Publicystyka WyróżnioneSekcja FA Poznań

WOLNOŚĆ I POKÓJ DLA UKRAINY – ZAMIAST KRWAWEJ RZEZI

Wybuch konfliktu zbrojnego w Palestynie odsunął w media polskich i zagranicznych informacje o przebiegu wojny w Ukrainie na dalszy plan. Tym bardziej że załamała się letnia ofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU), z którą – po wcześniejszym odbiciu terenów wokół Chersonia i Charkowa – wiązano wiele nadziei. Tymczasem linia frontu, pomimo zaciętych walk, nie zmieniła się zanadto. Natarcie zamarło. Poległo wielu ludzi, stracono dużo sprzętu. Przeciwnik, wojska rosyjskie – z którego polskie media tradycyjnie szydziły – okazał się o wiele silniejszy, sprytniejszy i sprawniejszy niż przypuszczano.

DEZINFORMACJA

Na kanwie niepowodzenia ukraińskiej ofensywy zmienił się też medialny przekaz. Do tej pory w wielu kwestiach prasa po prostu kłamała, czy jak kto woli, wciągnięta w informacyjną wojnę z Rosją, dezinformowała. Okazało się, że ukraińskie dane o stratach Rosji były mocno zawyżane; rakieta, która spadła na Polskę i zabiła dwoje ludzi, została wystrzelona przez SZU, a nie Rosję; a Nord Stream wysadzili ukraińscy dywersanci, nie Kreml itp.

Trwa obecnie spór medioznawców, czyja dezinformacja była bardziej skuteczna – ukraińska, powtarzana przez polskie i zachodnie media, czy rosyjska. Niektórzy specjaliści twierdzą, że wygrał Kijów. Niestety na swoje nieszczęście. Prawda szokuje teraz bardziej, niż w istocie powinna, gdyby w przeszłości zachowano nieco więcej obiektywizmu.

Nasiliła się zatem krytyka wobec władz w Kijowie. Pojawiają się coraz bardziej niepokojące informacje nt. sytuacji wewnątrz kraju: o łamaniu praw obywatelskich, więźniach politycznych, braku wolności słowa i swobody działalności politycznej. Rozpoczęła się bezwzględna walka wewnątrz ukraińskich elit władzy. Zdelegalizowanych zostało 11 opozycyjnych partii politycznych, utrudnia się – pomimo społecznych protestów – praktyki religijne części kościoła prawosławnego, zamyka nieprzychylne media. Za informacje uznane za nieprawdziwe i szkodzące państwu można otrzymać wyrok nie mniejszy niż za podobne publikacje i wypowiedzi w Rosji. Tworzy się „czarne listy”, a ci, którzy się na nich znaleźli, ryzykują utratę pracy, zamknięcie konta bankowego czy zostanie napadniętym przez ultraprawicowych bojówkarzy. Wszystko to pod pretekstem zwalczania prorosyjskich sympatii, a realnie także za krytykę obecnej władzy, nacjonalizmu i wojny.

DEZERTERZY

Skoro uznaliśmy za niepodważalny fakt propagandowe twierdzenie, że SZU popierane przez Zachód idą wyłącznie po drodze militarnych sukcesów, skoro nie znamy rozmiaru strat na froncie po stronie ukraińskiej, niektóre przenikające dziś do mediów informacje mogą zdziwić. Na przykład o tym, że zdarzają się obecnie otwarte protesty rodzin żołnierzy, którzy przebywają na froncie od wielu miesięcy bez rotacji. W internecie coraz więcej pojawia się wideo z zapisem łapanek na poborowych, którzy najwyraźniej nie chcą pójść do wojska. Do tej pory takie „obrazki” wydawały się raczej charakterystyczne dla strony rosyjskiej.

Niektórzy nową falę mobilizacji w Ukrainie wiążą z tym, że do tej pory najmłodsze pokolenia starano się chronić przed wysłaniem na front. Średnia wieku w SZU ostatecznie osiągnęła 43 lata. Ten stan w przedłużającym się konflikcie nie dałby się utrzymać. W odpowiedzi jednak tysiące młodych Ukraińców nie chce iść do wojska i uchyla się od służby lub po prostu dezerteruje z armii. BBC podała 17 listopada br. (informacje te powtórzyła gazeta.pl), że od początku konfliktu 24 lutego 2022 roku uciec przed mobilizacją próbowało ok. 21 tys. osób (zatrzymanych), ale jest ich przynajmniej dwa razy więcej – 40 tys. Wcześniej, w czerwcu br., BBC donosiła, że co najmniej 90 młodych osób zginęło, próbując zimą nielegalnie przekroczyć granicę ukraińsko-rumuńską w Karpatach.

Ostatecznie od początku pełnowymiarowej rosyjskiej agresji przed ukraińskim wymiarem sprawiedliwości stanęły tysiące osób oskarżonych o uchylenie się od służby wojskowej, dezercję i niesubordynację itp. O represjach informuje m.in. War Resisters’ International, jedna z najstarszych organizacji obdżektorskich (osób odmawiających służby wojskowej) i antywojennych. O narastającym problemie w tym zakresie świadczą też statystyki wszczętych spraw z przepisów ukraińskiego kodeksu karnego dotyczących przestępstw związanych z pełnieniem służby wojskowej w latach 2021-2023 (patrz tabela poniżej).

tabelka

Wiele osób „wykupuje się” od armii dzięki łapówkom. Korupcja ta przybiera ogromny wymiar, a szefowie ukraińskich komend uzupełnień stali się w czasie wojny właścicielami hiszpańskich wilii i najnowszych modeli mercedesa. Innym sposobem jest rozpoczęcie płatnych studiów wyższych, co pozwala na odroczenie poboru do wojska. W 2021 roku studiowało na nich 25 tys. osób w wieku od 20 do 40 lat. W 2022 było ich już… 110 tys. Wreszcie – pomimo zakazu – młodzi mężczyźni postanowili pozostać za granicą i nie wracać do kraju. Trudno powiedzieć, ilu z nich przebywa lub zamierza pozostać na emigracji nielegalnie w świetle ukraińskiego prawa, ale zapewne będzie to przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy, jeżeli nie – jak twierdzą niektóre media – ponad sto tysięcy.

Ukraiński rząd twierdzi, że tego typu informacje o uchylających się od służby to nic innego jak wroga – czyli należy rozumieć kremlowska – propaganda, a kwestia nie dotyczy więcej niż 1-5% podlegających mobilizacji i nie zagraża to gotowości bojowej SZU. Niestety wyjaśnienia te mogą być tak odległe od prawdy, jak oficjalne ukraińskie komunikaty o poległych na froncie. Tym bardziej że władze Ukrainy zaostrzyły na przełomie 2022 i 2023 roku przepisy karne dotyczące pełnienia służby wojskowej, co raczej świadczy o czymś zupełnie przeciwnym – problem, którego istnieniu rząd zaprzecza, jest faktycznie obecny.

KOSZT WOJNY

Z tego wszystkiego rysuje się obraz masowej odmowy uczestnictwa w krwawej rzezi, jaka trwa w Ukrainie. Szczególnie że jej koniec coraz bardziej się oddala. Ze skrajnego optymizmu wpadnięto w skrajny pesymizm. Mówi się, że wojna może potrwać nie tylko cały przyszły rok, ale nawet kilka kolejnych lat.

W tym kontekście pojawia się pytanie o to, jaka jest kondycja ekonomiczna Ukrainy – od niej zależą bowiem możliwości dalszego sprzeciwiania się rosyjskiej agresji. Międzynarodowy Fundusz Walutowy w opublikowanych niedawno raporcie podawał, że w 2022 roku Produkt Krajowy Brutto (PKB) Ukrainy spadł o 29%; bezrobocie wynosiło 24,5% pomimo mobilizacji do armii znacznej części mieszkańców kraju; inflacja – 20%. Dzięki napływającym środkom z Zachodu, nie tylko uzbrojenia, ale także pieniędzy na utrzymanie państwa, sytuacja w 2023 roku nieco się ustabilizowała. Na przykład inflację, na razie, udało się utrzymać na poziomie 8,6%.

Jak się przewiduje, w 2024 roku wszystkie dochody budżetowe, jakie jest w stanie zebrać rząd w Kijowie, wystarczą jedynie na utrzymanie armii i kontynuowanie walki. Aby sfinansować państwo, potrzebna jest zagraniczna pomoc w wysokości minimum 43 mld dolarów (dla porównania – polski budżet w 2022 roku po stronie przychodów to ok. 150 mld dolarów). To pieniądze, które z Zachodu coraz trudniej otrzymać, dlatego Kijów nosi się z zamiarem zamrożenia emerytur, rent i innych świadczeń socjalnych (co przy inflacji oznacza ich realnych spadek) czy przeprowadzenia zwolnień w administracji centralnej i samorządowej. Ukraina staje się gospodarczo podległa, a ewentualna pomoc jest coraz częściej uzależniana od ekonomicznych zmian strukturalnych – np. żąda się od Kijowa uwolnienia cen gazu i innych nośników energii (do tej pory dotowanych). To oczywiście odbije się na mieszkańcach kraju.

Sytuacja przeciwnika Ukrainy wydaje się lepsza, niż ją pierwotnie w mediach przedstawiano. W odróżnieniu od Ukrainy, gdzie na całym obszarze systematycznie spadają bomby (zginęło już ok. 10 tys. cywili), na ogromnym terytorium Rosji de facto nie prowadzi się działań wojennych (nie licząc obszarów przygranicznych i jednak sporadycznych nalotów na obiekty wewnątrz Federacji Rosyjskiej). Nie potwierdziły się także przewidywania na temat katastrofalnego stanu rosyjskiej gospodarki, która miała się załamać, szczególnie po wprowadzeniu przez Zachód sankcji. Choć przeżywa ona poważne trudności, daleko jednak jej do totalnej katastrofy, którą wieszczono. Radzi ona sobie, zważywszy na warunki, całkiem nienajgorzej. Musi walczyć z inflacją (skumulowana inflacja jest jednak wyraźnie niższa od tej na Ukrainie), niedoborem siły roboczej (bezrobocie jest na bardzo niskim poziomie) i drogim dolarem, ale nie ma ogromnego spadku PKB (w 2022 roku tylko o 2,1%), załamania się finansów publicznych czy produkcji, którą dodatkowo dziś stymuluje sektor zbrojeniowy.

Spodziewano się także, że kolejne fale mobilizacji na front (pierwsza i do tej pory jedyna miała miejsce we wrześniu ubiegłego roku), doprowadzą do jeszcze większego niezadowolenia społecznego w Rosji. Będą płonąć nie dziesiątki, ale setki komend uzupełnień, obrzucanych koktajlami Mołotowa przez wyciekłych poborowych. Jednak Putin stawia nie na żołnierzy z poboru, ale kontraktowych, rekrutowanych często z najbiedniejszych regionów kraju. Rząd wypłaca im ogromne pieniądze, o których wcześniej oni i ich rodziny mogli tylko pomarzyć. Rosja ma minimum cztery razy większe rezerwy młodych mężczyzn niż Ukraina. Wprawdzie niektórzy rosyjscy ekonomiści przekonują, że realne wynagrodzenia i konsumpcja w Rosji spadają, a sfera ubóstwa się poszerza, to jednak wydaje się, że jedne grupy społeczne wprawdzie tracą, jednak inne – ofiarą swojej krwi – zyskują.

DEMOKRACJA CZY DYKTATURA?

Jak widać, ekonomiczny oraz demograficzny potencjał jednego i drugiego kraju jest bardzo różny i jeżeli sojusznicy zostawią Ukrainę samą – na co się wyraźnie zanosi – może ona w tej nierównej walce polec. Trudno się też dziwić, że społeczeństwo jest na krawędzi wytrzymania. Ekonomiczna destrukcja kraju trwa od lat 90. – wojenna od 2014 roku, w tym dwa ostatnie lata ciężkich walk. Ukraina jest w ruinie – nie w przenośni, ale dosłownie.

Koszty wojny zaczynają chyba przerastać oczekiwania i możliwości Zachodu. Na świecie trwa, jeżeli nie recesja, to przynajmniej ekonomiczna stagnacja. Coraz części padają opinie o konieczności zawarcia pokoju lub choćby powstrzymania ognia. O potrzebie rozmów z Rosją zaczęto też mówić w Ukrainie. Opcję taką odrzuca jednak prezydent kraju, z którym skłócona jest coraz większa liczba dotychczasowych jego zwolenników: od szefów resortu obrony narodowej, przez głównodowodzących armią, po dotychczasowych doradców. Mówi się, że Wołodymyr Zełenski w swoich żądaniach walki do ostatecznego zwycięstwa, czyli oswobodzenia okupowanych przez Rosję terytoriów, odkleił się od rzeczywistości. Coraz trudniej znaleźć mu wspólny język nie tylko z politykami ukraińskimi, ale także zagranicznymi.

Jeszcze do niedawna na Ukrainie mówiono o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich w 2024 roku, pomimo konfliktu zbrojnego i braku podstaw prawnych. Przepisy nie przewidują wyborów w czasie wojny. Naciskać miał podobno Zachód, żeby przedstawić Ukrainę jako państwo demokratyczne, a nie wojenną dyktaturę. Ostatnio Zełenski wykluczył taką możliwość, na co wpływ miały nie tylko niepowodzenia na froncie, ale też rozpad elity władzy – zorientował się, że będzie miał konkurentów i jego wygrana za kilka miesięcy, pomimo ogromnej obecnej popularności, pewna nie jest. Sondaże mówią, że Ukraińcy popierają twardą linię Zełenskiego, ale może tylko dlatego, że na razie nie widzą innej alternatywy. Pomińmy fakt, że badania opinii publicznej w czasie wojny obarczone są wielką niewiadomą – trudno na nich polegać. Zełenski zaczął nawet obawiać się przewrotu i otwarcie opowiada o tym, że taka próba zostanie niebawem podjęta.

ZAKOŃCZENIE: UPODMIOTOWIENIE I DEZINTEGRACJA

Do tej pory wszystkich tych, którzy nawoływali do zachowania pokoju, oskarżano o to, iż odmawiają podmiotowości narodowi ukraińskiemu. Wojna miała nadać jej jeszcze większego znaczenia, oczyścić z ruskich naleciałości. Jednak, jak zauważył Benedict Anderson w swojej wpływowej pracy dotyczącej źródeł nacjonalizmu, tego typu wspólnoty mają charakter wyobrażeniowy, żeby nie powiedzieć wymyślony. Prawda ta, w przypadku naszego wschodniego sąsiada, staje się coraz bardziej uderzająca.

Realnie istniejące w granicach Ukrainy społeczeństwo ulega nie upodmiotowieniu, ale dezintegracji z powodu traumy, jaką jest wojna, bratobójczej (w sensie dosłownym) walki, groźby śmierci w każdym dowolnym momencie, masowej emigracji zagranicznej i wewnątrz kraju, bezrobocia, gwałtownego ubożenia, dewastacji całych miast i degradacji ekologicznej wielu regionów kraju, represji i zbrojnego terroru itd. Ukraina stanęła u progu katastrofy demograficznej, liczba mieszkańców szybko maleje.

Tak, ta wojna została temu społeczeństwu narzucona. Jestem pewien, że większość Ukraińców, jak i Rosjan jej nie chciała. Jednak wolne społeczeństwo może się samorealizować tylko w warunkach pokoju. Dla jednych było to oczywiste od początku, inni woleli podżegać do krwawej walki, która prawdopodobnie ugrzęzła na dobre na ukraińskich stepach.

Gandhi miał ponoć kiedyś powiedzieć, iż gdyby miał wybierać między walką a tchórzostwem, wybrałby walkę. Pytanie tylko: walkę o co i o kogo? Dlatego tekst ten dedykuję wszystkim dezerterom, po obu stronach frontu, w podziękowaniu za ich odwagę.

 

Źródła:

W niniejszym artykule korzystałem ze statystyk podawanych przez polskiego prawicowego historyka i politologa Marka Budzisza (ostatnie wypowiedzi umieszczone na kanale YouTube Podróż bez Paszportu), oraz rosyjskiego ekonomistę lewicowego Olga Komolova (kanał YouTube Простые числа). Oprócz tego skorzystałem m.in. z następujących materiałów:

O liczbie poległych i poszkodowanych na froncie opublikowałem osobny artykuł:

Na temat sytuacji w Rosji opublikowałem następujące artykuły:

 

Jarosław Urbański

www.rozbrat.org

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *