Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

A+ R A-

Jesteśmy obywatelami nie klientami

Pomimo kampanii nawołującej do udziału w głosowaniu prowadzonej przez rząd, partie, kościół, mass media, gdzie nie głosujących porównywano do buraków, prymitywów i głupków, frekwencja była niska. Próbowano - bez większego powodzenia - wykazać, że oddanie od czasu do czasu głosu na jakiegoś przedstawiciela politycznej nomenklatury, jest przejawem większej aktywności obywatelskiej, niż świadoma odmowa uczestnictwa w tej parodii demokracji.

Być może udało się kogoś przekonać, ale - pomimo tej presji  - większość społeczeństwa wybory olała. O około 3,3 mln. więcej Polaków niż ostatnio postanowiło nie głosować w I turze wyborów prezydenckich. Frekwencja wyniosła poniżej 50%, kiedy pięć lat temu było to 61%.

Państwo z tytułu wyborów poniosło koszty idące w setki miliony złotych (wybory prezydenckie i parlamentarne kosztują ponad 200 mln złotych; tylko kampania PiS i PO kosztowała ponad 50 mln złotych). Jestem zwolennikiem poglądu, że na demokracji nie warto oszczędzać, ale te pieniądze wydano nie na upodmiotowienie społeczeństwa, ale na legitymizację istniejącego od ponad 15 lat układu politycznego. Tymczasem pomimo tych wszystkich środków, wybory ujawniły pogłębiającą się alienację władzy od społeczeństwa. Elity polityczne i wtórujące im media, aby zracjonalizować sobie ten prosty fakt, sięgały po najbardziej nawet nieprawdopodobne uzasadnienia (np. "wszystkiemu winny jest Kwaśniewski"), aby tylko nie dojść do wniosku, że ten system sprawowania władzy chyli się ku swojemu ostatecznemu końcowi.

Czekają nas jeszcze dwa tygodnie kampanii wyborczej, w trakcie której dwaj kandydaci postsolidarnościowych sił, uczynią najprawdopodobniej wszystko, aby się w oczach opinii publicznej wzajemnie poniżyć i skompromitować. Wyniszczająca walka polityczna, przybiera charakter bezwzględnej rywalizacji jaką znamy ze sfery ekonomicznej. To rzecz charakterystyczna, że polityka, zdominowana przez kapitalistyczną gospodarkę, stara się naśladować ją we wszystkich szczegółach. Polityka stała się areną partykularyzmów, których państwo nie potrafi przezwyciężyć, stając się ich wyrazem i gwarantem. Partykularyzmy te próbuje się zatem starannie przed społeczeństwem ukryć, obudowując je reklamowymi sloganami. Widać wyraźnie, że dzisiejszy marketingowy sukces postsolidarnościowego obozu władzy jest zarazem początkiem jego końca, tak jak szczytowy popyt na dany produkt, jest jednocześnie zapowiedzią jego końca na rynku. Jest to tak widoczne, że nawet Gazeta Wyborcza - piórem Jarosław Kurskiego - stwierdza w powyborczym komentarzu, że w dzisiejszym zwycięstwie tkwi "ziarno klęski" i "jesteśmy o krok od powtórki spektaklu AWS-UW".

Zwykle dzień po wyborach, to dzień dla nas anarchistów przygnębiający. Władza uzyskawszy nową legitymizację staje się jeszcze bardziej butna, a społeczeństwo wymęczone ogłupiającą kampanią wyborczą, traci swój krytycyzm względem elit. Tym razem jest inaczej. Te wybory (i prezydenckie, i parlamentarne) dowodzą, że władza nie może czuć się bezpieczna, że w społeczeństwie narasta odmowa, która jest warunkiem koniecznym, choć jeszcze niewystarczającym, aby uruchomiły się siły nowego ruchu społecznego, który dokona fundamentalnych zmian. Naturalnie wierzymy, iż taki ruch jest możliwy, a utwierdza nas w tym przekonaniu fakt, iż ze sporą regularnością dochodzi w Polsce do otwartych i masowych sprzeciwów społecznych (1956, 1968, 1970,1976,1980-1981,1991-1992, 2002-2003). Nie zgadzając się na demokrację "proszku do prania" i "tokszołów", opowiadamy się za sprzeciwem i protestem, którego władza chce za wszelką cenę uniknąć.

 

Jarosław Urbański