Bezpośrednią przyczyną – przypomnijmy – z powodu której sprawa Stolarskiej trafiła do Urzędu Wojewódzkiego, było wstrzymanie przez Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego decyzji Inspektora Powiatowego, nakazującego podłączenie wody na Stolarskiej. Lokatorzy chcieli się już z początkiem grudnia spotkać z wojewodą w celu wyjaśnienia sytuacji, ale ten ich zbywał. Dopiero przedświąteczna akcja, 19 grudnia, polegająca na wizycie lokatorów z wiadrami w urzędzie, doprowadziła do zainteresowania się ze strony Piotra Florka problemem. Wyraził wówczas opinię, że niechybnie na święta woda na Stolarskiej będzie. Nie było. Dodatkowo w niedzielę wieczorem robotnicy Piotra Śruby odcięli prąd, a wojewoda Florek wyłączył telefon, bo lokatorzy i media, zbyt jak widać natarczywie, chcieli się dowiedzieć - co dalej?
Na dzisiejsze spotkanie Piotr Śruba przybył w asyście swojego prawnika. Na salę, gdzie miało odbyć się spotkanie, nie wpuszczono przedstawicielki Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Katarzyny Czarnoty. Wojewoda zawahał się nawet czy może wejść mecenas Agnieszkę Rybak-Starczak, która reprezentuje lokatorów ze Stolarskiej. Tym samym Piotr Florek wysłał jasny sygnał opinii publicznej – w spotkaniu mógł wziąć udział Piotr Śruba i usiąść obok lokatorów, za nękanie których zabroniono mu zbliżania się do kamienicy na odległość nie większą niż 100 metrów, przeciw któremu toczy się szereg postępowań prokuratorskich, a jego działalność jako czyściciela kamienic jest dobrze znana i udokumentowana. Odmówiono wstępu natomiast osobie, która stara się bronić praw lokatorskich. Postępowanie wojewody, jego uwagi i zachowanie broniące Piotra Śrubę, decyzje podlegających jemu służb, ewidentnie świadczą, że przyjęto opcję broniącą czyścicieli kamienic, a nie ich ofiar – lokatorów. Być może Piotr Florek zna się z właścicielami Stolarskiej, Liberkowskim i Garwońskim, a przynajmniej się zachowuje, jakby był kolegą ich wykidajły, Piotra Śruby.
Wojewoda Florek nie chciał rozmawiać z mediami. Chyba żeby znowu z gęby nie zrobić sobie cholewy. Ma wydać specjalny komunikat. Ustalono jedynie, że przeprowadzona zostanie na Stolarskiej ekspertyza budowlana, która ma przesądzić o stanie budynku i czy nadaje się on do zamieszkania. Mają ją sporządzić specjaliści na zlecenie… właścicieli kamienicy. Ma się to odbyć do końca stycznia przyszłego roku, a to oznacza, że jeszcze wiele tygodni lokatorzy na Stolarskiej nie będą mieli wody, ani innych mediów. Tym samym, może nie w świetle kulawego i wybiórczo stosowanego prawa, ale moralnej odpowiedzialności, do starkingu, czyli uporczywego nękania lokatorów, przyłożył się nie tylko Piotr Śruba, ale jego już dobry, jak widać, kolega, Piotr Florek – wojewoda wielkopolski.
Już wcześniej informowaliśmy, że działacze i działacze Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów (WSL) obawiają się, że na dniach dojdzie to takiej sytuacji. Pracownicy Fabryki Mieszkań i Ziemi byli widziani na terenie posesji już kilka dni temu. Próbowali zatkać kanalizację, ale im się nie udało. W piątek, 21 grudnia, lokatorzy ze stolarskiej i WSL zwołani w tej sprawie na godz. 13.00. konferencję prasową – nikt z mediów niestety nie dotarł.
Pomimo obietnic zlożłonych w ostatnią środę przez Wojewodę Wielkopolskiego Piotra Florka, na Stolarskiej nie pojawił także nikt z urzędników w sprawie podłączenia wody (o akcji czytaj TUTAJ). Wojewoda zaprosił działaczy lokatorskich na rozmowy dopiero po świętach – 28 grudnia.
Dramatyczna sytuacja lokatorów doprowadziła do spontanicznej akcji solidarnościowej zwołanej na dzień 24 grudnia godzinę 12:00. Po wczorajszym zniszczeniu w kamienicy na Stolarskiej przyłącza prądu, z Warszawy do Poznania został przywieziony, a następnie uruchomiony agregat prądotwórczy. Do tej chwili działa i zapewnia mieszkańcom elektryczność. Przywieziono butle z gazem, paliwo do agregatu, dziesiątki baniaków i zgrzewek wody. Przybyli działacze i działaczki Federacji Anarchistycznej, Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów i My–Poznaniaków, jak też wielu niezrzeszonych poznaniaków i poznanianek.
Wojewoda Piotr Florek, który wcześniej obiecał pomóc lokatorom, najpierw telefonicznie oznajmił, że nie może nic zrobić, a następnie wyłączył telefon. 24 grudnia w godzinach porannych spotkał się natomiast z czyścicielem Piotrem Śrubą, a dopiero potem z samymi lokatorami. Zaoferował zgrzewki wody i interwencyjny nocleg w hotelu; Piotr Śruba w wypowiedzi dla mediów stwierdził zaś, że przywróci elektryczność, jeżeli lokatorzy zapłacą 300 tys. zł.
Przypomnijmy, że podający się za administrującego kamienicą Piotr Śruba nie przedstawił żadnych dokumentów, które wskazywałyby, że jest upoważniony do pobierania czynszów. Lokatorzy złożyli kilka miesięcy temu wnioski do sądu o ustanowienie depozytów na ten cel. To w takich wypadkach standardowa procedura, kiedy nie wiadomo komu naprawdę należy płacić czynsz, jednak jakiekolwiek posiedzenie w tej sprawie jeszcze się nie odbyło. To kolejny dowód na inercję państwa w tej kwestii. Dodatkowo, w związku z pozbawieniem lokatorów dostępu do podstawowych mediów, reprezentująca ich przed sądem mecenas Agnieszka Rybak-Starczak, żąda znaczącego obniżenia należnego czynszu za ostatnie pół roku.
Jest rzeczą zdumiewającą, że wojewoda zdecydował się rozmawiać ze Śrubą, który ma zakaz zbliżania się do kamienicy z powodu nękania lokatorów. Istnieje szereg dobrze udokumentowanych przypadków czyszczenia przez niego kamienic – nie tylko przy Stolarskiej – ulice Strusia, Niegolewskich, Piaskowej itd. Co więcej, wojewoda dał Śrubie wiarę i faktycznie uwiarygadnia jego osobę i działania.
Kolejne spotkanie wojewody z lokatorami (i Piotrem Śrubą?) w tej sprawie ma się odbyć 28 grudnia.
Przypomnijmy, że to właśnie Liberkowski wraz z Gawrońskim z premedytacją nasyłają na lokatorów firmę Piotra Śruby, który w urągający wszelkim standardom prawnym i moralnym stara się wyrzucić lokatorów. Cel jest jeden - szybki zysk biznesmenów pokroju Liberkowskiego.
Wcześniej ofiarami Śruby padli mieszkańcy kamienic przy Strusia, Niegolewskich, Piaskowej, Małeckiego. Metody nękania wszędzie są podobne: zastraszanie i szantaż, odłączenie mediów (wody, gazu, telefonów, kanalizacji i prądu), skuwanie tynków, zalewanie mieszkań, wypuszczanie szczurów, itd. Wszyscy mieszkańcy Poznania, w tym sąsiedzi, współpracownicy, znajomi, kooperanci – powinni jednoznacznie dać do zrozumienia panu Liberkowskiemu, że przekroczył granice. Nie wolno nikomu w ten sposób traktować lokatorów.
Odpowiedzią powinien być społeczny i instytucjonalny bojkot pana Liberkowskiego. Nie kooperujmy z Grzegorzem Liberkowskim, ani żadną z jego firm (rodzinna firma Liberkowskich- Dexter). Potępmy wszystkich tych, którzy stają za nagonkami na lokatorów, a związani są często z dużymi przedsiębiorstwami i instytucjami, brylują na salonach i w galeriach, przyjmowani są z otwartymi rękoma w urzędach.
Po wodę do wojewody przyszli także mieszkańcy Stolarskiej, którzy już 8 miesiąc są zmuszeni żyć bez niej. W zeszłym tygodniu jedna z lokatorek, nieomal przepłaciła to życiem. Powiatowy Inspektor Nadzoru Powiatowego nakazał przyłączyć wodę w kamienicy, ale decyzje uchylił Nadzór Wojewódzki, polegający wojewodzie.
Lokatorów przyjął wojewoda Piotr Florek w asyście Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Obiecał zainteresować się sprawą i podjąć próbę podłączenia wody na Stolarskiej jeszcze do świąt; po świętach natomiast spotkać z Wielkopolskim Stowarzyszeniem Lokatorów.
Tymczasem czyściciele działają. Lokatorzy kamienicy przy ulicy Niegolewskich 14 zostali poinformowani przez Piotra Śrubę, że od 1 stycznia „poradzi sobie z nimi inaczej”, czyli odetnie media. Tylko w zeszłym tygodniu do Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów zgłosili się lokatorzy z czterech kamienic należących do Macieja Schultza. Niektórzy z nich latami żyli bez dostępu do mediów.
Oprócz kilkunastu działaczy i działaczek Federacji Anarchistycznej oraz Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów na pikietę przyszli także poszkodowani lokatorzy z ulicy Kościelna 15, którym Schultz odciął wodę. Zajmują oni mieszkanie legalnie, regulując systematycznie czynsz. Wcześniej – pod presja właściciela kamienicy – wyprowadziło się z niej wiele rodzin.
Najbardziej bulwersujący przypadek miał miejsce w lipcu tego roku, kiedy Schultz włamał się do jednego z mieszkań w asyście ochroniarzy. Wezwana policja zabrała lokatora, Ryszarda W., na komisariat celem wyjaśnienia sytuacji. W tym czasie właściciel zajął jego mieszkanie i wymienił zamki. Po powrocie, wieczorem, lokator zastał mieszkanie zamknięte. Przez kilka dni był bezdomny. Następnie wraz z grupą działaczy i działaczek z Federacji Anarchistycznej, rozwiercił zamki i wyłamał drzwi zajmując ponownie mieszkanie. Okazało się, że zostało ono kompletnie zrujnowane przez właściciela (skuto tynki, zniszczono instalację itd.). Wszystkie meble i rzeczy osobiste zostały wyrzucone na podwórko koło śmietnika. Zginęło wiele przedmiotów i dokumentów. Działanie Schultza było nielegalne. Należy dodać, że początkowo policja próbowała oskarżyć lokatora o naruszeni miru domowego. Ten nie zgodził się podpisać odpowiedniego protokołu i złożył skargę na prokuraturę. Następnie okazało się, że Ryszard W. ma pełne prawo zajmować rzeczony lokal. Niestety Schultz wykorzystał indolencję policji. (Pisaliśmy o tym zdarzeniu wcześniej TUTAJ i FILM)
Proces udowodnił, po raz kolejny, że samo występowanie policji w roli oskarżyciela publicznego nie daje policji jakiegokolwiek mandatu do reprezentowania społeczeństwa - celem ochrony dobra publicznego. Jakie bowiem szkody społeczne przyniosła pikieta lokatorów - systematycznie zastraszanych przez nowego administratora kamienicy Piotra Śrubę – w której lokatorzy domagali się interwencji i pomocy od miejskich decydentów? W toku procesu sami zeznający policjanci podkreślali, że protest lokatorów nie zakłócił ruchu drogowego w mieście, przebiegał spokojnie, a jedynym jego skutkiem była konieczność wyjazdu przebywającego wówczas w Urzędzie Miasta Prezydenta RP, „drogą zapasową”. Policjanci zeznając oczywiście nie dodali, że dopiero nagłośnienie przez lokatorów ich problemów doprowadziło do zainteresowania się ich losem ze strony decydentów.
Najwyraźniej konieczność negocjacji z BORem co do drogi wyjazdu Bronisław Komorowskiego z urzędu stała się dla poznańskich policjantów doświadczeniem na tyle traumatycznym, że postanowili kogoś za to nieprzyjemne doznanie ukarać.
Padło na jednego z anarchistów uczestniczących w pikiecie.
Wypełnienie wniosku o ukarmianie przychodzi policjantom łatwo, gorzej jest już ze stawianiem się na rozprawach. Z czterech rozpraw, które się odbyły w tej sprawie oskarżyciel publiczny zjawił się na ostatniej, na której wniósł o ukaranie oskarżanego mandatem w wysokości 250 zł. Zastanawiające jest czy dokonano racjonalnej oceny, jakie będzie koszt przeprowadzenia łącznie z ogłoszeniem wyroku pięciu posiedzeń sądu (dwa posiedzenia odroczone, ze względu na niestawiennictwo świadka oskarżenia). Oskarżony musiał ponosić koszty kolejnych rozpraw, związane z dojazdem i nieobecnością w pracy. Oczywiście koszta przegranego procesu nie uderzą w kieszenie bezmyślnych policjantów, a zostaną pokryte z pieniędzy nas wszystkich – czyli pokryte przez skarb państwa. Oskarżony najpewniej podniesie te koszty wnosząc wniosek o odszkodowanie za bezzasadne oskarżenie.
W proteście wzięła udział liczna grupa lokatorów z „czyszczonych” kamienic w tym z ulicy Stolarskiej, Piaskowej, Niegolewskich, Strusia, Kanałowej, Małeckiego. Przybyli też mieszkańcy z innych zagrożonych wysiedleniem budynków. Lokatorzy na trasie przemarszu opowiadali o procederze wyrzucania na siłę mieszkańców z ich dotychczasowych lokali.
W demonstracji wzięli udział m.in.: Przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej Rady Miasta Poznania Tomasz Lewandowski, profesorowie Margarit Mayer z Berlina i Tomasz Polak z UAM, aktorzy Teatru Ósmego Dnia. Licznie przybyli przedstawiciele mediów.
Protest zakończył pod Zarządem Komunalnych Zasobów Lokalowych przy ulicy Matejki, odpowiedzialnego za realizację polityki mieszkaniowej w mieście, a jednocześnie za masowe i brutalne eksmisje na bruk.
O powodach i celach manifestacji można przeczytać więcej w specjalnej odezwie organizatorów (czytaj TUTAJ).
Ruch obrony praw lokatorów trawa. Podczas samej demonstracji zgłaszali się lokatorzy kolejnych kamienic ze swoimi problemami prosząc o pomoc. Inni deklarowali chęć wsparcia. Protest spotkał się z żywym i przyjaznym odzewem ze strony mieszkańców Łazarza, którym był dedykowany.
O sprawie tej pisaliśmy wczoraj (czytaj TUTAJ). Na dzisiejszym proteście pojawiły się poznańskie media. Żywo reagowali przechodnie. Protestujący domagali się zaprzestania brutalnych wysiedleń. Poszkodowana lokatorka będzie dochodzić swoich praw przed sądem.
Z inicjatywy Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów i Federacji Anarchistycznej, ukazała się broszura Lokatorki mówią - sytuacja społeczno-mieszkaniowa Poznania, zawierająca wywiady przeprowadzone w sierpniu 2012 roku z lokatorkami, które musiały stawić czoła trudnościom socjalno-mieszkaniowym. Naświetlają one zakres problemu, z jakimi musi się zmierzyć niemała część mieszkańców Poznania. W wywiadach wypowiadają się tylko kobiety. To działanie celowe podjęte w opozycji do dominującego przekonania, że eksmisje dotyczą jakichś bliżej niedookreślonych „trudnych lokatorów” czy „osób nie płacących czynszów”, „awanturujących się mężczyzn”. Tymczasem ofiarami polityki socjalno-mieszkaniowej w naszym mieście padają konkretni ludzie – często właśnie kobiety, dzieci, czy osoby schorowane (przykładowo w sierpniu br. ZKZL wyeksmitował 90-letniego mężczyznę). Wspólną ich cechą jest niższy status ekonomiczny i społecznych, choć bywa, że ofiarami są także profesorowie, nauczycielki i właściciele małych interesów. Logika „świętego prawa własności i wolnego rynku” oraz biurokratycznych struktur władzy nie oszczędza nikogo, kto tylko stanie na drodze interesom tych, którzy czują się panami sytuacji i wydaje się im, że wszystko mogą.
W niniejszej broszurze przedstawiamy trzy wywiady przeprowadzone w sierpniu 2012 roku z lokatorkami, które musiały stawić czoła trudnościom socjalno-mieszkaniowym. Naświetlają one zakres problemu, z jakimi musi się zmierzyć niemała część mieszkańców Poznania. W wywiadach wypowiadają się tylko kobiety. To działanie celowe podjęte w opozycji do dominującego przekonania, że eksmisje dotyczą jakichś bliżej niedookreślonych „trudnych lokatorów” czy „osób nie płacących czynszów”, „awanturujących się mężczyzn”. Tymczasem ofiarami polityki socjalno-mieszkaniowej w naszym mieście padają konkretni ludzie – często właśnie kobiety, dzieci, czy osoby schorowane (przykładowo w sierpniu br. ZKZL wyeksmitował 90-letniego mężczyznę). Wspólną ich cechą jest niższy status ekonomiczny i społecznych, choć bywa, że ofiarami są także profesorowie, nauczycielki i właściciele małych interesów. Logika „świętego prawa własności i wolnego rynku” oraz biurokratycznych struktur władzy nie oszczędza nikogo, kto tylko stanie na drodze interesom tych, którzy czują się panami sytuacji i wydaje się im, że wszystko mogą.
Wiele problemów socjalno-mieszkaniowych bierze się z dotychczasowej polityki miasta. W Poznaniu od początku lat 90. (1995-2009) miasto sprzedało w większości dotychczasowym lokatorom, na preferencyjnych warunkach, ponad 10,5 tys. lokali, czyli 41% tego, co posiadał samorząd. W tym samym okresie wybudowano jedynie 638 nowych mieszkań komunalnych. Jak podał na początku 2012 roku NIK, Zarząd Komunalnych Zasób Lokalowych, jedynie na poziomie 1-2% odpowiada na zapotrzebowanie na lokale socjalne, na które czeka tysiące rodzin w tym 2600 z orzeczonym wyrokiem eksmisji. Pociąga to za sobą określone konsekwencje, nie tylko dla budżetu miasta, ale także gminnej polityki społecznej. Polityka władz centralnych i lokalnych polegająca na prywatyzacji mieszkalnictwa, zarówno zasobów mieszkaniowych jak też budownictwa mieszkaniowego (dominująca dziś rola deweloperów), nie łączy się ze wzrostem pomocy podmiotowej. Podstawowym instrumentem są tu „dodatki mieszkaniowe”. Na przestrzeni lat pomoc ta jest sukcesywnie ograniczana, pomimo dynamicznie rosnącego zadłużenia rodzin.
Analizując sytuację w Poznaniu i polskich miastach możemy wymienić kilka zasadniczych kwestii. Mamy do czynienia z:
1) Wysokimi, wywindowanymi w ostatnich latach cenami nowo wybudowanych mieszkań oferowanych głównie przez deweloperów oraz z wysokimi czynszami najmu. Stanowi to bariery nie do przekroczenia dla poważnej części mieszkańców miast.
2) Z wysokim zadłużeniem gospodarstw domowych i coraz większymi trudnościami w spłacie zobowiązań, przy szwankującej i celowo ograniczanej podmiotowej pomocy socjalnej.
3) Rosnącym zagrożeniem eksmisyjnym (rocznie w Polsce do sądów wpływa 30-40 tys. pozwów o „opróżnienie lokalu mieszkalnego”, a komornicy przeprowadzają 7-7,5 tys. eksmisji w tym 1/3 do zdewastowanych hoteli robotniczych czy podobnego typu lokali; problem ten dotyczy rocznie 100-120 tys. osób)
4) Rosnącym problemem gmin w pokryciu roszczeń odszkodowawczych z powodu nie wywiązywania się z ich obowiązków konstytucyjnych i ustawowych. Obciążają one w coraz większym stopniu ich budżety.
5) Sięganiem przez władze po coraz bardziej kontrowersyjne metody w szukaniu szybkiej recepty na rozwiązanie dramatycznych problemów mieszkaniowych takich jak m.in. budownictwo kontenerowe i inne tego typu substandardowe rozwiązania. A także przeprowadzanie brutalnych eksmisji.
6) Gettoizacja miast, wzrost nierówności i odpływy mieszkańców, co prowadzi do spadku dochodu miast. W ostatnich latach (od 2008 r.) także systematyczny wzrost bezrobocia.
7) Wzrost konfliktów miejskich związanych nie tylko z problemami lokatorskimi, ale też przestrzennymi spowodowanymi przedkładaniem przez władze miejskie interesów deweloperskich nad interes mieszkańców i pracowników.
Zaangażowanie samorządu w sprawy socjalno-mieszkaniowe jest absolutnie niewystarczające. Ale nie jest to dziełem przypadku, lecz od lat reprezentowanej przez włodarzy Poznania polityki.
Wielu mieszkańców i lokatorów staje w obliczu problemów absolutnie sama, lub tylko przy mały wsparciu najbliższych, których sytuacja socjalno-mieszkaniowa często nie jest dużo lepsza. Muszą sprostać nie tylko potrzebom bytowym, takim jak mieszkanie, praca, opieka nad dziećmi, opieka zdrowotna, ale także zmierzyć się z biurokratyczną machiną i bezwzględnością kamieniczników. Jak sami twierdzą, nikt ich nie reprezentuje – w tej broszurze oddaliśmy lokatorkom głos, żeby mówiły we własnym imieniu.
Uczestnicy dzisiejszej akcji skupieni w Koalicji dla Mieszkańców Stolarskiej (w której zaangażowani są również uczestnicy/czki FA-P-ń), postanowili wywiesić duży i wyraźny transparent, tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że pomimo gehenny zgotowanej przez Piotra Śrubę – wynajętego „czyściciela kamienic” – nadal są gotowi rozmawiać z jego szefami: Lechosławem Gawrońskim i Grzegorzem Liberkowskim.
Podczas akcji nie zabrakło także poczęstunku w postaci pysznego barszczu, przywiezionego przez jednego z mieszkańców Poznania w geście solidarności z lokatorami.
Przypominając apel o wsparcie lokatorów – sam apel i lista jego sygnatariuszy wielokrotnie był zrywany przez ludzi Piotra Śruby – wypisano na ścianie wyraźnie powody, dla których pod apelem m.in. podpisali się:
Niestety, jak można się było spodziewać i tym razem żaden z właścicieli nie skorzystał z zaproszenia do rozmów. Najwyraźniej nadal preferują oni bandyckie metody dialogu stosowane przez Piotra Śrubę. Obecnie symbolem tych metod staje się niewywożony od kilku miesięcy kontener stojący przed wejściem do kamienicy. Po telefonie do firmy będącej jego właścicielem, okazało się, że nie ma możliwości wywiezienia pełnego śmieci i gruzu kontenera, dopóki Piotr Śruba nie uiści za tę usługę zapłaty. Wysypujące się z kontenera śmieci i towarzyszący im smród nie przeszkadzają funkcjonariuszom Straży Miejskiej. Nic nie wiadomo o tym, by miejskie służby ukarały Śrubę za nie wywożenie przepełnionego kontenera. Władze miasta, poczynając od prezydenta, a kończąc na strażnikach miejskich, najwyraźniej postanowiły zrobić wszystko, by nie utrudniać nękania lokatorów, nie mówiąc już o zapobieganiu takim praktykom.
W środę, 5 września rano, do kamienicy przy ulicy Stolarskiej, blokowanej przez lokatorów, ponownie chcieli wtargnąć robotnicy Piotra Śruby. Pretekstem była kontrola Nadzoru Budowlanego. Wejść wraz z inspektorami do budynku chcieli - powołując się na niejasne pełnomocnictwa. Na miejsce przybyła też policja. Obecnych było kilkunastu działaczy Federacji Anarchistycznej i Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów.
Mieszkańcy początkowo nie wpuścili nikogo, po pertraktacjach weszli inspektorzy, dwoje funkcjonariuszy i przedstawiciel Piotra Śruby, który ostatecznie opuścił budynek po zakończeniu kontroli.
Dziś robotnicy Śruby okazywali się też umowami najmu, twierdzili przy tym, że są mieszkańcami kamienicy. Pod tym pretekstem żądali, aby ich wpuścić.
Również dziś lokatorzy blokujący kamienicę otrzymali pisma, w których wzywa się ich do natychmiastowego opuszczenia mieszkań.
Lokatorzy mają uzasadnione podstawy by nie wpuszczać na teren kamienicy pracowników, których szef jest oskarżony o nękanie oraz wydano względem niego zakaz zbliżania na odległość 100 metrów do kamienicy.
Mieszkańcy kamienicy żądają przyjazdu właścicieli – Lechosława Gawrońskiego oraz Grzegorza Liberkowskiego, którzy jak dotąd wyzbywają się odpowiedzialności za zlecanie nękania.
Projekcja filmu:
"Idź drogą Shun Ning!”
(順寧道,走下去; Shunning Road, Keep Walking)
oraz prezentacja na temat eksmisji, rewitalizacji i gentryfikacji w Hongkongu. Naszym gościem będzie Cheung Kit-Wah, działaczka z Hongkongu związana z anarchistycznym kolektywem „Social Movement Resources Center” (Autonomous 8A; http://smrc8a.org/8a_cht/), zaangażowana w ruch lokatorski oraz działania na rzecz migrantek pracujących jako pomoce domowe.
"Idź drogą Shun Ning!”, produkcja: Shun Ning Road Concern Group, Shun Ning Road Support Group, v-artivist (http://www.v-artivist.net); rok 2010/Hongkong/120 minut /共同創作:順寧道重建關注組、順寧道義工支援組、影行者 |2010/香港/ 分鐘| 語言: 廣東話 長沙灣一條名為順寧道的街道,卻因為市區重建局的敷衍塞責而讓租戶不得安寧。
Hongkong, ulica Shun Ning w dzielnicy Cheung-Sha-Wan. Z powodu pozorowanego i nieodpowiedzialnego projektu zwanego „Projektem Odnowy Miasta”, prowadzonego przez władze Hongkongu, mieszkańcy nie mogą już dłużej żyć w spokoju. Bohaterami filmu jest jedenaście rodzin, m.in. pani Yang z trójką dzieci, państwo Yiu, pan Ho: samodzielna matka, rodzina o niskim dochodzie, która przybyła z Chin i sprzedawca uliczny, który żył w tej dzielnicy ponad 40 lat. Projekt rewitalizacji uderza głównie w nich.
W lipcu 2009 r. władze zarządzające projektem rewitalizacji ogłosiły, że obejmie on również ulicę Shun Ning. Właściciele trzynastu wynajmowanych mieszkań zaczęli wysyłać do lokatorów listy z informacją o planowanej eksmisji. Władze tłumacząc się projektem rewitalizacji zignorowały prawa lokatorów, odmawiając im prawa do mieszkań zastępczych lub rekompensaty finansowej. Właściciele mieszkań zaczęli odcinać wodę oraz elektryczność, a władze umywały ręce udając, że wykracza to poza ich obowiązki. Właściciele mieszkań w Hongkongu mają prawny obowiązek informowania mieszkańców o planowanej eksmisji miesiąc przed jej przeprowadzeniem. Lokatorom, którzy dostali wsparcie od lokalnej społeczności i aktywistów, udało się zostać w swoich domach ponad pół roku dłużej, choć wciąż wisi nad nimi groźba przymusowej wyprowadzki.
Rodziny przez cały ten okres organizowały się: protestując, negocjując, blokując eksmisje, okupując swoje mieszkania. Społeczność domagała się prawa do mieszkania i wpływu na przestrzeń, w której mieszka. Celem kampanii lokatorskiej w Hongkongu jest domaganie się od URA, czyli wydziału miasta prowadzącego rewitalizację, uznania praw mieszkańców i ich potrzeb mieszkaniowych. Grupa wspierająca lokatorów z ulicy Shun Ning przeprowadziła zaangażowane badania społeczne w dzielnicy, by zrozumieć społeczno-ekonomiczną sytuację mieszkańców Sham-Shiu-Po. Lokatorzy są coraz bardziej świadomi tego, że to nie oni stanowią problem, gdyż przede wszystkim pilną kwestią do rozwiązania jest brak tanich mieszkań oraz sam projekt rewitalizacji.
Zapraszamy na pokaz filmu, spotkanie i dyskusję!