Serwis Informacyjny - PolskaSekcja FA Poznań

Nokaut! Maciej Kopczyk kontra Volkswagen Poznań

8 listopada Maciej Kopczyk zwyciężył z Volkswagen Poznań (VWP). Sąd Okręgowy w Poznaniu orzekł prawomocnie, że VWP niesłusznie zwolnił Macieja w trybie dyscyplinarnym, zarzucając mu nieusprawiedliwioną nieobecność w pracy w dniu „odróbkowym” za zwolnienie chorobowe i zasądził odszkodowanie. „Odrabianie” L4 i innych usprawiedliwionych nieobecności jest niezgodne z prawem.

Dwa lata temu VW zwolnił wieloletniego pracownika firmy za odmowę takiego polecenia. Sprawę prowadzili Piotr Krzyżaniak i Marta Rozmysłowicz z biura prawnego naszego związku. Volkswagen reprezentowany był przez kancelarie prawną Littler.

Patryk Szynkowski: Maciej, czy mógłbyś wytłumaczyć swoją sprawę?

Maciej Kopczyk: Sprawa nie była skomplikowana. Byłem na zwolnieniu chorobowym. W tym czasie zakład miał dni wolne od pracy. Te dni wolne trzeba było w późniejszym czasie odrobić albo pokryć je własnym urlopem. Po tym czasie wróciłem po L4 i dowiedziałem się, że też muszę odrobić te dni, które spędziłem na chorobowym. Postawiłem sprawę twardo, nie zgodziłem się. Trzykrotnie spotykałem się z zarządem, próbując uzyskać jakichś wyjaśnień. Poprosiłem o pisemne wyjaśnienie, dlaczego mam odrabiać dni chorobowe. Nie uzyskałem niczego zadowalającego, w kółko te same regułki na temat wewnętrznych przepisów VW, że muszę przyjść, bo to i tamto. Ja nie muszę wszystkiego rozumieć, po prostu uważam, że jest to krzywdzące i nie zgodziłem się na to. Proces odrabiania, harmonogram dni „odbrókowych” mieliśmy w informacjach wewnętrznych naszej firmy. Zasięgnąłem opinii prawników, którzy potwierdzili moje przypuszczenia, że tak robić nie wolno. Postawiłem się. Nie przyszedłem do pracy w dzień odróbkowy, w sobotę. Zostałem za to zwolniony dyscyplinarnie, bez zachowania trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia. Byłem zatrudniony na stałe, pracowałem tam 5 lat. No i tak zaczęła się ta batalia z Volkswagenem.

PSz: Jak długo trwała ta batalia?

MK: Oj, dużo za długo. Ponad 2 lata. Ja byłem bez pracy, po prostu musiałem sobie jakoś radzić, na sprawy dojeżdżać. W rodzinie jakoś dawaliśmy sobie radę. Żona pracuje, ja łapałem jakieś prace dorywcze. Udało mi się ten okres przetrzymać. Aż do zwycięstwa.

PSz: Czy jesteś jedyną poszkodowaną osobą?

MK: Takich osób jak ja jest więcej. Po prostu nikt inny nie odważył się przeciwstawić. Osobiście znałem przynajmniej kilka osób, które też musiały odrabiać urlopy. Wszyscy po prostu poszli do pracy, na odróbki.

PSz: Co na temat odrabiania usprawiedliwionych nieobecności powiedziały związki zawodowe na zakładzie?

MK: Związki, do których ja należałem, no szkoda słów. Brak słów na te związki. Solidarność w ogóle mi nie pomogła, wręcz użyła słów takich zastraszających, typu „Jak długo tu pracujesz?”, „Czy zależy ci na tej pracy?”. No i żadnej pomocy od nich nie uzyskałem, żadnych wyjaśnień. Poprosiłem o wyjaśnienia na piśmie, dlaczego mam odrabiać dni chorobowe, też nic nie uzyskałem.

PSz: Czy zamierzasz teraz wrócić do pracy w Volkswagen?

MK: Nie. Nie chciałbym nawet. Na pewno nie w Volkswagenie.

PSz: Tłumaczyłeś mi wcześniej swoją sytuację z dojazdami i dlaczego szczególnie nie chciałeś odrabiać zwolnienia. Jak to wyglądało?

MK: Wynająłem mieszkanie we Wrześni i pracowałem tam cały tydzień. Do domu, do rodziny, gdzie mam żonę i córkę wracałem tylko na weekendy. Wytrzymałem tak 5 lat. Dla mnie każdy dzień z rodziną się liczył, był dla mnie bardzo ważny. Volkswagen chciał, żebym odrobił 5 dni usprawiedliwionych nieobecności. Próbowałem z nimi rozmawiać, oni poszli w zaparte i w końcu zwolnili mnie dyscyplinarnie…

PSz: A jak wyglądała twoja praca w Volkswagen, co robiłeś?

MK: Ja byłem na wykończeniu, na ZP8, jako mechanik zatrudniony, pracowałem tam 3 lata, później zostałem przeniesiony na Grand Californie. Grand California to są kampery crafter. Praca była tam ciekawa, rozwijająca. Niestety stosunki panujące tam nie były zadowalające. Ciągły pęd, gonitwa, dokładanie czynności. Ja się nie lubię spieszyć. Robota może być wykonana dokładnie, albo szybko. Pośpieszanie było dla mnie bardzo frustrujące. Później to złamanie prawa, żądanie odpracowania chorobowego, już przelało czarę goryczy. Uznałem, że muszę coś z tym zrobić. Zostałem sam, poznałem wiele osób tak samo pokrzywdzonych, które nie chciały się postawić. Dzisiaj wiem, że było warto. Nie możemy dać się zastraszyć.

PSz: Jak wyglądał ten pęd pracy?

MK: Przez 5 lat mojej pracy co jakiś czas dokładano mi czynności. Cały czas musieliśmy zmieścić coraz więcej pracy w ciągu 8 godzin. Najpierw dołożyli jedną czynność, potem drugą, trzecią… Biegaliśmy coraz szybciej, byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Mierzono nas ze stoperem w ręku, mimo bycia bardzo obciążonym to tylko dokładano nam pracy. Myślałem, że jeszcze trochę i do domu będę wracał na czworaka.

PSz: Czy w związku z większą ilością pracy otrzymaliście np. dłuższe przerwy?

MK: Nie, absolutnie. Mieliśmy wpisane, że trzeba robić wszystko w szybkim czasie i trzeba było robić. Tak przez całe moje 5 lat pracy. Podejrzewam, że taki proceder toczy się do dzisiaj.

PSz: Czyli normy rosną…

MK: Normy rosną, a wypłaty… no wypłaty też rosną, ale niewspółmiernie do tego. Też nie chodzi o to, żeby jechać do pracy i wracać na czworaka do domu. Praca nie służy do wykańczania się. Praca powinna też być wykonywana dokładnie.

PSz: Co byś chciał przekazać po wygranej sprawie swoim kolegom?

MK: No właśnie, chłopaki, walczcie, nie dajcie się, bo naprawdę warto. Jednak, no, trzeba, nawet jak nie dla siebie to dla przyszłych pokoleń, dla naszych dzieci, naszych wnuków. Jeśli czujemy, że gdzieś jest łamane prawo, jest coś źle, to, mimo że początkowo wydaje się, że stracimy, ale podsumowując wszystko i tak zyskamy, bo sam dzisiejszy wyrok jest dla mnie naprawdę ogromnym sukcesem, dla nas, dla związków. Także no, walczcie.

 

www.ozz.ip

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *