Publicystyka

Winter is coming – tako rzecze i Kaczyński i Jaśkowiak

Oglądaliście Grę o Tron, a może daliście się teraz wciągnąć w intrygi Rodu Smoka? Nawet jeśli należycie do tej nielicznej mniejszości, która nie wpadła w sidła świata George R.R. Martina, to postaram się wam ją przybliżyć dla zrozumienia kontekstu.

Mamy więc świat wzorowany na europejskim średniowieczu. Wiele rodów i ich walka o przywództwo nad królestwami, zajęcie głównego żelaznego tronu, który gwarantuje władzę nad wszystkimi lennikami. Walka o władzę jest brutalna, bohaterowie niezależnie od tytułów, płci czy wieku są narażeni na śmierć, jest więc krew, przekleństwa, sex i intrygi pałacowe. Do tego trochę magi, smoki, różne wierzenia i przepowiednia o bliżej nieokreślonym niebezpieczeństwie, wielkim i groźnym, które ma przyjść razem z długą zimą. Motyw ostrzeżeń o nadchodzącej zimie szczególnie mocno powtarza się w Grze o Tron – winter is coming.

 

Ten okrutny świat, gdzie władza absolutna korumpuje w sposób absolutny, a najważniejszą rolę pełni krew i związane z nią pochodzenie, dające prawo do sukcesji w walce o władzę, zafascynował miliony. Nie chcę jednak pisać o fenomenie książek fantasy czy sukcesie seriali. Chcę wykazać jak bardzo, taka absolutna forma władzy zafascynowała nam współczesną klasę polityczną. To marzenie o pełni władzy musi być dla polityków istnym afrodyzjakiem w epoce gdzie ponadnarodowy kapitał, globalne i społecznościowe media, kursy akcji, układy międzynarodowe i inne czynniki rozpraszają realną władzę, utrudniają nawet wskazanie kto faktycznie dziś pełni rolę supermocarstwa, skoro te dawne mogą być kierowane nawet przez celebrytę słynącego ze swoich wpisów na Twitterze, a nie politycznych osiągnięć.

Trwamy w kryzysie, poczynając od pandemii, po galopującą inflację, przez wojnę w Ukrainie, by wspomnieć tylko o tych najczęściej przywoływanych kryzysach. Ten niestabilny czas jeszcze bardziej wzbudza nostalgię do władzy wszechmocnej, absolutnej potrafiącej przynieś rozwiązanie na czas kryzysu. A problemów jedynie dochodzi, tym związanym z nadchodzącą zimą jest problem z opałem. Najczęściej stosowanym źródłem zasilania ciepłem jest w Polsce spalanie węgla, którego mimo zapewnień władzy brakuje, a do tego jego ceny jedynie rosną, jest kłopot z dystrybucją. Władza niby rozumie, że – winter is coming – i nie może pozwolić by i ten kryzys został nierozwiązany.

Tak więc podaje się nam rozwiązania. Jednym z nich ma być kierowanie przez Jarosława Kaczyńskiego zalecenia sformułowanego na spotkaniu z mieszkańcami w Nowym Targu : „Trzeba w tej chwili palić wszystkim, poza oponami czy podobnymi szkodliwymi rzeczami, bo Polska musi być ogrzana”.

Na przeciwnym biegunie politycznym Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak za to zgłasza inną sugestię w duchu oszczędzania. Wspomina m.in. w kontekście ogrzewania „Rozmawiałem z szefami Veolii, która dostarcza ciepło do 60 proc. mieszkań w Poznaniu. Jasne jest, że te temperatury będzie trzeba obniżyć. Sygnalizowano mi, że będzie to 18 stopni” . Jednocześnie sam zaznacza, że “Ja taką temperaturę utrzymuję od wielu lat, a u siebie w gabinecie mam temperaturę na poziomie 16 stopni, co skutkuje tym, że wszyscy, którzy przychodzą relacjonować mi pewne rzeczy muszą to zrobić w miarę szybko, bo jest na tyle zimno, że muszą szybko wyjść”.

Oba te podejścia, rzekomo kierowane z jednej strony przez „szefa wszystkich szefów” partii rządzącej, czy raczej trzymając się martinowskiej koniunktury, przywódcę rodu rządzącego, a z drugiej przez opozycyjnego „pretendenta do żelaznego trony” czy prędzej „pomniejszego lorda” – z zasady są tożsame. Stanowią bowiem komunikat od władzy do nas prostaczków w obliczu kolejnego tym razem zimowego kryzysu. Władza niezależnie czy zasiada w „Winterfell” czy na „Żelaznym Tronie” usiłuje nam wmówić, że w kolejnym kryzysie jesteśmy „razem”.

I co z tego, że nikt nie będzie sprawdzał, czym pali się w „zamku” na Nowogrodzkiej, ani czy w „komnatach” Jaśkowiaka na pewno jest tylko 16 stopni. Nikt przecież prezesów czy prezydentów nie rozlicza z czasu pracy, ani nie może specjalnie ukarać za nie trzymanie się słownych deklaracji. Za to mieszkańcy mają znosić zimno bez względu na to, że to nie oni sabotowali wręcz budowę elektrowni w oparciu o odnawialne źródła energii, czy nie potrafili zadbać o dostawy węgla w sytuacji gdy jest on w kraju głównym paliwem dla ciepłowni. To nie mieszkańcy Królewskiej Przystani śpiewali pieśni o elektrowniach atomowych – pomijając zwrotki o ich horrendalnych kosztach, pozornej ekologiczności czy energetycznej niezależności. To nie prostaczkowie znad Wąskiego Morza łudzili wszystkich, że „węgla nie zabraknie”.

A jednak zgodnie z pradawnymi mitami na czas kryzysu prostaczkowie, rzekomo oczekują rządów prawych i sprawiedliwych, twardych władców. I władza wydaje się to rozumieć, może więc dlatego tak bardzo zieje arogancją, na przemian jednak pokazując czasem bardziej łaskawe oblicze. Istotne jest bowiem by my prostaczkowie, zaakceptowali reguły tej gry o tron czy też trony, byśmy jedynie lękliwie patrzyli na walki rodów i może czasem je dopingowali, ale absolutnie nie próbowali wpływać na zasady toczącej się batalii.

Mamy udawać, że w kryzysie będziemy dzielnie marznąć razem, i znosić wszelkie inne niedogodności. Pewnym optymizmem może napawać fakt, że próby „wspólnego” oszczędzania poprzez zakręcenie ciepłej wody w poznańskim magistracie, spotkały się z buntem i protestem urzędników. To co prawda skuteczny, ale drobny protest „na dworze’ ale przynajmniej pokazujący właściwy kierunek. W kryzysie nie stoimy bowiem razem z przedstawicielami władzy, poczynając od tej miejskiej, a kończąc na tej centralnej, czy nie zawsze formalnej pełnionej przez osoby o zasobniejszych portfelach i nieformalnych wpływach wynikających z ich zasobności. Władzy bardzo marzyłoby się takie nowe średniowiecze, może bez tej szczypty fantastyki z twórczości Martina, ale na pewno z tą olbrzymią i niekontrolowaną możliwością sprawowania rządów. Winter is coming – i nie przetrwamy jej, czekając na powieściowych wybawców czy wybrańców, bo rzeczywistość nie jest grą o tron, czy historią smoczych rodów nawet jeśli polityczni decydenci czasem w swej arogancji przypominają książkowych królów. Jedyny ratunek to zmiana zasad gry i brak zgody na mamienie nas, że w kryzysie jesteśmy razem, więc razem zaciśniemy pasy i zęby, żeby przetrwać. Władza co najwyżej zaciśnie nam pętle na szyi, lub skróci o głowy jeśli dalej będziemy przyzwalać na jej bezkarne trwanie.

Łukasz Weber

www.rozbrat.org

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *