Jak informują lokalne media, szpitale w regionie łódzkim coraz częściej stosują selekcję pacjentów, przyjmowanych na oddziały. Osoby pozbawione ubezpiecznia są wywożone do Łowicza pod pretekstem braku miejsc, pacjentom, którzy trafią do szpitala w stanie nietrzeźwym wystawiane są rachunki za przeprowadzone zabiegi. W praktykach tych przoduje łódzkich szpital kliniczny im. Barlickiego, którego dyrektor, prof. Piotr Kuna, otrzymał niedawno... tytuł menedżera roku.
Od początku roku z Barlickiego do Łowicza trafiło już ośmiu pacjentów. Trzech było nieubezpieczonych. Czterech kolejnych to twz. hospitalizowani z przyczyn społecznych, czyli osoby z delirium alkoholowym lub zaawansowaną demencją. Jeden z pacjentów zesłanych do Łowicza cierpiał na astmę.
Transport niechcianego pacjenta z Łodzi do Łowicza według wyliczeń łódzkiego pogotowia kosztuje około 700 zł. Jak mówi dyrektor łowickiego szpitala, „Barlickiemu" i tak się to opłaca:
- Każdy taki człowiek to dla szpitala kłopot. Bezdomnym trzeba wyrobić dokumenty i załatwić ubranie. Szpital często nie dostaje za nich ani grosza - mówi - A leczenie każdego kosztuje parę tysięcy złotych.
Ze staruszkami i alkoholikami też jest problem. Trudno ich wypisać ze szpitala, bo wymagają pielęgnacji. Trzeba szukać miejsca w domach pomocy społecznej. Nim uda się je znaleźć, mijają tygodnie, a nawet miesiące. Przez ten czas oddział ma zablokowane łóżko. Mogliby na nim leżeć pacjenci, których leczenie szpitalowi bardziej się opłaca.
Adam Przybylski, kierownik schroniska św. Brata Alberta, przyznaje, że wielu jego podopiecznych, zanim trafi pod opiekę schroniska, nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, a mimo to mogą liczyć na opiekę szpitalną - Szpitale i tak ich przyjmują. Jeśli kogoś odsyłają, to tylko na leczenie w specjalistycznym oddziale, najczęściej zajmującym się gruźlicą. Dlatego bardzo nie podoba mi się to, co robi szpital im. Barlickiego. Nie można w XXI wieku dzielić ludzi na lepszych i gorszych.
Prof. Kazimierz Szewczyk, etyk z łódzkiego Uniwersytetu Medycznego, jest oburzony dyskryminowaniem pacjentów. - Każdemu choremu należy się pomoc - mówi. - Do takich nieetycznych zachowań lekarzy skłania organizacja systemu. Bo z tego, że przyjmą nieubezpieczonego, nie mają żadnych korzyści. Robią to dla dobra swojego szpitala.
Były minister zdrowia Marek Balicki (SLD) zwraca uwagę, że z punktu widzenia pracodawcy lekarze odsyłający "niechcianych" chorych zachowują się racjonalnie. - Bo szpital kliniczny nie powinien przyjmować wszystkich, jak leci, a przyjmowanie nieubezpieczonych naraża placówkę na straty - tłumaczy. Podkreśla, że takie sytuacje mogą powtarzać się w innych szpitalach. - Pani minister Ewa Kopacz, uzasadniając reformy, mówiła, że wszystko, co dobre dla szpitali, będzie dobre również dla pacjentów. Widać, że się myli. Ministerstwo Zdrowia chce przekształcać szpitale w spółki. Jeśli skomercjalizowane placówki nastawią się na wynik ekonomiczny, selekcja pacjentów tylko się nasili.
Inny sposób na pozbycie się niedochodowych pacjentów znalazł szpital wojewódzki w Bełchatowie i łódzki „Jonscher". Wykorzystując odpowiednie zapisy prawne obciążają oni pacjentów, jacy trafili na oddziały w stanie nietrzeźwym kosztami leczenia. Rekordzista dostał fakturę na 7 tys. zł.
- W zeszłym roku mieliśmy aż 150 takich pacjentów. Trafiają do nas nietrzeźwi, awanturują się, a lekarze często muszą poświęcić im kilkakrotnie więcej czasu niż trzeźwym osobom. Musimy zrobić im wszystkie niezbędne badania, dlatego na koniec wystawiamy im rachunek - tłumaczy Robert Kornacki, rzecznik szpitala w Bełchatowie. - Pijani pacjenci często z własnej winy mają uszkodzenia ciała. Najczęściej są to złamania, skręcenia stawów, rany na głowie albo po prostu obicia. Koszt ich leczenia waha się od 500 zł nawet do kilku tysięcy. Rekordzista w zeszłym roku kosztował nas siedem tys. zł. Dlaczego za głupotę jednego pacjenta mamy płacić wszyscy? Prawo daje nam możliwość wystawiania faktur za leczenie pijanych pacjentów, dlatego z tego korzystamy.
- Nie zawsze udaje nam się ściągnąć opłatę od pacjenta. Ale nie zniechęca nas to do wystawiania faktur. Ustawa daje nam takie prawo i dziwię się, że nie wszyscy z niego korzystają. Przecież szpital to przedsiębiorstwo, które nie może działać na szkodę firmy – dodaje Kornacki. - Jeśli pacjent nie chce zapłacić, to kierujemy sprawę do sądu i to on nakazuje zapłatę za leczenie. Jeśli pacjent nadal nie chce płacić, wynajmujemy firmę windykacyjną, która podejmuje działania komornicze. Mamy narzędzie, żeby ściągać swoje należności.
W bełchatowskim szpitalu na 150 pacjentów po kielichu należność udało się wyegzekwować od około 30.
Co jednak z bezdomnymi i alkoholikami, którzy nie mają z czego zapłacić?
- Takich jest najwięcej. Co dziesiąty pacjent, który trafia do nas na izbę przyjęć, jest pijany. Niestety, większość z nich jest niewypłacalna. Choć mamy z nimi wiele problemów, a lekarze często boją się, bo nietrzeźwi wszczynają awantury, to musimy ich przyjąć i zrobić im wszystkie niezbędne badania - mówi dr Dariusz Timler, dyrektor ds. lecznictwa w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. - Wiele razy myśleliśmy o wystawianiu faktur w takich przypadkach, ale w momencie kiedy okazałoby się, że pacjent jest niewypłacalny, szpital musiałby opłacić koszty sądowe i komornicze, przez co zwiększałby swój dług. Tylko to nas powstrzymuje. Jeśli trafia do nas pijany pacjent, to zaznaczamy ten fakt w jego historii choroby i ścigać może go NFZ. Za nieubezpieczonych płaci miasto - mówi dr Timler.
Za bezdomnych, biednych, chorych, ale też pijanych i nieodpowiedzialnych mieszkańców Łodzi płaci Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. W zeszłym roku łódzki MOPS wydał na ten cel ponad dwa miliony zł. - Jeśli trafia do szpitala nieubezpieczony pacjent, to placówka zgłasza się do nas o objęcie go ubezpieczeniem. My nie płacimy za leczenie pacjenta, tylko obejmujemy go świadczeniem zdrowotnym na okres 90 dni. Nie zawsze jednak decyzja jest pozytywna - przestrzega Ewa Błaszczyk, dyrektor MOPS.
na podstawie:
Dziennik Łódzki
Gazeta Łódzka