Publicystyka

Most III Rzeczypospolitej

„Niemcy to mieli łeb do kolei. A Polacy to zawsze coś zniszczą! Ja tam panie nie wierzę w te spiski żydowskie i masońskie, a prosty ze mnie człowiek. Wiem, że to polscy urzędnicy zniszczyli nam PKP. Ja nie kupiłem tych bajek „Solidarności”, że będzie jak na Zachodzie. Bo jakby było jak na Zachodzie, to pociągi dalej do Lwówka by kursowały” – powiedział mi pewien starszy pan, który czekał na pociąg osobowy do Legnicy na stacji Wrocław Główny. Ja czekałem na swój w kierunku Kłodzka. Stamtąd, jak mi mówił, miał autobus PKS Legnica do Lwówka Śląskiego. Chociaż jeździły wówczas pociągi do tego dolnośląskiego miasta w kierunku do Jeleniej Góry, Bolesławca i Legnicy, to liczba kursów była skandalicznie mała, a czas podróży był długi. Do Jeleniej Góry pociąg Kolei Dolnośląskich jechał godzinę i piętnaście minut! Rozkład jazdy 2009/2010 był typowym dla polskich kolei rozkładem nędzy i rozpaczy na liniach regionalnych (a szczególnie niezelektryfikowanych) zarządzanych przez PKP „PLK”. Stan techniczny linii 283 od lat się pogarszał. Towarzyszyło temu ograniczenie prędkości, co przy małej liczbie kursów czyniło podróż do i ze Lwówka oraz innych miejscowości oraz wsi nieatrakcyjną dla podróżnych. Nie pomogło przejęcie od przechodzących kolejne przekształcenie Przewozów Regionalnych połączeń na tej linii przez Koleje Dolnośląskie.

„Kiedy Koleje Dolnośląskie zaczynały jeździć na tej linii, dopuszczalna prędkość wynosiła pięćdziesiąt na godzinę, rok później czterdzieści, w 2014 roku zrobili trzydzieści. Tyle to ja rowerem jadę, jak się rozpędzę. Ale dalej jeździliśmy. A chodziło o to, żebyśmy przestali. Obniżono więc na całej linii prędkość do dwudziestu na godzinę. To się oczywiście robi, lecz na konkretnych odcinkach, na których są w gorszym stanie. A jak na całej linii obniżamy naraz, to jest zabieg oderwany od rzeczywistości. Poddaliśmy się po obniżeniu prędkości do dziesięciu na godzinę” – mówi Piotr Rachwalski, prezes Kolei Dolnośląskich. Wypowiedź Rachwalskiego pochodzi z książki „Nie zdążę” autorstwa Olgi Gitkiewicz. Życie dopisało do tej książki kolejny rozdział – most kolejowy nad Jeziorom Pilchowickim. To właśnie Piotr Rachwalski ujawnił plany wysadzenia mostu. Producenci Mission Impossible 7 postanowili unicestwić pilchowicki most kolejowy. Spór, jaki rozgorzał wokół mostu i perspektywy jego wysadzenia przez Toma Cruise’a jest powszechnie znany. Nie będę go czytelnikowi dokładnie opisywał. Skoncentruję się na tym, czego symbolem jest ten most i czego dowodzi ten spór. Most kolejowy nad Jeziorem Pilchowickim jest zabytkiem, czy to się ignorantom z Warszawy podoba, czy nie. Jest także częścią istniejącej nadal linii kolejowej, która ma w przyszłości być przejęta przez samorząd dolnośląski. Planowany jest remont linii 283 i przywrócenie tam połączeń kolejowych. Mają wrócić połączenia z Legnicy i Bolesławca do Jeleniej Góry. Warto dodać, że z przejęcia linii skorzystaliby także mieszkańcy Złotoryi i Jerzmanic Zdroju. Oni nie mają już połączeń kolejowych od 1997 roku! Wysadzenie mostu przez hollywoodzkich producentów odłożyło szanse na reaktywacje połączeń na lata. Nie wiadomo czy naprawdę chcą pokryć koszty odbudowy mostu. Nie ma to znaczenia przy stratach jakie poniosłaby lokalna społeczność. Od lat doskwiera im brak transportu publicznego. Z radością powitali obietnicę powrotu połączeń kolejowych do Doliny Bobru, jaką złożył prezydent Andrzej Duda mieszkańcom Złotoryi podczas wiecu wyborczego w czerwcu tego roku. Chociaż wiedział, że to od niego nie zależy. Starał się o drugą kadencje, więc sypał na wiecach obietnicami jak z rękawa aby zdobyć jak największą ilość głosów.

Temu, co mówił prezydent w Złotoryi przeczy postawa wiceministra kultury Pawła Lewandowskiego. Urzędnik przyznaje publicznie po czyjej jest stronie w sporze o most, mówiąc otwarcie: „Ja bym się nie fiksował, że to jest zabytek. Nie każda stara rzecz jest zabytkiem”. Żenująca wypowiedź polityka Zjednoczonej Prawicy oddaje stan umysłu klasy rządzącej. Dla pana wiceministra lepiej jest wysadzić zabytkowy most niż go zachować. Ceną tego może być pogrzebanie szansy na powrót pociągów do wykluczonego transportowo regionu. Zysk z tego to wątpliwy zaszczyt goszczenia hollywoodzkiej gwiazdy i „promocja” kraju na świecie. Sprawa mostu w Pilchowicach dobitnie pokazuje czym jest nasze państwo i co stanowi jego sens od 1989 roku. Nierówne relacje pomiędzy Polską a Stanami Zjednoczonymi, korupcja na styku biznesu i polityki, brak zainteresowania sprawami lokalnych społeczności charakteryzują ostatnie trzy dekady naszej rzeczywistości.

Nie można żyć w mieście czy regionie odciętym od reszty kraju brakiem transportu publicznego. Właśnie z powodu m.in. wykluczenia transportowego młodzi uciekają ze wsi i małych miast do większych aglomeracji. Pozornie wydaje się, że obecna władza rozumie sens powrotu połączeń kolejowych czy autobusowych. Podkreśla znaczenie kolei w życiu lokalnych społeczeństw. Jest tylko jedno „ale”. PiS jest w sferze ekonomicznej liberalne jak PO. Dla nich samochód powinien być jedynym środkiem transportu na prowincji. Jak ktoś go nie posiada, to powinien drałować na piechotę do szkoły, do lekarza czy po zakupy. Rządzący używają cynicznie programu Kolei Plus+ jako kolejnej pałki na samorządy. Finansowaniem projektów mających doprowadzić do reaktywacji połączeń kolejowych nie są zainteresowani w takim samym stopniu jak samorządy. Przerzucenie na ich barki reaktywacji połączeń autobusowych skończyło się klapą. Z koleją może być podobnie. Zresztą w większości gmin czy powiatów rządzą przedstawiciele PiS. Most w Pilchowicach jest symbolicznie mostem III RP, gdzie kumulują się wszystkie patologie i myślenie o roli państwa czy samorządu w życiu społecznym.

Robert
robs1980.blogspot.com

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *