PublicystykaSekcja FA Poznań

LIBERALNE MIASTO ZWIERZĄT CZEŚĆ 2. ZOOPOLIS I EKOLOGIA

W pierwszej części „Liberalnego miasta zwierząt” pisałem, że autorzy Zoopolis zasadniczo nie zapuszczają się zbyt głęboko w zagadnienia ekonomiczne i nie dostrzegają związku między zmianami struktury gospodarki kapitalistycznej a stosunkiem ludzi do zwierząt. W części drugiej postaram się naświetlić jaki jest ich stosunek do ekologii.

Donaldson i Kymlicka powtarzają przynajmniej w dwóch miejscach swojej książki, że: „Nie obowiązuje nas posłuszeństwo wobec jakichkolwiek świętych praw przyrody” (s. 329 i 362). Pogląd ten łączą z krytyką ruchu ekologicznego, który jednak definiują na swój sposób, sprowadzając go do poziomu reprezentowanego najczęściej przez przedstawicieli koła łowieckiego (któż dziś nie uważa się za ekologa!). Piszą, że podejście „środowiskowe” skłania do ochrony raczej całych ekosystemów, „niż do ratowania życia poszczególnych zwierząt, o ile tylko nie należą one do gatunków zagrożonych wyginięciem”. Zarzucają ekologom, że „podporządkowują zwierzęta szerszej kategorii przyrody lub ekosystemu”, co godzi w „nienaruszalność poszczególnych (nie-ludzkich) istot” (s. 277–278). Dlatego – wg autorki i autora Zoopolis – ekolodzy gotowi są na zabijanie zwierząt, kiedy tylko ma to dobroczynne oddziaływanie (albo nawet nie ma po prostu wpływu negatywnego) na określone uwarunkowania środowiskowe („jak w przypadku zrównoważonego łowiectwa” – s. 15). Podejście to wyrasta, piszą dalej, z pewnego przekonania o surowości praw przyrody, które nie poddają się ludzkiemu sentymentalizmowi, a indywidualne akty współczucia okazane konkretnym zwierzętom „nie są w stanie zmienić ogólnych reguł” (s. 326). Dlatego ruch ekologiczny kojarzy im się z „nurtem macho” (s. 326), a nawet z faszyzmem (s. 467).

PRZYRODA I SAMOZAGŁADA

Idą też dalej. Piszą, że sama przyroda, życie biologiczne zmierza do katastrofy i samounicestwienia. Dlatego, choć interwencje człowieka w konkretne ekosystemy niosą za sobą spore ryzyko, są nie tylko dopuszczalne, ale niekiedy nawet konieczne (s. 500–501). Odwołują się w tym miejscu do pracy Petera Warda [1], który – według nich – miał zdezaktualizować „hipotezę Gai” wysuniętą przez Jamesa Lovelocka [2]. Od tego momentu – utrzymują autorzy Zoopolis – nie możemy postrzegać ekosystemów jako wewnętrznie spójnych i stanowiących część ogólnego organizmu, „który funkcjonuje w sposób holistyczny i bezwarunkowo wspiera życie” (s. 501).

W tym miejscu musimy jednak dokonać kilku istotnych sprostowań. Koncepcja Petera Warda („hipoteza Medei”) odnosi się raczej do całej planety, a nie poszczególnych ekosystemów. Kluczowa dla niej jest odpowiedź na pytanie o przyczyny tzw. wielkich wymierań (radykalna redukcja biomasy). Mogą być one różne, nie tylko o charakterze biotycznym (jak chce Ward), ale także abiotycznym: aktywność słońca i wulkanów, promieniowanie kosmiczne, uderzenie meteorytu itd. Na przykład James Lovelock przyjmował, że „wielkie wymierania” były spowodowane przede wszystkim czynnikami zewnętrznymi – meteorytami – niezależnymi od samego życia na Ziemi. Naukowe poglądy w tej kwestii nie zostały jeszcze uzgodnione. Powstały też koncepcje pośrednie, jak np. „hipoteza Kronosa” [3].

Osobiście uważam, że śmierć i katastrofa (także na poziomie ekosystemów) są nieodłącznymi, a nawet koniecznymi elementami funkcjonowania całej ziemskiej biosfery i przejawami jej „samoregulacji”. Immanentną cechą życia jest niestabilność. Dowodzi tego w swoich badaniach i pracach Ilya Prigogine [4]. Przyroda nie jest rodzajem „utraconego raju”. Natomiast dziś najbardziej destabilizujący i zagrażający biosferze wpływ ma rozwój populacji ludzkiej oraz kapitalistycznej kultury i cywilizacji. Jak piszą autorzy „hipotezy Kronosa”, stanie się to przyczyną kolejnego, szóstego „wielkiego wymierania” w historii naturalnej naszej planety. Przemyślenia te są o tyle istotne, że dotyczą kwestii sprawczości, ingerencji w świat przyrody i konsekwencji ludzkich działań.

INTERWENCJA

Ostatecznie, kiedy Donaldson i Kymlicka dochodzą do doprecyzowania, jakiego typu interwencje człowieka w konkretny ekosystem dla ratowania zwierząt są możliwe – poza dotyczącymi poszczególnych osobników – nie potrafią przytoczyć w zasadzie żadnych historycznych przykładów. Koncentrują się bardziej na ogólnej krytyce „izolacjonizmu”, czyli podejścia zakładającego, że zwierzętom należy po prostu „pozwolić żyć” z dala od człowieka, nie naruszając ich ekosystemu, gdyż nie oczekują one od nas pomocy. Ta dostrzegalna u autorów Zoopolis ostrożność w postulowaniu ewentualnych systemowych interwencji w przyrodę, które miałyby przynieść pożądane skutki, nie dziwi. Każda z reguły uruchamia bowiem łańcuch zmian, których nie mamy pod kontrolą. Kiedy zatem piszą o „szczepieniu dzikiej populacji przeciwko jakiejś chorobie” (s. 276) jako o hipotetycznej „pozytywnej interwencji”, od razu mamy skojarzenie np. ze skutkami podawania lisom szczepionek na wściekliznę. W Polsce doprowadziło to do sytuacji, że wprawdzie populacja tego gatunku wzrosła (nawet trzykrotnie), ale kosztem np. zajęcy i kuropatw, które drastycznie zostały przez lisy przetrzebione [5].

Donaldson i Kymlicka głoszą też m.in., że nie powinniśmy traktować zwierząt z „właściwą im normą gatunkową” (s. 506), zwłaszcza w odniesieniu do osobników udomowionych, które przeszły rodzaj akulturacji. To przekroczenie „norm gatunkowych” i „wypowiedzenie posłuszeństwa wobec jakichkolwiek praw przyrody” ujawnia nam się zwłaszcza na przykładzie ich przekonania o możliwości (więcej – obowiązku) zaaplikowania psom, a nawet kotom, diety wegańskiej. „Psi i koci członkowie – piszą – mieszanej wspólnoty ludzko-zwierzęcej nie mają prawa do pożywienia pozyskiwanego w efekcie zabijania innych zwierząt” (s. 265). To, co jest dopuszczalne w odniesieniu do zwierząt dzikich i liminalnych (żyjących na wolności, ale w obrębie habitatu ludzkiego), bo w tych przypadkach tu drapieżnictwo jest dozwolone, nie może być akceptowane w stosunku do udomowionych. Donaldson i Kymlicka są przekonani (podobnie jak część środowiska wegańskiego), że ich stanowisko wspierają najnowsze ustalenia naukowe dotyczące diety zwierząt domowych. Ale – nawet w stosunku do psów – tak nie jest. W najlepszym razie istnieje wiele bardzo poważnych wątpliwości, a większość specjalistów i specjalistek wydaje się jednak twierdzić, że psy w pierwszej kolejności powinny jeść produkty pochodzenia mięsnego [6].

CO POWINIEN JEŚĆ PIES?

Także przebieg i skutki domestykacji psa przedstawione przez autorkę i autora Zoopolis z historycznego punktu widzenia wyglądały inaczej. Najczęściej w literaturze przyjmuje się, że psy udomowiono ok. 14 tys. lat temu w „przededniu” narodzin rolnictwa, choć niektóre badania genetyczne to podważają. Wyniki sugerują, że nastąpiło to zdecydowanie później [7]. Koncepcja, że domestykacja była możliwa dzięki temu, że psy zostały skuszone odpadkami z ludzkiego stołu i dostosowały się do bezmięsnej diety, nie ma odzwierciedlenia w żadnym materiale empirycznym. To domysł. Jak piszą jedne z badaczek, „ponad 14 tys. lat domestykacji nie wystarczyło, by bezwzględnego mięsożercę, którym jest wilk, przekształcić we wszystkożercę”. Pies w niewielkim stopniu anatomicznie zaadaptował się do ludzkiego pożywienia [8]. Po drugie, archaiczna gospodarka rolna zwykle nie generowała odpadów. Wyobrażenia o tym, że w miejscu bytowania ludzi pozostaje wiele odpadów, są typową projekcją naszych współczesnych obserwacji i doświadczeń. Musimy też pamiętać, iż zapotrzebowanie energetyczne pary średniej wielkości psów jest równe spożyciu jednego dorosłego, aktywnego człowieka – zatem wysiłek ich utrzymania w gospodarkach niedoboru nie był bagatelny.

Także w kontekście współczesnym (s. 264) narracja o zmianie psiej diety z mięsożernej na wszystkożerną – której hołdują Donaldson i Kymlicka – okazuje się wysoce wątpliwa. Innego zdania jest np. historyk Éric Baratay, który przedstawia bardziej zawiłą trajektorię zmian w tym zakresie. Pisze nawet, że psy w ostatnich kilku dekadach były karmione w coraz większym stopniu mięsem – podobny tendencję obserwujemy obecnie w Polsce. Żywienie psów mięsem jest trendem branym pod uwagę przez coraz więcej osób z nimi pracujących (hodowcy, trenerzy itp.). Np. BARF (Biologically Appropriate Raw Food) czyli sposób żywienia określany jako „biologicznie odpowiednia surowa dieta”, oznacza żywienie psów surowym mięsem i podrobami, ewentualnie w małym stopniu suplementowanych owocami i warzywami. Ma to być alternatywa dla przetworzonej suchej i mokrej karmy. Według zwolenników BARF jest ona bardziej biologicznie właściwa także od jedzenia gotowanego. Istnieją jednak różne „szkoły” żywienia psów w odniesieniu do składników i bilansowania posiłków. W Polsce to przede wszystkim mięso i podroby, na Zachodzie psy mają więcej warzyw, dodatkowo wprowadza się do ich diety błonnik [9].

Warto zapoznać się z ciekawymi ustaleniami Baratay’a [10]. Dochodzi on do wniosku, że psu dajemy jeść to, co wynika z uwarunkowań nie gatunkowych, ale społeczno-ekonomicznych, kulturowych, a nawet okresowych mód dietetycznych opiekuna. Zwierzę musi się też dostosować do zmian trybu życia człowieka. I cierpi – jak nie z niedożywienia, to z dolegliwości jelitowych, przejedzenia i otyłości. W Polsce choruje 70% psów wielkomiejskich, a specjaliści twierdzili jeszcze niedawno, że gdyby udało się przeprowadzić badania reprezentatywne na całej populacji, obraz ich kondycji zdrowotnej byłby zatrważający [11]. Dieta i ruch [12] są tu z pewnością kluczowe.

Tym sposobem przechodzimy do tematu „praw zwierząt” w kontekście Zoopolis, ale o tym napiszę w trzeciej części artykułu.

Czytaj: Cześć 3. Zoopolis a prawa zwierząt

Przypis:
[1] Peter Ward, Hipoteza Medei. Czy życie na Ziemi zmierza do samounicestwienia?, Warszawa 2010.

[2] James Lovelock, Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi, Warszawa 2003.

[3] Corey J. A. Bradshaw, Barry W. Brook, „The Cronus hypothesis – extinction as a necessary and dynamic balance to evolutionary diversification”, Journal of Cosmology, Volume 2, listopad 2009.

[4] Patrz np.: Ilya Prigogine, Kres pewności. Czas, chaos i nowe prawa natury, Warszawa 2000.

[5] Marian Flis, „Sytuacja epizootyczna i epidemiologiczna wścieklizny w Polsce w latach 2002–2011 na tle dynamiki liczebności lisów wolno żyjących”, Życie Weterynaryjne, nr 88(8)/2013; Marian Flis, Eugeniusz R. Grela, Dariusz Gugała, „Efektywność doustnej immunizacji lisów wolno żyjących w ograniczaniu wścieklizny w Polsce w latach 2011–2015”, Medycyna Weterynaryjna, nr 74 (3)/2018.

[6] Jarosław Kamieniak, Tomasz Mazurkiewicz, Maria Tietze, „Pies jako typowy drapieżnik komunikujący się z człowiekiem”, Życie Weterynaryjne, nr 91(4)/2016; „Are dogs carnivores or omnivores?”, www.howtofeedadog.com, 12.01.2018, http://www.howtofeedadog.com/nutrition/are-dogs-carnivores-oromnivores/ (dostęp 25.04.2019); Mary Jo DiLonardo, „Is it OK for your dog to be a vegetarian?”, www.mnn.com, 27.12.2018, https://www.mnn.com/family/pets/stories/it-ok-your-dog-be-vegetarian (dostęp 25.04.2019).
[7] Brian Fagan, Zażyła więź. Jak zwierzęta kształtowały historię ludzkości, Katowice 2018, s. 64–66.

[8] Dorota Jankowiak, Agata Wasak, „Pies – zwierzę wszystko- czy mięsożerne? Podstawowe różnice anatomicznofizjologiczne między układem trawiennym psa i człowieka”, [w:] Pielęgnacja i żywienie psów, Szczecin 2017, s. 55 i nast.

[9] Dzięki informacji Sary Lidii Kruszony, członkini Związku Kynologicznego w Polsce.

[10] Éric Baratay, Zwierzęcy punkt widzenia. Inna wersja historii, Gdańsk 2012, s. 236–268; czytaj też s. 148–155.

[11] „Polskie psy chorują i my jesteśmy temu winni”, wyborcza.pl, 26.08.2013,
http://wyborcza.pl/1,75400,14496563,Polskie_psy_choruja_i_my_jestesmy_temu_winni.html (dostęp 25.04.2019).

[12] Potrzeby ruchowe psów i kotów także wynikają z ich drapieżnictwa. Drapieżniki co do zasady zmuszone są do większej od roślinożerców mobilności w celu kontroli rozleglejszego terytorium i zmian łowisk (Edward O. Wilson, Socjobiologia, Warszawa 2000, s. 149–152 oraz 34).

Jarosław Urbański

www.rozbrat.org

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *