Czekają nas jeszcze dwa tygodnie kampanii wyborczej, w trakcie której dwaj kandydaci postsolidarnościowych sił, uczynią najprawdopodobniej wszystko, aby się w oczach opinii publicznej wzajemnie poniżyć i skompromitować. Wyniszczająca walka polityczna, przybiera charakter bezwzględnej rywalizacji jaką znamy ze sfery ekonomicznej. To rzecz charakterystyczna, że polityka, zdominowana przez kapitalistyczną gospodarkę, stara się naśladować ją we wszystkich szczegółach. Polityka stała się areną partykularyzmów, których państwo nie potrafi przezwyciężyć, stając się ich wyrazem i gwarantem. Partykularyzmy te próbuje się zatem starannie przed społeczeństwem ukryć, obudowując je reklamowymi sloganami. Widać wyraźnie, że dzisiejszy marketingowy sukces postsolidarnościowego obozu władzy jest zarazem początkiem jego końca, tak jak szczytowy popyt na dany produkt, jest jednocześnie zapowiedzią jego końca na rynku. Jest to tak widoczne, że nawet Gazeta Wyborcza - piórem Jarosław Kurskiego - stwierdza w powyborczym komentarzu, że w dzisiejszym zwycięstwie tkwi "ziarno klęski" i "jesteśmy o krok od powtórki spektaklu AWS-UW".
Zwykle dzień po wyborach, to dzień dla nas anarchistów przygnębiający. Władza uzyskawszy nową legitymizację staje się jeszcze bardziej butna, a społeczeństwo wymęczone ogłupiającą kampanią wyborczą, traci swój krytycyzm względem elit. Tym razem jest inaczej. Te wybory (i prezydenckie, i parlamentarne) dowodzą, że władza nie może czuć się bezpieczna, że w społeczeństwie narasta odmowa, która jest warunkiem koniecznym, choć jeszcze niewystarczającym, aby uruchomiły się siły nowego ruchu społecznego, który dokona fundamentalnych zmian. Naturalnie wierzymy, iż taki ruch jest możliwy, a utwierdza nas w tym przekonaniu fakt, iż ze sporą regularnością dochodzi w Polsce do otwartych i masowych sprzeciwów społecznych (1956, 1968, 1970,1976,1980-1981,1991-1992, 2002-2003). Nie zgadzając się na demokrację "proszku do prania" i "tokszołów", opowiadamy się za sprzeciwem i protestem, którego władza chce za wszelką cenę uniknąć.
Jarosław Urbański