PublicystykaSekcja FA Kraków

W Warszawie ulepili pierogi z rewolucyjnym farszem

Odzyskiwanie przestrzeni miejskiej nie jedno ma imię, a czasem ma nawet smak pierogów...

 

Trzy szklanki mąki pszennej, jedno jajko, szklanka letniej wody, sól dla pogłębienia smaku. Składniki należy ze sobą połączyć i odstawić na 20 min. w chłodne miejsce. To przepis na podstawowe ciasto do pierogów. Jak powszechnie wiadomo, całą magią tego prostego dania jest wnętrze. Rodzaj nadzienia podlega wyłącznie ograniczeniom wyobraźni samych twórców. Pierogi przyjmą do swego środka, praktycznie każdy produkt. Okazuje się, że może się tam również pomieścić całkiem sporo ideologii, buntu, protestu, wiary w lepsze jutro. Pierogi w odpowiedniej formie mogą się stać narzędziem manifestu i walki politycznej. Brzmi absurdalnie? Nic bardziej mylnego.                 

Tekst Wojciecha Kapieszuka i Magdaleny Dubrowskiej, Prasowy bar mleczny – najbarwniejszy protest 2011 opublikowany na łamach Gazety Wyborczej, opowiada historię warszawskiego baru mlecznego „Prasowy”, zaraz po jego zamknięciu. Lokal nie pozostawał jednak długo pusty. Kilka dni po wywieszeniu przez najemcę kartki „Likwidacja lokalu”, do środka weszła grupa młodych ludzi. Należy dodać, że w świetle prawa uczynili to nielegalnie. Niczym partyzanci Asłana Maschadowa, zajęli kuchnię i rozpoczęli wielkie gotowanie. Arsenał w postaci produktów spożywczych i garnków przynieśli ze sobą. Już po chwili prócz nich na miejscu pojawili się stali bywalcy „Prasowego” – przechodnie oraz miejscy urzędnicy i policjanci. Po dwóch godzinach „obywatelskiego” gotowania, policja zmusiła jednak wszystkich do wyjścia na zewnątrz. Tam otoczeni kordonem, zostali wylegitymowani. Nasuwa się pytanie, skąd zatem takie zamieszanie wokół zwykłej jadłodajni?

„Prasowy” był barem mlecznym mieszczącym się przy ulicy Marszałkowskiej przez pond 50 lat. Jak zaznaczają autorzy tekstu, był to jeden z ostatnich tego typu obiektów gastronomicznych w Warszawie. Jego klientelę stanowili głównie studenci i emeryci. Właściciel lokalu, którym jest miasto, podnosząc regularnie czynsze zmusił najemcę do zrezygnowania z działalności. Niby naturalna droga wolnego rynku. Szkody społeczne są jednak znacznie większe niżby chciało tego miasto.

Pierogowy protest miał zmusić urzędników i samych warszawiaków do debaty na temat planów rozwojowych miasta. Chciano nim zwrócić uwagę, że miasto dba wyłącznie o bogatszych mieszkańców. Ludzie ubożsi, którzy również mieszkają w centrum, są traktowani, jako gorszy element społeczeństwa. Jaki pożytek dla ludzi mieszkających w okolicy przyniesie kolejny bank lub kawiarnia (w której kawa kosztuje 15 zł)? Argumentem władz lokalnych jest plan urbanizacyjny, który ma przemienić Warszawę w europejską metropolię. To, co nie przystaje do tego obrazu powinno być usunięte na peryferie. Burmistrz dzielnicy, Wojciech Bartelski stwierdził, że warszawiacy zasługują na śródmieście o europejskich standardach. Ma być nowocześnie, a to, że drożej to już trudno.

„A co z ludźmi?”, zdają się krzyczeć naleśniki. „Gdzie w tym wszystkim zagubiono człowieka?” dopytuje surówka z marchewki. „Czy warszawiacy nie zasługują, żeby zwyczajnie mieszkać w swoim mieście?” oburzają się kluski leniwe. Czy nasze miasta muszą stać się odbiciem Londynu, Nowego Jorku czy Berlina? Co, jeżeli chcemy przejmować wzorce, które nie są dobrymi rozwiązaniami? Wmawia się nam, że schemat centrum jako dzielnicy luksusowej i finansowej jest czymś najwłaściwszym. Jeśli kogoś nie stać na nowe standardy, powinien się wyprowadzić. W tej całej taktyce, ubożsi traktowani są jak przedmioty, które można swobodnie przestawiać. Miasta będące niegdyś symbolem wolności i swobody, zaczęły wznosić bariery przed swoimi właścicielami. Kapitał stał się zaporą. Jest nowym i legalnym narzędziem wykluczenia. Nasza przestrzeń życiowa się kurczy. Sklepy zastępowane są bankami, a skwery parkingami. Władze wielu miast rozpoczęły politykę ich unowocześniania, nie patrząc na szkody, jakie wyrządzają tym swoim mieszkańcom. Rozwarstwienie społeczne rośnie. Tym samym ludzi, których stać na życie w luksusie metropolii jest coraz mniej. Komu ma zatem przysłużyć się polityka „europeizacji” centrów?

„Zjadłem pierogi z soczewicą. To cała moja wywrotowa działalność na dzisiaj” powiedział młody człowiek do kamery. Za jego plecami policjanci z oddziału prewencji czekali na podjęcie interwencji przeciw ludziom broniącym taniego pożywiania. Kilka miesięcy wcześniej mieszkańcy Łodzi bronili własnymi ciałami małego zieleńca przed blokiem. Chcieli drzew, nie betonu. Dzięki interwencji policji, ponieśli porażkę. W tym wszystkim w głowie brzmią mi słowa wspomnianego już burmistrza Bartelskiego. Jego wpis na Facebooku głosił: „Cecha szczególna: nie posiadam wrażliwości społecznej. Ale skoro wszyscy dookoła są jej pełni, to mała strata…”.

I na zakończenie jeszcze jeden przepis. Pusta, szklana butelka (pojemność ok. 0,5 litra). Napełniamy ją w 2/3 benzyną. 1/3 stanowić zaś powinny płatki mydlane i wiórki styropianowe. Zatykamy ją szmatką (najlepiej bawełnianą). Gotowy produkt powinien być bardziej niestrawny dla antyspołecznej władzy niż pierogi.

 

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *