Kosmos 2025 – podbój i zawłaszczenie
Wyrwanie się z pola grawitacyjnego Ziemi sprawia nie lada problem i wiążę się z dużymi kosztami. Jednak mówi się i pisze coraz częściej o nowym wyścigu w podboju kosmosu. Do rywalizacji o zasoby z Księżyca i asteroid staje wiele państw, w tym przede wszystkim USA i Chiny, a także prywatne korporacje. Rosja wydaje się tracić na znaczeniu, choć kiedyś była liderem lotów w przestrzeń kosmiczną.
W lutym tego roku wraz z kilkoma osobami z Federacji Anarchistycznej uczestniczyliśmy na spotkaniu mieszkańców osiedla Maltańskiego w Poznaniu. Był niedzielny wieczór. Czekaliśmy na rozpoczęcie zebrania. Oględnie mówiąc, Osiedle Maltańskie nie jest dobrze oświetlone. Wokoło panowała ciemność, a sztuczne światło nie przysłaniało nam bezchmurnego nieba. Spojrzeliśmy w górę i ujrzeliśmy poruszające się w idealnym rzędzie świecące punkty. „Starlink” – powiedział ktoś. Przyznam, że widząc to nad swoją głową, poczułem raczej wewnętrzny niepokój niż fascynacje.
Walka o opanowanie przestrzeni na wysokości ponad 80-100 km – niemal bowiem zgodny, gdzie dokładnie kończy się atmosfera ziemska, a zaczyna kosmos – rozpoczęła się jeszcze w latach II wojny światowej. Wtedy to hitlerowskie Niemcy skonstruowały pierwszą broń rakietową V-2. Była to broń nowatorska. Mogła osiągnąć niewiarygodną jak na ówczesne czasy szybkość, wzbić się wysoko w niebo, aby następnie z zaskoczenia spaść i siać zniszczenie na ziemi.
Problem stanowiło jednak to, że rakiety V-2 były jeszcze bardzo niedokładne, a zatem ich zastosowanie miało ograniczony charakter. Mogły ewentualnie zostać wycelowane w duże miasta, wówczas była pewność, że nie chybią. Wykorzystywano je zatem do terroryzowania cywilów. Nie mogły się one jeszcze równać z innym wynalazkiem: ze stosowanymi przez aliantów nalotami dywanowymi, takimi jak na Hamburg, Drezno, czy Tokio. Bombardowania te pochłonęły życie setek tysięcy cywilów.
Hitler nie zdołał przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść dzięki cudownej rakietowej broni. Po pokonaniu nazistów, zarówno Amerykanie, jak i Rosjanie rozpoczęli natomiast polowanie na niemieckich naukowców, aby móc skorzystać z ich wiedzy dotyczącej nowej technologii.
Bajkonur kontra Canaveral
W zimnowojennym podboju kosmosu przewagę najpierw uzyskała Moskwa, wysyłając w przestworza pierwszy sputnik (w 1957 roku), a następnie pierwszego człowieka – Jurija Gagarina (w 1961 roku). Przez lata 60. XX wieku Amerykanie jednak przyspieszyli i wyprzedzili ZSRR w wyścigu na Księżyc, wysyłając tam w 1969 roku pierwszą załogę.
Jednak program lotów na Księżyc dość szybko zamknięto, bo już w 1972 roku. Okazał się on niewiarygodnie kosztowny. O zbudowaniu stacji kosmicznej na Srebrnym Globie takiej, jaką mogliśmy zobaczyć w brytyjskim serialu telewizyjnym science-fiction pod tytułem „Kosmos 1999”, wyświetlanym w Polsce w drugiej połowie lat 70., można było tylko pomarzyć. Tym bardziej loty w kierunku odległych gwiazd okazały się mrzonką. Kosmos poraża swoją pustką i trudnymi do pokonania dystansami. De facto był i pozostał przestrzenią radykalnie różną od świata ziemskiego. W kosmosie ludzkie organizmy tylko z trudem można utrzymać przy życiu, co wymaga zaawansowanej technologii.
W latach 80. „wojny gwiezdne” nie miały zatem nic wspólnego z międzygalaktycznymi ekspedycjami na wzór tych z filmów Georga Lukasa, ale ograniczały się do planów niszczenia satelitów, krążących na względnie niskich orbitach wokół naszego globu i atakowania nadlatujących rakiet balistycznych. Satelity zaczęły odgrywać dużą rolę szpiegowską i w nakierowaniu nuklearnych pocisków na wrogie cele. Unieszkodliwienie ich oznaczało możliwość uderzenia z zaskoczenia i zniszczenie przy użyciu broni atomowej przeciwnika na Ziemi – oraz przy okazji prawdopodobnie całe życie na naszej planecie.
Od wysłania w przestrzeń pierwszego sputnika w 1957 roku do zakończenia „zimnej wojny” czyli do 1990 roku, zdecydowana większość startów rakiet kosmicznych miała miejsce w ZSRR, choć ustalenie dokładnych liczb nie jest łatwe. Jeszcze w 1990 roku Rosja wystrzeliła w kosmos połowę wszystkich rakiet – czyli łącznie 61. W 2024 roku było to tylko 17 startów czyli niecałe 7% wszystkich (USA – 155, Chiny – 66, wszystkich startów – 255). Dziś USA posiadają najwięcej, bo około 4,5 tysiąc satelitów. Wydaje się, że Waszyngton zdominował pozostałe państwa w tym Rosję i Chiny. Ale dodajmy, że ¾ z nich należy do firmy Elona Muska – Starlink [1]. 80% amerykańskich satelitów ma charakter szpiegowski.
Kosmiczny interes
Nadal wyrwanie się z pola grawitacyjnego Ziemi sprawia nam nie lada problem i wiążę się z dużymi kosztami. Jednak mówi się i pisze coraz częściej o nowym wyścigu w podboju kosmosu. Najbliższa naszej planecie przestrzeń kosmiczna jest dla państw coraz ważniejsza, tak z powodów militarnych, jak też ekonomicznych. I to nie tylko z uwagi na świadczone usługi telekomunikacyjne, ale także jako prawdopodobne źródło – oszacowane na setki bilionów dolarów – różnych pierwiastków i związków chemicznych.
Ogromne koszty eksploracji kosmosu, mają zostać zbilansowane przez możliwości pozyskania bogactw leżących pod skorupą księżyca czy poszczególnych asteroid. Snuje się plany wykorzystania kosmicznej energii i przekierowania jej na Ziemię. Wobec wyczerpywania się ziemskich zasobów takie wykorzystywanie deficytowych surowców naturalnych, wydaje się czymś kuszącym – zwłaszcza dla największych na świecie kapitalistów w rodzaju Elona Muska, Jeffa Bezosa, Richarda Bransona i ich korporacji wspieranych poprzez potencjał militarny USA.
Jak to bywało w przeszłości, eksploatacja nowych przestrzeni wiąże się też z postępującym niszczeniem i zanieczyszczeniem. Obecnie największym problemem zaczynają być krążące wokół Ziemi śmieci – części rozpadających się sztucznych satelitów. Można też oczekiwać innych ujemnych rezultatów na miarę degradacji, która nastąpiła na Ziemi. Choć może się wydawać, że kosmiczna pustka wszystko pochłonie, to jednak to, co zachodzi na orbitach najbliższych Ziemi, może spowodować głęboko negatywne skutki dla funkcjonowania życia na naszej planecie.
Raj dla bogatych
Jeszcze przed postawieniem nogi na Księżycu przez pierwszego człowieka, zakładano, w „Traktacie o przestrzeni kosmicznej” z 1967 roku, że Srebrny Glob, asteroidy i itd. nie mogą zostać zawłaszczone przez państwa, a eksploracja będzie prowadzona „dla dobra i w interesie wszystkich krajów, niezależnie od stopnia ich rozwoju gospodarczego czy naukowego i stanowi dorobek całej ludzkości”. Podobne brzmienie miał tzw. „Układ księżycowy” z 1979 roku, którego jednak już nie podpisały ani USA, ani Rosja, ani Chiny [2]. Coraz częściej wskazuje się, że prywatne korporacje nie są państwami i ich te traktaty w ogóle nie obowiązują.
Jacek Bartosiak i George Friedman, w swojej książce z 2021 roku na temat wojen w kosmosie [3], przekonują, że przestrzeń kosmiczna „nigdy nie może być uważana za wielkie globalne dobro wspólne, ponieważ daje potężny wpływ, a nawet władzę nad innymi domenami, z których korzystają ludzie”. Stany Zjednoczone od 2015 roku całkiem oficjalnie dopuszczają, aby prywatne firmy czerpały zyski z eksploatacji kosmosu. I oczywiście będą chronić i wspierać swoich „baronów kosmosu”. „
W tym miejscu Bartosiak i Friedman się nieco mylą, bo to nie wszyscy ludzie wybrali grabież zasobów z otaczającego nas kosmosu, ale elity wiodących mocarstw czy to będą Stany Zjednoczone, Rosja czy Chiny. I być może przyszłość, jaka nas czeka, została najlepiej przedstawiona w filmie Neilla Blomkampa pt. „Elizjum” z 2013 roku. Akcja toczy się w 2154 roku. Obok siebie żyją bardzo bogaci ludzie na sztucznej orbitalnej stacji Elizjum i reszta na przeludnionej, zniszczonej i zdegradowanej ekologicznie Ziemi, gdzie trwa wyzysk i terror. Film kończy się hollywoodzkim happy endem. Stacja z jej zdobyczami technologicznymi przechodzi w ręce całej ludzkości. Tylko że obraz ten to z definicji fikcja – a jak będzie w rzeczywistości?
Jarosław Urbański
www.rozbrat.org
Przypisy:
[1] Олег Комолов, „Как умирала российская космонавтика”, Kanał Youtube Простые числа, z dn. 12.04.2025; https://www.youtube.com/watch?v=xcHHp_zaXRI ; patrz też: https://tiny.pl/y-17n1h9
[2] Tim Marshall, „Przyszłość geografii. Jak polityka w kosmosie zmieni nasz świat”, Poznań 2023, s. 106-120.
[3] Jacek Bartosiak, George Friedman, „Wojna w kosmosie. Przewrót w geopolityce”, Warszawa 2021.Oznacza to – piszą Bartosiak i Friedman – że ludzi czeka ostra rywalizacja o strategiczne przepływy…” w pozaziemskiej przestrzeni. Autorzy przyznają, że to ponura konstatacja. Jak piszą, kosmos mógł „pozostać niebem naszych marzeń lub sanktuarium wolnym od ludzkich zmagań, ludzie wybrali piekło rywalizacji oczywiście po to, aby wygrać wojnę o władzę nad światem”.