Rozpoczął się proces trzech osób z Federacji Anarchistycznej, oskarżonych o przewodzenie nielegalnej demonstracji. Według policji miała ona mieć miejsce przed bankiem WBK 25 października zeszłego roku w tym samym czasie, gdy inne osoby w środku rozbiły w symbolicznym akcie protestu namiot. Miało to miejsce krótko przed licytacją kamienicy, w której znajduje się Od:zysk, a bank był jednym z wierzycieli nieruchomości.
Mimo że tym razem nie rewidowano wchodzących do sądu, pięciu osobom, które stawiły się na sprawie: dwóm oskarżonych, dwóm dziennikarzom i adwokatce anarchistów towarzyszyło w drodze na salę rozpraw ponad dwudziestu policjantów. Gdy jeden z pracowników sądu zapytał co się dzieje, policjant odpowiedział z przekąsem: „wojna!”. Sędzina rzekomo ze względów bezpieczeństwa i obawy o zakłócenie spokoju publicznego wyłączyła jawność sprawy oraz wyprosiła z sali skromną publiczność.
W trakcie procesu przed sądem kilka osób z Kolektywu Od:zysk rozwinęło transparent z hasłem: „Dość represji za poglądy”. Sprawa trwałą cztery godziny. Podczas procesu przesłuchano trzech policjantów oraz pokazano nagranie z policyjnej kamery. Kolejna rozprawa dobędzie się 23 września, gdzie będą przesłuchiwani świadkowie powołani przez obronę oraz film nakręcony przez uczestniczkę protestu. Natomiast w przyszły czwartek ruszy kolejny proces wobec osób, które rozbiły namiot w banku i które są oskarżone o naruszenie miru domowego.
Wytoczenie tych spraw jest kolejnym działaniem poznańskiej policji zmierzającym do kryminalizowania ruchu społecznego. W zeszłym tygodniu ukazał się raport Anarchistycznego Czarnego Krzyża uzasadniający tę tezę (zobacz tutaj). Decyzja sądu o utajnieniu sprawy w podobnym duchu sugeruje, że dla instytucji państwa działacze i działaczki społeczne zdają się być groźniejsi od pracodawców łamiących prawa pracownicze czy czyścicieli nękających lokatorów, którzy przed sądami nie stają w ogóle lub których sprawy toczą się latami, w czasie których organy (nie)sprawiedliwościowi reagują niezwykle opieszale.
W dniu 15 lipca na łamach Gazety Wyborczej ukazał się artykuł pod tytułem „Oto wróg publiczny”. Dotyczył on postępowania sądowego jakie toczy się przeciwko jednej z aktywistek Federacji Anarchistycznej. Została posądzona o przewodzenie nielegalnemu zgromadzeniu. Autor tekstu słusznie wytyka absurdalne zabezpieczenia procesu, przywodzące na myśl rozprawy członków mafii, jednak to tylko fragment rzeczywistości. Dyskusja jaka toczy się, w związku z ww. publikacją, od kilku dni na łamach ogólnopolskich gazet oraz portali społecznościowych skutecznie pomija szerszy kontekst zarówno przeszłych jak i trwających represji w stosunku do aktywnych grup protestu.
Władze kryminalizują protesty, bowiem wyraźnie nie radzą sobie z głosem sprzeciwu i oporem jaki członkinie i członkowie FA, działacze związkowi, lokatorscy i inni mieszkańcy/ki Poznania stawiają przeciwko ich antyspołecznej, neoliberalnej polityce. Wyrazem tej bezsilności są wzmagające się represje wymierzone nie tylko w ruch anarchistyczny ale i wszystkich tych, którzy ośmielają się na czynną niezgodę wobec poczynań włodarzy miasta, organów ścigania czy czyścicieli kamienic.
„Najpopularniejsze” paragrafy używane w walce z wszelką krytyką i oporem to, w ostatnim czasie, zakłócanie miru domowego, naruszenie nietykalności policjanta, stawianie biernego/czynnego oporu czy wymienione już przewodzenie nielegalnemu protestowi
Najmniejsze nawet pikiety są obstawiane przez policyjnych tajniaków, nagrywane i fotografowane na użytek aparatu opresji. Działacze są nachodzeni w domach, wypytuje się o nich rodzinę i sąsiadów. Normą jest już zastraszanie świadków i oskarżonych podczas przesłuchań, potajemne nagrywanie zeznań oraz utrudnianie kontaktu z adwokatem i rodziną zatrzymanego czy zatrzymanej, a także celowe wprowadzanie w błąd, na przykład przy korzystaniu z prawa do odmowy zeznań podczas przesłuchań. Nie dziwią nas już, próby prowadzenia przesłuchań przez telefon czy w progu naszych mieszkań oraz „troska” policjantów obserwujących Rozbrat z zaparkowanego w jednej z uliczek samochodu. Tak samo zresztą jak łatwym do przewidzenia posunięciem było umieszczenie skierowanej na skłot kamery, która rejestrowała wszystkich wchodzących i wychodzących z Rozbratu. Wiedzieliśmy o niej od początku. Z łatwością potrafimy też przewidzieć kolejne posunięcia aparatu represji; procesy i ich przebieg, rodzaje paragrafów czy obecność policyjnych „ekip filmowych” na naszych akcjach.
Ostatnio policja stara się też pobierać odciski palców aktywistów/ek i próbuje robić zdjęcia za pomocą aparatu do fotografii sygnalitycznej, który wykonuje serię fotografii obejmujących ujęcia: en face, prawy profil oraz prawy i lewy półprofil. Procesem tym steruje komputer, możliwe jest też wykonanie zdjęć sylwetki oraz zdjęć cech szczególnych danej osoby (coś w rodzaju skanowania twarzy). Na ulicach, przy okazji demonstracji – np. tej w obronie Od:zysku - coraz częściej pojawia się natomiast LRAD (Long Range Acoustic Device) czyli policyjna zabawka emitująca precyzyjnie wymierzoną, potężną falę dźwiękową. LRAD wykorzystuje się m.in. do tłumienia zamieszek. Potraktowani nim ludzie mogą zakończyć „nielegalne zgromadzenie” z uszkodzonym słuchem. Policja widać próbuje testować na nas drogie nowinki technologiczne.
Wiele spraw, które toczą się przeciwko anarchistom czy na przykład działaczom związkowym i lokatorskim jest zakładanych przez samą policję, która występuje w nich, co brzmi dość zabawnie, jako oskarżyciel społeczny. Policja w swoim upartym dążeniu do skazania aktywistów po prostu się ośmiesza. Zeznania mundurowych są często sprzeczne ze sobą a dowody, które starają się oni przedłożyć w sądzie, wielokrotnie nie potwierdzały winy anarchistów. Do tej pory sprawy te były przez nas w większości wygrywane. Policja w takich sytuacjach próbuje się odwoływać ale jej rozpaczliwe starania przeważnie spełzają na niczym. Mimo tego nadal oskarża się nas i wytacza kolejne sprawy, by zniechęcić do podejmowania działań.
Przykładem jest tu choćby niedawna próba doprowadzenia do skazania dwojga aktywistów oskarżonych o przewodzenie protestem podczas blokady eksmisji niepełnosprawnej kobiety i jej męża. W podobnej sprawie, gdzie z oskarżeniem wystąpiła policja, uniewinniono antyfaszystę, którego usiłowano pociągnąć do odpowiedzialności za rzekome zniszczenie dwóch radiowozów podczas blokady antyfaszystowskiej w 2011 r. Już za kilka dni odbędzie się kolejna rozprawa grupy działaczy i działaczek występujących w obronie skłotu Od:zysk.
Pod zarzutem wykonania kilkudziesięciu szablonów z hasłem „ANI LEWICA, ANI PRAWICA, WOLNOŚĆ” policyjni tajniacy zatrzymali dwoje aktywistów. Wypuszczono ich po 24 godzinach, utrudniając w tym czasie otrzymanie przez rodzinę jakichkolwiek informacji na ich temat – do końca nie było nawet wiadomo gdzie są przetrzymywani. Oboje odmówili składania wyjaśnień i nie przyznali się do zarzucanych czynów. Postępowanie wobec nich zostało po kilku miesiącach umorzone. Uzasadniono to w następujący sposób: „sprawcy [...] nie dokonali trwałego uszkodzenia danej ściany. Namalowanie graffiti będzie przestępstwem, jeśli nie będzie można go ani zmyć ani zamalować – konieczne będzie naruszenie struktury ściany, np. skucie tynku w celu usunięcia graffiti”. Zakończenie tej sprawy jest więc precedensowe dla wszystkich grafficiarzy. To jednak nie koniec zmagań tych działaczy z aparatem (nie)sprawiedliwości. Umorzono bowiem postępowanie z tytułu popełnienia przestępstwa a rozpoczęto w tej sprawie postępowanie dotyczące wykroczenia.
W marcu zakończyło się postępowanie przeciwko uczestnikowi FA, który otrzymał wyrok w wysokości 120 godzin prac publicznych (6 miesięcy po 20 godzin) za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta podczas blokowania eksmisji. Anarchista odwołuje się od zasądzonego wyroku. Wcześniej, na podstawie tego samego paragrafu, aktywista ten został skazany na 4 miesiące prac po 20 godzin plus zwrot kosztów sądowych. Aktualnie odrabia ten wyrok.
Niedawno doszło do prawomocnego skazania innego uczestnika FA na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Wyrok wydał sąd w Berlinie za zamiar ciężkiego zranienia policjanta podczas 1 majowej demonstracji dwa lata temu. Okres próby miałby minąć w lutym 2017 roku. Sprawa niedawno została jednak cofnięta do sądu I instancji, ze względu na możliwość zasądzenia zbyt wysokiej kary. Kolejna rozprawa odbędzie się więc we wrześniu.
W ostatnim czasie wyrokami skazującymi zakończyła się też sprawa związana z blokadą eksmisji w Nowej Soli w grudniu 2010 r. Czterech anarchistów skazano za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta, spowodowanie uszczerbku na zdrowiu do 7 dni, znieważenie oraz utrudnianie czynności służbowych policjantów podczas eksmisji. Zapadły wyroki od 4 do 8 miesięcy w zawieszeniu na 3 lata. Dwóch skazanych zdecydowało się na złożenie apelacji. Sąd apelacyjny w Zielonej Górze cofnął w jej wyniku dokumenty dotyczące sprawy do sądu w Nowej Soli. Było to spowodowane wystąpieniem błędów proceduralnych, których wykrycie nie oznacza jednak, że przewód zostanie powtórzony, a jedynie to, że błędy te zostaną naprostowane. Pozostali zrezygnowali z apelacji ponieważ ich szanse na uniewinnienie czy choćby zmniejszenie wyroku były praktycznie zerowe.
Niedawno zakończyło się postępowanie w sprawie znieważenia funkcjonariusza na służbie. Chodzi o splunięcie na mundur w trakcie ewikcji skłotu Warsztat. Na otwarciu tego anarchistycznego centrum chcącego prowadzić działania o charakterze społeczno – politycznym i kulturalnym oprócz aktywistów i mieszkańców Poznania pojawił się też oddział policji w pełnym rynsztunku – wyposażony m.in. w pistolety maszynowe. Policjanci, wbrew prawu na które zarówno oni, jaki i ich zwierzchnicy tak chętnie się powołują, dokonali brutalnej eksmisji skłotu. Wyrok sądu nie był im potrzebny, wystarczyło przekonanie o możliwości swobodnego działania według własnego widzimisię. Podczas blokady ewikcji wobec ludzi trzymających się pod ręce zastosowano więc gaz łzawiący, w wyniku czego dwie osoby trafiły do szpitala. Jedną z nich był oskarżony aktywista, który podczas prowadzenia przez ratowników do karetki rzekomo znieważył funkcjonariusza opluwając na jego lewą nogawkę na wysokości policyjnego kolana. Na nic zdały się wyjaśnienia, że w wyniku działania gazu anarchiście leciały z oczu łzy a z ust ślina. Na podstawie zeznań, składanych przede wszystkim przez policjantów, zapadł w tej sprawie wyrok skazujący w wysokości 4 miesięcy prac społecznych po 20 godzin miesięcznie. Nie oznacza to jednak końca tej historii – anarchista zdecydował się bowiem na apelacje.
Represje nie ominęły również osób demonstrujących w obronie skłotu Od:zysk. Podczas legalnej manifestacji policja próbowała spisywać jej uczestników, co spotkało się z ich niezadowoleniem. Doszło do przepychanek. Już po zakończeniu demonstracji funkcjonariusze wyłowili nagle z tłumu dwie osoby, które przewieziono następnie na komisariat. Zaraz potem odbyła się pikieta solidarnościowa, która zamieniła się w coś na kształt okupacji komisariatu. Zarówno w środku (za przeszklonymi szybami) jak i na zewnątrz przybywało policjantów w pełnym rynsztunku. Anarchiści domagali się jednak uwolnienia zatrzymanych, którzy wkrótce potem zostali wypuszczeni. Postawiono im zarzut stawiania czynnego oporu podczas zatrzymania.
W tym samym czasie na Od:zysku doszło do próby interwencji policji, która chciała się dostać do środka. Skłotersi zabarykadowali się jednak w budynku a mundurowi odpuścili choć stale obserwowali skłot jak to zresztą mają w zwyczaju - odzyskowiczom często towarzyszą bowiem tajniacy i policyjne radiowozy, na porządku dziennym są też uporczywe próby spisywania osób wychodzących ze skłotu.
Bez interwencji policji nie obyło się też podczas wcześniejszych pikiet w obronie Od:zysku. Jedna z nich miała miejsce pod oddziałem banku WBK w centrum Poznania. Protest odbywał się zarówno przed placówką jak i w jej wnętrzu – gdzie czworo aktywistów rozstawiło namiot rozpoczynając w ten sposób symboliczną okupację. Policja, jak zwykle obecna na miejscu w dużej sile i pełnym rynsztunku, spisała większość uczestników protestu oraz zamknęła bank, nie pozwalając nikomu wejść do środka. Przebywających w jej wnętrzu aktywistów skuto i zatrzymano, brutalnie wywlekając z namiotu. Po kilkugodzinnym pobycie na komisariacie wszyscy zostali zwolnieni. Postawiono im zarzuty m.in. naruszenia miru domowego. Osoby, które zostały spisane podczas pikiety były przesłuchiwane. Niektóre z nich "odwiedzano" w domach lub próbowano uzyskać ich zeznania przez telefon. Podczas przesłuchań policjanci starali się zastraszyć świadków, nagrywali ich zeznania i robili im zdjęcia telefonem komórkowym. Obecnie, osoby spisane podczas tej akcji dostają z sądu zawiadomienia, jako pokrzywdzeni, o mającej się odbyć rozprawie. Pierwsza fala takich „zaproszeń” miała miejsce w maju. Planowana na ten miesiąc rozprawa została jednak przeniesiona na 27 lipca, pisma z sądu ponownie więc trafiają do „zainteresowanych”. W tej samej sprawie za rzekome przewodzenie nielegalnemu zgromadzeniu wyroki nakazowe otrzymały trzy osoby. Wszyscy złożyli odwołanie. Z tego tytułu 25 lipca odbędzie się więc rozprawa w sądzie na ul Młyńskiej.
Pikieta odbyła się również podczas pierwszej licytacji Od:zysku. Podobnie jak w przypadku innych tego typu działań anarchistów, większość osób obecnych na miejscu została spisana. Policja utrudniała wejście do budynku sądu jak i na samą licytację poprzez długotrwałe rewizje wchodzących. Pomimo jej starań dwie osoby wniosły na salę sądową słoiki ze zbukami, które rzucono w ławę sędziowską zaraz po ogłoszeniu wyniku licytacji (wtedy jeszcze korzystnego dla skłotersów). Dwie anarchistki osądzono tego samego dnia, skazując je na, w sumie, 2 tys. zł grzywny. Obydwie odwołały się od wyroku ale sąd odwołania te odrzucił, kara i jej wymiar są więc aktualne. Jednego z aktywistów oskarżono natomiast o przewodzenie nielegalnemu zgromadzeniu. Złożył on sprzeciw od wyroku nakazowego. Możemy się więc już niebawem spodziewać kolejnego procesu.
Po tym wydarzeniu przedstawiciele aparatu opresji wpadli w lekką panikę i zaczęli się zachowywać w dość absurdalny sposób. Jakiś czas po aferze z jajami, odbywała się bowiem sprawa wspomnianego już uczestnika FA, którego oskarżono o naruszenie nietykalności cielesnej policjanta podczas blokady eksmisji. Rozprawa była obstawiona przez znaczną ilość policjantów. Przed jej rozpoczęciem kazano widowni zostawić wszystkie rzeczy osobiste w szatni a telefony wyłączyć. Dziennikarze nie mogli wnieść ze sobą niczego prócz kartki i długopisu – żadnych kamer, aparatów, dyktafonów. Wchodzących na salę spisano i przeszukano. Cala ta sytuacja rozbawiła aktywistów/tki, którzy tego dnia wspierali oskarżonego na sali sądowej.
Pod koniec 2013 r. w Warszawie odbyła się kolejna rozprawa 11 osób (w tym uczestników FA Poznań) represjonowanych za wyrażenie sprzeciwu na światowej konferencji łupkowej i skuteczne jej zablokowanie. Wszyscy zostali oskarżeni o zakłócenie miru domowego. Postępowanie procesowe nadal trwa, następna i – najprawdopodobniej – ostatnia rozprawa odbędzie się we wrześniu.
W grudniu policja pobiła i dotkliwie raziła paralizatorami uczestników wspomnianego wyżej protestu przeciwko odbywającemu się na Uniwersytecie Ekonomicznym wykładowi pt.: "Czy gender to dewastacja człowieka i rodziny?" Na sali obecni byli tajniacy, którzy interweniowali zaraz po rozpoczęciu przygotowanego na tę okoliczność happeningu. Wobec protestujących użyto też gazu pieprzowego. Zatrzymano trzy osoby. Następnego dnia pod komisariatem policji - w którym nadal przebywali zatrzymani aktywiści – odbyła się spontaniczna pikieta solidarnościowa i przeciw brutalności policji. Doszło wtedy do małych przepychanek, gdyż policja nie chciała wpuścić aktywistów do budynku. Również tutaj posypały się wezwania na przesłuchanie, w celu ustalenia osoby przewodzącej pikietą. Dwoje aktywistów zostało w końcu o to oskarżonych, a jedna z osób dostała już w tej sprawie wyrok nakazowy, od którego się odwołała. 14 lipca odbyła się w związku z tym rozprawa. Świadkami było 5 policjantów i jeden z aktywistów. Jaki był jej przebieg wszyscy już wiemy z doniesień prasowych opisujących poczynione wtedy absurdalne wręcz zabezpieczenia. Obecnych w sądzie powitano wykrywaczami metalu. Przeszukiwano też torby oraz plecaki zebranych. Zarówno na sali sądowej, jak i przed wejściem do niej obecnych było kilku funkcjonariuszy, dzielnie strzegących tego dnia porządku i prawa. Była to więc sytuacja analogiczna do jednej z wymienionych wcześniej rozpraw.
Prokuratura umorzyła wewnętrzne postępowanie dotyczące brutalności funkcjonariuszy używających paralizatorów, nazywanych skromnie przez policję latarkami. Wobec protestujących skierowano natomiast wnioski o ukaranie za zakłócenie miru domowego, używanie wulgaryzmów i napaść na funkcjonariusza policji. Trwają przesłuchania w Pile. Policja usilnie stara się też ustalić personalia osoby, która podczas pikiety solidarnościowej krzyknęła „zabij policjanta nim on zabije Ciebie”. Aktywiści złożyli skargę na postępowanie policji. Sprawa ta właśnie się toczy – rozpatrywane są dowody i powoływani biegli, trwają przesłuchania świadków.
Jedna z aktywistek oskarżona o posiadanie sfałszowanych biletów MPK dostała dozór policyjny, skonfiskowano również komputery znajdujące się w jej mieszkaniu. W tej chwili sprzęt ten wrócił do oskarżonej a dozór policyjny został zdjęty. Najprawdopodobniej dojdzie do umorzenia tej sprawy.
Najnowszym popisem policji była niedawna pikieta zorganizowana przez Inicjatywę Pracowniczą pod Sądem Okręgowym. Miała ona na celu wsparcie walki kobiet, które przez dwa miesiące nie dostały wynagrodzenia za sprzątanie sądu. Aktywistom nie pozwolono wejść do środka z transparentami. Wizyta sprzątaczek i aktywistów w gabinecie wiceprezesa sądu obstawiona była przez kilkunastu policjantów. Mundurowi czekali też przed wejściem do placówki.
Podsumowując; w przeciągu ostatniego tylko roku (od lipca 2013 r. do dziś) toczyło się przeciwko poznańskiemu środowisku anarchistycznemu, pracowniczemu, lokatorskiemu i skłoterskiemu 19 spraw. Oskarżone zostały łącznie 24 osoby, wobec których sformułowano 34 akty oskarżenia. Zapadły następujące wyroki:
- prace społeczne - 5
- wyrok pozbawienia wolności w zawieszeniu - 5
- grzywna - 4
- uniewinnionych zostało 5 osób
- w przypadku 2 osób sprawa została umorzona
- wobec 3 wymienionych wyżej, oskarżonych osób toczy się aktualnie postępowanie
Od wcześniejszych wyroków odwołało się 12 skazanych.
Przed sądami toczy się obecnie 14 spraw w stosunku do 19 osób, wobec których sformułowano 27 aktów oskarżenia.
Jak więc widać w powyższym „zestawieniu”, próby kryminalizacji społecznego sprzeciwu mają zasięg nieco większy niż tylko ta pojedyncza sprawa, którą media wybrały sobie na zdatną do użycia i nagłośnienia. Istnieją tendencje do postępowania w sposób wybiórczy, prezentujący tylko ten fragment obrazu, który uznaje się za odpowiednio chwytliwy medialnie i nośny w danym momencie. Kontekst często pozostaje nieznany odbiorcy. Same represje tak wybiórcze już jednak nie są, dotykając wszystkich tych, którzy protestują pod Urzędem Miasta, komisariatami, bankami, czyszczonymi kamienicami czy zakładami pracy. Wszystkich tych, którzy walczą o zaległe i godziwe wynagrodzenia czy zachowanie dachu nad głową dla siebie, swoich rodzin, znajomych, sąsiadów a często po prostu dla mieszkańców/ek tego miasta, których starania razem z nami wspierają podczas codziennych, wspólnych zmagań. Walka ta ma więc tysiące, najczęściej anonimowych, twarzy i rozgrywa się dzień w dzień na poziomie ulic, szkół i uniwersytetów, rozlicznych miejsc pracy oraz progów mieszkań komunalnych - często poza zasięgiem zainteresowania mediów, co ani trochę nie umniejsza przecież jej znaczenia.
Anarchistyczny Czarny Krzyż - Poznań
Federacja Anarchistyczna s. Poznań
"Stop przemocy policyjnej!", "Ratunku policja!", „Dość represji za poglądy!”, „Policja kłamie!” - transparenty z takimi hasłami pojawiły się w piątek, 6 grudnia, pod komisariatem na poznańskim Starym Mieście. Trzymali je anarchiści, krzycząc: "Bandyci w mundurach!". Kilkadziesiąt osób protestowało przeciwko arogancji i bezkarnej policyjnej przemocy. Dzień wcześniej policja, niczym grupa rekonstrukcyjna z okresu stanu wojennego, zaatakowała bardzo brutalnie happening wyśmiewający pseudonaukowy wykład „Gender – zagrożenie dla człowieka i rodziny”, promowany m.in. prze środowiska nacjonalistyczne. Policyjna przemoc spotkała się z ciepłym przyjęciem skrajnej prawicy. Szczególnym okrucieństwem wykazali się tajniacy, którzy używali paralizatorów. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy poznańskiej policji, do dziś kłamie, że taki sprzęt nie był i nie jest na wyposażeniu policji.
Podczas całego protestu policjanci blokowali wejście do komisariatu, filmowali protestujących. Anarchiści chcieli wejść do środka, gdzie ciągle byli przetrzymywani zatrzymani dzień wcześniej aktywiści (pisaliśmy o tym tu).
W momencie gdy część uczestników pikiety chciała wejść na komisariat – czyli do rzekomo publicznego budynku – celem zdobycia informacji na temat zatrzymanych dzień wcześniej aktywistów i aktywistek - doszło do przepychanek, a także prób naruszenia nietykalności cielesnej protestujących. Policja szczelnie odgrodziła wejście na komisariat od uczestników pikiety, pokazując po raz kolejny prawdziwe oblicze władzy – i usprawiedliwiając najbardziej radykalne formy „dialogu” z nią. Podczas akcji nie zabrakło tajniaków, którzy tym razem powstrzymali się od „prywatnego” czy „służbowego” użycia paralizatorów, ale oczywiście gorliwie zbierali dane o aktywistach.
Policyjna przemoc w uniwersyteckiej przestrzeni zszokowała wielu ludzi, którzy dotychczas skłonni byliby usprawiedliwiać „incydentalne przekraczanie uprawnień” jakimś ogólniejszym „poczuciem bezpieczeństwa i ochrony porządku publicznego”. Jednoznacznie sprawę przedstawia naoczny świadek użycia broni obezwładniającej, wykładowca z Instytutu Filozofii UAM.
- Widziałem człowieka, który stał spokojnie, przyglądał się interwencji. Podszedł do niego mężczyzna, zaczął go szarpać. Spytałem, czy jest policjantem. Nie odpowiedział, ale widziałem, jak używał paralizatora – relacjonuje pracownik naukowy.
Do sali wkroczyli wezwani przez uczelnię policjanci w kaskach, z tarczami i pałkami. Doktor filozofii oburzony podszedł do ich dowódcy.
- W sali jest mężczyzna, który atakował ludzi - wykładowca wskazał na niego palcem.
- To policjant – odpowiedział spokojnie dowódca „bandytów w mundurach”.
Policja nie skomentowała ani swego skandalicznego zachowania, ani spontanicznego zgromadzenia pod komisariatem dzień później. Żaden z atakujących ludzi policjantów nie spotkał się z jakąkolwiek konsekwencja służbową za swe zachowanie. Happenerom grozi – zdaniem wstępnych szacunków prokuratury nawet do 10 lat więzienia m.in. za domniemaną czynną napaść na funkcjonariusza.
14 maja Sąd Rejonowy uniewinnił dwoje aktywistów – oskarżonych o przewodniczenie protestu bez wymaganego powiadomienia – w trakcie eksmisji rodziny państwa Jencz, jaka miała miejsce w październiku 2011 roku. Poznańska policja przegrała kolejną sprawę wytoczoną, jak można mniemać, jedynie po to by nękać osoby angażujące się w działalność społeczno-polityczną.
W uzasadnieniu wyroku sędzia, wyraźnie podkreślił, że nawet dostarczony przez policję film z protestu - film co podkreślała adwokat oskarżonych, nie pokazujący całego protestu, a jedynie fragmenty z udziałem oskarżonych – nie dowodzi faktu przewodzenia protestowi. Sąd zwrócił uwagę również na fakt, że policja nie udowodniła nawet faktu, że zgromadzenie nie zostało prawidłowo zgłoszone i że obwinieni o tym fakcie wiedzieli. Właściwie tyle można napisać o kolejnej nieudolnej próbie policji formułowania niedorzecznych oskarżeń.
Zdecydowanie więcej należałoby napisać o samym mechanizmie. Mechanizm ten pozwala składać policji kolejne wnioski o ukaranie, względem kolejnych osób biorących udział w protestach, czy to w obronie nękanych lokatorów, osób eksmitowanych, pracowników i związkowców narażonych na szykany pracodawców. Najwyraźniej żaden funkcjonariusz nie jest rozliczany z zasadności składania podobnych wniosków, jeśli pojawia się później w sądzie to jedynie w ramach obowiązków służbowych jako oskarżyciel publiczny lub świadek. Zeznania policjantów-świadków wielokrotnie są pełne przekłamań – w procesie dotyczącym protestu na terenie MTP, policjanci twierdzili, że wzywali tłum do rozejścia się, czego nie potwierdzały inne dowody i nie dał wiary sąd uniewinniając wszystkich oskarżonych. Pomimo tego nie słychać jakoś o oskarżeniach ze strony prokuratury o krzywoprzysięstwo względem świadków-policjantów. Podobnie przemoc stosowana przez policję, może być stosowana bez żadnych konsekwencji, prokuratura w takich przypadkach, albo odmawia podjęcia działań, albo daję wiarę wyjaśnieniom policji, bez rzetelnego analizowania sprawy. Przykładem może być sprawa poznańskiego aktywisty gdzie umorzono wszelkie postępowania wytoczone policji
Znając działanie tego mechanizmu nie mamy jednak zamiaru poddawać się jego prawom! Nawet jeśli ściany komisariatów nadal zdobią „dowcipne” hasła w rodzaju – „nie ma nie winnych, są tylko źle przesłuchiwani”, czy „dajcie mi człowieka a znajdzie się paragraf” – nie będzie to stanowiło przeszkody wobec naszej działalności.
Spodziewać się można więc, że rzecznikowi poznańskiej policji - Andrzejowi Borowiakowi, nadal, niczym u Pinokio, nos będzie rósł, gdy mówić będzie o zasadnych interwencjach policji i jej słusznych działaniach, a aktywiści i aktywistki nie zrezygnują z popełniania przestępstwa jakim jest solidarność z pokrzywdzonymi i represjonowanymi przez państwo i kapitał!
Przed rozpoczęciem Uniwersjady władze Kazani (Rosja) urządziły czystki w mieście: przeciwko pięciu antyfaszystom fabrykuje się sprawa karna
3 kwietnia o ósmej rano pracownicy Centrum Zwalczania Ekstremizmu jednocześnie przeszukali cztery domy, gdzie mieszkali antyfaszyści. Po przeszukaniu aktywiści Rusłan Rostow, Oleg Kapustjanow, Dmitrij Iljeczew, Arciom Szer zostali przywiezieni do budynku MSW.
Przeszukania odbyły się z widocznymi naruszeniami. W trakcie zatrzymania aktywistom nie zostały przedstawione żadne dokumenty: wezwania albo nakazy sądowe lub prokuratorskie. Czterech młodych ludzi pod groźbą użycia siły wsadzono do samochodów i odwieziono do budynku MSW Republiki Tatarstanu po to - jak podaje policja - aby „porozmawiać". Podczas przeszukiwań dwaj aktywiści (w tym Arciom Szer, obywatel Izraela) zostali pobici. Później odbyło się przeszukanie w miejscu pracy antyfaszystki, która została wypuszczona w charakterze podejrzanej. Oprócz pracowników Centrum Zwalczania Ekstremizmu podczas przeszukania obecni byli także pracownicy FSB. W postanowieniu o przeprowadzeniu przeszukania jest podana informacja, że „podejrzana należy do nieformalnej młodzieżowej grupy Antifa".
Według wersji policji, czterech chłopców i jedna dziewczyna w noc na 24 lutego pobili dwóch młodych mężczyzn. Ze słów policji wynika, że aktywiści mogą zostać oskarżeni o chuligaństwo i użycie siły z powodu ideologicznej nienawiści (art. 116 i art. 213 KK FR).
Wszyscy zatrzymani są studentami. Wszyscy mają poglądy antyfaszystowskie, ale nikt nie jest członkiem jakiejkolwiek organizacji lub partii politycznej, nikt nie brał udziału w akcjach bezpośrednich. Aktywiści mówią, że w nocy z 23 na 24 lutego byli w innym miejscu miasta. Policja próbuje przedstawić antyfaszystów jako agresywnych chuliganów z ulicy, którzy użyli przemocy wobec swoich przeciwników politycznych – neonazistów.
Wszystkie osoby, które zostały przeszukane są znane policji miasta Kazań, aktywiści systematycznie brali udział w akcjach ekologicznych i społecznych. Przeciwko jednemu z zatrzymanych (Oleg Kapustjanow) pracownicy Centrum Zwalczania Ekstremizmu już próbowali sfabrykować sprawę karną, która trafiła do sądu, ale z powodu dużej ilości błędów została jednak odesłana do dalszej analizy. Teraz, widocznie, Centrum chce skończyć rozpoczętą sporawę, likwidując grupę „ekstremistów".
Od razu przypomina się znana sprawa „Antifa-Rash" z rosyjskiego miasta Niżnij Nowgorod, kiedy policjanci sfabrykowali sprawę karną i próbowali połączyć antyfaszystów lokalnych w grupę ekstremistyczną (obecnie sąd po raz kolejny rozpatruje tę sprawę). Dlatego obawiamy się, że władze, podobnie jak w Niżniem Nowgorodzie, spróbują wymyślić jakąś „społeczność ekstremistyczną".
3 kwietnia o godzinie 19.00 czasu moskiewskiego Oleg Kapustjanow bez obecności prawnika został poddany identyfikacji przez "poszkodowanych" neonazistów. Oleg odmawia składania zeznań. O fakcie, że neonaziści współpracują z policją, świadczy informacja w sieci społecznościowej Vkontakte.ru. Ta informacja pojawiła się w sieci dzień przed przeszukiwaniami i aresztami, są w niej umieszczone prywatne dane antyfaszystów z Kazani. Wśród wszystkich kazańskich antyfaszystów neonaziści rozmieścili informacje tylko o 5 aktywistach, którzy następnego dnia zostali zatrzymani. Zaistniała sytuacja świadczy o tym, że w tej sprawie policjanci aktywnie współpracują z neonazistami, którzy są zawsze gotowi do składania fałszywych zeznań i „rozpoznania" tego, na kogo wskaże policja.
Jesteśmy pewni, że wszystkie wymienione działania policji, są związane z Uniwersjadą, która powinna się odbyć w mieście latem. Fabrykując sprawy karne, władze pozbywają się osób myślących inaczej, aby one nie zepsuły wizerunek uroczystości i powszechnej jedności.
Rusłan Rostow, Oleg Kapustjanow odmówili składania zeznać powołując się na art. 51 Konstytucji. Sąd przedłuzył areszt Olega i Rusłana do 4 maja. Przyjaciele antyfaszystów obawiają się, że za ten czas policjanci spróbują uzyskać od zatrzymanych przyznania się do winy.
Aktywiści potrzebują pieniędzy na prawników. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc.
Pieniądze można przekazać na Webmoney (nr rachunku R189119935020 )
Kontakt:
Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
Anarchistyczny Czarny Krzyż Kazań
Proces udowodnił, po raz kolejny, że samo występowanie policji w roli oskarżyciela publicznego nie daje policji jakiegokolwiek mandatu do reprezentowania społeczeństwa - celem ochrony dobra publicznego. Jakie bowiem szkody społeczne przyniosła pikieta lokatorów - systematycznie zastraszanych przez nowego administratora kamienicy Piotra Śrubę – w której lokatorzy domagali się interwencji i pomocy od miejskich decydentów? W toku procesu sami zeznający policjanci podkreślali, że protest lokatorów nie zakłócił ruchu drogowego w mieście, przebiegał spokojnie, a jedynym jego skutkiem była konieczność wyjazdu przebywającego wówczas w Urzędzie Miasta Prezydenta RP, „drogą zapasową”. Policjanci zeznając oczywiście nie dodali, że dopiero nagłośnienie przez lokatorów ich problemów doprowadziło do zainteresowania się ich losem ze strony decydentów.
Najwyraźniej konieczność negocjacji z BORem co do drogi wyjazdu Bronisław Komorowskiego z urzędu stała się dla poznańskich policjantów doświadczeniem na tyle traumatycznym, że postanowili kogoś za to nieprzyjemne doznanie ukarać.
Padło na jednego z anarchistów uczestniczących w pikiecie.
Wypełnienie wniosku o ukarmianie przychodzi policjantom łatwo, gorzej jest już ze stawianiem się na rozprawach. Z czterech rozpraw, które się odbyły w tej sprawie oskarżyciel publiczny zjawił się na ostatniej, na której wniósł o ukaranie oskarżanego mandatem w wysokości 250 zł. Zastanawiające jest czy dokonano racjonalnej oceny, jakie będzie koszt przeprowadzenia łącznie z ogłoszeniem wyroku pięciu posiedzeń sądu (dwa posiedzenia odroczone, ze względu na niestawiennictwo świadka oskarżenia). Oskarżony musiał ponosić koszty kolejnych rozpraw, związane z dojazdem i nieobecnością w pracy. Oczywiście koszta przegranego procesu nie uderzą w kieszenie bezmyślnych policjantów, a zostaną pokryte z pieniędzy nas wszystkich – czyli pokryte przez skarb państwa. Oskarżony najpewniej podniesie te koszty wnosząc wniosek o odszkodowanie za bezzasadne oskarżenie.
27 września został zwolniony 21-letni białoruski anarchista Paweł Syromołotow, który podpisał prośbę o ułaskawienie.
Przypominamy, że Eugeniusz Waśkowicz, Artiom Prokopienko i Paweł Syromołotow 17 października 2010 r. usiłowali podpalić budynek KGB w Bobrujsku. 18 maja 2011 Sąd w Bobrujsku skazał trzech aktywistów na siedem lat kolonii. Wszyscy zostali uznani za winnych na podstawie art. 218 pkt. 3 umyślne zniszczenie lub uszkodzenie mienia) oraz 339 pkt. 2 kodeksu karnego (chuligaństwo) kodeksu karnego.
„W więzieniu grożono mi, że zostanę przerzucony do celi z więźniami o niskim statusie społecznym. W kolonii do tego doszły oskarżenia o naruszenie reżimu, przez co często trafiałem do karceru, totalna izolacja, utrata możliwości otrzymywania paczek i wizyt”- powiedział anarchista. (Wywiad z Pawłem w języku rosyjskim można przeczytać pod linkiem: http://www.svaboda.org/content/article/24722051.html)
Wieczorem 26 września został także zwolniony działacz opozycyjnej Partii Konserwatywno-Chrześcijańskiej-Białoruski Front Narodowy Siergiej Kowalenko, który również napisał prośbę o ułaskawienie. Kowalenko został skazany pod zarzutem uniknięcia kary w postaci pozbawienia wolności za powieszenie biało-czerwono-białej flagi na głównej choince w Witebsku.
23 września Aleksander Łukaszenko wspomniał, że do niego skierowano prośby o ułaskawienie od dwóch skazanych, których w Europie uznano za więźniów politycznych. Niektórzy uważają, że uwolnienie więźniów politycznych może być spowodowane faktem, że 31 października 2012 r. Rada UE powinna rozważyć rozszerzenie sankcji wobec reżimu Łukaszenki. Dyktator jednak stara się kontynuować handel więźniami, przy tym odmawiając uwolnienia wszystkich więźniów politycznych natychmiast i bezwarunkowo.
Aktualnie w białoruskich więzieniach pozostaje 12 więźniów politycznych, w tym 4 anarchistów: Aleksander Franckiewicz (3,5 lata), Mikołaj Dziedok (4 lata), Artiom Prokopienko (7 lat) oraz Igor Oliniewicz (8 lat).
Dziś zapadł wyrok uniewinniający w sprawie pięciu anarchistów, którzy zostali obwinieni przez policję o zakłócanie porządku publicznego 17 maja 2011 roku. Sprawa dotyczyła protestu, do jakiego doszło w siedzibie Platformy Obywatelskiej przy ulicy Zwierzynieckiej w Poznaniu.
Przypomnijmy, że z protestu który był spontaniczną odpowiedzią na rozbicie przez ochroniarzy w Gdańsku i policję w Katowicach demonstracji niezadowolonych obywateli, usiłowano zrobić wybryk chuligański. Sąd nie podzielił takiego poglądu uznając, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z politycznym protestem, a nie wybrykiem mającym na celu zakłócenie porządku społecznego.
Poznańska policja, która skierowała do sądu wniosek o ukaranie, przegrała w ten sposób kolejną sprawę wymierzoną w poznańskie środowisko wolnościowe. Stróże porządku oczywiście nie odpuszczają, już na początku października odbędą się procesy osób stających w obronie eksmitowanej rodziny państwa Jencz oraz lokatorów z ulicy Piaskowej.
Ponad 30 osób zapakowano do suk i przewieziono do aresztu, większość po sporządzeniu odcisków palców została wypuszczona po kilku godzinach. Przy przesłuchaniach najprawdopodobniej obecny był zastępca szefa mińsku policji – szef policji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo publiczne. Zatrzymani oskarżają policję o brutalność i stosowanie przemocy, w tym bicie po twarzy. Część zatrzymanych w oczekiwaniu na przesłuchanie musiała przez wiele godzin stać odwrócona twarzą do ściany. Jedna osoba, Elena Dubovik, ma przebywać w areszcie do poniedziałku.
Moment ataku milicji został zarejestrowany na filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=biK7qqSgDe4
O sprawie informuje też białoruski Anarchistyczny Czarny Krzyż
Petycja na rzecz nieuznanych białoruskich więźniów politycznych.
Ze względu na pogorszenie sytuacji gospodarczej Łukaszenka jest zmuszony
do popadania w skrajności - negocjacje w sprawie wsparcia finansowego z Zachodu. Inną rzeczą jest to, że podstawowym warunkiem współpracy z UE jest uwolnienie wszystkich więźniów politycznych. Za nim - przepaść, więc trzeba podjąć kroki naprzód: prezydent już ułaskawił 13 uczestników demonstracji 19 grudnia 2010 r., z powodu ich próśb. Obecnie jest prowadzona gęsta praca z wieloma więźniami politycznymi, którzy pozostają w więzieniu i nie chcą prosić o miłosierdzie.
Oceniamy to jako pozytywną rzecz; jedyną rzeczą, która nas niepokoi jest to, że w tym momencie listy więźniów politycznych zawierają imiona tylko uczestników demonstracji 19 grudnia, oraz członków Młodego Frontu zatrzymanych w przededniu.
W tym samym czasie w niewoli pozostają również działacze, skazani w t. zw. "sprawie białoruskich anarchistów", którzy zostali aresztowani jeszcze podczas kampanii wyborczej obecnego prezydenta.
Liczne naruszenia prawa i procedur śledczych zaznaczane są przez wiele organizacji obrony praw człowieka (takich jak "Wiosna"), oskarżeni nie przyznali się do winy, a jednak zostali skazani na długie wyroki pozbawienia wolności.
Na pewno działania, za które wzięli odpowiedzialność anarchiści są związane z naruszeniem prawa, często są związane z aktami przemocy przeciwko własności państwowej lub prywatnej. Właśnie ten fakt powstrzymuje wielu obrońców praw człowieka od włączenia anarchistów w ogólne listy więźniów politycznych. Ze względu na to, pragniemy zauważyć, że większość więźniów po masowych zamieszkach z przyczyn obiektywnych użyli przemocy w stosunku do Domu Rządu lub przebranych "funkcjonariuszy", którzy sprowokowali bójkę w przypadku Daszkiewicza i Lobanowa. To, że Dziadok, Franckiewicz i Oliniewicz nie byli znani ogółowi społeczeństwa jako aktywiści społeczni, nie powinien wpływać na poziom ich wsparcia. Dlatego uważamy taki podział na "realnych" więźniów politycznych i resztę za nieprawidłowy. Poza tym fakt, że Dziadka i Franckiewicza skłaniano do podpisania prośby o ułaskawienie, świadczy o tym, że władza uznaje ich za politycznych.
Jesteśmy również zaniepokojeni tym, że uwaga opinii publicznej również omija grupę młodych ludzi, którzy dopuścili się ataku na KGB w Bobrujsku. Eugeniusz Waśkowicz, Artiom Prokopienko i Paweł Syromołotow dostali po 7 lat więzienia za ten desperacki akt. Oczywiście, to naruszenie prawa i chłopaki przyznali się do czynu, ale przede wszystkim trzeba się zastanowić, co zmusza młodych ludzi do korzystania z takich metod walki i protestu. W warunkach, gdy jest tłumione każde dysydenctwo, gdy wszelkie próby protestów pokojowych są surowo dławione, gdy rozprzestrzenianie wolnej informacji jest praktycznie niemożliwe, nic dziwnego, że ludzie myślący nie widzą sensu w pokojowych akcjach i oporze bez przemocy. Nie potępiamy i nie akceptujemy takich działań, niepokoi nas to, że władze nieproporcjonalnie srogo reagują na takie naruszenia. Za zwęglone schody budynku KGB (szkoda w wysokości 250 000 białoruskich rubli) człowiek dostaje 7 lat więzienia, natomiast za morderstwo, gwałt i rozbój są często stosowane łagodniejszej kary.
My, niżej podpisani, apelujemy o uznanie Mikołaja Dziadka, Aleksandra Franckiewicza i Igora Oliniewicza za więźniów politycznych, domagamy się ich wyzwolenia i pełnej rehabilitacji wraz z innymi więźniami skazanymi z powodów politycznych. Również domagamy się rewizji "sprawy ataku na KGB w Bobrujsku" i wyroków, według których obecnie odbywają karę Eugeniusz Waśkowicz, Artiom Prokopienko i Paweł Syromołotow.
Źródło: http://www.petitiononline.com/6polit/petition.html