Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

Jesteś tu: Start / Sekcje FA /
A+ R A-
F.A. Lublin

F.A. Lublin

Aktualnie działająca sekcja Federacji Anarchistycznej w Lublinie powstała w roku 2011. Wcześniejsza działalność lubelskich anarchistów po przemianie ustrojowej koncentrowała się najpierw wokół grupy LAGA (Lubelska Autonomiczna Grupa Anarchistów) wchodzącej w skład Międzymiastówki, później Federacji Anarchistycznej na początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Następnie, od roku 2001 przez kilka lat aktywna była pierwsza sekcja FA Lublin, angażująca się głównie w działalność antykapitalistyczną, feministyczną, obronę praw lokatorskich i pracowniczych czy pomoc imigrantom (wspólnie z Komitetem Wolny Kaukaz), prowadząc jednocześnie własną działalność wydawniczą.

Jako anarchiści i anarchistki, dążymy do zmiany otaczającej rzeczywistości w kierunku wolności wszystkich i każdej istoty z osobna, równości i sprawiedliwości ogólnospołecznej oraz samorządności i solidarności międzyludzkiej opartej o pomoc wzajemną i inicjatywę oddolną. Angażujemy się w różnorodne formy aktywności wymierzonej we wszelkie formy władzy, zwierzchności, wyzysku i dyskryminacji. Uczestniczymy w szeroko rozumianej działalności antyrządowej, bojkotowaniu oficjalnej polityki czy akcjach antywyborczych. Jesteśmy zdecydowanymi przeciwnikami wszelkich działań i zachowań wypaczających możliwość zgodnego współistnienia, relatywizujących prawdę czy przeczących ludzkiemu zdrowemu rozsądkowi, dlatego angażujemy się w walkę z różnymi formami i obliczami faszyzmu. Naszym celem jest ponadto promowanie życia w harmonii ze środowiskiem naturalnym. Sprzeciwiamy się niszczeniu i zatruwaniu planety przez niepotrzebną i szkodliwą politykę pozyskiwania i wykorzystywania energii czy środków rzekomo mających służyć rozwojowi społecznemu. Jako ludzie nie koncentrujący się wyłącznie na krytyce i burzeniu dotychczasowego porządku, w ramach tworzonego przez nas Lubelskiego Uniwersytetu Krytycznego, wychodzimy do opinii publicznej z propozycjami alternatyw mających zastąpić trwający system. Przewidziane są cykle spotkań i wykładów przedstawiających historię, filozofię i perspektywy rozwoju anarchizmu, jak również warsztaty mające za zadanie zapoznawać obecne społeczeństwo począwszy od jego najmłodszych członków z ideą i istotą budżetu partycypacyjnego i demokracji uczestniczącej jako podstaw istnienia przyszłego wolnego społeczeństwa.

Adres witryny: http://https://pl-pl.facebook.com/pages/Federacja-Anarchistyczna-Lublin/155961147829704 E-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.

DNI LOKATORSKIE 
20-22 maja 2016, Lublin

 

 
Dni Lokatorskie to trzydniowe wydarzenie organizowane przez Lubelską Akcję Lokatorską między 20-22 maja 2016 r. w Lublinie.

Chcemy wyeksponować problemy lubelskie na tle kraju.
Jest to kontynuacja, rozpoczętej przez nas rok temu, dyskusji m.in. o masowych eksmisjach mieszkanek i mieszkańców Lublina, nieudolnej polityce mieszkaniowej władz miasta, w tym braku odpowiedniej ilości lokali komunalnych i socjalnych oraz braku realnie funkcjonującego programu oddłużeniowego.
Przyjrzymy się również zjawisku kryminalizacji lokatorów przez władze miasta. Zlecaniu eksmisji prywatnej firmie. Wpływaniu mediów na kreowanie wizerunku "trudnego lokatora" oraz procesowi gentryfikacji.

Coraz więcej ludzi z naszego miasta skazywanych jest na popadanie w stan zadłużenia, a często także na bezdomność. Miasto nie podejmuje konkretnych działań, by ta sytuacja uległa poprawie. Wiele z tych zaniedbań opisuje w ostatnim raporcie Najwyższa Izba Kontroli oraz przeprowadzony w listopadzie 2015 roku Audyt Kontrolny w Zarządzie Nieruchomości Komunalnych Lublin.

 

 

 

PROGRAM DNI LOKATORSKICH:

Zapraszamy na

 

SPOTKANIE POŚWIĘCONE TEMATYCE LOKATORSKIEJ

niedziela, 19 lipca, godz. 13:00,
ZA\\TARG, ul. Piłsudskiego 17, Lublin

 

 

W ramach spotkania poruszone zostaną kwestie problemów mieszkaniowych związanych z polityką lokalową państwa i władz miast oraz wynikających z nich trudności napotykających zwykłych ludzi, jak również możliwych form wsparcia i oddolnej inicjatywy na rzecz zapewniania prawa do dachu nad głową dla każdego i każdej z nas...

 

W programie spotkania:

- projekcja filmu pt. „Lokatorzy na sprzedaż"
- dyskusja z udziałem Jarosława Urbańskiego (Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów)

 

 

19 czerwca 2015, godz. 18:30

ZA\\TARG, ul. Piłsudskiego 17, Lublin

 

 
W dniach 10-16 sierpnia 2015, w okolicach Makowa Podhalańskiego, odbędzie się kolejny już wakacyjny Obóz Anarchistyczny. W tym roku, w ramach promocji tego wydarzenia, zorganizowana została wystawa jemu poświęcona. Ma ona charakter informacyjny i podsumowujący ostatnie lata obozów w formie fotograficznej. Wystawa była pokazywana m.in. w Warszawie i Rzeszowie. W najbliższy piątek zostanie zaprezentowana w Lublinie, na Zatargu, tuż przed oraz w trakcie organizowanego tam koncertu (http://zatarg.org/najblizsze-wydarzenia/). Przed koncertem odbędzie się spotkanie poświęcone tematyce Obozu, w czasie którego będzie można dowiedzieć się więcej na jego temat, ewentualnie zadać pytania, jak również zaopatrzyć się w prasę i książki anarchistyczne, oraz wesprzeć anarchistyczne pismo „Inny Świat”.

 

Startujemy o godzinie 18:30.

 

Zapraszamy!!!

 

 

więcej info na temat Obozu Anarchistycznego tu:
https://www.facebook.com/events/464785193671625/

Lokal mieszkalny – rozumiany jako przestrzeń, gdzie człowiek może się schronić, odpocząć, znaleźć miejsce żeby usiąść i ogrzać się, oderwać od zarobkowej i ulicznej gonitwy życia codziennego, zaznać chwili spokoju, dystansując się od często męczącej i przykrej rzeczywistości – jest jedną z pierwszych i podstawowych potrzeb człowieka. Podobnie, jak w przypadku innych elementarnych potrzeb ludzkich, dostęp do kawałka dachu i czterech ścian jest warunkiem życia we względnym zdrowiu, tak fizycznym, jak i mentalnym, stanowiąc tym samym punkt wyjścia dla realizowania jakichkolwiek innych potrzeb oraz prawidłowego i godnego rozwoju jednostek oraz całych grup społecznych. Jednakowoż, w dobie neoliberalnej polityki, jaką uskutecznia zarówno państwo na poziomie centralnym, jak i tzw. samorządy na poziomie lokalnym, pojęcie dachu nad głową, utożsamiane z pojęciem mieszkania, stało się elementem szeroko zakrojonej narracji rynkowej. Innymi słowy, mieszkanie jako takie, jest obecnie częściej postrzegane jak towar, często ekskluzywny, którego cena jest uzależniana od – indukowalnych i nierzadko sztucznie kreowanych zjawisk ekonomicznych – popytu i podaży. Lokale mieszkaniowe budowane przez prywatne firmy mają ceny na tyle wysokie, że najczęściej są zamieszkiwane przez osoby uwiązane na lata kredytami, albo po prostu stoją puste, dając deweloperom możliwość spekulowania i windowania potencjalnych zysków. Jednocześnie ilość mieszkań komunalnych, jakimi dysponują miasta, jest niewystarczająca dla pokrycia społecznego zapotrzebowania lokalowego, stan techniczny wielu z nich czyni je nienadającymi się do użytkowania, a ponadto część jest odsprzedawana prywatnym inwestorom. Władze miast z reguły wolą inwestować w budowę kompleksów wizerunkowych: sportowych, rekreacyjnych, handlowych czy rozrywkowych (nawet pomimo zadłużenia), niż wznosić obiekty z przeznaczeniem na cele społeczne. Tymczasem liczebność populacji ciągle rośnie, zaś zamieszkiwane domy i mieszkania nie są w stanie pomieścić każdej ilości osób. Wobec powyższego, wielu ludzi staje przed wyborem: kredyt na mieszkanie (który przecież nie każdemu będzie udzielony), bezdomność lub zajęcie pustostanu…

Kurz po pierwszej turze wyborów prezydenckich jeszcze nie opadł. Zapowiada się, że długo nie opadnie, gdyż medialne szczekaczki z pewnością nie pozwolą na choćby krótkotrwałe odwrócenie uwagi społecznej od swoich chlebodawców w momencie, kiedy owa uwaga jest im najbardziej potrzebna. W chwili obecnej wszyscy możemy się domyślać, jaką zadymę zgotują sobie i całemu społeczeństwu w najbliższych dniach dwaj główni kandydaci do urzędu prezydenta, zanim któryś z nich ostatecznie nim zostanie. Obaj już od dłuższego czasu na to – bo bynajmniej nie dla ludzi jako ich „przedstawiciele” – pracują. Obaj z całym swoim zapleczem politycznym i medialnym. Obaj z prawej strony politycznej sceny. Obaj konserwatyści. Obaj pro-zachodni, na pasku Brukseli, Waszyngtonu i Watykanu (wymieniając w kolejności alfabetycznej). Obaj ciążący w kierunku zbrojeń i polityki anty-rosyjskich prowokacji. Obaj współwinni upokarzającego stanu, w jakim znajduje się społeczeństwo. W końcu obaj zgodnie stwarzający iluzję istnienia alternatywy, jaką zdają się rysować przed ludźmi mainstreamowe media. Obaj tak samo marionetkowi i puści w swoim przekazie… Oto wybór, przed jakim staje tzw. obywatel. Daje się mu możliwość wybrania między rakiem a rakiem, bo już nawet nie pomiędzy dżumą a cholerą. Już teraz można sobie zdać sprawę, że nic się nie zmieni, a przynajmniej nie na lepsze.

 
Jednakowoż perspektywa wyboru między rakiem a rakiem nie zarysowała się przed społeczeństwem dopiero wraz z ogłoszeniem wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich. Wcześniej przecież również można było „wybrać” spośród łącznie jedenastu podobnych sobie kandydatów, którzy realnie niczym istotnym się od siebie nie różnili. Zostali oni – wszyscy, co do jednego – stworzeni i wypromowani przez media. Media – od Gazety Wyborczej i TVN-u począwszy, a na Radiu Maryja i Gazecie Polskiej skończywszy – które od zawsze usiłują przedstawić wydarzenie, jakim są wybory, jako istotę demokracji, usilnie zachęcając ludzi do udziału w nich. Przez ostatnie tygodnie Telewizja Polska promowała udział w wyborach za pośrednictwem ograniczonych w przekazie, prymitywnych intelektualnie i bezdennie żałosnych w swej formie spotów, mających zachęcić niezdecydowanych do postawienia krzyżyka przy wybranym przez siebie nazwisku. Przy okazji każdych wyborów, przed i po ogłaszaniu ich wyników, dziennikarze, jak również zaproszeni przez nich do studia „rzeczoznawcy”, publicyści, artyści i – rzecz jasna – sami politycy, zwykli ubolewać nad niską, ich zdaniem, frekwencją, od lat nieprzekraczającą 50%. Społeczeństwu próbuje się wmawiać, że absencja wyborcza to wynik zwykłego lekceważenia, ignorowania czy olewania nie tylko tak dostojnego i znaczącego wydarzenia politycznego, jakim zdają się być wybory, ale w ogóle całego życia społecznego i obywatelskiego, przez ludzi nieświadomych, nieodpowiedzialnych i kompletnie nie interesujących się sprawami publicznymi. Zdaniem (przynajmniej tym oficjalnie wygłaszanym) dziennikarzy i parlamentarzystów, niechodzenie na wybory to oznaka totalnej obojętności oraz społecznej i obywatelskiej niedojrzałości. Mając na uwadze i w perspektywie kolejne wybory, zwykli oni odwoływać się do „sumienia”, „poczucia obowiązku” czy „historycznej odpowiedzialności” potencjalnych wyborców. Oczywiście nie robią tego ani w interesie wyżej wymienionych ani z poczucia misji, ani w czynie społecznym, a jedynie po to, by nieustannie legitymizować panujący wszem i wobec status quo. W końcu bez wyborców nie ma wyborów, a bez wyborów nie ma ich zwycięzców. Innymi słowy, brak rozstrzygnięcia wyborów, w ramach tzw. demokratycznego państwa, oznacza dla polityków brak możliwości dostępu do koryta czyli koniec złotego interesu. Politycy nie prą jednak wyłącznie na zdobywanie poparcia dla własnej opcji. Jak się okazuje, zależy im choćby właśnie na samej frekwencji. Często można się spotkać z wypowiedziami parlamentarzystów o treści: „To ważne, by wziąć udział w wyborach, by wyrazić swoje zdanie” albo „Drodzy rodacy, nie jest dla mnie ważne to, na kogo oddacie głos. Ważne, byście poszli i go po prostu oddali…”. Dlaczego zatem sama frekwencja jest dla nich tak ważna? Z jednej strony owszem, namawianie do udziału w wyborach bez względu na polityczne upodobania zakrawa na postawę godną obiektywnego męża stanu, co może polepszyć wizerunek i notowania określonego kandydata. Z drugiej jednak, jeśli propaganda pro-wyborcza zadziała, to okaże się, że kiedy jedna grupa wyborców, zachęcona do zwykłego „pójścia na wybory”, odda głos – nie ważne z jakich przyczyn – na jedną opcję, a druga, choćby przypadkowo, zagłosuje na drugą, odtąd chcąc nie chcąc identyfikując się z nią, to pozostaje jedynie kwestia nakreślenia silnej linii podziału pomiędzy jednymi a drugimi, oraz skłócenie ich poprzez wyolbrzymienie określonych cech obu stron politycznej konfrontacji…i efekt osiągnięty. W tym momencie bowiem, powstaje społeczeństwo podzielone, które gwarantuje nie tylko łatwość kierowania sobą w myśl zasady „dziel i rządź”, ale także zapewnia stałe indukowanie się wzajemną nienawiścią poszczególnych obozów i – co za tym idzie – długofalowy ich udział w wyborach, traktowanych od tej pory już nie jako jutrzenka zmiany na lepsze, ale jako starcie wrogich stronnictw – polityczny show, utrwalający legalne pozostawanie przy władzy. W istocie cykliczne nabijanie frekwencji wyborczej spełnia swoją uniwersalną i ponadczasową rolę o tyle, że jeśli już jedna czy druga taka opcja wyraziście się zarysuje, to potem mogą powstawać kolejne formacje, które na zasadzie rzekomych przeciwieństw, różnic programowych, odżegnywania się od „tamtych” czy choćby wykorzystując zwykłe zmęczenie społeczeństwa dotychczasową polityką, zyskają sobie zwolenników, którzy na jedną, góra dwie kadencje wyniosą je do władzy, aż w pewnym momencie okaże się, że ci, podobnie, jak poprzedni, nie mają nic oryginalnego do powiedzenia i na pewno nie mają też zamiaru realizować obietnic czy programu… Takie błędne koło toczy się latami i nie trzeba nikomu tłumaczyć, kto na tym zyskuje, a kto traci.

 
Parlamentarzystom pozostaje zatem być i gadać, reszta to zadanie dla mediów – mediów, które okazują się tak istotne i bezcenne dla polityków i tworzonej przez nich „demokracji”. Bez nich nikt nie wiedziałby nic ani o kandydatach ani o wyborczych terminach. Gdyby nie było codziennego politycznego mielenia w telewizji, radiu i prasie, to zapewne żaden człowiek nie zdążyłby ulec emocjom i znienawidzić określonej formacji czy konkretnej postaci parlamentarnej, a tym samym, w ramach realizacji założeń kampanii negatywnej, poprzeć opcji „przeciwnej”. Bo nie ma co się oszukiwać – w podzielonym społeczeństwie, z jakim mamy do czynienia, najczęściej nie głosuje się „za” kimś, tylko „przeciwko” komuś innemu wybiera się jego kontrkandydata. Można się zastanowić, czy takie postępowanie to faktycznie „wybór”. Chyba tylko tzw. mniejszego zła. Gdzie zatem sens wyboru?

 
Abstrahując od niekwestionowanej roli środków masowego przekazu w promowaniu i upowszechnianiu wyborczej delirki, same media nie zaistniałyby bez stojących za nimi politycznych lobby. To one nadają głównonurtowym dziennikarzom cele i pożywkę, którą codziennie można obrzucać nieświadomych odbiorców, żerując na ich emocjach i potrzebie bezpieczeństwa. To polityczne grupy interesów – po dojściu do władzy – obsadzają na medialnych stołkach poszczególne osoby i opłacają je, zapewniając jednocześnie duże profity, popularność i sympatię społeczną wielu z nich. W końcu to właśnie dzięki pozornie skłóconym politykom, dziennikarze mainstreamu uchodzą za obiektywnych mediatorów, neutralnych i panujących nad sytuacją, inteligentnych, błyskotliwych i kulturalnych (lub prowokacyjnie nie-kulturalnych) przedstawicieli społeczeństwa, którzy zawsze potrafią godnie i/lub sensownie przedstawić każdą informację, jednocześnie jednak umiejąc relatywizować każdą prawdę, opinię tendencyjnie przedstawiać jako fakt, zaś autentyczne dane kwestionować, nadawać im pozory spekulacji lub pomijać ich najistotniejsze części w sposób taki, by przypadkiem nikt nie pomyślał, że policja znowu nadużyła uprawnień, zaś strajkującym górnikom czy lekarzom chodzi o coś więcej niż tylko o kasę.

 
Nakreślony powyżej obraz symbiozy władzy i mediów pierwszego obiegu prowadzi do wniosku, że jedno nie ma racji bytu bez drugiego. Ta symbioza to stały i nierozłączny element „demokracji”, która w istocie nie jest niczym innym, jak tylko krypto-autorytaryzmem, w ramach którego polityczno-medialny establishment nie traktuje już nawet podmiotowo jednostki-wyborcy, ale operując pojęciami statystycznymi mówi o procentowych częściach pozbawionej świadomości masy, tym samym nadając im podmiotowe znaczenie decyzyjne. Samo słowo ‘demokracja’ to jedyne co pozostało z pierwotnego wydźwięku definicyjnej demokracji. Historyczne znaczenie tego słowa zakładało udział całych zgromadzeń ludowych i każdego ich uczestnika z osobna w podejmowaniu decyzji istotnych dla samoorganizowania się i rozwoju populacji antycznych społeczeństw. Zainteresowanie sprawami społecznymi było dla ówczesnych czymś naturalnym i wynikało z troski tak o osobiste, jak i o wspólne sprawy, oraz z poczucia indywidualnej i zbiorowej odpowiedzialności za tworzoną grupę. Dyskusje na forach publicznych i głosowania w określonych kwestiach nie sprowadzały się do wybierania często zupełnie nieznanych sobie „przedstawicieli”, którzy wszelkie istotne decyzje mieliby podejmować w imieniu swoich wyborców, nie ponosiliby przy tym wobec nich praktycznie żadnej odpowiedzialności i byliby nieodwoływalni przez cały czas trwania swoich kadencji, nie wspominając o tym, że czerpaliby ze swojej aktywności korzyści materialne (notabene niebagatelnie duże), tak jak ma to miejsce teraz. W obecnych czasach, choć zasady demokracji uczestniczącej upowszechniają się co raz szerzej w co niektórych miastach, większość ludzi przywykła do serwowanej przez polityków i media tezy, jakoby zwykli, „szarzy” obywatele nie byli w stanie podejmować istotnych dla życia społecznego decyzji za pośrednictwem powszechnych zgromadzeń czy referendów z powodu swojej niekompetencji społecznej, nieznajomości zasad ekonomii, technologii, edukacji czy zdrowia publicznego. Pojawia się więc pytanie o to, czym obywatele, czyli potencjalni wyborcy, mają się kierować wybierając swoich „przedstawicieli” skoro sami są niekompetentni? Jak mają rozumieć programy i zamiary wyborcze kandydatów, skoro sami są na tych sprawach nie znają? Odpowiedź jest prozaiczna, a wniosek jasny: albo polityka jest komplikowana celowo, a w rzeczywistości tylko pozornie, albo politycy tak lekceważąco i arogancko traktują ludzi, że myślą, że do zagłosowania będzie im wystarczył sam wizerunek publiczny i korzystna prezencja kandydata czy kandydatki. Oto, do czego ograniczona została rola wyborcy w procesie współdecydowania. Nierzadko dochodzi nawet do takich chorobliwie absurdalnych sytuacji, że omamiony poczuciem „obywatelskiego obowiązku” wyborca idzie do urny i skreśla „byle kogo”, aby tylko zagłosować, myśląc, że wtedy będzie mógł mieć „czyste sumienie”, jako ten który „uczestniczy” w życiu społecznym. Następnie powielana jest w społeczeństwie teza, jakoby „nieobecni” (tu: niegłosujący) nie mieli „racji” albo „jeśli ktoś nie zagłosował, to nie ma moralnego prawa krytykować wyników wyborów ani posunięć władzy”. Czyżby? A może sama absencja wyborcza jest już świadomym aktem sprzeciwu wobec niezmieniającego się razem z nazwą rządzącej partii czy nazwiskiem prezydenta systemu politycznego? Może ci niegłosujący ludzie na co dzień monitorują i krytykują zgubne dla populacji poczynania władzy, nie zgadzają się na społeczne wypaczenia, do jakich doprowadzają rządzący i od lat wołają o zmianę, proponując realną alternatywę, jednak są metodycznie zagłuszani i dyskryminowani? W końcu na karcie do głosowania nie było dwunastej opcji, pod tytułem: „Żaden z programów proponowanych przez powyższe osoby mi nie odpowiada” albo „Nie chcę uczestniczyć w politycznej farsie”. Ludziom faktycznie interesującym się życiem społecznym nie daje się wielkiego wyboru. Co zatem mają robić? Dlaczego mieliby się zgadzać z którymkolwiek programem wyborczym, jeśli żaden w pełni nie odzwierciedla ich wizji i poglądów czy też tylko częściowo się z nimi pokrywa? Dla części osób nieuczestniczenie w wyborach być może nie jest realizacją świadomej woli politycznej, ale raczej efektem podświadomego zniechęcenia, którego nie da się zniwelować zwykłym zagłosowaniem na kogoś „innego”. Dla innych jednak, często znacznie bardziej interesujących się życiem politycznym (niż ci chodzący na wybory) osób, bojkot wyborów to akcja polityczna. Ze zrozumiałych względów, takich ludzi pomija się w oficjalnych relacjach, publikacjach czy statystykach, szufladkując ich jako nieodpowiedzialnych i „mających wszystko w dupie”. W rzeczywistości, są oni szeroko rozumianymi i faktycznymi przeciwnikami systemu jako takiego, nie zaś konkretnej jego odsłony – systemu, który w ujęciu społeczno-politycznym oznacza cały układ wzajemnych zależności pomiędzy formalną władzą administracyjną, właścicielami kapitałowymi czy hierarchami religijnymi, którzy – wspólnie, w różnych możliwych kombinacjach – wykorzystując tworzone przez siebie zasady, zwane prawem, oraz tuby propagandowe w postaci mediów pierwszego obiegu, jak również metody nacisku ekonomicznego, „ogólnie” przyjęte i zmonopolizowane środki obrotu gospodarczego, takie jak np. waluta, „kartki” czy choćby państwowe obligacje, oraz dysponując zalegalizowaną przemocą, uciskają i wyzyskują ludzi uczestniczących w społeczeństwie, czerpiąc zyski z owoców ich pracy na rzecz rzekomego rozwoju społecznego. Nie jest istotne, jaką historyczną maskę przywdziewa system i w jakim wydaniu jawi się masom. Nie ważne, czy przybiera formę neoliberalnej socjaldemokracji, wolnorynkowej monarchii, republiki narodowej, centralnie sterowanego totalitaryzmu, nazizmu czy bolszewizmu. Forma czy też maska nie zmieniają jego istoty i założeń – system zawsze pozostaje systemem i wcale nie musi mieć twarzy konkretnie Komorowskiego, Kaczyńskiego, Palikota czy Millera… Choć obecnie tutaj to właśnie wyżej wymienione facjaty są jego najbardziej rozpoznawalnymi obliczami, to pamiętać należy, że poza nimi – a aktualnie może nawet przede wszystkim – system ma jednocześnie uśmiechniętą buźkę Piotra Kraśki, arogancką minę Moniki Olejnik, cyniczny uśmiech Adama Michnika, czy też obleśne i przepełnione sarkazmem rysy Rafała Ziemkiewicza.

 
W tym miejscu pojawia się kolejne zagadnienie czy też pojęcie głośne w ostatnim czasie – bycie ‘przeciwnikiem systemu’, czyli ‘antysystemowcem’. Media, którym dość często zdarza się zmieniać definicje i znaczenia konkretnych słów i określeń, a następnie skutecznie upowszechniać ich nowe użycie dla własnych celów, w przeciągu kilkunastu minionych tygodni zdążyły oswoić społeczeństwo z nowym i na wskroś nowatorskim rozumieniem wyrazu ‘antysystemowy’. Nie dostrzegając wyraźnych i zasadniczych różnic (bo i nie ma takich) pomiędzy zapatrywaniami i programami kandydatów na urząd prezydenta RP pochodzącymi spoza obecnego układu parlamentarnego, a tymi mniej lub bardziej powiązanymi z owym, przedstawiciele medialno-politycznego establishmentu nazwali tych pierwszych – o zgrozo! – ‘kandydatami anty-systemowymi’. Czy zrobili to po to aby ich ośmieszyć? Czy może po to, by ośmieszyć antysystemowość? A może i jedno i drugie? W każdym razie, pozory, jakie udało się stworzyć poszczególnym – nieznanym dotychczas – kandydatom, ograniczające się w zasadzie do ordynarnego i wzbudzającego silne kontrowersje języka oraz radykalnych propozycji, kompletnie nie mających pokrycia w realnych możliwościach, pomogły w wytworzeniu kolejnej społecznej iluzji – iluzji zaistnienia rzeczywistej alternatywy, która miałaby ostatecznie zburzyć dotychczasowy układ. Wielu totalnie zniechęconych i mających dość oficjalnej polityki ludzi, gotowych w ramach protestu nawet zrezygnować z głosowania, uległo temu nowemu złudzeniu i po raz kolejny dało się zaciągnąć do urny, wybierając tym razem „kandydata antysystemowego”. Stąd sukces Kukiza w tych wyborach, stąd też sukces Korwina-Mikke w wyborach do europarlamentu w ubiegłym roku. Pytanie, czy to faktycznie ich sukces? Być może. Jednak ich wyniki to przede wszystkim sukces mediokracji, która przewidując, że ludzie będą woleli nie pójść na wybory niż kolejny raz wybierać ten sam okłamujący i wykorzystujący ich od lat układ, stworzyła i wypromowała nową jakość polityczną – „antysystemowość”. Teraz nadszedł czas na zachwyt nad ową nową jakością – badania statystyczne i socjologiczne nowego rodzaju elektoratu, analizy jego składu populacyjnego i oczekiwań, próby – przynajmniej częściowej – ich realizacji, omamianie go przez obietnice radykalnych przemian, próby łączenia „antysystemowego” programu z systemowymi PoPiSami…i tak przez jakiś czas, dopóki społeczeństwo czasowo nie odwyknie od starego i nie odetchnie pozornie nowym smrodem. Za moment, historia prawie niepostrzeżenie zatoczy koło i znowu na tapetę oraz pierwsze strony dzienników wrócą zgrani gracze. Jednak póki co wszyscy doświadczamy zachwytu nad „zbuntowaną” częścią społeczeństwa. Ów zachwyt, rzecz jasna, przejawiany jest także przez nią samą. W końcu programy oferowane przez jej faworytów są ze wszech miar burzycielskie i dające poczucie zrodzenia nowej siły. Paweł Kukiz, krypto-nacjonalista, często fotografujący się w koszulkach o skrajnie prawicowych treściach, wypromował się postulatem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Niby przeciwko systemowi, ale jednak ciągle chodzi o okręgi WYBORCZE. Tak czy siak, choć idea jednomandatowości może rodzić u części społeczeństwa jakieś złudnie pozytywne konotacje, to czym skutkowało jej wprowadzenie w senacie czy w co niektórych innych państwach – wiadomo – efekt okazał się, przynajmniej częściowo, paradoksalny. Jak bardzo „antysystemowy” jest zwolennik ordynarnie liberalnej ekonomii i kapitalizmu w jego najbardziej radykalnej formie, szowinista i przeciwnik jakichkolwiek demokratycznych rozwiązań, Janusz Korwin-Mikke, nie ma sensu pisać. No to może Grzegorz Braun, piewca i propagator monarchii, której podporą i zasadą działania ma być religijny fundamentalizm, chroniony najlepiej bronią atomową… Z kolei Marian Kowalski, jawny rasista i ksenofob, co do którego poglądów społecznych nie ma żadnych złudzeń i szkoda na nie każdego słowa, domaga się m.in. przejęcia władzy wykonawczej w pełni przez prezydenta – czyżby kolejnym krokiem miała być władza totalna skupiona w jednym ręku? Skoro ten polski Mussolini chce podjąć współpracę z „suwerennym” władcą, jakim jest według niego Aleksander Łukaszenka, to coś w tym może być. Przyglądając się programom i przysłuchując się wypowiedziom poszczególnych „antysystemowców”, można przestać się dziwić temu, że większość z nich domaga się przywrócenia kary śmierci czy też zwiększenia wydatków z publicznych środków na bezsensowne i bezcelowe zbrojenia. Pozostaje jeszcze jedna istotna kwestia: czy któremukolwiek z „przeciwników systemu”, już jako hipotetycznemu prezydentowi, udałoby się zmienić cokolwiek po wejściu na parlamentarne salony, czy też „demokratyczna” machina władzy – którą w istocie realnie zmienić można tylko poprzez unicestwienie, oddolnie i od zewnątrz – wciągnęłaby go i zmieliła, tworząc kolejny głos w swoim chórze samouwielbienia i samozadowolenia. Ot i cała „antysystemowość”, mająca polegać w rzeczywistości bynajmniej nie na obaleniu ale na utrwaleniu, czy wręcz umocnieniu panującego systemu ucisku, wyzysku i społecznego upokorzenia. Media w każdym razie są zadowolone, podobnie większość polityków, tylko „lewicy” pali się grunt pod nogami, ale to temat na kiedy indziej…

 
Mamy więc zatem obraz zarówno tzw. demokracji, jak i tzw. antysystemowców. Mamy też pozorne alternatywy i jedynie słuszną rację serwowaną przez media. Czy zatem dalej można uważać, że jest się wolnym i rzetelnie poinformowanym, pełnoprawnym i poważnie traktowanym obywatelem wolnego kraju? To pytanie pozostaje do rozważenia. Nie skupiając się jednak wyłącznie na krytyce i negacji (negacji czegoś, co istotnie samo w sobie jest negacją wolności, sprawiedliwości i zdrowego rozsądku), dobrze jest też zwrócić uwagę na rzeczywiste i faktyczne opcje tworzenia realnej alternatywy. Otóż prawdą jest, że systemu jeszcze nikt nie rozwalił od środka. Definitywna zmiana i wyleczenie społecznej rzeczywistości z trawiącego ją nowotworu oficjalnej polityki może się odbyć tylko za pośrednictwem oddolnej inicjatywy solidarnych i współpracujących ze sobą w imię wspólnych celów ludzi. Dlatego tak ważne, zwłaszcza w dobie narastającej arogancji władzy, szerzącego się bezprawia sądów i komorników, rosnącej brutalności policji, okradania przez banki, upokarzania przez pracodawców, osiągającej monstrualne rozmiary biurokracji, zmuszania do pracy na umowach śmieciowych, upowszechniającej się gentryfikacji, pchania mas ku zbiorowym samobójstwom, jakimi są wojny, hegemonii zatruwających środowisko naturalne globalnych multikorporacji, coraz bardziej bezczelnego zacierania prawdy przez media, odzierania ludzi z resztek godności i zasiewania pomiędzy nimi ksenofobicznej nienawiści, jest dobrowolne samoorganizowanie się jednostek ludzkich w grupy wspólnych spraw, tak w miejscach pracy, jak i w środowiskach lokatorskich, na ulicach, w grupach społeczno-politycznych, kulturowych, alternatywnych środkach przekazu informacji czy innych, niezależnych oraz uskuteczniających i propagujących niezależną świadomość formacjach. Nawet, jeśli droga do sprawiedliwej rzeczywistości wolnych jednostek na chwilę obecną wydaje się długa, to póki co, już teraz każdy i każda z nas – wykonując pierwszy krok w jej stronę – może na własną rękę demonstrować panującemu systemowi to, że nie zgadza się na warunki, jakie ten ustala, i że przyjdzie czas na jego koniec wraz z nadejściem prawdziwej zmiany i realnej alternatywy. Taka demonstracja może odbywać się choćby przez bojkot oficjalnej polityki i wyborczą absencję… Zatem do nie-zobaczenia przy urnach!

 

BOJKOT WYBORÓW!
SOLIDARNOŚĆ NASZĄ BRONIĄ!

 

 
ZZ.

W sobotę, 28 marca 2015, około godziny 14, pod Bramą Krakowską w Lublinie miała miejsce pikieta, zorganizowana przez Federację Anarchistyczną sekcję Lublin oraz lubelską grupę Jedzenie Zamiast Bomb. Celem demonstrujących było wyrażenie sprzeciwu wobec planowanego zwiększenia wydatków ze środków publicznych na zbrojenia, modernizację armii czy szkolenia wojskowe kosztem realnych potrzeb społecznych, oraz zwrócenie uwagi na fakt stwarzania przez władzę nastroju zagrożenia wojną w celu manipulowania opinią publiczną.

 

W sobotę (7 lutego br.) około godziny 14, pod Podkarpackim Urzędem Wojewódzkim w Rzeszowie, miała miejsce pikieta, zorganizowana przez przedstawicieli i przedstawicielki rzeszowskiego środowiska anarchistycznego. Celem pikietujących było wyrażenie solidarności z protestującymi na Śląsku pracownikami i pracownicami górnictwa oraz zwrócenie uwagi i napiętnowanie przemocy, jakiej użyto podczas tłumienia górniczych demonstracji. Wyrażono niezadowolenie z antyspołecznej polityki rządu oraz ignorowania praw obywateli. Podkreślono m. in. fakt stosowania przez władzę podobnych metod w analogicznych sytuacjach, do jakich dochodziło w czasach PRL, kiedy milicja i wojsko pacyfikowało śląskie kopalnie. W odczytanym przez megafon oświadczeniu zażądano spełnienia postulatów protestujących, przywrócenia do pracy zwolnionych związkowców oraz poszanowania prawa do strajku. Pikietujący nawoływali do samoorganizowania się osób pracujących w swoich miejscach pracy, gdyż tylko w taki sposób mają one szansę, by być traktowanymi godnie i podmiotowo.

 

W pikiecie wzięło udział osiem osób, wśród których byli m. in. uczestnicy Federacji Anarchistycznej. Pikietujący mieli banner, na którym widniał napis: „Solidarnie z górnikami! Stop brutalności policji!”, oraz anarchosyndykalistyczną, czarno-czerwoną flagę. Odczytano oświadczenie, którego treść w formie ulotek rozdawano przechodniom, skandowano hasła, m. in.: „Solidarność naszą bronią!” i „Rząd na bruk – bruk na rząd!”. Spod gmachu UW, anarchiści przeszli na rzeszowski rynek, gdzie ponownie wyrazili protest, po czym zostali wylegitymowani przez policję, która została wezwana przez osobę znajdującą się w tym czasie w budynku UW. Oficjalnym powodem interwencji było „przeszkadzanie w/w osobie poprzez wznoszenie okrzyków” oraz używanie banneru z widniejącą nań nazwą i symboliką [sic!] instytucji, jaką reprezentowali funkcjonariusze. Od protestujących zażądano okazania pozwolenia na zgromadzenie (pomimo braku podstawy prawnej, gdyż ilość pikietujących nie przekroczyła odpowiedniej, obligującej do tego liczby osób) oraz zagrożono im skierowaniem sprawy do sądu w razie powtórzenia się „zajścia”. Przechodnie chętnie podejmowali rozmowy z pikietującymi, czytali ulotki i wyrażali poparcie dla protestu. Całe wydarzenie trwało łącznie kilkadziesiąt minut.

 

Podobne pikiety, organizowane przez środowiska anarchistyczne (w tym przedstawicieli i przedstawicielki Federacji Anarchistycznej, OZZ Inicjatywa Pracownicza oraz Związku Syndykalistów Polski), odbyły się w ostatnim czasie również w kilku innych miastach, m. in. w Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku i Bytomiu.

 

 

 

(organizator: Federacja Anarchistyczna Lublin, w ramach programu urodzin ACS Cicha4)

 

13 września 2014, godz. 19:50,
„Sala balowa” (I piętro),
ACS Cicha4, ul. Cicha 4, Lublin

 


temat spotkania:
BAKUNIN I INSUREKCJONIZM
(wykład + dyskusja)

 

O Bakuninie mówi się, że lepiej radził sobie z karabinem niż piórem. Mimo tego pozostawił po sobie znaczący ślad w europejskiej myśli politycznej. Jego krytyka władzy do tej pory zdaje się nie tracić na aktualności, a przewidywania dotyczące tworzenia partii robotniczej, a w dalszej kolejności - nowej oligarchii - okazały się trafne. Problem rewolucji, która nie przerodzi się w nową władzę pozostał nierozwiązany do dziś. Kwestię tę podejmują między innymi insurekcjoniści.

Protest jest wtedy, gdy mówię, że się z czymś nie zgadzam...
...opór wtedy, gdy nie pozwalam innym, aby robili to na co się nie zgadzam.
UM


3 czerwca br. minął rok od momentu, w którym mieszkańcy oraz mieszkanki Żurawlowa i okolic rozpoczęli czynny, fizyczny opór przeciwko działaniom globalnej korporacji, próbującej siłą ingerować w ich życie i otoczenie. Rok temu, z samego rana, najemnicy firmy Chevron podjęli próbę przeprowadzenia wierceń w poszukiwaniu gazu łupkowego na obszarze koncesyjnym „Grabowiec” na Zamojszczyźnie, co spotkało się z szybką reakcją lokalnej społeczności, która już wcześniej wielokrotnie protestowała przeciwko poszukiwaniu i wydobywaniu gazu łupkowego na tym terenie. Spontanicznie zablokowano wjazd pojazdów transportujących sprzęt niezbędny do rozpoczęcia prac wiertniczych na wydzierżawione przez Chevron do tego celu pole. Pomimo przeciwności losu, trudnych warunków, nieprzychylności lokalnych i centralnych władz, zastraszania i prowokacji ze strony korporacyjnych agresorów, blokada trwa nadal. Protestujący ludzie, dzięki ogromnej determinacji, szerokiej świadomości ekologicznej i społecznej, rozwiniętej współpracy opartej o niehierarchiczny podział ról i kolektywną decyzyjność, niestrudzenie bronią ziemi, na której żyją. Przez cały ten czas otrzymują również pomoc i wsparcie z zewnątrz – z kraju i zza jego granic. W protest zaangażowali się liczni aktywiści i aktywistki, reprezentujący różne grupy i środowiska z całego świata, w tym również osoby uczestniczące w Federacji Anarchistycznej.

 

Komunikat Occupy Chevron (Poland):

Zapraszamy na piknik w Żurawlowie!


Mamy przyjemność zaprosić Was na dwudniowy piknik w Żurawlowie, malowniczej wsi na Zamojszczyźnie. Wydarzenie jest inicjatywą mieszkańców Żurawlowa, artystów, aktywistów ekologicznych i działaczy społecznych.

Chcemy połączyć przednią zabawę z akcją wsparcia dla mieszkańców Żurawlowa. Na miejscu czeka Was tona atrakcji. Jako że wyciągamy Was na wieś, poznacie tajniki przydomowej uprawy warzyw, robótek ręcznych czy tłoczenia oleju z nasion rzepaku. W programie przewidziane są też zajęcia dla najmłodszych, takie jak samba czy kuglarstwo.

Nie zabraknie też muzyki, którą przywiozą ze sobą zespoły Miąższ, Junior Stress i Ruta. Dla całkiem poważnych osób znajdzie się też czas na dyskusje na całkiem poważne tematy. Porozmawiamy o problemach mieszkańców miast i wsi, z którymi mierzymy się na co dzień. Zastanowimy się czy osoba wywłaszczona z ziemi rolnej może zrozumieć kogoś z miasta wyrzuconego na bruk. Poszukamy związku między niskim wynagrodzeniem za pracę w Biedronce a nędznymi cenami w skupach produktów rolnych. Podpowiemy też jak planować skuteczne kampanie społeczne i oczywiście nie będziemy omijać tematów związanych z ekologią.

Dlaczego Żurawlów? Miejsce nie jest przypadkowe, gdyż mieszkańcy wsi, do której zapraszamy mają za sobą ponad dwa lata walki o przyszłość swoją i swoich bliskich. Starli się oni z korporacją Chevron, bogatszą od polskiego państwa. Bez konsultacji społecznych firma ta usiłuje poszukiwać złóż gazu łupkowego w pobliżu domów i na polach uprawnych. W odpowiedzi na działania firmy mieszkańcy od roku prowadzą czynny, nieprzerwany protest w tej sprawie, podczas którego wyedukowali się w dziedzinie ekologii, geologii i prawa. W debacie, merytorycznymi argumentami kładą na łopatki niejednego polskiego polityka. Nie poddają się mimo, że jest ciężko.

Wydarzenie ma charakter non-profit, bo wierzymy, że prawdziwie dobrej zabawy podobnie jak idei nie da się po prostu kupić. Nie przejmujcie się więc kasą jeśli jej nie macie. Ważne, że będziemy razem. Wszyscy chcemy tam być, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, które na szczęście jeszcze nie kosztuje.

Przybywajcie! Będzie się działo!


31.05-01.06.2014.
Żurawlów


Więcej informacji na facebook.com

Dziś, 20 listopada 2013 r, decyzją lubelskich radnych, Miasto Lublin sprzedało prywatnemu inwestorowi górkę przy ulicy Wieniawskiej – jedną z ostatnich zielonych przestrzeni w centrum miasta. Znajdują się też tutaj trzy unikalne, przedwojenne wille, które od kilkudziesięciu lat służą lokalnym organizacjom społecznym na ich siedziby oraz dla dobra wspólnego mieszkańców Lublina.
W jednej z nich, od ponad 7 lat aktywnie działa Przestrzeń Inicjatyw Twórczych TEKTURA – niezależne centrum kultury, które łączy oddolną działalność społeczną z niezależnymi wydarzeniami kulturalnymi.

STOP WYDOBYCIU GAZU ŁUPKOWEGO!
Wspieramy protest mieszkańców Żurawlowa i okolic

6 lipca 2013 roku o godz. 14.oo odbędzie się w Lublinie solidarnościowy protest z mieszkańcami Żurawlowa na Zamojszczyźnie przeciwko inwestycji prowadzonej przez międzynarodową korporację Chevron.

Wspieramy mieszkańców, którzy już ponad miesiąc w liczbie ponad 150 osób blokują teren na którym Chevron chce prowadzić poszukiwania gazu łupkowego. Do protestu dołączają kolejne wsie: Rogów, Szczelatyn, Siedlisko.
Protest w Żurawlowie to nie tylko walka mieszkańców o ich domy i rodziny, ale także walka z globalną korporacją: jej chciwością i arogancją wobec decyzji społeczności lokalnych.

Chcemy, by Ministerstwo Środowiska, na wniosek mieszkańców Żurawlowa poparło delegalizację koncesji firmy Chevron na poszukiwanie gazu łupkowego na Lubelszczyźnie.

Stosowana przez Chevron technologia szczelinowania hydraulicznego jest niebezpieczna dla środowiska, prowadzi do:
- zużycia dużych ilości wody
- produkcji toksycznych ścieków
- zanieczyszczenia powietrza
Ponadto, działania firmy Chevron na świecie wskazują na lekceważenie przez nich praw człowieka.

Zapraszamy na spotkanie z przedstawicielami Żurawlowa i okolic 6 lipca (sobota) o godz. 14:00 na Placu Litewskim w Lublinie.
Podczas pikiety wystąpi zespół samby „Wschodni Sambastion", a także będziemy tworzyć fotopetycję: Każdy/a będzie mógł zrobić sobie zdjęcie z tabliczką wyrażającą sprzeciw wobec działań koncernu Chevron w Żurawlowie oraz solidarność z mieszkańcami gminy Grabowiec na Lubelszczyźnie.
Zdjęcia w formie fotopetycji opublikowane zostaną na stroniehttp://occupychevron.tumblr.com/

Bądźcie z nami!
Tylko solidarność daje nam szansę na zwycięstwo.

Więcej informacji o proteście: http://occupychevron.tumblr.com/

Lubelski Uniwersytet Krytyczny

21 kwietnia 2013 r. | Dział: Zapowiedzi

Federacja Anarchistyczna sekcja Lublin
zaprasza na spotkania z cyklu:

LUBELSKI UNIWERSYTET KRYTYCZNY

Lubelski Uniwersytet Krytyczny (LUK) to cykl spotkań tematycznych, odbywających się w formie wykładów i paneli dyskusyjnych, poświęconych szeroko rozumianemu aktywizmowi wolnościowemu. W ramach LUK poruszać będziemy kwestie dotyczące działalności, celów i metod cechujących ruchy i środowiska wolnościowe w Polsce i na całym świecie. Skupimy się na problemach i sposobach ich rozwiązywania, zestawiając i konfrontując ze sobą różne perspektywy oraz postawy wynikające z różnych uwarunkowań poglądowych, społecznych i historycznych. W zakresie tematycznym LUK analizować będziemy również teoretyczne i filozoficzne aspekty myśli wolnościowej, jako podłoża dla rozwijających się idei anarchistycznych.

Jako anarchiści i anarchistki, jesteśmy przekonani co do słuszności anarchistycznych postulatów i celów, niejednokrotnie jednak mamy do czynienia z kontrowersjami dotyczącymi sposobów ich realizacji i osiągania. Lubelski Uniwersytet Krytyczny, jak wskazuje sama nazwa, poddaje krytyce otaczającą rzeczywistość, jednak nie jest nastawiony wyłącznie na krytykę uwarunkowań politycznych i ekonomicznych, w jakich przychodzi żyć ludziom. Krytyczna analiza i dyskusja dotyczyć powinna również, a może zwłaszcza „naszej" strony barykady. Zdajemy sobie sprawę, że nie sztuką jest przedstawiać gotowe tezy i wnioski jako jedynie słuszne i konieczne do zaakceptowania, dlatego wychodząc z inicjatywą LUK, pragniemy ukazać złożoność, wielostronność i wieloaspektowość myśli i aktywizmu wolnościowego, tym samym chcemy poruszyć świadomość odbiorców i dyskutantów oraz zachęcić do konstruktywnej i twórczej wymiany spostrzeżeń i pomysłów istotnych w procesie budowania nowej rzeczywistości jako realizacji wspólnego celu.

Inauguracja LUK będzie miała miejsce w niedzielę 21 kwietnia 2013 o godzinie 18:00 w budynku Przestrzeni Inicjatyw Twórczych TEKTURA przy ul. Wieniawskiej 15a w Lublinie.

Pierwsze spotkanie organizowane w ramach LUK jest częścią programu Dni Kontrkultury TekturaFest vol. 10 (pełny program:
http://tektura.wordpress.com/2013/04/11/tekturafest-vol-10-dni-kontrkultury-19-21-04-2013/).

Szczegóły wkrótce.

W dniu 15 października, w Lublinie, Rybniku i Sosnowcu miały miejsce akcje solidarnościowych w ramach kampanii przeciw niepłaceniu wynagrodzeń pracownikom pracującym na budowie Toruń Plaza. Pikiety odbyły się pod centrami handlowymi należącymi do spółki Plaza Centers.

Lublin: 15 października 2011 aktywiści lubelskiej Federacji Anarchistycznej/Związku Zawodowego Federacja Pracownicza, przeprowadzili akcję solidarnościową z pracownikami budującymi centrum handlowe Plaza w Toruniu. Przez megafon informowano o celu akcji oraz rozdawano ulotki przechodniom, z których większość stanowili klienci galerii Plaza. Po około 10 minutach ochrona Plaza Center próbowała zakłócić przebieg akcji twierdząc, że jest to teren prywatny a zgromadzeni nie mają pozwolenia na pikietowanie. Ochroniarze zachowywali się agresywnie przepychając uczestników i uczestniczki akcji. Jednej z osób wyrwano z rąk megafon. Ochrona galerii złamała tym samym nie tylko ustawę o związkach zawodowych, ale także prawo do nietykalności cielesnej!