie podwyżki. W jednym z przypadków było to ustalenie czynszu w wysokości 100,00 zł na m2 mieszkania. Ciszewski stawia tezę, iż firmy te muszą działać za cichym przyzwoleniem władz gdyż głównie urzędnicy mają dostęp do informacji, kto był właścicielem kamienic przed wojną.
Krytyka Polityczna pisała niedawno o jednej z ofiar tej polityki zmarłej tragicznie w niewyjaśnionych okolicznościach Jolancie Brzeskiej, nękanej w ostatnich miesiącach życia przez firmę chcącą pozbawić jej prawa do mieszkania.
W bloku poświęconym stabilności zatrudnienia w Polsce pierwszy zabrał głos Jarosław Urbański z Inicjatywy Pracowniczej. Omówione zostały wady i zalety stabilności i elastyczności zatrudnienia. Urbański zauważył, że w Polsce mamy do czynienia z sytuacją, w której pracodawcy skutecznie dyktują warunki zatrudnienia a dominują umowy na czas określony. Zwrócił jednocześnie uwagę na złożoność walki o stabilność pracy, która to nie zawsze musi być korzystna dla pracowników.
Grzegorz Ilnicki z Konfederacji Pracy polemicznie do wystąpienia Urbańskiego wyjaśniał, dlaczego jedynie forma umowy o pracę na czas nieokreślony w obecnej sytuacji prawnej gwarantuje stabilność zatrudnienia. W przypadku takich umów pracodawcę obowiązuje 3 m/c okres wypowiedzenia oraz w przypadku zwolnienia konieczność podania konkretnej weryfikowalnej i zrozumiałej dla pracownika przyczyny. W obecnym ustawodawstwie pracodawcy unikają podpisywania umów dających osłonę prawną pracownikom wykorzystując niewiedzę zatrudnionych do naruszania ich interesów. Pomimo to, że w wielu sytuacjach charakter wykonywanej pracy implikuje podpisanie umowy o pracę pracodawcy proponują umowy śmieciowe. W takich sytuacjach w przypadku zwolnienia z pracy pracownik ma szansę ustalić w sądzie faktyczny stosunek pracy i żądać wypłaty należnych nadgodzin, pensji czy przywrócenia do pracy.
O zagrożeniach płynących z outsourcingu opowiedział Jarosław Niemiec ze Związku Zawodowego Górników w Polsce. Outsourcing sam w sobie nie jest złem, jeśli jest wykorzystywany zgodnie ze swoim przeznaczeniem jako jednorazowe lub okresowe świadczenie usług dla firmy, która, na co dzień trudni się działalnością odmienną niż ta, którą oferuje firma zewnętrzna. Problem w tym, że firmy ouotsourcingowe stają się w swojej działalności nieprzejrzyste i przenikają na rynku pracy coraz więcej przedsiębiorstw. Taka tendencja powoduje odpływ stabilnych etatów z firm na rzecz elastycznie świadczonych usług przez pracowników zatrudnianych w agencjach pracy tymczasowej. Aby zrozumieć skalę niebezpieczeństwa wystarczy zauważyć, że na 280 zarejestrowanych w Polsce firm outsourcingowych wartych 4 miliardy złotych, firmy te wykazują jedynie 100 tyś. zatrudnionych osób na umowę o pracę.
Karolina Montygierd (z Grupy Nic o Nas bez Nas) przedstawiła sytuację wolontariatu w Gdańsku. Opowiedziała jak wolontariat rozumiany kiedyś jako bezinteresowna pomoc bliźniemu zostaje przewartościowany w miejsce płatnych etatów, na których Gdańsk próbuje zaoszczędzić. I tak w ofercie wolontariatu znajdziemy prace biurowe w urzędzie miasta czy też przymusowe uczestnictwo uczniów szkół podstawowych w przeprowadzeniu próby przeciwpożarowej na nowopowstałej PGE Arenie.
W sytuacji, w której rząd dyskutuje o wprowadzeniu wynagrodzenia za staże i praktyki może warto byłoby także, przyjrzeć się działalności administracji i jej wpływowi na przemieszczanie się płatnych miejsc pracy w miejsce nieodpłatnej. Przy takiej ofercie rynku pracy młodzi ludzie są skazywani na brak perspektyw i uniki ze strony pracodawców zatrudnienia pracowników. Obecna sytuacja zachęca do nieustannej wymiany praktykantów i przepływu wolontariuszy przez miejsca dawniej zarezerwowane dla odpłatnej pracy.
W pierwszej fali kryzysu gospodarczego mieliśmy do czynienie z uspołecznieniem strat i prywatyzacją zysków czyżby kolejnym etapem miało być ucharytatywnienie płatnej pracy i prywatyzacja zysków?
Na koniec bloku o stabilności zatrudnienia Bartosz Kantorczyk z Inicjatywy pracowniczej omówił plusy i minusy związków zawodowych. Mówił między innymi o upolitycznieniu i zagubieniu interesów pracowniczych wśród dużych związków zawodowych oraz niezależności małych związków okupionej ciężarem istnienia ciągłego konfliktu miedzy związkowcami a pracodawcą. Następnie omówił ryzyko nagłaśniania medialnego sporów między pracownikiem a zakładem pracy. Podkreślał, ze ta strategia ma jedynie sens w sytuacji dużej pewności wygranej pracownika i poparcia ze strony związku w innym przypadku pracownik naraża się na utratę pracy, ostracyzm ze strony pracodawców i brak perspektywy zatrudnienia z powodu etykietki „związkowca i zadymiarza”.
W zdesubstancjalizowanej polityce nie będziemy mieli okazji usłyszeć, żadnej konkretniej propozycji na wskazane wyżej problemy. Najbliższe dni pokażą czy politycy w ogóle odważą się podjąć temat stabilności zatrudnienia i mieszkań w Polsce. Pewnie SLD i PIS-owi przyjdzie łatwiej składać w tej sprawie obietnice z uwagi na niewielkie szanse tych partii na wejście po wyborach do rządzącej koalicji. W Polsce jeszcze długo będziemy oglądać rozgrywki karteli politycznych w zamkniętym obiegu tych samych ludzi między tymi samymi partiami. Byłoby naprawdę beznadziejnie gdyby tak jak tego chcą politycy na tym się kończyło. Demokracja na szczęście to nie tylko oddanie, co cztery lata głosu na któregoś z polityków. Jest jeszcze polityka oddolna i społeczeństwo obywatelskie, które stawia opór organizuje się i jak pokazał Gdański Szczyt Społeczny również ze sobą dyskutuje.
Tematyka mieszkaniowa była niespodzianką dla ekipy CNN, która swój program planowała poświęcić głównie przygotowaniom do mistrzostw Europy w piłce nożnej (wczoraj filmowano m.in. stadion w Letnicy). My jednak postanowiliśmy zaprezentować światu koszty rzekomych „sukcesów” Gdańska w tej dziedzinie.
Jeśli miasto nie wycofa się z najbardziej kontrowersyjnych zapisów „reformy” mieszkaniowej, to podobne akcje promocyjne będziemy przeprowadzać przy każdej nadarzającej się okazji. Szczególnie przed i w trakcie EURO2012.
Skutki polityki zadłużania miasta dziś ponosić mają najemcy mieszkań komunalnych, ale prędzej czy później dotkną one nas wszystkich. Nasze miasto, na skutek megalomanii jego władz oraz pazerności krążących wokól nich biznesmenów coraz szybciej podąża ścieżką niekontrolowanego zadłużania się, której koniec jest zawsze taki sam – koszty spłaty gigantycznych zobowiązań ponosi społeczeństwo. Pierwsze objawy już widzimy w postaci coraz wyższych opłat, zamykania niedochodowych szkół, przymusowego przekształcania miejskich instytucji socjalnych w finansowane z grantów organizacje „pozarządowe”, czy obcinania funduszy na projekty społeczne kiedy brakuje kilkuset milionów na prowadzący do nikąd tunel. W miare powstawania kolejnych stadionów, hal sportowych, ECSów czy Teatrów Szekspirowskich zjawiska te będą się tylko nasilać.
Musimy już teraz głośno powiedzieć STOP takiej polityce, jeśli chcemy w Gdańsku uniknąć scenariusza greckiego, w którym wierzyciele przejmują publiczny majątek, bogacze uciekają z nagromadzonym kapitałem, a zwykłym ludziom każe się zaciskać pasa. Jeśli dziś pozwolimy władzom miasta ograbić naszą sąsiadkę-emerytkę z „komunałki” wyższym czynszem, to jutro ograbią i nas.
Dlatego w niedzielę 28 sierpnia wszyscy solidarnie przyjdźmy pod Złotą Bramę z garnkami i łyżkami. Niech ten marsz będzie największą do tej pory demonstracją niezadowolenia z polityki zadłużania miasta kosztem społeczeństwa. Niech dźwięk pustych garnków przypomni Adamowiczowi, że władza ma służyć mieszkańcom, a nie odwrotnie!
Zarówno w Czarnobylu jak i w Fukushimie władze bagatelizowały początkowo rozmiar katastrofy nie informując w pełni obywateli o zagrożeniu i i skali skażenia powstałego w wyniku awarii. Podobnie zachowują się władze w Polsce, które wmawiają teraz obywatelom, że w Fukushimie nic się nie stało, a wcześniej bez publicznej debaty podjęły arbitralną decyzja o budowie elektrowni nuklearnej. Podczas gdy kolejne kraje jak Włochy czy Niemcy po awarii w Fukushimie wycofują się z programu energetyki jądrowej, rząd w Polsce wciąż nieugięcie stoi na stanowisku, że jest to technologia bezpieczna i opłacalna. Tymczasem dyskusji publicznej czy analizy krytycznej projektu, jak nie było, tak nie ma, a jedyne z czym mamy do czynienia to finansowana przez rząd z publicznych pieniędzy proatomowa propaganda.
Dlatego zachęcamy do udziału w demonstracji w Gdańsku o godz 17 na placu przy kinie Krewetka wszystkich tych, którzy uważają, że energetyka jądrowa nie jest ani bezpieczna, ani ekologiczna, ani tania. Zapraszamy wszystkich tych, którzy sądzą, że inwestowanie w energetykę ze źródeł odnawialnych, zmodernizowanie linii przesyłowych
to alternatywy wobec kosztownych i niebezpiecznych planów budowy elektrowni jądrowej w Polsce.
RIOT NOW! OR NEVER
W poniedziałek koło południa wysłaliśmy do trójmiejskich mediów informację o organizowanej przez Grupę Inicjatywną “NIC O NAS BEZ NAS” serii spotkań informacyjnych w sprawie podwyżek czynszów. Trzy godziny później, Biuro Prasowe Urzędu Miasta Gdańska wystosowało oficjalny komunikat prasowy pt. “Akcja dez-informacja”, w którym rozpoczyna się słowami:
W związku z rozesłanym przez grupę inicjatywną zaproszeniem na cykl „Spotkań informacyjnych ws. podwyżek czynszów” raz jeszcze przypominamy, że grupa ta nie posiada pełnych i wyczerpujących informacji dotyczących wprowadzanych zmian i tym samym nie ma legitymacji do prowadzenia jakiejkolwiek kampanii informacyjnej.
W dalszej części tekstu (całość tutaj) przedstawiciele miasta zapewniają, że podwyżki wejdą w życie nie wcześniej niż w drugiej połowie roku i będą poprzedzone kilkumiesięczną kampanią informacyjną na temat “działań związanych z wprowadzeniem nowych regulacji polityki czynszowej dotyczącej lokali komunalnych”. Tłumacząc na polski: miasto w końcu poinformuje mieszkańców o podwyżkach czynszów. Tylko dlaczego każe czekać na taką informację już ponad rok od kiedy podwyżki zostały uchwalone przez Radę Miasta?
Próby wmawiania Gdańszczanom, że strona społeczna “nie posiada pełnych informacji” na temat podwyżek to kpiny porównywalne z zapewnieniami libijskiego dyktatora Kadaffiego, że prawdę o sytuacji w kraju pokazuje wyłącznie jego telewizja. Pełna informacja o nowych stawkach czynszów znajduje się w obowiązującym wieloletnim planie gospodarowania gminnym zasobem mieszkaniowym i nie jest żadną tajemnicą. Jedyne, co wnieść może planowana przez miasto kampania informacyjna, to owinięcie podwyżek w bawełnę zgodnie z zasadami “pijaru”, dzięki którym będą one łatwiejsze do przełknięcia dla niekumatych. Dlatego właśnie włodarze miasta są tak wściekli, że ktoś ich ubiega i zamiast medialnej propagandy podaje ludziom gołe fakty na temat tego, co ich czeka za sprawą “regulacji” Adamowicza i Lisickiego.
I tak jak kolejne kłamstwa dyktatorów tylko zwiększają gniew arabskiej ulicy, tak my spodziewamy się coraz większej frekwencji na naszych spotkaniach – najemcy lokali komunalnych to nie idioci i doskonale wiedzą, że skoro miasto tak desperacko próbuje zablokować informację o podwyżkach, to znaczy że będą one wyjątkowo drastyczne. Potwierdziło się to dziś w Nowym Porcie, gdzie rozpoczęliśmy naszą serię spotkań informacyjnych. Sala miejscowej Rady Osiedla z trudem pomieściła wszystkich mieszkańców przybyłych, aby dowiedzieć się prawdy o podwyżkach. A to dopiero początek.
Chodzą słuchy, że Paweł Adamowicz remontuje ulicę Słowackiego głównie po to, żeby w razie czego móc szybko ewakuować się na lotnisko. Póki co nie wiadomo, czy Arabia Saudyjska zgodzi się udzielić mu azylu politycznego.