Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

Jesteś tu:
A+ R A-

Komentarz: Jego Magnificencja Paralizator

Stanisław Krastowicz

Osobiście jestem zwolennikiem anarchizmu metodologicznego Paula Feyerabenda. Każdy ma prawo głosić co mu się podoba i twierdzić, że to prawdy naukowe. Profesor Paweł Bortkiewicz i jego teza o ideologicznym charakterze gender nie jest tu wyjątkiem. Jeżeli więc ktoś uznał za stosowane głosić te tezy na Uniwersytecie Ekonomicznych – wolna droga. Widać, że w obliczu załamania się neoliberalnej gospodarki, uczelnia szuka nowych obszarów naukowej eksploracji.

Jest jednak naiwnością sądzić, że dominujący paradygmat w danej dziedzinie jest wynikiem przede wszystkim naukowej dysputy. Tak wydaje się twierdzić znaczna część akademickiej opinii publicznej, która ma problemy z akceptacją happeningu, do którego doszło podczas wykłady Bortkiewicza. Musimy sobie jednak zdawać sprawę z faktu, że w czasach naukowej dyskusji wokół smoleńskiej brzozy oraz hipotez sformułowanych przez dendrologów na temat natury ludzkiej seksualności, mamy do czynienia ze znacznym rozciągnięciem ram nauki, które to rodzi odpowiednie napięcie. Charakteryzuje się ono zaostrzeniem sporu i jego oczywistym upolitycznieniem. W tym kontekście, kiedy opinie szacownych profesorów i doktorów prowokują nas do przemyślenie na nowo celów nauki, dobrze jest poddać je pewnym socjologicznym testom, aby odkryć, na jakiej podstawie się opierają.

Tak też widzę ów happening – jako dozwolone poddanie koncepcji Bortkiewicza społecznemu testowi, na wzór słynnego eksperymentu Zimbardo. Jak się okazuje, nawet wynik wyszedł podobny. Wystarczy złamać konwencje i przekroczyć przypisane role, a pojawia się instytucjonalna przemoc. Policja atakuje oponentów Bortkiewicza pałkami i paralizatorami, skuwa i zamyka na komisariacie. Tymczasem ksiądz może dalej głosić swoje racje, korzystając z protekcji rektora szacownej uczelni.

Jak zauważyła moja koleżanka, to w zasadzie żadna nowość. Dadaiści, czy bitnicy przerywali wykłady non stop, ale nie byli za to rażeni prądem. Co prawda na niektórych w ramach represji popełniono lobotomie, ale zrobiono to jednak poza murami akademii. No, ale z drugiej strony – dopowiem - jeden z geniuszy tej metody „leczenia” otrzymał Nagrodę Nobla.

Od czasów opublikowania przez Thomasa Kuhna „Struktury rewolucji naukowy”, pozycji zdaje się obowiązkowej także w programie nauczania nauk ścisłych, przyjmuje się, że podstawą oficjalnie uznawanej wiedzy, może być cały szereg splecionych ze sobą czynników natury społecznej, politycznej czy ekonomicznej. Nauka nie jest czymś obojętnym wobec wewnętrznych konfliktów społecznych, interesów i podziałów klasowych. O sukcesie danego poglądu naukowego może zadecydować korupcja, konformizm, ale przede wszystkim poparcie instytucjonalnej władzy. A za najbardziej twórcze pomysł pali się na stosie lub razi prądem, uznając je za szaleńcze, heretyckie, wywrotowe. Dlatego właśnie obecny na wykładzie Bortkiewicza senator Libicki, widział w uczestnikach happeningu oszalałe i naćpane istoty (a co zdaje się powtórzyło za nim Radia Maryja – zawsze dziewica). Być może nawet poczuł swąd spalenizny, co ostatecznie nie byłoby dziwne, zważywszy na zastosowane przez policję metody.

Jak zatem zauważamy zasięg naukowej dysputy, zarówno co do treści i metod, nam się gwałtownie poszerzył. I nie ma chyba wątpliwości co do tego, kto tu mówi z pozycji władzy? Jego Magnificencja Paralizator!

Zacytujmy na koniec Feyerabenda: „Zarówno badanie epizodów historycznych, jak i abstrakcyjna analiza związku idei z działaniem ukazują, że jedyną zasadą, która nie hamuje postępu, jest: nic świętego”. I tego się będziemy trzymać