PublicystykaSekcja FA Poznań

LIBERALNE MIASTO ZWIERZĄT. CZEŚĆ 1. ZOOPOLIS I KAPITALIZM

Wydawca Zoopolis okrzyknął książkę autorstwa Sue Donaldson i Willa Kymlicka „jednym z najważniejszych, najbardziej inspirujących i najszerzej komentowanych dzieł filozoficznych na temat relacji ludzko-zwierzęcych, jakie powstały w ostatnich parudziesięciu latach”. Jej celem jest przedstawienie „gruntownej przemiany kulturowej”, która ma doprowadzić do „definitywnego końca eksploatacji zwierząt”. Zoopolis ma też być „gotowym projektem przyszłej ludzko-zwierzęcej koegzystencji”.

Wszystko to przeczytacie na tylnej stronie okładki polskiego wydania książki. Jednak – moim zdaniem – Zoopolis nie spełnia pokładanych przez wydawcę nadziei. W kilku częściach postaram się uzasadnić dlaczego.

Na poziomie diagnozy z Donaldson i Kymlicka wypada się zgodzić: (a) coraz więcej zwierząt jest eksploatowanych w coraz większym stopniu, a cierpienia nie ubywa, lecz przybywa; (b) ruch obrońców praw zwierząt ponosi porażkę. Naruszył on tylko – jak piszą – „fasadę systemu eksploatacji zwierząt” (s. 13; czytaj także s. 443 i nast.), a strategia działania nakazująca ludziom „bycie moralnymi świętymi, skazana jest na polityczną nieefektywność” (s. 444).

Nie ulega też wątpliwości, że mamy do czynienia z wieloaspektowością stosunków ludzko-zwierzęcych. Wchodzimy w kontakt nie tylko ze zwierzętami udomowionymi i dzikimi, ale istnieje całe kontinuum relacji pośrednich. Donaldson i Kymlicka wprowadzają zatem pojęcie „zwierząt liminalnych”, które funkcjonują wolne, ale w najbliższym otoczeniu człowieka, w ścisłym z nim związku. Zwierząt i ludzi nie da się zatem odizolować. Nie jest to ani możliwe, ani celowe. Musimy szukać – przekonują – rozwiązań instytucjonalnych dotyczących koegzystencji. Problem zaczyna się, kiedy Donaldson i Kymlicka przechodzą do konkretnych rozwiązań politycznych.

UDOMOWIENIE A CHÓW PRZEMYSŁOWY

Trudno sobie wyobrazić namysł nad relacjami ludzi i zwierząt bez odwołania się do jakichś założeń historiozoficznych. Jednak często refleksja ta jest najeżona różnymi tak naukowymi, jak i potocznymi stereotypami. Donaldson i Kymlicka w kwestii tej na poziomie ogólnym mają do powiedzenia dwie rzeczy: (a) sytuacja zwierząt się pogarsza, o czym już wspomniałem, oraz (b) punkt zwrotny nastąpił w momencie udomowienia szeregu gatunków zwierząt, które należy związać z nastaniem rolnictwa – tzw. rewolucją neolityczną. Była ona początkiem pasma krzywd i wyzysku, jakich zwierzęta doznawały od ludzi przez następne tysiąclecia. Zakładają jednak, że domestykacja oznaczała jednocześnie włączenie zwierząt do społeczeństwa, co nie zawsze łączyło się z naruszeniem ich praw. Fakt ten natomiast zmusza dziś ludzi do odpowiedniego potraktowania tego problemu z uwzględnieniem interesu przedstawicieli innych gatunków. Donaldson i Kymlicka mają zatem do udomowienia zwierząt stosunek ambiwalentny (s. 134 i nast.).

Z historycznego punktu widzenia sytuacja jest bardziej złożona, a przyjęta w Zoopolis periodyzacja, wydaje się mało płodna z punktu widzenia analizy współczesnych relacji ludzko-zwierzęcych. Tym bardziej, że sposób i skala udomowienia zwierząt w okresie rewolucji neolitycznej są trudne do ustalenia. Nie za wiele pewnego można powiedzieć o przebiegu tego procesu. Globalnie rzecz ujmując, nie miał on charakteru powszechnego, a początkowo rolnictwo w wielu miejscach na świecie nie wymagało rozwiniętej hodowli. Model ten tak naprawdę rozpowszechnił się dużo później. Dla naszego współczesnego zrozumienia problemu, o którym piszą Donaldson i Kymlicka, sensowniejsze byłoby zwrócenie uwagi na przykład na przemianę, o której pisze Amy Fitzgerald w artykule „A Social History of the Slaughterhouse” – na przejście od chowu udomowionego do chowu post-udomowionego, czyli de facto do hodowli przemysłowej [1]. Punkt ciężkości należałoby raczej przenieść z rewolucji neolitycznej na rewolucję przemysłową. I tu spotyka nas pierwszy poważny zawód związany z lekturą Zoopolis. Choć hodowla przemysłowa wydaje się jednym z najpoważniejszych wyzwań zarówno pod kątem praw zwierząt, jak i zagrożeń ekologicznych, to w książce nie zostaje dostatecznie przeanalizowana. Pojawia się raczej na marginesie rozważań.

MECHANIZM EKSPLOATACJI ZWIERZĄT

Zaproponowane w Zoopolis podejście autorskiego duetu Donaldson i Kymlicka powoduje także, że ilustrując swoją koncepcję, odwołują się nie zawsze do faktów historycznych, ale dość arbitralnie dobranych przykładów, niekiedy zaczerpniętych z autopsji, co czyni ich weryfikację utrudnioną. W kwestii natomiast wyjaśniania konkretnych procesów historycznych Donaldson i Kymlicka często się po prostu mylą.

Przytoczę tu od razu konkretny przykład, który jednocześnie wydaje się potwierdzać, że oboje nie dość wnikliwie przyjrzeli się konsekwencjom, jakie uprzemysłowienie naszego społeczeństwa przyniosło zwierzętom. Na przykład przy okazji oceny ryzyka wynikającego z koegzystencji zwierząt i ludzi wspominają o skutkach ruchu samochodowego. Jak wiadomo na drogach każdego roku pod kołami ginie ogromna i trudna do oszacowania liczba większych i mniejszych zwierząt: ssaki, ptaki, gady, płazy, nie licząc oczywiście owadów. Mimo to oboje bronią – jednocześnie przekonując, że powinniśmy minimalizować śmiertelność zwierząt – wykorzystania aut. Piszą, że choć zwykliśmy utyskiwać na „odkrycie ropy naftowej i wynalezienie silnika spalinowego”, to „dzięki wspomnianym osiągnięciom ogromnej liczbie zwierząt udało się uniknąć morderczej eksploatacji” (s. 473 i 503).

Tymczasem pierwsza (silnik parowy) i druga (silnik spalinowy) rewolucja przemysłowa stały się przyczyną nie spadku, ale zwiększenia eksploatacji zwierząt. Nie wdając się w szczegóły [2], w okresie przedprzemysłowym zwierzęta spełniały bardziej zróżnicowane funkcje w gospodarce człowieka. Jedną z podstawowych było wykorzystanie zwierząt w roli siły pociągowej, ale także stanowiły one źródło nawozu i naturalnego włókna. Wiązało się to z koniecznością utrzymania ich przy sile i życiu przez dłuższy czas. Z chwilą wynalezienia silników, nowoczesnych środków transportu, materiałów sztucznych itd., zwierzęta zaczęły być przede wszystkim wykorzystywane jako źródło produktów spożywczych: mięsa, nabiału i jaj. W II połowie XIX wieku masowo powstawały nowoczesne, zmechanizowane rzeźnie, które stały się wzorem dla taśmowej produkcji i fordystycznych metod organizacji przemysłu (także samochodowego). Pochłaniały one ogromną i coraz większą liczbę zwierząt. Zdecydowanie wyższą (i to relatywnie, np. w odniesieniu do liczby ludzi) niż przed rewolucją przemysłową. Dzięki powstałej sieci transportowej (na początku głównie kolejowej, później także samochodowej) można było dowozić zwierzęta do uboju nawet z dużych odległości. Aby uzyskać dostęp do większej liczby osobników, przyśpieszono reprodukcję i dokonano przestrzennej koncentracji gatunków hodowlanych. Powstały przemysłowe fermy.

Kapitalistyczna industrializacja oznaczała zatem dla zwierząt nie wyzwolenie, a jeszcze większy wyzysk, nie tyle ich siły mięśni, co biologicznej produktywności. Być może jedynie dla koni, na czym „zafiksowali się” Donaldson i Kymlicka, sytuacja się polepszyła, gdyż z powodu ich fizjologii nie nadawały się do szybkiego tuczu i nie mogły zaspokoić potrzeb przemysłu mięsnego (choć konina oczywiście także jest konsumowana). Dla wielu innych gatunków z chwilą industrializacji i nastania ery silnika parowego i spalinowego, sytuacja uległa radykalnemu pogorszeniu.

LIBERALIZM I UTOWAROWIENIE ZWIERZĄT

Autorzy Zoopolis zasadniczo nie zapuszczają się zbyt głęboko w zagadnienia ekonomiczne i nie dostrzegają – co ilustruje m.in. powyższy przykład – związku między zmianami struktury gospodarki kapitalistycznej a stosunkiem ludzi do zwierząt czy niektórych ich gatunków. Myślę, że w dużej mierze za takie podejście odpowiedzialna jest, przyjęta przez Donaldson i Kymlicka, filozofia polityczna liberalizmu, która wyrosła na sporze z feudalizmem i jest mało krytyczna w stosunku do samego kapitalizmu. Ideologia ta od początku towarzyszyła nie tylko rozwojowi przemysłu, gospodarce wolnorynkowej, ale także rosnącemu utowarowieniu i wyzyskowi zwierząt.

Liberalizm stanowił wyraz zapatrywań i dążeń mieszczaństwa, którego rosnąca rola gospodarcza i polityczna oparta była na eksploatacji zwierząt dla celów produkcyjnych rzemiosła (później przemysłu), a także handlu. Można wręcz zaryzykować hipotezę, że właśnie liberalizm w swoim podstawowym nurcie stanowił raczej uzasadnienie, niż zaprzeczenie eksploatacji fauny i całej przyrody. Przekonania dotyczące cierpienia zwierząt i postulaty poszanowania ich praw, które możemy dostrzec u wczesnych przedstawicieli myśli liberalnej, są zapożyczeniami z hinduizmu i buddyzmu, co z kolei było m.in. konsekwencją ekspansji kolonialnej [3].

Jednocześnie współczesny liberalizm – co typowe dla tego dyskursu – jawi nam się w Zoopolis już jako projekt w swoich podstawowych aspektach zakończony i raczej nieposiadający politycznych alternatyw. Współcześni zatem zwolennicy i zwolenniczki liberalizmu wolą dopatrywać się początków haniebnych praktyk w stosunku do zwierząt gdzieś w zamierzchłych czasach narodzin rolnictwa i monoteistycznych religii, a nie kapitalizmu.

Czytaj: Cześć 2. Zoopolis i ekologia

Przypisy:

[1] Amy J. Fitzegarld, „A Social History of the Slaughterhouse. From Inception to Contemporery Implication”, Human Ecology Review, t. 17, nr 1, 2010.

[2] Więcej na ten temat pisałem w: Jarosław Urbański, Społeczeństwo bez mięsa. Socjologiczne i ekonomiczne uwarunkowania wegetarianizmu, Poznań 2016, s. 254 i nast.

[3] Ciekawie na ten temat pisze Tristram Stuart w: Bezkrwawa rewolucja. Historia wegetarianizmu od 1600 roku do współczesności, Warszawa 2011.

 

Jarosław Urbański

www.rozbrat.org

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *