W tym momencie warto może jednak przypomnieć, kim Janusz Palikom jest naprawdę. I jak jego inne poglądy i działania mają się do lewicowych, a nawet liberalnych standardów. Na przykład, zaraz po triumfie wyborczym Platformy Obywatelskiej w 2007 roku, miał stwierdzić, iż rząd Tuska jest zbyt łagodny ( "zbyt obywatelski i zbyt nowoczesny") dla opozycji. Utrzymywał, iż strajki, których fala wówczas nieznacznie przybrała, są prowokowane przez opozycję, czym wpisywał się w retorykę Cyrankiewicza i jego następców, szukających spisków i wrogich sił. Jednocześnie postulował zawieszenie (ograniczenie) prawa do strajku i wzywał do rozprawy ze związkami zawodowymi. Jako przewodniczący komisji sejmowej „Przyjazne Państwo” forsował niekorzystne dla pracowników zmiany w prawie pracy w tym: ograniczenia ochrony przed zwolnieniem w wieku przedemerytalnym (skrócenie okresu ochronnego do 2 lat), zniesienia czterech dni urlopu na żądanie, ograniczenia wpływu związków zawodowych przy zwolnieniach pracowników itd.
Dla pracujących i najuboższych warstw społecznych, Janusz Palikot jest przedstawicielem środowisk nieustająco nastawionych do nich skrajnie niechętnie, a jego błazeńskie popisy ich nie śmieszą. Nie mogą one przysłonić faktycznego głębokiego konserwatyzmu Palikota w poglądach na kwestie ekonomiczne, ale i społeczne. Tu nie wystarcza kilka antykościelnych czy progejowskich haseł. Nie ukryje to faktycznej pogardy Palikota dla robotników i robotnic, których potrafi przyrównać do „złodziei i prostytutek”.
Co ważniejsze, jako najpierw skandalista PO, a teraz „nadzieja” lewicy, Palikot poprzez swoje antypracownicze, antyzwiązkowe i antysocjalne nastawienie, popycha tych z pracowników i pracownic, którzy jeszcze chcą głosować, w ramiona PiS. Musimy sobie zdawać sprawę z tego (tak też to wynikało z przebiegu kampanii wyborczej do parlamentu i na prezydenta w 2005 roku), że popularność PiS związana jest nie przede wszystkim ze stosunkiem do kościoła czy do mniejszości seksualnych, ale innym podejściem przynajmniej do części problemów socjalnych. Jak widać „inteligencka lewica” ma na to zlew, a górnicy, związkowcy, kibice i Kaczyńscy pozostaną nadal jej znienawidzonymi bohaterami, bez oglądania się na przyczyny pewnych zachowań i procesów. Wybierając Palikota, działają jakby ktoś rzucił na nich urok, lub dał napić się rycynusu. Kiedy jednak emocje powyborcze opadną, a Palikot wejdzie do sejmu, przekonają się, że znowu zostali wkręceni w sytuację jak w programach z „ukrytą kamerą”. Ewentualny sojusz Palikota z PO zneutralizuje jego antykościelne nastawienia, a wesprze antysocjalne. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Będziecie udawać zaskoczonych?