@-TAK Publicystyka Wyróżnione

Depresja i samobójstwa wśród dzieci i młodzieży Narastający problem i oddolne badanie populacyjne

Sobotni wieczór, godzina 22:10. Jako lekarz dyżurny oddziału pediatrycznego odbieram telefon. Widzę na słuchawce znajomy numer wewnętrzny. Znowu oddział ratunkowy: „Doktorze, mamy 15-latkę po spożyciu leków niewiadomej ilości, prosimy o konsultację”. Idę, schodzę, przechodzę przez tłum ludzi przy izbie przyjęć, słyszę, że ktoś płacze – tutaj to jest częste. Wchodzę na strefę segregacji triage. Widzę przestraszonego ojca stojącego nad dziewczynką, która leży bez kontaktu na jednym z łóżek za kotarą. Monitor pokazuje ciśnienie 90/50 mmHg, temp. 37,9 stopni, dźwięk pika niemiarowo, czyli częstość akcji serca nieregularna, oddech niemiarowy, powolny, saturacja na tlenie 94-95%, triage czerwony.

Pytam, co się stało.

Ojciec odpowiada, że znalazł ją w pokoju, jeszcze wtedy kontaktowała, obok było kilka otwartych opakowań i częściowo opróżnionych listków różnych leków, ale nie wie ile było zużytych przez nią. Czyli nie wie dokładnie, który lek i ile tabletek połknęła. Pytam ratowników: „Płukano żołądek?”. Odpowiedź: „Ojciec znalazł ją ponad dwie godziny temu, nie ma już sensu płukać, bo nic w żołądku nie będzie, tym bardziej, że ona od samego początku pobytu tutaj jest bez kontaktu”. Badam pacjentkę, świecę w źrenice, są szerokie i słabo reagują na światło latarki. Próba reakcji na ból – jęk i niezrozumiały bełkot. Blada jak ściana. Oglądam ręce – rzemyki, które po odwinięciu ujawniły stare blizny linijne. Ojciec przytakuje, że zna temat. Słyszę: „Ona tu nie jest po raz pierwszy, doktorze”. Odpowiadam: „Wiem, poznaję ją. U nas też już leżała”. Odsłaniamy brzuch – linijne, świeże cięcia. Mówię: „Ale tego wtedy nie było”. Ojciec robi wielkie oczy. Sprawdzamy pachwiny – głębokie cięcia, też świeże. Ojciec usiadł. Odchodzę na bok i pytam lekarki SOR-u: „Dzwoniliście do szpitala psychiatrycznego?”. Odpowiedź: „Tak, ale tam nikt jej nie przyjmie, bo nieletnia. Detoks jest przeładowany, bo jest sezon, poza tym są więźniowie z Z. na kuracji metadonowej. To nie jest miejsce dla dzieci. A ogólna psychiatria nie przyjmie jej ani teraz, ani później, bo nieletnia”. Pytam: „A co z oddziałem młodzieżowym w M.?”. Odpowiedź: „Dzwoniłam. Nie mają miejsca. Poza tym, najszybciej mogą przyjąć po 48 godzinach, kiedy się już odtruje i wyrówna metabolicznie. O ile nie zejdzie wcześniej”.

Patrzę na wyniki: wysoki poziom transaminaz, niski potas, wysoka kreatynina, to znaczy wątroba i nerki już odczuły zmianę biochemiczną we krwi, a może to od dawna tak już jest… Test narkotykowy dodatni na benzodiazepiny i barbiturany. Pytam: „A toksykologia?”. Odpowiedź: „Kazali pobrać krew na paracetamol i ewentualnie podać NAC. Bo wśród tych leków był jeszcze paracetamol. Zresztą nie wiadomo tak naprawdę jak dawno dziewczyna to wszystko wzięła i w jakiej ilości. A mówił ci tato o wódce?”. Odpowiadam: „Nie. To jeszcze alko?”. Odpowiedź: „Tak. Ponoć pół litra Krajowej, do połowy odpite. Przeniesiemy ją do was? Bo mamy tu mało miejsca, zwożą ludzi po wypadku. Dwie karetki stoją na podjeździe. Poza tym jest sobota wieczór. Po 23-ciej imprezy z miasta przenoszą się na SOR”. Odpowiadam: „No co ty, przecież ona się na OIOM kwalifikuje.

U nas po redukcji etatów nie ma personelu, żeby ją nadzorować ani teraz, ani kiedy już dojdzie do siebie. Jeśli dojdzie…”. Dyżurna z SOR-u mówi: „Szlak by to trafił, to już trzecia od początku miesiąca. A miesiąc się zaczął w ubiegłym tygodniu. To się kiedyś zdarzało, ale rzadko. A teraz?

Nie ma tygodnia, żeby coś podobnego się nie działo.

W zeszłym tygodniu koroner jechał do wisielca. Okazało się, że 16-latek. Też bywał u nas”. Pytam ojca: „Byliście z córką u psychologa?”. Odpowiedź: „Była sama, ale tylko dwa razy, potem powiedziała, że już nie chce. My z jej matką jesteśmy w trakcie rozwodu, poza tym ona jest teraz za granicą, nie mamy czasu na tą całą terapię rodzinną”. Pytam: „Leki jakieś dostała?”. Tato: „Antydepresyjne”. Pytam: „A te skąd wzięła?”. Odpowiedź: „Nie wiem. Paracetamol był w domu, a te pozostałe to skądś wzięła. Kiedyś mówiła, że to żaden problem, można zamówić w internecie i przyjdą do paczkomatu. Straszyła nas wtedy, że jak będzie chciała, to się zabije”. Mówię: „Wiem, to nie jest pierwszy raz. Nad tymi lekami nie ma żadnej kontroli. A jak wy zareagowaliście na to?”. Ojciec: „To furiatka. Ona tak często”. Mówię: „No to ma pan swoją furiatkę. Jakbyście jej w ten sposób nie traktowali, to może by nie doszło po raz kolejny do tego, co dziś tu mamy”.

Spoglądam na kroplówki, w których podawana jest NAC – N-acetylocysteina, odtrutka na przedawkowanie paracetamolu. Dziewczyna ma założony cewnik, którym spływa ciemny mocz. Ojciec mówi: „Z nią się zaczęło coś dziać wtedy, jak to drugie zdalne było. Zrobiła się wycofana, obwiniała się o różne rzeczy, przestała wychodzić i zaczęły się te cięcia. Wtedy też ja straciłem pracę, bo ustał ruch w interesie, zaczęły się problemy rodzinne. Żona zaczęła wyjeżdżać. Wiem, że teraz w szkole ona miała jakieś spięcia z koleżankami. Założyły jej fałszywy profil na Fb i zamieszczały tam kompromitujące zdjęcia i jakieś głupie teksty. Zgłaszałem to do wychowawcy, ale problem nie zniknął”. Wpisuję konsultację pediatryczną z zaleceniem pilnego leczenia w ramach oddziału intensywnej opieki medycznej. Pytam: „Dzwoniliście na OIOM?”. Pielęgniarka mówi: „Nikt tam nie odbiera. Jest jeden anestezjolog na cały szpital i teraz jest przy operacji na bloku, operują tego faceta, co z wypadku przywieźli”.

Wiem, że w ostatnich latach dyrektor pozbył się jednego anestezjologa, który zbyt mocno domagał się poprawy warunków leczenia pacjentów. Po prostu nie przedłużył mu umowy kontraktowej. Inna lekarka była chętna do pracy, ale ponieważ pracuje u „konkurencji”, czyli jeździ w karetkach wojewódzkiego pogotowia ratunkowego, to tutaj ma zamkniętą drogę do pracy. Dyrektor przenosi swoje ambicjonalne uprzedzenia na jakość i liczbę zatrudnianego personelu. Nie ma dyżurnego radiologa, a na cały szpital jest tylko jeden anestezjolog. Akurat zajęty. Już raz miałem taką sytuację, że reanimowałem dziecko razem z anestezjologiem, a w międzyczasie zadzwoniono z innego oddziału, że pacjent (starszy człowiek) zatrzymał się krążeniowo i oddechowo. Anestezjolog powiedział wtedy: „Trudno, ja tu reanimuję, przecież się nie rozdwoję”. Umarł starszy pan, umarło też dziecko. Czy kogoś z nich można było uratować? Jeśli były szanse, to kogo w pierwszej kolejności? To nie są dylematy medyczne, tylko etyczne. Przed takimi stawia nas pan dyrektor i coraz częściej cały ten chory system.

To samo jest teraz.

Dziewczyny po próbie samobójczej nie przyjmie psychiatria, detoks, toksykologia ani pediatria. Na SOR-ze nie może być długo, tym bardziej, że jest mało miejsc, a OIOM nie odbiera telefonu. Co robić? Liczyć godziny do rana? To dopiero początek nocy, a jutro kolejny dzień weekendu, potem cały nowy tydzień, który zapewne przyniesie kolejne problemy…

Rosnące wskaźniki depresji i prób samobójczych

Na przestrzeni minionych kilku lat, mniej więcej od czasu pandemii i związanego z nią okresu zdalnego nauczania, zarówno w szkołach, jak i środowiskach domowych, przychodniach, szpitalach itd. obserwuje się znaczny wzrost liczby przypadków depresji i prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży. W chwili obecnej nie wskazuje się jednoznacznie przyczyny, która za tym stoi, jednak kwestia ta przestaje dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę pandemię COVID-19 i związane z nią systemowe ograniczenia oraz zmiany w organizacji nauczania szkolnego, następnie wojnę w Ukrainie, ekonomiczne i społeczne skutki inflacji, emocjonalnie negatywny sposób prezentowania rzeczywistości przez media głównego nurtu, jak i wiele innych czynników wpływających destrukcyjnie na psychofizyczny stan dzieci.

Za rosnącymi wskaźnikami występowania depresji idą rosnące wskaźniki prób samobójczych i samobójstw dokonanych. Oczywiście ujawnianie ich w oficjalnych mediach nie leży w interesie osób decyzyjnych, bo być może okazałoby się, że sytuacja wymaga systemowej zmiany, na którą brakuje środków. W końcu lepiej kupować czołgi i helikoptery siejące śmierć i zniszczenie niż inwestować w zdrowie dzieci. A problem trwa, bo nie zniknie nawet wówczas, gdy zamiecie się go pod dywan.

Tu na dole najbardziej to widać. Przykładowo, w jednym z województw wschodniej Polski funkcjonuje tylko jeden mały oddział psychiatryczny dla dzieci i młodzieży, który z racji problemów kadrowych raz działa, a raz nie działa. Przebywa tam więcej pacjentów niż oddział ma miejsc (średnio około 1,5 pacjenta na 1 miejsce), codziennie podjeżdżają karetki z dziećmi po próbach samobójczych, które z powodu braku miejsc są odsyłane z izby przyjęć do leczenia w poradniach. Efekt? Nawet nie chcę myśleć jaki będzie…

Problem z depresją dzieci i młodzieży jest ponadto o tyle trudny, że choroba ta nie przebiega w sposób tak charakterystyczny, jak w populacji dorosłych, dlatego trudno jest ją zauważyć. Dzieci depresyjne mogą wcale nie wyglądać na smutne czy płaczliwe. Mogą być za to bardziej nerwowe, przejawiać zaburzenia zachowania, apetytu i snu, zgłaszać dolegliwości fizyczne (np.: ból brzucha, głowy itp.), jak i sięgać po używki. Same często nie są w stanie właściwie opisać swoich stanów i przeżyć, poza tym nie zdają sobie sprawy z ich chorobowego podłoża. Z kolei rodzice, opiekunowie czy wychowawcy mogą po prostu nie zauważać problemu lub mylić go z przejawami okresu dojrzewania lub innymi zjawiskami. Świadomość społeczna na temat depresji w tej grupie wiekowej jest dramatycznie mała, ponadto brakuje systemowych, skutecznych sposobów wczesnego wykrywania i przeciwdziałania jej.

Istotne zaburzenia u ponad jednej trzeciej dzieci

W związku z powyższym, na przełomie 2022 i 2023 roku, w jednym z powiatowych miast południowo-wschodniej Polski przeprowadzono populacyjne badanie dzieci szkół podstawowych, mające ocenić jakość, nasilenie i rozpowszechnienie objawów depresji, jak i ogólne ryzyko występowania zaburzeń depresyjnych w tej grupie wiekowej. Badanie było prowadzone w oparciu o standardową metodę naukową, zaś zorganizowane z inicjatywy oddolnej, z zachowaniem wymogów formalnych, za zgodą rodziców/opiekunów, pracowników szkół, jak i samych dzieci, po uzyskaniu odpowiednich uprawnień badawczych oraz pozytywnej opinii komisji bioetycznej. Po przeprowadzeniu akcji informującej o badaniu, jego założeniach, planowanym przebiegu i celu, uzyskano zgody na przebadanie 44% populacji dzieci szkolnych. Badanie podzielone było na trzy etapy: przesiewowy (I), szczegółowy (II) i uzupełniający (III). W etapach: II i III stan każdego z dzieci był oceniany również z perspektywy osób dorosłych (rodzice/opiekunowie oraz nauczyciele). Udział w badaniu był całkowicie nieodpłatny, zaś wszelkie koszty z nim związane (certyfikacja, materiały itp.) zostały pokryte przez badacza.

Okazało się, że ponad jedna trzecia dzieci wykazuje istotne zaburzenia emocjonalne i/lub zaburzenia funkcjonowania, które wymagają kontroli psychologicznej, zaś około 11% badanej populacji kwalifikuje się do pilnej konsultacji i prawdopodobnie leczenia psychiatrycznego w związku z wysokim ryzykiem lub podejrzeniem istotnie nasilonej depresji. Wynik badania każdego z dzieci był omawiany indywidualnie z rodzicem/opiekunem. Wraz z pisemnym wynikiem przekazywano pisemnie zalecenia odnośnie dalszego postępowania. Wszystkie dzieci, u których ujawnił się problem, zostały przekierowane do odpowiedniej poradni, część z nich również na oddział pediatryczny w celu rozszerzenia procesu diagnostycznego. Wyniki populacyjne pochodzące z badania zostały przekazane do formalnego opracowania statystycznego, celem opublikowania ich w pracy naukowej. Tym samym, nasilony problem depresyjności dzieci i młodzieży ma nie być już tylko przedmiotem subiektywnych obserwacji, ale zostanie ujęty i przedstawiony w zobiektywizowanej formie, popartej populacyjnymi danymi badawczymi.

Depresja dzieci i młodzieży to nie pierwszy i nie jedyny problem medyczny i społeczny, wobec którego państwo nie spełnia roli, do jakiej pretenduje. Okazuje się, że osoby decyzyjne na poziomie zarówno centralnym, jak i samorządowym nie są ani kompetentne ani zaangażowane na tyle, by skutecznie przeciwdziałać temu zjawisku, zwłaszcza wówczas, gdy zajmują się kampanią wyborczą, wydawaniem publicznych środków na zbrojenia, pozyskiwaniem funduszy na budowę parkingów przy kościołach albo dofinansowywaniem nacjonalistycznych inicjatyw. Wynika stąd kolejne masowo-negatywne zjawisko, z którym przychodzi nam radzić sobie oddolnie, do czego zachęcam i namawiam zarówno z perspektywy medycznej, jak i anarchistycznej.

Z.

@TAK nr 19

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *