Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

Jesteś tu: Start / Wybory /
A+ R A-
Federacja Anarchistyczna

Federacja Anarchistyczna (28)

Czas na podsumowanie zaangażowania środowisk anarchistycznych i wolnościowych w Ogólnopolskich Dniach Protestu we wrześniu br. Zacznijmy od początku. Środowiska, o których wyżej wspomniano, wystąpiły z własnym przekazem w czasie największego protestu od 20 lat,  organizowanego przez trzy największe centrale związkowe.

Jednak szkopuł tkwi w niby mało znaczących szczegółach. Pomimo tak wielkiej mobilizacji społecznej w naszym mniemaniu nie wykorzystano odpowiednio szansy, jaką ona dawała. Podczas protestów jak i w najbliższej przyszłości jesteśmy zwolennikami mobilizacji pracowniczej, wszystkich związków zawodowych, organizacji i ruchów społecznych, celem jednoznacznego przekazania układowi rządzących i biznesu (włączając to też mainstreamwową opozycję polityczną), że nadszedł czas na radykalne zmiany ustrojowe, i że mamy już dosyć przerzucania kryzysu na społeczeństwo. W większości środowisk biorących udział w mobilizacji, odbyły się wewnętrzne dyskusje nad formą i zaangażowaniem w nadchodzące Ogólnopolskie Dni Protestu, w których w większości przypadków postanowiono wziąć udział – pomimo artykułowanych wątpliwości i krytyki.

Najwłaściwszą, choć jedną z wielu, taktyką jest w tym przypadku dla nas strajk generalny wszystkich branż, w każdym sektorze gospodarki, ale też opór społeczny takich ruchów jak choćby lokatorski.

Inicjatywa Pracownicza i Federacja Anarchistyczna merytorycznie przygotowały wcześniej stronę internetową www.strajk.org oraz szereg materiałów drukowanych. Kampania informacyjna za strajkiem generalnym oraz przeciwko zmianom w ustawach oraz przepisach na modłę neoliberalną, odbyła się w wielu miastach naszego kraju. Akcje plakatowe miały miejsce w: Gdańsku, Szczecinie, Wrocławiu, Rzeszowie, Poznaniu, Warszawie, Lublinie, Krakowie, Łodzi, Zielonej Górze, Słupsku, Toruniu, Koninie, Chodzieży, Tarnowskich Górach, Kostrzynie, Katowicach, Gorzowie, Olsztynie, Częstochowie. Akcje rozdawania przygotowanych wcześniej gazet strajkowych w: Warszawie, Poznaniu, Zielonej Górze, Krakowie, Wrocławiu.

Odbyło się też szereg akcji nagłaśniających protesty oraz przekazujące nasz punkt widzenia:
- 11.09. - Kraków - Demonstracja ok. setki protestujących w obronie praw pracowniczych.
- 12.09. - Wrocław - Pikieta solidarnościowa w ramach ogólnopolskich Dni Protestu
- 11-13.09. - Poznań - Akcje informacyjne, podczas których kolportowano gazety strajkowe, z udziałem pracownic i pracowników Cegielskiego, poznańskich żłobków oraz Galerii Arsenał, nagłaśniające walki pracownicze w tych zakładach pracy i problemy z tym związane.
- 13.09. - Warszawa - zorganizowanie stoiska oraz namiotu dyskusyjnego pod sejmem z prezentacjami, spotkaniami oraz projekcją filmu o prowadzonych walkach.

Na przełomie sierpnia i września odbyły się też w Bytomiu, Poznaniu, Wrocławiu otwarte spotkania oraz prezentacje dotyczące protestów społecznych.

Wreszcie 14.09 w Warszawie około 300 osób wzięło udział w Bloku Antykapitalistycznym połączonych środowisk radykalnej lewicy oraz wolnościowych, podczas ogólnopolskiego protestu, głośno artykułującego własny przekaz i materiały.

Uważamy jednak, że Ogólnopolskie Dni Protestu nie skończyły się wraz z demonstracją w Warszawie. Ta mobilizacja, miejmy nadzieję, to preludium do szerszej i bardziej radykalnej w przekazie akcji protestacyjnej i strajku generalnego, który będzie początkiem zmian politycznych. W czym jako ruch o jasnym i wyraźnym przekazie, mamy zamiar brać czynny udział. Nadal zamierzamy prowadzić stronę strajk.org, na której będziemy zamieszczać publicystykę, analizy, relacje z akcji itp.

Już dziś zapraszamy do zakładania komisji związkowych I.P. w zakładach pracy lub komisji środowiskowych, zakładania grup anarchistycznych w waszych miastach. Zapraszamy do udziału w akcji kolportowania ulotek dotyczących wydłużonych okresów rozliczeniowych oraz plakatowań dotyczących strajku generalnego i innych, które przygotowujemy. Mamy zamiar stworzyć stałą sieć dystrybucji materiałów nie tylko w dużych miastach, ale i w mniejszych miejscowościach. Zgłaszajcie się na maila Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć. .

Zapraszamy do dyskusji o taktykach i formach zaangażowania. Liczymy na wasze pomysły.

Na koniec chcielibyśmy podziękować wszystkim tym, którzy brali udział w protestach i pikietach, akcjach ulotkowych i plakatowych – bez was i waszego zaangażowania nasz wspólny przekaz wiele by stracił. Mamy nadzieje, że wspólnie będziemy nadal kontynuować naszą walkę.

Precz z państwem i kapitalizmem!

Za samoorganizacją społeczeństwa!

Zapraszamy do lektury nowej odsłony kultowego już komiksu „Likwidator” znanego rysownika Ryszarda Dąbrowskiego!

Tym razem bohater przenosi się w czasie do ogarniętej wojną domową Hiszpanii 1936 roku. Likwidator przyłącza się do kolumny anarchistów jadących na front i swoim starym zwyczajem urządza radosną masakrę - tym razem skierowaną w oddziały faszystowskie generała Franco. Nie oszczędza też komunistów i księży oraz walczy ze strasznym demonem Jezulogiem, odpowiedzialnym za religijny fanatyzm.

W jednym z epizodów spotyka nawet Georga Orwella, rzeczywistego uczestnika tamtych wydarzeń.

Komiks wydany przed Oficynę Wydawniczą Bractwo Trojka we współpracy z Federacją Anarchistyczną, opatrzony wstępem historycznym ze zdjęciami archiwalnymi.

Zakup komiksu wspiera rozwój inicjatyw anarchistycznych.

Szczegóły wydania:
Forma wydania: zeszyt (kolorowa okładka, czarno-biały środek)
Wydawnictwo: Bractwo Trojka/Federacja Anarchistyczna
Miejsce wydania: Poznań 2013

Ilość stron: 50 A-4
Oprawa: miękka

ISBN: 9788393308248
link:
http://www.bractwotrojka.pl/index.php?option=com_virtuemart&page=shop.product_details&flypage=flypage.tpl&product_id=3379&Itemid=116

Chwała rządowi , chwała dzielnym politykom.
Zbliżają się wybory  - święto demokracji. Kandydaci prezentują swe programy, prowadzą debaty spierają się z troską jak, przeprowadzić kraj przez nadciągające burze. Najlepsi z spośród nas odważnie sięgają po brzemię odpowiedzialności , gotowi poświecić czas, życie i zdrowie w służbie publicznej.

Nie trzeba żadnych cudzysłowowy by poczuć fałsz i groteskowość powyższego opisu.


Śmierć mitu albo życie po śmierci.

Nawet większość z tych którzy głosują nie wierzy w żaden pozytywny mit demokracji w zamian tego usłyszymy tezy o mniejszym złu , zwalczaniu czarnogrodu lub dla odmiany o ruskich i niemieckich agentach.  Ostateczny krach (?) systemu reprezentacji i przedstawicielstwa jest powszechnie odczuwany i żadne zganianie tego na ordynacje proporcjonalną a nie większościową jak to ma miejsce w menstrimowych mediach tego nie przysłoni. Mimo tego ze kraj nasz jest tzw „młodą demokracją” mimo to rozczarowanie nią nie przebiega stopniowo  - szybko osiągnęło obecny poziom utrzymując z lekkimi wahaniami jeden z najwyższych poziomów absencji wyborczej w europie. Ludzie nie głosują na prawice i lewice i ich skrajne wersje nie dlatego ze nie mają poglądów. Nie mają poglądów i nie głosują dlatego ze ani głosowanie ani poglądy nie przekładają się na ich życie, posiadanie zaś poglądów politycznych czy spójnego światopoglądu nie przynosi żadnego pożytku – w pewnym więc sensie ludzie ci są   jak dzieci i tak się tez czują. Jest z tym jak z umiejętnością chodzenia i biegania – zupełnie nie przydatna dla kogoś kto został pozbawiony przestrzeni i 3 wymiaru.

Demokracja przedstawicielska ogranicza nasz wpływ na otaczającą rzeczywistość - społeczeństwo w takim układzie sił nie jest podmiotem, a przedmiotem władzy. Tutaj rządzą politycy, a nie obywatele. To politycy ustalają, co ma być realizowane, bez większego kontaktu z wyborcami.

Ci, po szopce wyborczej i nielicznymi referendami, zostają odsunięci, zredukowani do roli widzów. Wybierany w powszechnych wyborach reprezentant nie reprezentuje woli swoich wyborców, a jedynie wolę własną. Brak nad nim dalszej kontroli, liczne przywileje i spora gaża, liczne zapośredniczenia rozmywające odpowiedzialność (zarówno rządzonych jak rządzących), powodują jego alienację, czyli odcięcie się od wyborców i zwrócenie się przeciwko nim. Społeczeństwo i władza jawią się sobie jako obce i wrogie. Władza ludu, demokracja są wciąż postulatami i to rewolucyjnymi, postulatami, które domagają się radykalnej przebudowy stosunków społecznych.

W ludziach istnieje naturalna skłonność do pójścia na łatwiznę. W polityce chcieliby np., by przyszedł ktoś, kto zrobi porządek i w ogóle zrobi im dobrze. Jak to osiągnąć? Najlepiej wybrać kogoś "dobrego". Oczywiście w polityce nikt taki nie istnieje, stąd najczęściej wybory polegają na głosowaniu przeciw tym, których nie lubimy - popieramy dowolną a strawną dla nas opcję mającą realne szanse na sukces, byle tylko nie dopuścić do koryta kogoś jeszcze gorszego. Dlaczego nie może istnieć nikt, kto byłby dobry?

To wynika z natury władzy, której celem jest panowanie nad innymi we własnym interesie, jak i tego, w jaki sposób się ją wyłania. W wyborach zaistnieć mogą tylko ci, którzy mają jakieś możliwości, poczynając od sfinansowania samego istnienia partii (niestety, w Polsce można głosować tylko na partie, a nie na ludzi, więc z listą partyjną mogą przejść przeróżne kanalie, które w normalnych warunkach nie zdobyłyby nawet jednego głosu, a i wśród partii liczą się tylko te wielkie, które zdobędą 5% w skali kraju i choćby w danej miejscowości nie zdobyły żadnego głosu a ich przeciwnicy wszystkie, to i tak dojdzie do władzy ta partia, która ma silną ogólnopolską strukturę, a to kosztuje), trzeba zapłacić za lokale, gazety itp., a w czasie wyborów za festyny z kiełbasą wyborczą czy plakaty i czas antenowy w RTV.

Skąd biorą się na to pieniądze?

Oczywiście nie ze składek, a głównie z dotacji państwowych i od sponsorów prywatnych. Wiadomo, że to nie ogół decyduje, jaką partię chce sfinansować, jaka partia dzięki zaistnieniu w mediach ma większe szanse przebicia, a więc i zwycięstwa w wyborach. Decydują o tym ci, co mają wielkie pieniądze (i media). A skoro dzięki nim poseł może dorwać się do koryta (naszych pieniędzy z podatków, na których wydatkowanie to on, a nie my, będzie miał wpływ), zrobi wszystko, aby przypodobać się sponsorom i będzie działał w ich, a nie społeczeństwa, interesie. Czy można to jakoś zmienić? Nie jest to proste, ale i nie jest niemożliwe. Tylko sponsorem musiałoby być nie paru bogaczy czy obce koncerny, ale całe społeczeństwo, a przynajmniej jego większa część, ta (wg badań opinii publicznej to 80% ogółu), która dziś czuje, że nie ma na nic wpływu. Jeśli działacze społeczni będą zależni od poparcia (głosów i kasy) mas, czyli każdego z nas, będą działać w naszym imieniu. Ale do tego trzeba wielkiej mobilizacji, zorganizowania się na poziomie "Solidarności" w '80/81. Tylko, czy warto wówczas, jeśli uda nam się zorganizować tak jak wtedy, powierzać swój los komukolwiek, choćby i działaczom społecznym? Przecież już raz daliśmy się oszukać, kiedy w '89 druga "Solidarność" (ta "z dużej litery i w cudzysłowie", jak mówi znane powiedzenie) sprzedała nas za stołki komunie, chroniąc potem kolejne rządy przed słusznym gniewem społeczeństwa, robiąc za parasol władzy (nawet na wyborczych plakatach się to pojawiło, parasol z napisem "Solidarność" jako wyrazisty symbol roli, jaką przypisał sobie związek powstały z nadania Wałęsy, a nie z oddolnych wyborów). Lepiej zamiast iść na wybory pilnować wszystkiego z poziomu solidarnego społeczeństwa zorganizowanego w swych zakładach, uczelniach, osiedlach, stowarzyszeniach etc. Gdyby "Solidarność" zamiast wchodzić w układy z władzą ograniczyła się do patrzenia jej na ręce, nie byłoby dziś tylu sprzedanych i zrujnowanych zakładów, takiego bezrobocia i biedy, jaką widzimy wokół.

Przez wieki tysiące ludzi walczyły i umierały za prawo do głosu w wolnych wyborach. Od walk o niepodległość, przez kobiecy ruch sufrażystek, po walkę przeciw apartheidowi, prawo głosu było postrzegane jako konieczna część wolności. Przed powszechnym przyjęciem w świecie prawa glosowania   przywódcy państw byli wybierani przez klasy panujące, bogaczy i Kościół, lub byli wyznaczeni przez elity rządzące. Dlaczego więc, po zwycięstwie takiego ważnego prawa, anarchiści mówią, że nie powinniśmy chodzić głosować?

Większa część ludzi na całym świecie to klasa pracująca. Musimy sprzedawać naszą pracę w zamian za środki do życia; nie możemy marzyć o dochodach z firm itp. jak bogata mniejszość. Kiedy prawo do głosowania zaczęło się rozszerzać, w połowie ubiegłego wieku, bogaci bali się, że biedni (czytaj - każdy z nich) użyją tego "narzędzia" do zmiany podziału bogactwa narodowego, co doprowadziłoby do zmiany społeczeństwa na sprawiedliwe.

Cobbet, jeden z liderów ruchu Charitas (m.in. opowiadał się za powszechnym prawem głosu dla kobiet), mówił, że chce prawa głosu dla klasy pracującej, "ponieważ może zrobić coś dobrego, coś, co zmieni naszą sytuację... nie dla zaspokojenia żadnej abstrakcyjnej...zachcianki." Dlatego właśnie ludzie walczyli o prawo głosu. Chcieli równego głosu w rządzeniu krajem, aby mieć równy udział w bogactwie narodowym.

Demokracja, współczesna święta krowa świata, przechodzi kryzys. A kryzys ten jest jednym z głębszych. Każde okrucieństwo jest dokonywane w imię demokracji. System ten stał się wydrążonym jak piękna muszelka, bez żadnej zawartości i znaczenia. Może być wszystkim czym chcesz. 'Demokracja jest wolną światową nierządnicą, chętną do przystrajania się, rozbierania się, do usatysfakcjonowania wszystkich możliwych gustów, dostępna do użycia i nadużycia'.

To słowa Arundhati Roy, hinduskiej obrończyni praw człowieka i antyglobalistki, wypowiedziane w maju 2003. Cóż, ciekawe że zaledwie kilkanaście lat po obwieszczeniu ostatecznego zwycięstwa demokracji wszyscy wokół mówią o jej kryzysie lub nawet zgonie. Pierwszym symptomem upadku ma być traktowanie polityki i samej demokracji w kategoriach porozumienia biznesowego. Drugim globalna modyfikacja technik władzy. Jej cechą wyróżniającą jest koncentracja władzy w rękach władz wykonawczych (które mają coraz większe uprawnienia) kosztem organów wybieralnych i samych wyborców. Opinie tych ostatnich są coraz mniej istotne w determinowaniu najważniejszych wyborów. Stąd biorą się propozycje nazwania nowej epoki mianem postdemokracji. Funkcjonuje również inna opinia. Wedle niej, system o którym mówimy nigdy demokratyczny ani wolnościowy nie był, więc wszystkie żale kierowane są pod niewłaściwy adres. Powstał cały katalog zarzutów wobec instytucji przedstawicielskich: sprzyjanie apatii społecznej oraz nieumiejętność zaspokojenia żądań obywateli. Mają one być niewystarczające do uniknięcia nadużyć władzy i przeszkadzać w wykształceniu się kryteriów przejrzystości w procesach decyzyjnych.

Ze zgrozą przyglądam się obecnej kampanii wyborczej: koncerty, skandujący politycy zapewniający, że są jedynymi, wybranymi przez Boga albo Rozum (tylko Romero, Jedyna i niepowtarzalna, Roooomero! - najkrótsze streszczenie programu), balansujący w rytmach hitów, otoczeni wynajętymi modelkami, obwożący się samochodami i nawzajem się zagłuszający, wciskający ulotki, a gdy ktoś się o coś pyta, to udają, że nie słyszą, albo kiwają potakująco głową - dziś się z wami zgadzamy, tak ma pan rację, może koszulkę; i tu proszę skreślić - i następny. Kakofonia tandety, pstrokacizna ukrywająca jałowość.

To politycy, więc można im wybaczyć. W końcu czego się po nich spodziewać? Ludzie  wychodzili stamtąd zniesmaczeni. Zatrzymywali się koło stoiska z bojkotem wyborów i pozdrawiali. Rozmawiali o swoich problemach i tym, co by mogło być zamiast tej szopki. Niestety, ta szopka ma i swoich propagandzistów, którzy są na tyle podli, że nie cofną się i przed obrażaniem tych, co przejrzeli i nie ufają już politykom. Rozpowszechniają te pieski salonowe informacji, że kiepska frekwencja jest wynikiem niskiej świadomości obywatelskiej, że to z reguły ludzie bez papierka uniwersyteckiego nie głosują, jakby procent absolwentów szkół wyższych stanowił znaczną część populacji. Sprawiło to, że postanowiłem przyjrzeć się bliżej temu, co ci krzykacze zwą obywatelem i jego obowiązkami.

Jeśli muszę utrzymywać posłów z moich podatków, to wybieranie złodzieja, który będzie mnie okradał, to dla mnie za duża perwersja.

Przedsiębiorca, lat 40

Nie idę na wybory z kilku powodów: po pierwsze to nie mam zwyczaju, po drugie - nie znam żadnego z kandydatów tak dobrze, aby mu zaufać. Na koniec nie lubię, żeby ktoś mną rządził, wiem, że i tak będzie, ale ja do tego ręki nie przyłożę.

Tłumaczka przysięgła, lat 38

Bo chcą być wybrani Ci, którzy niesamowicie się skompromitowali, a to znaczy, że nic się nie zmieni.

Księgowa, lat 31

Nie poczuwam się do tego, by przez swój oddany głos mógł wciągnąć się w brudne zagrywki polityków. Wolę sam decydować o swoim życiu i glos zatrzymać dla siebie, a czas zmarnowany przy urnie wyborczej lepiej wykorzystać np. w gronie znajomych.

Technolog, lat 26

Bo mam problemy z wyborem. Nigdy nie mogę się zdecydować między kilkoma alternatywnymi rzeczami, więc jeśli nie mogę wziąć wszystkiego - rezygnuję. Chcę mieć bezpośredni wpływ na sytuację na moim podwórku, system uczestnictwa we władzy poprzez swoich przedstawicieli (szczególnie tak trefny jak u nas) mnie nie interesuje.

Lekarz, lat 36

Strona 1 z 2