Nie pamiętam czy było ciepło, czy już pierwsze chłody zbliżającej się jesieni dawały o sobie znać. Lato dobiegało końca, był 1 września 2011 roku. Byłem wówczas na życiowym zakręcie. Moje osobiste problemy, choroba matki i kłopoty mieszkaniowe zajmowały mi wszystkie myśli. Tego czwartkowego popołudnia postanowiłem jednak nie zamykać się w świecie swoich spraw i wyjść do ludzi. Poszedłem na pikietę pod siedzibę Prokuratury Generalnej. Mieściła się ona wówczas przy ulicy Barskiej, za halą Kopińską na warszawskiej Ochocie. Pikieta lokatorska zorganizowana przez WSL oraz KOL miała przypomnieć sprawę Jolanty Brzeskiej. Jolanta Brzeska (1947-2011) była działaczką lokatorską, współzałożycielką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, które dziś nosi jej imię. 1 marca 2011 roku została żywcem spalona w Lesie Kabackim. Śledztwo prowadzone w sprawie okoliczności śmierci Brzeskiej prowadzone przez mokotowską prokuraturę zmierzało w złym kierunku. Początkowo trzymano się tezy o samobójstwie działaczki. Członkowie warszawskiego ruchu lokatorskiego domagali się 1 września przeniesienia sprawy z prokuratury mokotowskiej do Generalnej. Istniały podejrzenia, że celem prokuratury będzie szybkie umorzenie śledztwa i niewykrycie sprawców. W tamtej pikiecie, pół roku po bestialskim zabójstwie Jolanty Brzeskiej, byli obecni członkowie WSL-u, którzy ją znali. W taki sposób poznałem Piotra Ciszewskiego, Andrzeja Smosarskiego, Wandę Pradzioch, Janusza i Bożenę Baranków oraz Ewę Andruszkiewicz. Przez następne trzy lata miałem z nimi sporadyczny kontakt. Moje przystąpienie do WSL-u w 2014 roku dało mi możliwość poznania ich bliżej. Ewę poznałem tak na dobre przy okazji pikiety lokatorskiej przed Pałacem Prezydenckim 3 października 2015 roku. Pikieta była częścią Międzynarodowego Dnia Lokatora. Wśród uczestników pikiety opowiadających o swoich lokatorskich historiach była także Ewa. Wtedy pierwszy raz usłyszałem dokładnie jej historię.
film prezentujący historię Ewy Andruszkiewicz
Ewa działa WSL-u od 2008 roku, kiedy jej problemy z dwoma panami M. zwiodły ją pod adres Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska. Aktywność Ewy w stowarzyszeniu musiała ulec ograniczeniu przez przymusową wyprowadzkę z kamienicy przy Dąbrowskiego 18 na warszawskim Mokotowie. Na szczęście dla Ewy miała domek letniskowy w Wildze pod Garwolinem, w którym mogła od biedy zamieszkać. Pisząc na szczęście mam świadomość tego, że dla niej to nie było do końca szczęściem. Oczywiście nie wylądowała na ulicy, ale to nie był koniec jej kłopotów. Do dziś musi się mierzyć z tym wszystkim, co wynika z reprywatyzacji kamienicy przy Dąbrowskiego. Od lat żyje w strachu czy komornik działający w imieniu następców prawnych „spadkobiercy” kamienicy nie zajmie jej jedynego miejsca, gdzie mogła urządzić sobie na nowo życie w zupełnie nowych okolicznościach przyrody. Ewa konsekwentnie stawia się
przeciwnościom losu i angażuje w walkę z brutalnym przejmowaniem stołecznych kamienic przez rzekomych potomków przedwojennych właścicieli, którzy w 1939 r. mieli więcej długów niż warte były sterty gruzów w 1945 r., gdy Bierut wydawał słynny dekret warszawski. Między 2017 a 2018 rokiem była członkiem Rady Społecznej przy sejmowej Komisji ds. Reprywatyzacji. Kiedy odeszła z niej w aurze niesprawiedliwych oskarżeń i podejrzeń wysuwanych przez niektórych członków rady, postanowiła wrócić do działalności w WSL-u. Od zeszłego roku prowadzi bloga „Afera Reprywatyzacyjna według Ewy Andruszkiewicz”, a w każdą środę można ją spotkać na dyżurze prawnym w bibliotece skłotu Syrena, gdzie nie tylko udziela porad, ale przede wszystkim stara się swym wrodzonym optymizmem i wolą walki zarażać innych zreprywatyzowanych warszawiaków, by stawiali opór beneficjentom reprywatyzacji.
Tydzień po tygodniu Ewa opisuje ciąg dalszy reprywatyzacji, przypadki towarzyszące temu haniebnemu procederowi, który dobrze określił inny działacz lokatorski, Antoni Wiersztort, obecnie członek poznańskiego kolektywu „Rozbrat”, że była to największa kradzież w powojennej Warszawie. Ewa nie daruje nikomu krytycznych sądów, i nie ma dla niej znaczenia czy to jest osoba z takiej czy innej opcji politycznej. Obraz reprywatyzacji jaki wyłania się z tekstów Ewy na blogu nie napawa optymizmem. Zwłaszcza po skazaniu Janka Śpiewaka przez sąd 13 grudnia 2019 roku w sprawie o rzekome zniesławienie córki byłego ministra sprawiedliwości, pana mecenasa Ćwiąkalskiego. Bo to według Ewy nie tylko próba zamknięcia ust aktywiście miejskiemu, który demaskuje patologie reprywatyzacyjne. Ten wyrok razem z wyrokami Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, uchylającymi decyzje Komisji Weryfikacyjnej, to wyraźny komunikat – wara od środowiska prawniczego, które stało za przejmowaniem nieruchomości. To jest kolejna próba zbagatelizowania przestępczych działań kolesiostwa w togach w ramach solidarności zawodowej. Te zdarzenia bulwersujące opinię publiczną Ewa opisuje jako dalszy ciąg zdarzeń wokół warszawskiej reprywatyzacji. Nie ma wątpliwości co do tego, że nagłośnienie afery sprawiło zatrzymanie na pewien czas tego procederu. Tylko kiedy sprawa ucichnie, znowu rozpocznie się ta wielka pardubicka do przejmowania kolejnych stołecznych kamienic. Będą kolejne ofiary, szykany i eksmisje. Dlatego Ewa musi nadal prowadzić swojego bloga, poruszać w nim wszystkie aspekty tej afery. Bo dopóki nie zostanie rozliczona do ostatniej złotówki złodziejska reprywatyzacja, musi być o niej głośno!