Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

Jesteś tu: Start / Wybory / Publicystyka /
A+ R A-

Palikot – jak nie urok, to sraczka

Stanisław Krastowicz
Jak uczy nas wieloletnie doświadczenie, kampania przedwyborcza miesza, na co dzień wydawałoby się inteligentnym ludziom w głowach. Ostatnio szczególnym objawem politycznego debilizmu jest udzielnie przez niektórych i niektóre przedstawicielki lewicy poparcia dla partii Palikota. Kilka wyświechtanych antyklerykalnych frazesów i werbalne poparcie dla lesbijek i gejów wystarczyło, aby zaczęto poważnie traktować tego politycznego celebrytę. Tym sposobem liberalno-lewicowa inteligencja chce zniżyć się do poziomu nastoletnich fanek i fanów Dody, którzy w swoim uwielbieniu dla gwiazdy przynajmniej nie ukrywają, że generowane jest ono przez gruczoły.

Palikot, który w którymś momencie został okrzyknięty przedstawicielem „lewego skrzydła” PO, był zawsze sztandarową postacią w wojnie z Kaczyńskimi. Swoją tożsamość budował w oparciu o organiczną niechęć części elektoratu PO (i SLD) do PiS i po części Kościoła Katolickiego. Wykorzystał bezwzględnie tę aurę, aby wypromować się jako polityk, który wraz ze swoją nową partią, dziś ma dużą szansę wejść do sejmu. Z drugiej strony Palikot, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, nie odwołuje się do żadnego szerszego ruchu, który za cel miałby np. ograniczenie roli kościoła w życiu politycznym i gospodarczym. Wystarczy mu kilka skandalizujących wypowiedzi i umieszczenie loga antyklerykalnego pisma „Fakty i Mity” w witrynie swojego bloga, aby poprowadzić własną krucjatę przy wtórze pieśni innego celebryty - Darskiego. Dodatkowo zdołał przekonać do kandydowania ze swojej listy co bardziej znanych przedstawicieli środowisk gejowskich i feministycznych, aby z kolei pokazać swoją obyczajową i kulturową otwartość. Podejrzewam, że bardziej na złość Kaczyńskiemu, niż z własnych przekonań i preferencji. Równolegle liberalnym przedsiębiorcom obiecuje podatek liniowy. Ot i cała tajemnica sukcesu politycznego. No może jeszcze dodajmy - na końcu, ale nie najmniej ważne - pieniądze, bo jak wiadomo na ich brak Palikot nie narzeka. Wpompowanie w kampanię odpowiednich funduszy wydało owoc w postaci szansy na samodzielne przekroczenie progu wyborczego.
W tym momencie warto może jednak przypomnieć, kim Janusz Palikom jest naprawdę. I jak jego inne poglądy i działania mają się do lewicowych, a nawet liberalnych standardów. Na przykład, zaraz po triumfie wyborczym Platformy Obywatelskiej w 2007 roku, miał stwierdzić, iż rząd Tuska jest zbyt łagodny ( "zbyt obywatelski i zbyt nowoczesny") dla opozycji. Utrzymywał, iż strajki, których fala wówczas nieznacznie przybrała, są prowokowane przez opozycję, czym wpisywał się w retorykę Cyrankiewicza i jego następców, szukających spisków i wrogich sił. Jednocześnie postulował zawieszenie (ograniczenie) prawa do strajku i  wzywał do rozprawy ze związkami zawodowymi. Jako przewodniczący komisji sejmowej  „Przyjazne Państwo” forsował niekorzystne dla pracowników zmiany w prawie pracy w tym: ograniczenia ochrony przed zwolnieniem w wieku przedemerytalnym (skrócenie okresu ochronnego do 2 lat), zniesienia czterech dni urlopu na żądanie,  ograniczenia wpływu związków zawodowych przy zwolnieniach pracowników itd.

Dla pracujących i najuboższych warstw społecznych, Janusz Palikot  jest przedstawicielem środowisk nieustająco nastawionych do nich skrajnie niechętnie, a jego błazeńskie popisy ich nie śmieszą. Nie mogą one przysłonić faktycznego głębokiego konserwatyzmu Palikota w poglądach na kwestie ekonomiczne, ale i społeczne. Tu nie wystarcza kilka antykościelnych czy progejowskich haseł. Nie ukryje to faktycznej pogardy Palikota dla robotników i robotnic, których potrafi przyrównać do „złodziei i prostytutek”.

Co ważniejsze, jako najpierw skandalista PO, a teraz „nadzieja” lewicy, Palikot poprzez swoje antypracownicze, antyzwiązkowe i antysocjalne nastawienie, popycha tych z pracowników i pracownic, którzy jeszcze chcą głosować, w ramiona PiS. Musimy sobie zdawać sprawę z tego (tak też to wynikało z przebiegu kampanii wyborczej do parlamentu i na prezydenta w 2005 roku), że popularność PiS związana jest nie przede wszystkim ze stosunkiem do kościoła czy do mniejszości seksualnych, ale innym podejściem przynajmniej do części problemów socjalnych. Jak widać „inteligencka lewica” ma na to zlew, a górnicy, związkowcy, kibice i Kaczyńscy pozostaną nadal jej znienawidzonymi bohaterami, bez oglądania się na przyczyny pewnych zachowań i procesów. Wybierając Palikota, działają jakby ktoś rzucił na nich urok, lub dał napić się rycynusu. Kiedy jednak emocje powyborcze opadną, a Palikot wejdzie do sejmu, przekonają się, że znowu zostali wkręceni w sytuację jak w programach z „ukrytą kamerą”. Ewentualny sojusz Palikota z PO zneutralizuje jego antykościelne nastawienia, a wesprze antysocjalne. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Będziecie udawać zaskoczonych?