Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

Jesteś tu: Start / Sekcje FA /
A+ R A-
F.A. Łódź

F.A. Łódź

Początki działalności Federacji Anarchistycznej Łódź sięgają końca lat osiemdziesiątych i działającej w mieście Pomarańczowej Alternatywy.  Akcje w owym czasie skupiały się głównie na organizacji happeningów i  demonstracji  mających na celu zwiększenie zakresu swobód obywatelskich i dyskredytację ówczesnych  władz. Po okresie przemian systemowych łódzcy anarchiści skoncentrowali swoje działania wokół tematów ekologicznych i antymilitarystycznych, organizując demonstracje i wydając własne pismo „Ortodox”. Od połowy lat dziewięćdziesiątych łódzcy działacze poszerzają zakres swoich zainteresowań o tematy pracownicze (współtworząc związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza), antyrasistowskie (demonstracje, konferencje, organizacja akcji Kolorowa Tolerancja), ekologiczne (pokazy filmowe i pikiety).  Osobną działalnością stanowi organizowana od 10 lat akcja rozdawania najbiedniejszym mieszkańcom naszego miasta darmowych posiłków (Food not Bombs), których udało się już wydać ponad 30 tysięcy.  W chwili obecnej działacze Federacji Anarchistycznej Łódź uczestniczą również w działaniach innych grup wolnościowych i ekologicznych w Łodzi.

Adres witryny: E-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.

We wczorajszej wypowiedzi dla mediów brytyjski wicepremier Nick Clegg stwierdził, że w wyniku zarządzonego po katastrofie w Fukushimie przeglądu systemów i procedur bezpieczeństwa w elektrowniach atomowych koszty ich budowy wzrosną na tyle, że kontynuowanie brytyjskiego programu nuklearnego straci ekonomiczny sens.

Zdaniem brytyjskiego wicepremiera, w obecnej sytuacji ekonomicznej rząd jego kraju nie jest w stanie przeznaczyć dodatkowych środków na budowę elektrowni atomowych, zaś inwestujące w energetykę atomową koncerny będą miały poważne kłopoty ze zdobyciem kapitałów na wolnym rynku.
Brytyjski rząd wyraził wstępną zgodę na budowę conajmniej 10 nowych reaktorów atomowych w 8 elektrowniach na terenie kraju, mających zastąpić urządzenia pochodzące ze wczesnych lat sześciesiątych, pracujące w brytyjskich elektrowniach atomowych.

O kontrakt na dostawę reaktorów dla brytyjskich siłowni ubiegają się firmy Areva/EDF z urządzeniem EPR i Westinghouse, oferujące reaktory AP 1000. W zeszłym roku brytyjska agencja bezpieczeństwa atomowego znalazła w obu projektach błędy konstrukcyjne, zagrażające bezpieczeństwu reaktorów. Zdaniem agencji, w reaktorze EPR systemy bezpieczeństwa i podstawowe systemy kontrolne korzystają z tych obwodów, co w razie ich awarii grozi utratą kontroli nad reaktorem. W konstrukcji Westinghouse'a zakwestionowano konstrukcję zewnętrznej osłony reaktora i jednego z głownych zaworów instalacji chłodzącej. Wkrótce potem agencja bezpieczeństwa atomowego została rozwiązana, a na jej miejsce powołano nowy podmiot odpowiedzialny za zatwierdzanie konstrukcji obu reaktorów.
Obie odrzucone przez brytyjski nadzór atomowy konstrukcje startują w przetargu na dostawę reaktorów dla Polski
Od pierwszego kwietnia w ramach programu oszczędnościowego w Pabianickim Centrum Medycznym obsada popołudniowych i weekandowych dyżurów na większości oddziałów ma się zmiejszyć z dwu do jednego lekarza. Pracownicy szpitala protestują i masowo składają wypowiedzenia z pracy. Zdaniem lekarzy, dyżurując w pojedynkę naraziliby pacjentów na niebezpieczeństwo, nie będąc w stanie zapewnić im właściwej opieki. Protestują również zatrudnione w szpitalu pielęgniarki. Jakby tego było mało, prezes PCM, Dominika Konopacka w ramach oszczędności planuje położenie kobiet w ciąży w salach obok tych, które poroniły lub mają nowotwory.

Dotychczas po godz. 15 i w weekendy chorymi opiekowało się zawsze po dwu lekarzy. Jeśli we wtorek władze Pabianickiego Centrum Medycznego nie wycofają się z planów wprowadzenie jednoosobowych dyżurów, to lekarze zerwą kontrakty i na dyżurach się nie pojawią, co grozi ewakuacją pacjentów.

Dominika Konopacka, prezes PCM, wydała niedawno zarządzenie , że
od 1 kwietnia na oddziałach szpitalnych ma być tylko jeden lekarz dyżurny. Wyjątek to szpitalny oddział ratunkowy i oddział anestezjologii i intensywnej terapii, gdzie pozostanie dwóch lekarzy.

- Pracy jest dużo dla dwóch lekarzy, a jeden na pewno sobie nie poradzi, gdy kilku pacjentów będzie potrzebowało pomocy jednocześnie. Nie chcę narażać zdrowia pacjentów, dlatego nie mogę zgodzić się na pojedyncze dyżury - powiedział Jakub Welfel, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego.
- Nie będziemy dyżurować pojedynczo. Mamy kontrakty na podwójne dyżury - wtóruje Wojciech Zawalski, zastępca ordynatora. - Złożyliśmy wypowiedzenia kontraktów dyżurowych. Oznacza to, że jeśli władze PCM nie wycofają się w pojedynczych dyżurów, to od 1 kwietnia nikt nie będzie dyżurował.
Lekarze z położnictwa i ginekologii, jako pierwsi postanowili wypowiedzieć kontrakty w przypadku wprowadzenia jednoosobowych dyżurów. W poniedziałek dołączyli do nich chirurdzy i interniści.

Plany oszczędnościowe w Pabianickim Centrum Medycznym będą we wtorek omawiane podczas obrad rady nadzorczej PCM. To na forum tego gremium zapadnie decyzja, czy w szpitalu pozostaną dyżury w duetach, czy pacjenci zostaną bez opieki lekarskiej. Rada nadzorcza zdecyduje również, czy dojdzie do zmian na ginekologii i położnictwie. W ramach oszczędności planowane jest położenie kobiet w ciąży w salach obok tych, które poroniły lub mają nowotwory. Pod obrady trafi też postulat pielęgniarek, które żądają tysiąca złotych podwyżki. W połowie lutego weszły one w spór zbiorowy z PCM. Grożą protestami, strajkami i odejściem od łóżek.
Japoński koncern samochodowy Nissan skierował ponad 300 robotników do remontu zniszczonej przez trzęsienie ziemi fabryki silników w miejscowośc Iwaki, w odległości około 40 kilometrów od zniszczonej elektrowni atomowej Fukushima I. Podczas dzisiejszego spotkania z pracownikami zakładu w Iwaki prezydent koncernu, Carlos Ghosn, zapowiedział że Nissan nie zamierza wycofywać się z Iwaki, a pomimo uszkodzeń zakładu produkcja silników zostanie częściowo wznowiona już w połowie kwietnia.

Podczas masówki z udziałem pracowników zakładu Ghosn wezwał ich, by pokazali swego „ducha walki" remontując uszkodzoną fabrykę. Jak dotychczas, pomimo że na terenie Iwaki wciąż nie ma wody, pracownicy Nissana naprawili budynki i rozpoczęli wymianę uszkodzonych maszyn.
Iwaki znajduje się w odlegości 40 kilometrów od elektrowni Fukushima I, w której trwa akcja ratownicza po wybuchu 3 reaktorów i wycieku radioaktywnych substancji na wielką skalę. Strefa zagrożenia, w której z powodu niebezpiecznych dla zdrowia dawek promieniowania mieszkańcom zalecono pozostanie w domach lub „dobrowolną ewakuację" zaczyna się 10 kilometrów od Iwaki, jednak zdaniem organizacji Greenpeace, jak również amerykańskiej agencji nadzoru nuklearnego strefa ewakuacji powinna być rozszeżona do conajmniej 60 kilometrów. Władze japońskie wstrzymały dostawy produktów rolnych ze strefy 90 kilometrów od elektrowni z powodu ich radioaktywnego skażenia, jak się jednak okazuje, to co szkodzi szpinakowi jest bezpieczne dla robotników Nissana.

Sam Carlos Ghosn, nazywany „zabójcą kosztów" jest jednym z najbardziej znanych managerów branży motoryzacyjnej. Sławę zdobył realizując program restrukturyzacji europejskich fabryk koncernu Renault, który jest właścicielem Nissana. Jego wprowadzeniu w życie towarzyszyło drastyczne podniesienie norm wydajności pracy, ograniczenie praw pracowniczych, grupowe zwolnienia i likwidacja fabryk, jak również ogólnoeuropejska kampania protestów pracowniczych przeciwko działaniom Ghosna. Za te „zasługi" dla koncernu Ghosn został powołany na prezesa marki Nissan, która znalazła się w kłopotach finansowych i została wykupiona przez Renault.
Jak informują lokalne media, szpitale w regionie łódzkim coraz częściej stosują selekcję pacjentów, przyjmowanych na oddziały. Osoby pozbawione ubezpiecznia są wywożone do Łowicza pod pretekstem braku miejsc, pacjentom, którzy trafią do szpitala w stanie nietrzeźwym wystawiane są rachunki za przeprowadzone zabiegi. W praktykach tych przoduje łódzkich szpital kliniczny im. Barlickiego, którego dyrektor, prof. Piotr Kuna, otrzymał niedawno... tytuł menedżera roku.

Od początku roku z Barlickiego do Łowicza trafiło już ośmiu pacjentów. Trzech było nieubezpieczonych. Czterech kolejnych to twz. hospitalizowani z przyczyn społecznych, czyli osoby z delirium alkoholowym lub zaawansowaną demencją. Jeden z pacjentów zesłanych do Łowicza cierpiał na astmę.

Transport niechcianego pacjenta z Łodzi do Łowicza według wyliczeń łódzkiego pogotowia kosztuje około 700 zł. Jak mówi dyrektor łowickiego szpitala, „Barlickiemu" i tak się to opłaca:
- Każdy taki człowiek to dla szpitala kłopot. Bezdomnym trzeba wyrobić dokumenty i załatwić ubranie. Szpital często nie dostaje za nich ani grosza - mówi - A leczenie każdego kosztuje parę tysięcy złotych.

Ze staruszkami i alkoholikami też jest problem. Trudno ich wypisać ze szpitala, bo wymagają pielęgnacji. Trzeba szukać miejsca w domach pomocy społecznej. Nim uda się je znaleźć, mijają tygodnie, a nawet miesiące. Przez ten czas oddział ma zablokowane łóżko. Mogliby na nim leżeć pacjenci, których leczenie szpitalowi bardziej się opłaca.

Adam Przybylski, kierownik schroniska św. Brata Alberta, przyznaje, że wielu jego podopiecznych, zanim trafi pod opiekę schroniska, nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, a mimo to mogą liczyć na opiekę szpitalną - Szpitale i tak ich przyjmują. Jeśli kogoś odsyłają, to tylko na leczenie w specjalistycznym oddziale, najczęściej zajmującym się gruźlicą. Dlatego bardzo nie podoba mi się to, co robi szpital im. Barlickiego. Nie można w XXI wieku dzielić ludzi na lepszych i gorszych.
Prof. Kazimierz Szewczyk, etyk z łódzkiego Uniwersytetu Medycznego, jest oburzony dyskryminowaniem pacjentów. - Każdemu choremu należy się pomoc - mówi. - Do takich nieetycznych zachowań lekarzy skłania organizacja systemu. Bo z tego, że przyjmą nieubezpieczonego, nie mają żadnych korzyści. Robią to dla dobra swojego szpitala.
Były minister zdrowia Marek Balicki (SLD) zwraca uwagę, że z punktu widzenia pracodawcy lekarze odsyłający "niechcianych" chorych zachowują się racjonalnie. - Bo szpital kliniczny nie powinien przyjmować wszystkich, jak leci, a przyjmowanie nieubezpieczonych naraża placówkę na straty - tłumaczy. Podkreśla, że takie sytuacje mogą powtarzać się w innych szpitalach. - Pani minister Ewa Kopacz, uzasadniając reformy, mówiła, że wszystko, co dobre dla szpitali, będzie dobre również dla pacjentów. Widać, że się myli. Ministerstwo Zdrowia chce przekształcać szpitale w spółki. Jeśli skomercjalizowane placówki nastawią się na wynik ekonomiczny, selekcja pacjentów tylko się nasili.

Inny sposób na pozbycie się niedochodowych pacjentów znalazł szpital wojewódzki w Bełchatowie i łódzki „Jonscher". Wykorzystując odpowiednie zapisy prawne obciążają oni pacjentów, jacy trafili na oddziały w stanie nietrzeźwym kosztami leczenia. Rekordzista dostał fakturę na 7 tys. zł.
- W zeszłym roku mieliśmy aż 150 takich pacjentów. Trafiają do nas nietrzeźwi, awanturują się, a lekarze często muszą poświęcić im kilkakrotnie więcej czasu niż trzeźwym osobom. Musimy zrobić im wszystkie niezbędne badania, dlatego na koniec wystawiamy im rachunek - tłumaczy Robert Kornacki, rzecznik szpitala w Bełchatowie. - Pijani pacjenci często z własnej winy mają uszkodzenia ciała. Najczęściej są to złamania, skręcenia stawów, rany na głowie albo po prostu obicia. Koszt ich leczenia waha się od 500 zł nawet do kilku tysięcy. Rekordzista w zeszłym roku kosztował nas siedem tys. zł. Dlaczego za głupotę jednego pacjenta mamy płacić wszyscy? Prawo daje nam możliwość wystawiania faktur za leczenie pijanych pacjentów, dlatego z tego korzystamy.
- Nie zawsze udaje nam się ściągnąć opłatę od pacjenta. Ale nie zniechęca nas to do wystawiania faktur. Ustawa daje nam takie prawo i dziwię się, że nie wszyscy z niego korzystają. Przecież szpital to przedsiębiorstwo, które nie może działać na szkodę firmy – dodaje Kornacki. - Jeśli pacjent nie chce zapłacić, to kierujemy sprawę do sądu i to on nakazuje zapłatę za leczenie. Jeśli pacjent nadal nie chce płacić, wynajmujemy firmę windykacyjną, która podejmuje działania komornicze. Mamy narzędzie, żeby ściągać swoje należności.

W bełchatowskim szpitalu na 150 pacjentów po kielichu należność udało się wyegzekwować od około 30.

Co jednak z bezdomnymi i alkoholikami, którzy nie mają z czego zapłacić?
- Takich jest najwięcej. Co dziesiąty pacjent, który trafia do nas na izbę przyjęć, jest pijany. Niestety, większość z nich jest niewypłacalna. Choć mamy z nimi wiele problemów, a lekarze często boją się, bo nietrzeźwi wszczynają awantury, to musimy ich przyjąć i zrobić im wszystkie niezbędne badania - mówi dr Dariusz Timler, dyrektor ds. lecznictwa w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. - Wiele razy myśleliśmy o wystawianiu faktur w takich przypadkach, ale w momencie kiedy okazałoby się, że pacjent jest niewypłacalny, szpital musiałby opłacić koszty sądowe i komornicze, przez co zwiększałby swój dług. Tylko to nas powstrzymuje. Jeśli trafia do nas pijany pacjent, to zaznaczamy ten fakt w jego historii choroby i ścigać może go NFZ. Za nieubezpieczonych płaci miasto - mówi dr Timler.
Za bezdomnych, biednych, chorych, ale też pijanych i nieodpowiedzialnych mieszkańców Łodzi płaci Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. W zeszłym roku łódzki MOPS wydał na ten cel ponad dwa miliony zł. - Jeśli trafia do szpitala nieubezpieczony pacjent, to placówka zgłasza się do nas o objęcie go ubezpieczeniem. My nie płacimy za leczenie pacjenta, tylko obejmujemy go świadczeniem zdrowotnym na okres 90 dni. Nie zawsze jednak decyzja jest pozytywna - przestrzega Ewa Błaszczyk, dyrektor MOPS.
na podstawie:
Dziennik Łódzki
Gazeta Łódzka
Z opublikowanych dziś danych Państwowej Inspekcji Pracy za rok 2010 wynika, że wykonując swe obowiązki zawodowe w regionie łódzkim zginęło w tym okresie aż 61 pracowników. Ogółem zgłoszono 218 wypadków, w których ucierpiały 253 osoby.
Ilość tak samych wypadków, jak i ofiar śmiertelnych rośnie z roku na roku. W roku 2008 zgłoszono w naszym regionie 197 wypadków przy pracy, a rok później już 200. Zginęło w nich odpowiednio 46 i 50 osób.

Dariusz Borowiecki z Państwowej Inspekcji Pracy mówi, że statystyki rosną nie dlatego, że jest coraz bardziej niebezpiecznie, ale dlatego, że rośnie świadomość pracodawców i więcej wypadków jest zgłaszanych. Dawniej częściej zdarzało się, że były one tuszowane lub zwyczajnie lekceważone.

Z przypadków już zbadanych przez Państwową Inspekcję Pracy wynika, że najniebezpieczniejsza wciąż jest praca w przemyśle. W fabrykach zdarzyło się aż 38 procent wszystkich wypadków przy pracy, zginęło w nich sześć osób. Kolejny sektor to budownictwo (23 procent wypadków, pięć ofiar śmiertelnych). Do wypadków dochodziło też w handlu (13 proc., trzy ofiary), transporcie (5 proc., trzy ofiary).

Od lat specjaliści mówią, że najczęściej poważnym wypadkom ulegają osoby dopiero rozpoczynające pracę - do wypadków dochodzi w pierwszym roku, odkąd objęli swoje stanowisko.
Po ośmiu latach prokuratura postawiła w końcu oskarżenia wójtowi gminy Świątniki, który nielegalnie wydobywał żwir na terenie chronionym w ramach programu Natura 2000. Zaprzestanie dewastacji doliny rzeki Pasłęka i oskarżenie wójta to zasługa wieloletnich zmagań mieszkającego w okolicy rzeźbiarza Jacka Adamasa z samorządową biurokracją Warmii. Artysta postanowił uczcić swój sukces organizując happening w urzędzie wojewódzkim w Olsztynie

W piątek o godz. 10 artysta przyszedł pod gabinet wojewody. Swoją akcję zatytułował „Człowiek i urząd w » Procesie" według Maścianicy [Jan Maścianica to wicewojewoda - red.]". Artysta chciał w ten sposób przypomnieć, że w styczniu 2008 r. wicewojewoda obiecał zająć się sprawą niszczenia chronionego terenu w okolicy Świątek. Rzeźbiarz rozłożył na posadzce wydrukowane w dużym formacie pisma w sprawie żwirowni, które przez lata kierował do urzędników oraz ich odpowiedzi na te skargi. Strażnicy z urzędu próbowali przerwać happening i zaczęli zbierać kartki. - Dlaczego pan to robi? - pytał jednego z nich artysta. - Bo pan nie ma prawa tu niczego rozkładać - odpowiedział strażnik. Po chwili przyszedł Marek Reda, dyrektor generalny urzędu. Tłumaczył artyście, że to instytucja państwowa, a wszelkie pisma do urzędu należy składać w sekretariacie, a nie na podłodze. Adamas odpowiedział, że gdy składał je w sekretariacie, były ignorowane. - To jest mój przykład nieposłuszeństwa obywatelskiego - mówił. - Urząd jest dla obywatela, a nie odwrotnie. Inaczej mamy do czynienia z totalitaryzmem. Treść pism zainteresowała nawet niektórych urzędników, którzy przechodzili w pobliżu i czytali historię sporu o żwirownie. Nie zatrzymał się za to przy nich przechodzący obok wojewoda Marian Podziewski.
Artysta zapowiada, że to nie koniec akcji. Kolejny happening odbędzie się w Urzędzie Marszałkowskim, gdzie również prosił urzędników o zainteresowanie się sprawą.

Rzeźbiarz Jacek Adamas przyjechał z Warszawy na Warmię w latach 90. Zamieszkał koło Jonkowa. Od kilku lat angażuje się w walkę o zachowanie krajobrazu regionu, ale ma też na koncie akcje w obronie praw człowieka w Chinach
Osoby, działające w lokanych organizacjach społecznych twierdzą, że Adamas to przykład dla wszystkich, którzy do swoich argumentów starają się przekonać różne instytucje. A Piotr Romanowski z warmińskiego Greenpeace dodaje: - Adamas udowodnił, że, po pierwsze, sprawy, o które walczył, były bardzo ważne, a po drugie, miał rację, że się tak zaangażował, i słusznie, że się uparł.
Ponad 200 tysięcy osób demonstrowało w sobotę na ulicach niemieckich miast przeciwko energii atomowej, domagając się od władz wyłączenia elektrowni jądrowych w Niemczech. Największa demonstracja odbyła się w Berlinie, gdzie - według organizatorów - na ulice wyszło do 120 tysięcy ludzi. Protesty przeciwko energii atomowej odbyły się również w Kolonii, Hamburgu i Monachium.

Hasła wypisane na transparentach protestujący w stolicy Niemiec przestrzegały z kolei: "Energia atomowa niszczy życie" albo "Fukushima jest wszędzie". W demonstracjach wzięły udział całe rodziny z dziećmi, jak również dużo młodzieży i osoby starsze. Do protestów przyłączyli się również politycy opozycyjnej SPD i związkowcy, między innym z centrali DGB. Uczestnicy demonstracji uczcili minutą ciszy pamięć ofiar niedawnego trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii.

"Światła nie zgasną, jeśli w Niemczech nie będzie elektrowni atomowych" - powiedział szef niemieckiej centrali związków zawodowych DGB Michael Sommer, przemawiając do uczestników protestów w Berlinie. Apelował o jak najszybszy rozwój energetyki opartej na źródłach odnawialnych.

Przewodniczący SPD, Sigmar Gabriel powiedział, że tak liczne demonstracje są dowodem, że mieszkańcy Niemiec chcą rezygnacji z energii atomowej. "Najstarsze elektrownie jądrowe muszą być natychmiast i ostatecznie wyłączone" - powiedział Gabriel, dodając, że polityka w sprawie energii atomowej jest przedmiotem "przedwyborczych manewrów" chadecko-liberalnej koalicji. Zdaniem opozycji, ogłoszone przez rząd Merkel moratorium zawieszające wejście w życie ustawy, przedłużającej okres eksploatacji niemieckich elektrowni atomowych jest taktycznym wybiegiem.

W środę 23 marca w obliczu masowego sprzeciwu mieszkańców kraju wobec energetyki atomowej rząd Włoch ogłosił zawieszenie na rok realizacji dekretu o lokalizacji pierwszej w tym kraju elektrowni atomowej i przełożeniu o dwa lata opracowania krajowej strategii nuklearnej.
Gabinet Silvio Berlusconiego, który początkowo planował rozpocząć w 2013 roku budowę pierwszej z czterech elektrowni atomowych, zrobił w ten sposób duży krok wstecz na drodze, której celem miał być szybki powrót do produkcji energii nuklearnej. Wkrótce miał rozpocząć się istotny etap decyzyjny, to jest przyjęcie rozporządzenia w sprawie lokalizacji tych elektrowni.

"Roczne moratorium w tej sprawie to rozsądna decyzja, wynikająca z ostrożności, poszanowania zaniepokojenia obywateli w obliczu nadzwyczajnych wydarzeń, które wywołały wielkie poruszenie opinii publicznej" - oświadczyła minister ochrony środowiska Stefania Prestigiacomo. "Dzisiaj, prawie dwa tygodnie po trzęsieniu ziemi i tsunami, które zniszczyło Japonię, nie mamy wciąż pełnej jasności na temat tego, co się stało i co się dzieje obecnie" - podkreśliła szefowa resortu. Wcześniej minister rozwoju gospodarczego Paolo Romani mówił o potrzebie "przerwy na refleksję" nad produkcją energii jądrowej.

Z przedstawionego we wtorek sondażu wynika, że 68 procent Włochów w wieku od 18 do 70 lat sprzeciwia się wykorzystaniu energii nuklearnej w swym kraju.
W zeszłym tygodniu serwis Wikileaks ujawnił amerykańską depeszę dyplomatyczną, z której wynika, że władze Włoch odstąpiły od rygorystycznych, europejskich norm bezpieczeństwa atomowego pod presją amerykańskich koncernów, ubiegający się o atomowe kontrakty.

na podstawie: www.energetyka.wnp.pl
Jak informuje internetowy serwis From the Greek Streets, w Grecji rozpoczyna się nowy sezon protestów społecznych przeciwko antykryzysowej polityce władz. Trwają okupacje siedzib lokalnych samorządów 5 greckich miast, z każdym dniem coraz więcej szkół jest też okupowanych przez uczniów w proteście przeciwko ich likwidacji. W piątek w dniu greckiego święta narodowego ulicami wielu miast przeszły studenckie marsze protestacyjne.

Ratusze w Atenach, Heraklionie, Lesbos, Kozani i Amintaio są okupowane przez pracowników tymczasowych domagających się przedłużenia kontraktów. W odpowiedzi na rządowe plany likwidacji 1000 spośród 16000 greckich szkół rosnąca z każdym dniem liczba placówek oświatowych jest zajmowana przez uczącą się w nich młodzież. Lekarze szpitalni zapowiadają dwudniowy strajk na 30 i 31 marca w proteście przeciwko cięciom wydatków na opiekę medyczną.
25 marca, w rocznicę antytureckiego powstania w roku 1821 ulicami greckich miast przeszły tradycyjne marsze studentów i wykładowców, które miały w tym roku otwarcie antyrządowy przekaz. W wielu miejscach ich uczestnicy wyprosili z mówic rządowych oficjeli.
Ponad pół miliona ludzi wzięło dziś udział w londyńskim proteście przeciwko antyspołecznej polityce rządu, cięciom w wydatkach socjalnych i planom zwolnienia z pracy prawie 400 tysięcy pracowników sektora publicznego. Manifestacja, zwołana przez główne centrale związkowe w tym TUC i Unite, była największym protestem ulicznym w Wielkiej Brytanii od 8 lat. W ramach Radykalnego Bloku Robotniczego prostetowali również anarchiści i członkowie syndykalistycznych związków zawodowych, których zebrało się prawie 8000. Po południu na ulicach śródmieścia Londynu doszło do starć z policją i ataków na siedziby banków, hoteli i korporacji

Przebieg dzisiejszych wydarzeń w Londynie na podstawie Indymedia London:
18:00 Policja zaatakowała protestujących na Piccadilly Circus, próbujac okrążyć zmierzających tam z odsieczą demonstrantów. Zaatakowano siedziby banków Lloyds TSB i Santander, jak również hotel Ritz. Pod okupowanym sklepem Fortnum and Mason policja atakuje protestujących pałkami, jedna osoba doznała obrażeń głowy. W samym sklepie, okupowanym przez członków Uncut UK panuje spokojna atmofera. Na zajętym przez protestujących Trafalgar Square wzniesiono namiot, na placu zbierają się kolejni demonstranci. Koniec związkowego marszu dotarł dopiero do Hyde Parku, co obrazuje skalę dzisiejszego protestu.
17:30 Członkowie Uncut UK podjęli okupację sklepu Fortnum and Mason, który jak niedawno wyszło na jaw dzieki machinacjom finansowym uniknął zapłacenia 40 milionów funtów podatków. Miejsce okupacji zostało otoczone przez policję, w kierunku budynku zmierza około 100 policjantów z oddziałów szturmowych.
Policja informuje o 13 aresztowaniach, podczas starć jej funkcjonariusze brutalnie pobili kobietę.
17:00 Samba dotarła na Piccadilli Circus, policja ewakuuje się z placu. Informacje o obrażeniach 4 policjantów. Przed siedzibą Fortnum and Mason trwa street party, wokół niego dochodzi do przepychanek z policją. Do sklepu wdarło się około 150 osób, które wywiesiły z okien anarchistyczne flagi i bannery Uncut UK.
Na Oxford Circus anarchiści podpalili kukłę konia trojańskiego, który towarzyszył im na trasie dzisiejszego pochodu. Protestujący wycofują się stamtąd przy dźwiękach sound systemów.
16:30 Samba zmierza w kierunku Oxford Circus niosąc trumnę symbolizującą śmierć usług publicznych w Wielkiej Brytanii. Sam plac blokuje kilka tysięcy ludzi, grają sound systemy. Policja zbiera siły w rejonie placu. Na Oxford Street zniszczono łącznie 13 sklepów. Na Regent Street centralny sklep firmy Apple obrzucano bombami z farbą.
4:00 Starcia z policją na Audley Street i w okolicach ambasady USA. Około 200 osób odpowiedziało kamieniami na plicyjną szarżę na protestujących. Według policji już 14 uczestników protestu odniosło obrażenia. W okolicy wybito szyby w hotelu Mayfair, kawiarni Starbucks i salonie Porsche, jak również w banku HSBC.
15:30 Hotel Ritz na Piccadilly Circus zaatakowany kamieniami i bombami z farbą. Starcia z policją na Shaftsbury Avenue i West Endzi. Próba ataku na hotel Hilton na Park Avenue.
15:00 Czarny Blok w sile około 150 osób zaatakował policję na Shaftsbury Avenue. Radiowozy obrzucono bombami z farbą, a funkcjonariuszy kamieniami. Zaatakowano sklepy Tesco, Carphone Warehouse i drogerię Boots, jak również oddział banku Lloyds.
14:30 Czarny Blok przerwał policyjny kordon na Shaftsbury Avenue, trwa walka z użyciem kamieni, petard i bomb z farbą. Wybito szyby w banku HSBC i sklepie Topshop na Oxford Circus.
13:30 Poza trasą głównego marszu trwają zdecentralizowane akcje bezpośrednie. Okupacja Mc Donaldsa na Leicester Square, radykalny blok robotniczy pod Downing Street.
13:00 Wystartował główny marsz, w którym udział bierze około 450 000 osób, i wciąż dochodzą kolejne.
11:30 Tysiące uczestników protestu zbierają się na Embankment. Po drugiej stronie Tamizy, w Kennington Park, na miejscu zbiórki radykalnego bloku robotniczego jest około 2000 osób. Mniejsze marsze zbierają się w różnych punktach Londynu.
Podczas zakończonego właśnie szczytu Unii Europejskiej w Brukseli ustalono, że jesienią tego roku w elektrowniach atomowych na terytorium Unii Europejskiej przeprowadzone zostaną testy wytrzymałościowe i przegląd systemów bezpieczeństwa. Testy będą dobrowolne, co oznacza, że kraje posiadające najbardziej przestarzałe i zawodne reaktory nie będą zobowiązane do sprawdzenia poziomu ich bezpieczeństwa. Z przecieków w Komisji Europejskiej wynika, że na testowanie swych reaktorów nie zgodzi się zapewne Wielka Brytania i prawdopodobnie Szwecja, stan nuklearnych instalacji sprawdzą za to Niemcy, Francja i Hiszpania. Oznacza to, że jedynie nieco ponad połowa z 143 reaktorów atomowych na terenie UE zostanie objęta jesiennymi testami.

Źródła w Komisji Europejskiej nie wykluczają, że na zbadanie swoich najbardziej przestarzałych z 19 reaktorów nie zdecyduje się Wielka Brytania. Także Szwecja z 10 czynnymi reaktorami nie złożyła deklaracji w tej sprawie, ale na przeprowadzenie badań zdecydowane są: Francja (58 reaktorów), Niemcy (17) i Hiszpania (10).
W trakcie budowy jest sześć reaktorów w UE. Plany budowy mają m.in. Polska i Włochy, z kolei Niemcy rozważają wycofanie się z produkcji energii z atomu.
Zakres i warunki przeprowadzania stress testów w UE ma jak najszybciej opracować Europejska Grupa Organów Regulacyjnych ds. Bezpieczeństwa Jądrowego (ENSREG) pod nadzorem Komisji Europejskiej. . Kryteria testów mają być opracowane z wykorzystaniem dostępnej wiedzy fachowej "w szczególności Stowarzyszenia Zachodnioeuropejskich Organów Nadzoru Instalacji Jądrowych". Mają je przeprowadzić "właściwe organy krajowe", co w praktyce może oznaczać krajowych regulatorów energetyki jądrowej. Wstępny raport z testów ma powstać do końca tego roku.

Obecny na szczycie w Brukseli premier Tusk oświadczył, że gdyby w Polsce istniała elektrownia atomowa, nie miały nic przeciwko przeprowadzeniu w niej testów wytrzymałościowych i systemów bezpieczeństwa pod nadzorem instytucji europejskich, podkreślając konieczność zagwarantowania maksymalnego poziomu bezpieczeństwa w instalacjach nuklearnych. Premier nie powiedział jednak, czy jego rząd zamierza w zwiąku z testami opóźnić planowaną na połowę tego roku nowelizacje prawa atomowego i warunków jesiennego przetargu na budowę pierwszej w naszym kraju elektrowni atomowej tak, by możliwe było uwzględnienie w nich wniosków z jesiennych testów.

Podczas brukselskiego szczytu przyjęto również projekt unijnej dyrektywy dotyczącej gospodarki odpadami promieniotwórczymi i zużytym paliwem jądrowym. Projekt nakłada na poszczególne kraje obowiązek budowy własnych składowisk toksycznych odpadów z elektrowni, nie zakazuje jednak budowy wspólnych, atomowych wysypisk przez grupy krajów. Oznacza to w praktyce zielone światło dla dalszego eksportu radioaktywnych odpadów na terenie Unii Europejskiej.
Jak oceniają organizacje antyatomowe, możliwość pobierania opłat za składowanie radioaktywnych odpadów pochodzących np. z Niemiec w polskich składowiskach jest jednym z powodów promowania przez obecny rząd programu energetyki atomowej.

Ponowną kontrolę własnych standardów bezpieczeństwa atomowego zapowiada również ONZ „W związku z wydarzeniami w Japonii pojawiły się głosy, że nadszedł czas na ponowne przemyślenie międzynarodowego reżimu bezpieczeństwa nuklearnego i ja popieram te głosy" - poinformował w piątek sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun.
Ponad 20000 związkowców protestowało wczoraj w Brukseli przeciwko antypracowniczej i antyspołecznej polityce unijnych rządów i na rzecz europejskiej unii socjalnej. Związkowcy, jacy w czterech marszach przeszli na miejsce kończącego imprezę wiecu zablokowali centrum Brukseli, utrudniając unijnym biurokratom dotarcie na obrady. W starciach z policją rannych zostało 12 jej funcjonariuszy. Podczas samego szczytu przemówienie greckiego ministra kultury zakłóciła grupa osób protestujących przeciwko reformom narzuconym Grecji przez UE i MFW.

Związki zawodowe protestują przeciwko narzuceniu krajom Unii większej intergracji ekonomicznej i związanymi z tym: ograniczeniom plac, podwyższeniu wieku emerytalnego w wielu krajach i ograniczeniu wydatków na usługi publiczne.
Do starć doszło, gdy grupa związkowców z belgijskiego, socjalistycznego związku zawodowego FGTB próbowała przerwać policyjny kordon. Grupa ubranych na czerwono bojowców obrzuciła następnie funkcjonariuszy kamieniami, na co ci odpowiedzieli gazem łzawiącym.

W środę wieczorem grupa protestujących wdarła się do siedziby Parlamentu Europejskiego, gdzie zakłóciła przemówienie greckiego ministra kultury z okazji 2500 rocznicy Bitwy pod Maratonem. Protestujący rozwinęli banner porównujący działania Unii Europejskiej i MFW w Grecji do perskiej inwazji w czasach antycznych. W rozdawanych ulotkach określili przedstawicieli obu instytucji jako barbarzyńców i okupantów. Protest spotkał się z entuzjastycznym odzewem ze strony Greków licznie przybyłych do auli Parlamentu Europejskiego na spotkanie z ministrem.

Protestujący prześladują ostatnio greckich polityków w całej Europie, tylko w ostatnim tygodniu zakłócili przemówienie greckiego premiera na berlińskim uniwersytecie Humboldta i jego zastępcy na podobnej imprezie w Paryżu. Wcześniej grupa wściekłych bezrobotnych zmusiła greckiego ministra pracy Loukę Kasteliego do ucieczki z mównicy podczas wizyty w Macedonii. Wściekli wyborcy przerwali również wizytę premiera Papandreau na wyspie Syrta – ścigany wyzwiskami premier przez dwie godziny musiał ukrywać się w lokalnej tawernie, przed którą tłum 500 lokalnych mieszkańców ciskał na niego niewybredne wyzwiska – przy wyjściu premier został też zaatakowany jogurtem.
Zdaniem jednego z reporterów greckiej telewizji Skai, greccy politycy są tak znienawidzeni, że boją się poruszać po ulicach bez eskorty policji, zaś właściciele ich ulubionych restauracji nie chcą serwować im posiłków, gdyż jak twierdzą,ich obecność psuje opinię o ich lokalach i odstrasza innych klientów.
W dniach 11 – 17 kwietnia w Łodzi odbędzie się kolejny już Tydzień Weganizmu. Program imprezy cały czas powstaje, jak na razie zaplanowano między innymi pokazy filmowe, dyskusje, jak również wielki piknik w parku na Zdrowiu, z wegańskim grillem, sambą i warsztatami. Więcej informacji o łódzkim Tygodniu Weganizmu na stronie imprezy:
http://www.vegan-lodz.blogspot.com/
Po zapowiedziach prywatyzacji komunalnych lokali mieszkalnych i usługowych na ulicy Piotrkowskiej i należących do miasta przychodni rejonowych, jak również przekształcenia w spółkę handlową jedynego w Łodzi szpitala położniczego prezydent Hanna Zdanowska (PO) zabiera się za prywatyzację... wody w naszych kranach. W wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego" z 22 marca tego roku prezydent zapowiedziała sprzedaż łódzkich Zakładów Wodociągów i Kanalizacji prywatnemu inwestorowi. W Gdańsku, gdzie zakład wodociągowy został już sprywatyzowany, opłaty za dostarczanie wody i odbiór ścieków są prawie dwukrotnie wyższe niż w Łodzi.

Przeciwko planom prywatyzacji ZwiK protestuje łódzkie SLD. Zdaniem partii, ewentualna prywatyzacja wodociągów oznaczać może nie tylko wzrost cen wody dla mieszkańców miasta, lecz również grupowe zwolnienia wśród liczącej 1000 osób załogi przedsiębiorstwa. Według informacji Sojuszu, pomimo braku formalnej decyzji w tej sprawie prezydent Zdanowska prowadzi już rozmowy z dwoma potencjalnymi inwestorami. Wodociągi mają zostać sprywatyzowane, pomimo że tylko w zeszłym roku firma przyniosła 10 milionów złotych zysku i znaczącą dywidendę do miejskiej kasy
Duńsko – brytyjska korporacja G4S, dostarczająca rozwiązania i usługi z zakresu bezpieczeństwa znalazła się pod ostrzałem organizacji broniących praw człowieka i grup propalestyńskich po tym, jak wyszło na jaw że firma ta dostarcza wyposażenie i usługi dla izraelskich punktów kontrolnych, posterunków policji i więzień, jak również nielegalnych osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. Radni w kilku miastach na terenie Danii, w tym w Kopenhadze, Roskilde, Odense i Aarhus rozważają zerwanie podpisanych z G4S kontraktów.

Według raportów organizacj i broniących praw więźniów palestyńskich w Izraelu, w więzieniach w tym kraju przebywa obecnie 5640 więźniów politycznych, w tym 37 kobiet i 213 nieletnich. W latach 2005 – 2009 za różnorakie „przestępstwa" przeciwko bezpieczeństwu kraju sądy izraelskie skazały na kary pozbawienia wolności ponad 2000 palestyńskich dzieci. Wielu palestyńskich więźniów odbywa kary na terytorium Izraela, co stanowi złamanie zasad 4 Konwencji Genewskiej, zakazującej okupantowi przetrzymywania obywateli okupowanego kraju w więzieniach na własnym terytorium. Przeniesienie do zakładu karnego na terenie Izraela narusza prawo więzionych Palestyńczyków do kontaktu z rodziną i obrońcą, którzy w celu spotkania z przebywającym w Izraelu więźniem muszą się ubiegać o przepustki uprawniające do wjazdu na teren tego kraju.

Na swej stronie internetowej G4S chwali się, że świadczy swe usługi w conajniej 3 izraelskich więzieniach, w których przetrzymywanych jest łącznie 4900 palestyńskich więźniów politycznych: w Ofer, Megido i Keztiot.
Pod wpływem międzynarodowej kampanii nacisku G4S wydała 11 marca oświadczenie, w którym zapowiada, że nie przedłuży kontraktów na dostawę usług z zakresu bezpieczeństwa dla posterunków drogowych, komisariatów i więzień na Zachodnim Brzegu Jordanu. Firma nie zamierza jednak rezygnować ze współpracy z izraelskim więziennictwem ani z nielegalnymi osiedlami żydowskimi na Zachodnim Brzegu, którym G4S zapewnia ochronę.

W Wielkiej Brytanii G4S na mocy podpisanego z rządem kontraktu prowadzi więzienia deportacyjne i organizuje deportacje „nielegalnych" imigrantów – podczas jednej z nich w zimie tego roku na pokładzie samolotu linii British Airways pracownicy firmy udusili eskortowanego imigranta na śmierć.
W Polsce G4S zajmuje się ochroną ambasad, współpracuje również z większością dużych banków i sieci supermarketów, a ostanio podpisała umowę z PKP Intercity na ochronę pociągów. Wykaz polskich kientów firmy pod linkiem:
http://www.g4s.pl/serwis/chapter_6055.asp
W ostatnich dniach kolejni prominentni politycy sugerują możliwość przeprowadzenia ogólnokrajowego referendum w sprawie budowy w Polsce elektrowni atomowych. W poniedziałek ogłoszenia takiego referendum nie wykluczył premier Tusk, dziś, na poświęconej bezpieczeństwu energetycznemu sesji Rady Bezpieczeństwa Narodowego podobne propozycje zgłosić miał lider SLD, Grzegorz Napieralski.

Na odbywające się pod przewodnictwem prezydenta Komorowskiego spotkanie RBN Napieralski przywiózł list do prezydenta. Zawiera on, poza skierowaną do głowy państwa propozycją ogłoszenia referendum w sprawie budowy elektrowni atomych przygotowany przez SLD kalendarz publicznych debat i konsultacji w tej sprawie.

Bezpośrednim powodem zwołania poświęconego bezpieczeństwu energetycznemu spotkania RBN były trwające na forum Unii Europejskiej dyskusje o przyszłości energetyki nuklearnej i bezpieczeństwie elektrowni atomowych. Po katastrofie w japońskiej elektrowni atomowej Fukushima I ministrowie energetyki krajów UE podczas cyklu spotkań w Brukseli podjęli decyzję o przeprowadzeniu dodatkowych testów systemów bezpieczeństwa w 33 elektrowniach atomowych na terenie Unii, rozważane jest także zaostrzenie unijnych standardów kontroli nad tego typu zakładami
Strona 4 z 6