Publicystyka WyróżnioneSekcja FA Poznań

NORMA RAE – FILM, KTÓRY NIESTETY NIE TRACI NA AKTUALNOŚCI

Wyjaśnię na wstępie, że to nie do końca jest recenzja, a raczej podzielenie się wrażeniami z pokazu. Ten miał miejsce na poznańskim skłocie Rozbrat. Otwierał on cykl filmowy dotyczący prezentacji praw pracowniczek i pracowników w kinie. Poprzez sięgnięcie do tego, jak kino opowiada o konfliktach w świecie pracy, zachęca do rozmowy nie tylko o dziełach filmowych, ale także o problematyce praw pracowniczych, którą poruszają, a także o ich aktualnym wydźwięku.

Scenarzystka i scenarzysta filmu “Norma Rae” opierali się o historię autentycznej związkowczyni, Crystal Lee Sutton. Przenosimy się do niewielkiego miasteczka na południu USA, do przędzalni bawełny. Pierwsze, co mi przychodziło na myśl, to stwierdzenie, że gdyby tzw. amerykańska lewica uważniej śledziła historię z filmu, autor książki „Co z tym Kansas?” (Thomas Frank ) czy autorka „Obcego we własnym kraju” (Arlie Russell Hochschild ) mogliby nie mieć podstaw do ich napisania. Przedstawione bowiem w filmie głębokie Południe jest miejscem pozostawionym samemu sobie. Faktem jest, że przemysł tekstylny w tym rejonie faktycznie w latach 70. minionego wieku był bardzo słabo uzwiązkowiony, a duże zakłady pracy i ich szefowie często decydowali o bycie lub niebycie całych społeczności.

 

norma rae 1979 copying bulletin board sally field review

W takich okolicznościach poznajemy Normę, młodą samotną matkę trójki dzieci, pracującą tak jak jej ojciec i matka w jedynym zakładzie w mieście, czyli przędzalni. Jej życie nie jest do końca poukładane, nie utrzymuje kontaktów z żadnym z ojców swoich dzieci, a sam fakt, że nie ma męża i jest uwikłana w romans, naraża ją na liczne plotki w dość konserwatywnej okolicy. Do tego całe jej życie sprowadza się do pracy i opieki nad dziećmi. Zakłóceniem tej rutyny jest przybycie do miasteczka zawodowego aktywisty związku zawodowego. Przysyła go centrala związkowa z Nowego Jorku, by postarał się założyć związek zawodowy w miejscowym zakładzie pracy. I oczywiście losy agitatora i Normy się splatają, a kobieta angażuje się w działalność zmierzającą do utworzenia związku zawodowego w jej miejscu pracy

Jak już wspomniałem, nie chcę tu w całości recenzować filmu, a raczej zwrócić uwagę na te jego aspekty, które najbardziej przykuły moją uwagę.

Zacznijmy od najdrobniejszych, a jednak jakże istotnych. Okazuje się, że wbrew przeróżnym konserwatywnym polskim trollom internetowym, domaganie się dostępności środków higienicznych dla kobiet nie jest wymysłem lewaków z XXI wieku. O braku dostępu do podpasek w fabryce wspomina Norma, bohaterka filmu, którego filmie akcja dzieje się w 1978 roku. Jej koleżanki zwracają uwagę, że nadzór w zakładzie pracy nie pozwala im nawet na chwilę wytchnienia, gdy zmagają się z bólami menstruacyjnymi. I tak jak jedna z kobiet przeprasza, że porusza ten „wstydliwy” problem na spotkaniu związkowym w towarzystwie mężczyzn, tak wydaje się, że często „przepraszać” muszą za poruszanie swoich problemów kobiety w Polsce w 2023 roku.

norma rae 668 330 80 int s c1

Zwrócenie uwagi na samo miejsce kobiety w społeczeństwie nie traci na swojej aktualności. Norma angażuje się w działania związkowe, wykonuje ogrom pracy, a jednocześnie ma swoje życie prywatne. Próbuje ułożyć sobie nowy związek z mężczyzną, jednocześnie nadal większość obowiązków związanych z opieką nad dziećmi i zajmowaniem się domem spada na jej barki, a przecież cały czas pracuje zawodowo, w dodatku jest jeszcze narażona na szykany za swoją aktywność związkową. A mąż ma przecież i swoje potrzeby, ale też oczekiwania względem tego, jak ma wyglądać ich dom, bo musi być uprane, ugotowane i posprzątana, oczywiście przez Normę. I w jasny sposób kobieta pokazuje, że nie godzi się na łączenie tylu „etatów” naraz. Niestety taka codzienność kobiet i takie oczekiwania względem nich nadal stanowią codzienność.

W takim samym stopniu kobieta musi tłumaczyć się ze swojej seksualności. Fakt, że posiada dzieci z różnych związków, że spotyka się z mężczyznami, że się nie ustatkowała, to wszystko wyrabia jej „opinię” w społeczności, która spotyka się co niedziela w kościele. I nieważne czy członkowie owej bogobojnej społecznośc, sami nie grzeszą i nie wykazują się hipokryzją. To Normę łatwiej im jest oceniać i poddawać jej życie krytyce, to ona musi liczyć się z tym, czy nie będzie się o niej gadać, czy plotki nie dotrą do uszu jej dzieci. I ponownie takie niewspółmierne i surowe ocenianie moralności kobiet, to nie jest tylko pieśń przeszłości.

norma rae 1979 ending reuben warshowsky ron leibman sally field review

Następny istotny element to samo pojawienie się zawodowego organizatora, przysłanego przez centralę związkową. Z jednej strony zrozumiałe jest, że na głębokiej prowincji ciężko jest się organizować. Właściciele fabryki sprawują zarząd nad właściwie całym miasteczkiem. Tu wyłania się kilka innych ciekawych wątków. Jedynym miejscem na zorganizowanie publicznego spotkania jest miejscowy kościół. Kiedy pastor odwraca się od próbujących się organizować pracowniczek i pracowników, muszą się oni spotykać w prywatnym domu, bo innej publicznej placówki na prowincji zwyczajnie brakuje. Agitator może znać prawo pracy i rozdawać ulotki, ale bez pomocy właśnie naszej miejscowej Normy nie zauważy nawet, że owe ulotki są napisane zbyt trudnym i wyszukanym językiem. Bez miejscowej nigdy nie zyska zaufania, potrzebnego nawet do zwykłych spotkań z ludźmi, to Norma wie z kim i jak rozmawiać. A jednak po wykonaniu misji, ów zawodowy związkowiec ma po prostu odjechać do kolejnego miasta, zostawiając ludzi pracy z ich problemami. Jak podkreślała już w toku dyskusji po filmie Agnieszka Mróz z OZZIP, taki model funkcjonowania związków zawodowych jest mocno krytykowany, i nie jest to jedyny sposób na organizowanie się związkowców. W dużej mierze odchodzi się od takich działań, które częściowo wynikały one z obowiązujących w USA przepisów prawa pracy. Niestety, część dużych central związkowych wciąż promuje podobny model, gdzie zawodowi związkowcy niczym rycerze na białych koniach mają nieść pochodnię postępu i zmian. Zaryzykuję hipotezę, że między innymi dlatego w USA przybywa więcej rozprawiających się z prawami pracowniczymi miliarderów, niż bojowych związków zawodowych walczących o owe prawa.

Norma Rae niestety w dużym stopniu wciąż pozostaje filmem zaskakująco aktualnym, przynajmniej w realiach współczesnej Polski. Pracodawcy podobnie utrudniają działalność związkową, choć wydaje się to absurdalne. Odmowa zawieszania tablic informacyjnych związku zawodowego czy utrudnianie w prowadzeniu spotkań związkowych na terenie zakładu pracy to wciąż ich repertuar. Mniejsze czy większe szykany i próby zastraszania też nie należą do rzadkości. Zmienia się zapewne struktura przemysłowa, bo przędzalnie i cała produkcja odzieży nie funkcjonują tak jak w latach 70. ani w USA, ani w Polsce. Niestety podejście do praw pracowniczych, prawa do odpoczynku, przerwy, godziwych zarobków to wszystko nadal wymaga wytrwałej walki i upominania się. Również postrzeganie kobiecości i jej miejsca w domu, pracy czy w działalności społeczno-politycznej nie traci na aktualności. Powtarzamy dzięki filmowi dyskusję, które toczono w innych miejscach świata ponad czterdzieści lat temu, a wydaje się, że nadal sporo oczywistości odbija się jak od ściany. Pozostaje mieć nadzieję, że dyskusja jaką wywołał film zachęci i do uczestnictwa w kolejnych pokazach filmowych na Rozbracie i do zaangażowania się w działalność i aktywność polityczną, tak by nie kończyło się jedynie na słowach. Ważnym bowiem akcentem w filmie Norma Rae były bowiem te momenty zdecydowania się na działanie, czasem bardzo proste – odezwanie się do nowo przybyłego przedstawiciela związku, przyjście na spotkanie, proste działania pomocowe – a z czasem ten najbardziej filmowo spektakularne jak wejście na stół i wstrzymanie pracy w fabryce.

 

Łukasz Weber

www.rozbrat.org

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *