Serwis Informacyjny - PolskaSekcja FA Poznań

Znowu zapłacą najbiedniejsi

Pandemia koronawirusa to nie tylko problem tzw. „pierwszego świata”, choć tak próbują ją przedstawiać biznesowe elity. To choroba całego systemu – świata opartego na nieograniczonej konsumpcji i ulgach dla uprzywilejowanych. To nie biedni doprowadzili do szerokiego rozprzestrzenia się wirusa – oni nie mogą sobie pozwolić na podróże. To kapitał jest głównym dystrybutorem, a w przyszłości beneficjentem obecnego kryzysu. Kiedy słyszymy: pomóżcie przedsiębiorcom, myślimy być może: o, wsparcie dla małych podmiotów, może spółdzielni. W praktyce częściej za kryzys płacą pracownicy, nie szefowie czy pracodawcy.

Na śmierć w wyniku zarażenia koronawirusem narażeni są przede wszystkim słabsi i gorzej uposażeni. Sposób radzenia sobie z pandemią i stanem wyjątkowym jest uwarunkowany klasowo. Choć czasem mówi się, że epidemie zrównują ludzi, nie jest to do końca prawdą. To bogaci, szefowie finansowych gigantów mają od początku uprzywilejowaną pozycję, lepszy dostęp do środków zaradczych czy leków, pierwsi też zgłaszają się w kolejce do „wyrównywania strat”. Tymczasem ich codzienny luksus, rozparcelowany, mógłby uratować świat – choćby pomóc opanować chaos w biednych rejonach Indii, gdzie szpitale nie przyjmują już chorych, a ludzie umierają na ulicy.

 

Gdy w obliczu epidemii wprowadza się stan wyjątkowy, nie spotyka się to raczej z większym sprzeciwem. To zrozumiałe – trzeba chronić życie i zdrowie. Tylko czy wszyscy są tu na tej samej pozycji? Gdy rząd mówi o wsparciu dla świata pracy, zwraca się do konfederacji pracodawców prywatnych lub innych tego typu podmiotów. Pracownicy są pozostawieni samym sobie, często pozbawieni wsparcia i ochrony systemowej, jak dzieje się w przypadku pracowników zatrudnianych na podstawie umów cywilnoprawnych czy w systemie akordowym. W sytuacji zagrożenia widać, co tak naprawdę interesuje władze: nie chęć ochrony większości społeczeństwa, tej biedniejszej, lecz dążenie do podtrzymania dotychczasowego porządku świata, zbudowanego na nierównościach, które między innymi przyczyniły się do rozprzestrzenienia się koronawirusa. Szczególne regulacje, być może aktualnie potrzebne ze względów bezpieczeństwa, powinny być przez nas monitorowane. W przeszłości niejednokrotnie zdarzało się, że w przypadku kataklizmów wprowadzano i utrzymywano regulacje, mające na celu pacyfikowanie protestów społecznych czy strajków. Na to nie powinno być naszej zgody!

Naomi Klein w książce „Doktryna szoku: jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne” opisała szereg takich sytuacji. Choć kataklizmy i epidemie wydają się uderzać we wszystkich, to jednak wielki kapitał wychodzi z nich zwykle wzmocniony. Jeśli wcześniej obowiązywały jakieś regulacje stopujące jego ekspansję – jak prawa pracownicze czy obywatelskie (wcześniej wywalczone w wyniku protestów społecznych), to sytuacja klęski/kryzysu te regulacje cofa. W dyskusjach o ratowaniu firm wiele słyszymy o sytuacji inwestorów czy szefów. Mniej o pracownikach, których głos się ucisza, bo „szczególna sytuacja wymaga szczególnych rozwiązań”. Odbieranie kolejnych praw i utrzymywanie tego stanu rzeczy to stałe zjawisko przy okazji kryzysów.

Historia pokazała wielokrotnie, że państwo nie jest w stanie poradzić sobie z klęskami żywiołowymi. To oddolna samoorganizacja, często spontaniczna, pomagała odbudować zniszczone struktury. My też dajemy radę raczej pomimo, niż dzięki istnieniu państwa. Dlatego nie potrzebujemy pseudowsparcia, które usprawiedliwi jedynie większe nakłady na utrzymanie neoliberalnego kapitalizmu.

Za kryzys niech płacą najbogatsi!
Za samoorganizacją społeczeństwa, przeciw państwu stanu wyjątkowego!

Kolektyw AKK Zemsta

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *