11 lat wolności czy ukryta niewola?
Jedną z najgłośniejszych spraw w podobno „wolnej Polsce” w latach 90. było skazanie i uwięzienie Romana Gałuszki w 1992 r., który powoływał się na religię katolicką, wraz z piątym przykazaniem, podając to jako powód, który nie pozwala mu na służbę w wojsku. Komisja jednak odrzuciła jego podanie. Sąd, do którego się odwołał, potwierdził niestety zdanie komisji, twierdząc, że „wiara rzymskokatolicka nie zabrania służby w wojsku”. Roman został skazany na półtora roku bezwzględnego więzienia. Przez kraj przetoczyła się fala protestów, ale i tak musiał odsiedzieć pełny wyrok. Ówczesny prezydent Lech Wałęsa nie zgodził się na jego ułaskawienie, ale w tym samym czasie ułaskawił np. słynnego gangstera „Słowika”. To najbardziej spektakularny i smutny dowód na idiotyzm komisji orzekających o „postawie moralnej obywatela”.
A jeżeli ktoś ma wątpliwości, czy obecna władza (nie rozróżniając PO od PiS) zapomniała o swojej represyjnej funkcji, wystarczy przywołać niedawną wypowiedź prof. Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego: „Jeśli chcemy utrzymać kwalifikację (wojskową – przyp. red.) w dotychczasowym kształcie, to musimy zadbać o to, aby ściganie za uchylanie się od często jedynego obowiązku wobec ojczyzny było bardziej skuteczne”.
Statystyki samobójstw i wypadków śmiertelnych wśród żołnierzy były zawsze jednymi z najbardziej ukrywanych liczb. W latach 90. w Polsce rocznie z powodu śmierci samobójczej ginęło około 40-50 żołnierzy, po skróceniu czasu trwania służby wojskowej i uzawodowieniu wojska liczby te malały, ale dane dotyczące wypadków śmiertelnych na poligonach i w czasie służby o wiele trudniej przedostawały się do opinii publicznej. Dziś te dane są bardziej dostępne, ale i bardziej wymowne: np. w wojsku USA więcej żołnierzy ginie od śmierci samobójczej niż w trakcie służby na misjach. Jeszcze więcej samobójstw, bo aż kilka tysięcy rocznie, odnotowywanych jest wśród żołnierzy, którzy zakończyli służbę. Podobnie jest niestety u naszych wschodnich sąsiadów – podawane są dane, że co tydzień w Donbasie 2-3 żołnierzy popełnia samobójstwo w wojsku ukraińskim. Trudno jednak podać liczby dotyczące tych, którzy odebrali sobie życie po zakończeniu służby. Wojsko zabija więc nie tylko na wojnie.
Wydawałoby się, że żyjemy w czasach pokoju, ale czy na pewno? Od 30 lat, czyli od czasu przemian ustrojowych, polskie wojsko uczestniczyło w wielu misjach zagranicznych, w czasie których zginęło 74 naszych żołnierzy. Najbardziej spektakularne misje to pomoc w amerykańskiej inwazji w Iraku (która kosztowała nas około miliarda złotych), zaś misja w Afganistanie kosztowała już blisko 6 miliardów złotych.
Rząd nie zaniechał militaryzacji naszego kraju, szukając dodatkowych narzędzi na zwiększenie swego potencjału mundurowego. Od prawie 10 lat funkcjonuje formacja zwana Narodowymi Siłami Rezerwowymi, będąca ochotniczą, kontraktową formacją, liczącą kilkanaście tysięcy mundurowych. Kolejną ochotniczą strukturą wojskową stały się Wojska Obrony Terytorialnej, powołane do życia przez obecny rząd. W tej formacji pod koniec 2018 roku służyło prawie 15 tysięcy żołnierzy. Obydwie formacje mają za zadanie także pomagać w przypadku choćby klęsk żywiołowych, ale nie ma co ukrywać, że ich podstawowym zadaniem jest wspomaganie polityki rządu, jego wizji obronności i bezpieczeństwa państwa (a nie bezpieczeństwa obywateli).
Wisienką na torcie militaryzacji polityki było użycie w zeszłym roku Żandarmerii Wojskowej jako ochrony po części prywatnego wydarzenia, jakim był Marsz Niepodległości, mocno kontrowersyjna impreza organizowana rokrocznie w Warszawie z udziałem wielu jawnie faszyzujących ugrupowań.
Czemu wojsko jest tak kluczową dziedziną władzy dla wszystkich rządów? Wystarczy spojrzeć na polską historię, odkrywając wszystkie polityczne i krwawe zarazem zagrania przy użyciu armii, zaczynając od Poznania ’56, przez Czechy ’68, Wybrzeże ’70, stan wojenny, sięgając aż do niedawnych międzynarodowych misji, wątpliwych w kontekście polskiej polityki, czyli do Iraku i Afganistanu. Ale najsmutniejszym podsumowaniem jest to, co powiedział mi kolega z pracy, Ukrainiec, na moje pytanie o wojnę w Donbasie, w której uczestniczył na szczęście tylko jako kucharz: „To nie wojna, a na pewno nie nasza. To polityka”.
Nie musimy być pacyfistami, by sprzeciwiać się istnieniu armii na usługach rządu. Wystarczy, że uznamy, iż człowiek jest ważniejszy niż polityka.