Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

A+ R A-
W dniu wczorajszym w ramach pierwszego dnia festiwalu z okazji 17 urodzin Kolektywu Rozbrat odbyło się spotkanie pod tytułem „Białoruski ruch wolnościowy i antyfaszystowski”. Głównym impulsem jego zorganizowania było naświetlenie sytuacji trójki białoruskich anarchistów - Igora Gliniewicza, Mikołaja Dziedoka i Aleksandra Frankiewicza. Cała trójka została zatrzymana jesienią zeszłego roku, za dokonanie politycznych akcji w Mińsku, Soligorsku i Nowopołocku w latach 2009-2010, w tym ataku na ambasadę Rosji w sierpniu 2010 r. Prokuratura przedstawiła im zarzuty z paragrafów: 339 Kodeksu Karnego („chuliganizm”) 218 („zamierzone zniszczenie mienia) i 351 („sabotaż komputerowy”). Ostatecznie w maju br. Igor Oliniewicz został skazany na 8 lat więzienia o zaostrzonym rygorze, Mikołaja Dziedok na 4,5 roku więzienia o zaostrzonym rygorze, a Aleksander Frankiewicz na 3 lata więzienia o zaostrzonym rygorze. Wszyscy trzej nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Istotne jest również, że w wyniku akcji bezpośrednich, których przeprowadzenie im zarzucano nikt nie został ranny, a straty materialne były niewielkie.

Według oświadczenia grupy anarchistycznej która przyznała się do dokonania wspomnianych ataków, ich celem było zwrócenie uwagi na sytuację w kraju. Akcje były wymierzone przeciw polityce pogłębiania nierówności społecznych, represji wobec aktywistów, państwu policyjnemu i militaryzmowi. Atak na posterunek milicji w Soligorsku (obrzucanie budynku butelkami z benzyną) przeprowadzono by upamiętnić rocznicę samobójczej śmierci działaczki praw człowieka Jany Poliakovej nękanej przez funkcjonariuszy milicji. Pikieta koło sztabu generalnego sił zbrojnych Białorusi była protestem przeciw przeznaczeniu kolejnych środków z budżetu państwa na cele wojskowe, mimo rosnących problemów społecznych. Akcję pod ambasadą Rosji (obrzucanie budynku butelkami z benzyną) zorganizowano w ramach solidarności z represjonowanymi obrońcami podmoskiewskiego lasu chimkowskiego.

Prowadzący spotkanie Stas Poczobut, naświetlił obecną sytuację opozycji, w tym anarchistów na Białorusi. Rzeczywistość pod rządami Łukaszenki, sprowadza się do realnego braku zgody władz na jakiekolwiek protesty. Oznacza to, że każda pikieta czy demonstracja kończy się interwencją milicji, a następnie wyrokiem skazującym – najczęściej na karę kilku dni aresztu oraz wysoką grzywnę. Na tym nie kończy się arsenał represji władzy, uczestnicy protestu muszą się liczyć z wyrzuceniem ze studiów, utratą pracy i szykanami ze strony milicji (wielokrotnym wzywaniem na przesłuchania, przeszukaniami mieszkania). Realnie nie istnieją na Białorusi jakiekolwiek niezależne media, które mogłyby funkcjonować w oficjalnym obiegu. Oznacza to, że każda próba protestu, jest przez reżimowe media przemilczana, a jeśli nie jest to możliwe, przedstawiana w negatywnym świetle. Taka sytuacja prowadzi do tego, że anarchiści coraz częściej sięgają po metodę akcji bezpośredniej – najczęściej symboliczne ataki (przy pomocy butelek z benzyną), na budynki rządowe. Istotne jest, że celem tych ataków nigdy nie padają ludzie. Jedynym medium który pozwala wyjaśnić cel tych akcji jest internet i znajdujące się w nim niezależne serwisy opozycjonistów.

Jeśli chodzi o ruch neofaszystowski, nie stanowi on obecnie na Białorusi – w przeciwieństwie do jej Wielkiego Brata – Rosji, istotnego problemu. Neofaszyści są podzieleni, część z nich prezentuje zdecydowanie pro rosyjskie nastawienie i utrzymuje kontakty z tamtejszymi partiami i grupami faszyzującymi. Inny odłam neofaszystów próbuje odwoływać się do rodzimego nacjonalizmu. Istnieją również subkulturowe grupki skinheadów neonazistów, szukających „inspiracji” bezpośrednio w chorej ideologii III Rzeszy. Neofaszyści są bardziej widoczni w Mińsku i w miastach wschodniej części Białorusi. Na szczęście ich działania nie przypominają tych z którymi boryka się ruch wolnościowy w Rosji – nie dochodzi do zabójstw aktywistów antyfaszystowskich, a reżim Łukaszenki nie pozwala na demonstracje bojówek neofaszystowskich.

Reasumując, dla białoruskich anarchistów i anarchistek największe zagrożenie stanowi władza państwowa. Stopień inwigilacji ruchu utrudnia jego normalne działania. Nie bez podstaw, z obawy przed represjami, większość aktywistów działa w niewielkich trudnych do inwigilacji i namierzenia przez organy „bezpieczeństwa państwa” grupach. Anarchiści czynnie uczestniczą w działaniach innych grup opozycyjnych wobec wszechwładzy Łukaszenki, występują jednak zawsze pod własnymi sztandarami, starając się propagować idee wolnościowe i zachowując sceptycyzm wobec podzielonej i skłóconej białoruskiej opozycji.

Owa podzielona i skłócona opozycja, może jednak liczyć na wsparcie zachodnich, w tym polskich, polityków wysokiego szczebla, a także organizacji walczących o prawa człowieka. Sytuacja anarchistów, sięgających po radykalne metody i nie walczących o zdobycie władzy politycznej po upadku Łukaszenki, lecz o realną zmianę całego systemu społeczno-polityczo-ekonomicznego, jest zgoła odmienna. O represjach wobec ruchu anarchistycznego, nie możemy usłyszeć w mediach, o Igora, Mikołaja i Aleksandra nie upomni się na pewno minister Sikorski czy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. Nie ma znaczenia, że proces anarchistów był pełen nieprawidłowości, nie ma znaczenia, że obciążające ich zeznania, zostały na świadkach wymuszone, a wina przesądzona już w momencie zatrzymania.

W tej sytuacji poznańska sekcja Anarchistycznego Czarnego Krzyża – sieci grup wspierających osoby represjonowane i Federacji Anarchistycznej, postanowiły rozpocząć kampanię na rzecz uwiezionych towarzyszy. Jej celem jest zwrócenie uwagi władz więziennych, klawiszy i współwięźniów, iż skazani anarchiści mogą liczyć na wsparcie z zewnątrz i nie są kolejnymi anonimowymi opozycjonistami. Cel ten będziemy starali się osiągnąć poprzez masowe wysyłanie pocztówek i listów do całej trójki skazanych. Mamy nadziej, że w ten sposób będziemy oddziaływać zarówno na władze więzienne, jak i podtrzymywać na duchu samych skazanych. Wobec anarchistów mimo odbywanych wyroków cały czas trwają represje.Władze więzienne starają się złamać solidarność skazanych i nakłonić do składania obciążających zeznań, co pozwoliłoby prokuraturze rozpocząć nowe śledztwa i wmanewrować anarchistów w cięższe przestępstwa. Jak dotąd wszelkie te działania odbijają się od muru solidarności skazanych. Poniżej zamieszczamy adresy białoruskich towarzyszy, wydrukowaliśmy sporą ilość darmowych pocztówek, które można wysyłać do więźniów, będziemy starali się też zainteresować ich sytuacją polskie media, które przecież tak chętnie informują o represjach jakie spotykają Polaków pod rządami Łukaszenki oraz białoruskich opozycyjnych polityków. Nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, iż powtarzana przy okazji podawania takich informacja, slogany o obronie praw człowieka realnie często okazują się pustosłowiem (bo slogany milkną, gdy pojawia się interes polityczny czy ekonomiczny), zrobimy wszystko by wesprzeć uwięzionych anarchistów i przybliżyć dzień w którym opuszczą mury więzienne

Solidarność naszą bronią!

Аляневіч Ігар Уладзіміравіч
ИУ “ИК-10”, 211445, Віцебская вобласьць, г.
Наваполацк, атрад 12, брыгада 120, Belarus

Дзядок Мікалай Аляксандравіч
ИК-15, 213105, г.Магілёў, п/о Вейна,
Славгарадская шаша, 5 км. атрад №4, Belarus

Францкевіч Аляксандр Уладзіміравіч
ИК-22 “Волчsz норы”, 225295, Берасцейская вобл.
Івацэвічскі р-н. ст. Даманава, атрад №2, Belarus
Od pół roku mieszkańcem Rozbratu jest Stas Poczobut, brat Andrzeja Poczobuta, któremu obecnie grozi 4 lata więzienia za obrazę prezydenta Łukaszenki (sprawę tę nagłaśniają oficjalne media). Nasze kontakty rozpoczęły się już w połowie lat 90. drogą korespondencyjną. W 1998 r. Stas oraz jego brat Andrzej wraz z innymi muzykami z zespołu Deviation, zagrali u nas koncert (Andrzej grał wtedy na gitarze basowej, Stas do dziś jest w nim wokalistą). Rok później Stas przyjechał na Rozbrat na wykład o ruchu anarchistycznym na Białorusi, z którym utożsamia się od wielu lat.

W 2003 r. do Polski dotarły wiadomości o pobiciu do utraty przytomności Stasa przez funkcjonariuszy milicji w Grodnie. W ostatnich latach był sześciokrotnie aresztowany na kilkanaście dni za rzekome „drobne wykroczenia”, m.in. gdy organizował w 2006 r. akcję solidarnościową z więźniami politycznymi oraz krewnymi zaginionych polityków, działaczy społecznych i dziennikarzy. W 2010 r., jeszcze zanim się do nas wprowadził, zorganizowaliśmy z nim kolejne spotkanie na temat powyborczych protestów oraz sytuacji na Białorusi (relacja ze spotkania). 

Teraz rozmawiamy o ostatnich protestach na Białorusi, kryzysie ekonomicznym, ruchu wolnościowym, ale również o sytuacji jego brata.


Sytuacja na Białorusi zaognia się z dnia na dzień. Po grudniowych wyborach widać, że władza drży w posadach. Czy to wynik wzrostu świadomości społecznej, że Łukaszenka to dyktator, czy może efekt fali światowego kryzysu, który tylko nałożył się na wybory i pękniecie w białoruskich elitach?

Pękła gospodarka, ta, która była przez tak długi czas sterowana centralnie. Opozycja o tym mówiła tak długo, że już nikt nie wierzył... Przed wyborami prezydent zwiększył zarobki i nagle te zarobki w ciągu trzech miesięcy straciły wiele na wartości. Ludzie próbują je jakoś zamrozić, ale państwo nie gra fair. Znika waluta z kantorów, podrożało paliwo z 3200 rubla za litr 98, do 5200 itd.

Wybuchły przeciwko temu protesty, które są teraz brutalnie rozganiane. Zaczęły się oddolnie, na różnych ich etapach do protestu dołączali kolejni aktywiści opozycyjni. Ważne jest tutaj to, że te protesty nie przerodziły się w demonstracje partii opozycyjnych. Teraz protestują ci, którym zabrano wygodne życie. Przez dłuższy czas na Białorusi opozycyjne wiece wyglądały tak samo, tylko co roku coraz mniej ludzi brało w nich udział. Teraz protestują ci, którzy choć w zeszłych sfałszowanych wyborach nie głosowali na Łukaszenkę, to posiadali imitację stabilności i kredyt do spłacenia. I nagle okazało się, że kredyt nie tak łatwo spłacić, a posiadanie stałej pracy nie wystarczy. Teraz buntują się ludzie, którzy swoją odrazę do reżimu ukrywali w czterech ścianach swoich mieszkań. Od roku 2000 widzimy wyraźny kryzys w ruchu opozycyjnym – w tym temacie nic się nie zmieniło. Moim zdaniem partie i stowarzyszenia demokratyczne są tak inwigilowane przez służby specjalne, że nie są zdolne do ruchów, które byłyby dla władz niespodziewane. Są maksymalnie skłóceni po części przez ambicje liderów, po części dzięki umiejętnej prowokacji KGB oraz z powodu zdławienia wolnych mediów.

Jak głęboki jest kryzys, w jakiej sferze on się przejawia najbardziej?

Przez ostatnie trzy miesiące rubel białoruski stracił prawie dwukrotnie w stosunku do dolara. Ze sklepów zaczynają znikać produkty. Ceny zagranicznych papierosów zmieniają się cały czas. Ostatni raz na Białorusi coś takiego mogliśmy obserwować za czasów ZSRR. Proszek do prania, kasze, pampersy – wszystkie przedmioty codziennego użytku – podrożały trzykrotnie w ciągu trzech miesięcy. Część ludzi, która mieszka przy granicy, próbowała upłynnić te pieniądze, których władza nie pozwalała wymienić na dolary: przewozili paliwo, alkohol, papierosy na sprzedaż do Polski i kupowali walutę. Ale wtedy Łukaszenko wprowadził zmiany o ilości wwożonego paliwa... Ludzie zorganizowali spontaniczną demonstrację na granicy: zebrało się 900 osób, policja przyjechała, rozpierdoliła wszystkich, zatrzymała większą część. Najbardziej odczuje kryzys ta część ludności, która wzięła kredyt w walucie zagranicznej, co było bardzo popularyzowane. Te kredyty są teraz dwa razy droższe. Wszystko dlatego, że Łukaszenka przed wyborami dodrukował masę pieniędzy...

Jak rząd próbuje sobie z tym radzić?


Rząd? Szukają kredytów, na nic innego ich nie stać, choć zepsute stosunki z Europą i Ameryką po sfałszowanych wyborach nie ułatwiają im tego zadania. Rosja teraz już nie chce dawać kredytu za piękne oczy. MFW raczej też nie da, bo nie zostały wykonane warunki ostatniego kredytu. Teraz będzie handel z Rosją, odsprzedanie większych zakładów i może przejście na rosyjski rubel.

Czy jest realne, by Łukaszenka oddał władze w inteligentniejszy sposób niż przewrót rękami KGB? Bo chyba nikt nie liczy na ruch demokratyczny...


Ja nie wierzę, żeby Łukaszenko oddał władzę dobrowolnie. Stawiam na szerszy ruch społeczny, który da sobie radę, jeśli partie nie spróbują go osiodłać. Na przykład, ostatnie demonstracje zwoływane przez Facebook co środę wywołały taką histerię u władzy, że przyjęli ustawę zabraniającą zbieranie się ludzi na centralnych placach i ulicach. Przed akcjami te place są zamykane przez AMAP (ZOMO). W Grodnie zatrzymano 30 osób, w Mińsku zablokowali cały plac i zaczęli aresztować ludzi. A te protesty działy się jednak we wszystkich miastach i miasteczkach, nawet jeśli wychodziło tylko 10 osób.

Jakakolwiek próba kontroli tego ruchu przez jedną siłę polityczną, choćby anarchistów, doprowadzi do jego osłabienia. Teraz jest to ruch oddolny i w tym jest jego siła. Przez to jest nieuchwytny dla KGB i trudny do manipulowania. Dzięki temu, że jest bez własnej symboliki, każdy wkurwiony na reżim może odbierać go jak własny. 

Podczas tych protestów nie wznosi się żadnych haseł. Chodzi o to, żeby ludzie nie robili nic niezgodnego z prawem, tylko wyszli i zobaczyli, ilu jest takich, którzy się nie godzą na ten reżim. Bez znaczków partyjnych, bez sztandarów. Władze zamykają całe kanały w Internecie, ludzie teraz gromadzą się poprzez vkontakte, rosyjski odpowiednik Facebooka. 

Czy dużo osób ma na Białorusi dostęp do Internetu?

Tak, dużo, już od dawna. Oprócz tego dostępne są kafejki internetowe, choć aby z nich skorzystać musisz mieć paszport i spisują twoje dane. Ale jeszcze nie skazują za to, co oglądasz...

Czy w tym ruchu odgrywają jakąś rolę lub mogą odegrać anarchiści?


Oni mogą być tylko aktywnymi uczestnikami. Te protesty są apolityczne w sensie tradycyjnej polityki. Powtarzam, każda próba stworzenia bardziej zorganizowanego ruchu doprowadzi do jego osłabienia, dlatego że zaczną go inwigilować służby. Ludzie zaczynają odbierać te akcje jako własne, a nie jako akcje opozycji i w tym jest ich siła. Nic więcej tu nie trzeba robić – to musi nabrać oddechu. Każda ingerencja będzie jak prowokacja. Obawiam się jednak, że nastąpi bardzo brutalne stłumienie tych protestów i nikt nie przyjdzie im z pomocą.

Są grupy anarchistyczne na Białorusi: w Mińsku, Brześciu, Homlu, Grodnie, które są zrzeszone w Federację Anarchistów Białorusi. Działa od 1996 r., ale nie podejmuje realnych działań od 2000 r. Rozbili się na małe grupy, dlatego że nie ma sensu organizować dużych spotkań, na nich omawiać cokolwiek, bo te informacje trafią gdzie nie trzeba. Czyli te małe grupy kontaktują się ze sobą raczej na przyjacielskich zasadach i organizują spontaniczne akcje, np. zbierają się w 60 osób i przechodzą przez miasto z transparentem, ale dzieje się to bez plakatów, bez wcześniejszych informacji, czy np. organizują się, gdy neonaziści organizują koncerty, by je przerwać.

Miesiąc temu trzech anarchistów zostało skazanych na wieloletnie kary więzienia. Jaka jest obecnie ich sytuacja?

Zostali zatrzymani po tym, jak pewna grupa anarchistyczna obrzucała koktajlami Mołotowa rosyjską ambasadę. Władzą złapała przypadkowe osoby, o których wiedzieli, że są anarchistami. Jednym z nich jest mój znajomy, Dziadok. Zatrzymano go tylko dlatego, że próbował nagłaśniać materiały, które ta anarchistyczna grupa opublikowała w Internecie: film wideo z akcji oraz manifest, że atak ambasady był aktem solidarności z uwięzionymi w Rosji obrońcami lasu w Chimkach [więcej o tej sprawie pisaliśmy tutaj – przyp. rozbrat.org]. Postawiono mu zarzuty udziału w tej akcji, obok pięciu innych oskarżeń: podpalenia komisariatu, udziału w proteście przed sztabem generalnym, gdy anarchiści przyszli z plakatami, transparentami i świecami dymnymi podczas ćwiczeń wojskowych, podpalenia siedziby KGB, podpalenia banku i obrzucenia koktajlami Mołotowa siedziby związków zawodowych 1 maja, za to, że kolaborują z państwem, a nie walczą o prawa pracownicze. 

Te akcje rzeczywiście miały miejsce, ale aresztowani ludzie nie mieli z nimi nic wspólnego. Druga osoba skazana to Aleń, znajomy ze starszej załogi anarchistycznej, wydającej pismo „Buntownik”. Poznaliśmy się kiedyś w Rosji na anarchistycznym obozie letnim w mieście Bakunina. 

W sumie miesiąc temu zostało skazanych 5 osób, ale trójka z nich, w tym moi znajomi, to ludzie, których śledztwo nie złamało. W ostatnim słowie przed sądem nie przyznali się do winy i głośno mówili, że ten sąd to żart. Dostali 12, 8 i 4,5 lat więzienia. Jeszcze nie wiemy, gdzie siedzą. Będziemy nagłaśniać ich miejsce pobytu i zapraszać ludzi do słania listów i pocztówek, bo naprawdę poprawi to ich sytuację w więzieniu. [Poznańskie środowisko anarchistyczne przygotowuje pocztówki z adresami zatrzymanych – więcej informacji wkrótce – przyp. rozbrat.org].

Podczas pierwszej sprawy Twojego brata, która odbyła się kilka dni temu, 15 czerwca, zatrzymano też zgromadzone przed sądem osoby związane ze środowiskiem wolnościowym.


Tak, m.in. Igora Bencera, dziennikarza i byłego rzecznika Związku Polaków na Białorusi. To on jesienią ma przyjechać na Rozbrat ze swoją kapelą Mister X. Jest działaczem antyfaszystowskim, jednym z organizatorów AGF – AntiFascist Grodno Fans, grupy antyfaszystowskiej z Grodna. Został zawinięty za działania Związku Polaków. Jego żona, Anżelika Orechwo, jest prezeską Związku. Igora skazano na 5 dni aresztu administracyjnego, ogłosił tzw. suchą głodówkę.

Na czym polega areszt administracyjny?


Trwa do 30 dni. Masz mniej praw, celę bez łóżka i bez pościeli. Możesz wychodzić na świeże powietrzne tylko raz dziennie, na 30 minut i wolno ci wziąć prysznic raz na tydzień. Jest stosowany za drobne wykroczenia, np. przeklinanie na ulicy. Ja kiedyś byłem zatrzymany 12 km za miastem, przyjechało ZOMO, aresztowało mnie, zawieźli mnie na komisariat, przyszli goście z KGB i zapisano w protokole, że szczałem pod dworcem kolejowym. Dostałem 15 dni aresztu. Już mnie sześć razy wsadzano za to, że szczałem. Już się śmiałem, że moich kolegów wsadza się za to, że przeklinają, a mnie cały czas za to, że szczam [śmiech]. Mówiłem w sądzie, że dobrze wiem, że dworzec jest najbardziej monitorowanym budynkiem, bo już tam mnie trzy razy zatrzymywano i siedziałem na pobliskim komisariacie i oglądałem te telewizorki. Domagałem się kasety z monitoringu, ale sędzia mi powiedział, że to nie może być dowód, wystarczą im zeznania dwóch zomowców. Kiedyś Igora też zwinęli za przeklinanie: było tak, że szedł ulicą i nagle podjeżdża radiowóz i pakują go do środka. Tam czterech gliniarzy. On celowo przeklął ich wszystkich soczyście, po czym spokojnie powiedział: „A teraz jedziemy chłopaki”. Teraz w Grodnie mamy europejskie warunki w więzieniu administracyjnym, wszystko po remoncie, plastikowe okna [śmiech]. Ja nigdy nie jadłem w więzieniu, wolny człowiek w niewoli nie rozmnaża się i nie je.... Ogłaszam głodówkę już przy zatrzymaniu, kiedy dają mi protokół do podpisania. Wtedy stosunek klawiszy do więźnia jest całkiem inny. Aresztowania administracyjne stosuje się często przed demonstracjami, wobec aktywistów. W zeszłym roku zatrzymali mnie tak na 5 dni przed 26 kwietnia, to jest data corocznych protestów w rocznice wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu. Regularnie stosują to od czasów sześciodniowego miasteczka namiotowego w Mińsku w 2006 r., gdy spisali wszystkich i tak stworzyli kartotekę, którą wykorzystują przed demonstracjami. Po tym miasteczku namiotowym w 2006 r. też mnie zatrzymali, siedziałem 10 dni. Wtedy w Mińsku nie starczyło miejsca w więzieniach, bo zawinięto 1600 osób przez kilka dni. Zawieziono 300 z nich, w tym mnie, 60 km za Mińsk do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze, w którym wciąż wykonuje się karę śmierci. Wtedy całe trzy cele głodowały. I wtedy nie ważne było to, że ktoś jest chadekiem, demokratą, prokapitalistą czy anarchistą – wszyscy trzymali się razem.

Twój brat siedzi kolejny miesiąc. Wczoraj miał być wyrok – sprawa została przesunięte na później. Jakie są szanse na jego wyciągniecie? Co możemy zrobić?

Cztery lata więzienia – to jest maksymalny wyrok który może dostać. I tyle dostanie. Andrzej dowalił Łukaszence. Jest człowiekiem niezłomnym, więc nie będzie uczestniczył w ich targach. Nie będzie pisać listów do prezydenta o przebaczenie. Takie ruchy były mu już sugerowane przez KGB. W zamian obiecali najłagodniejszą karę. Z tego wynika, że jeżeli reżim nie padnie, to na wolność wyjdzie tylko po 4 latach.

Półżartem: czy jak Twój brat stanie się jutrzenką wolności i zostanie prezydentem wolnej Białorusi, to możemy liczyć na to, że przyjedzie z wizytą do Ciebie na Rozbrat?

[Śmiech]. Andrzej prezydentem? To chyba ostatnia rzecz, której on chce. Andrzej jest lewakiem, czasami się o to sprzeczaliśmy [śmiech]. A jeśli już, to można będzie zawiesić szyld na małej koncertowni na Rozbracie: „W tym budynku grał koncert drugi prezydent Białoruskiej Republiki” [śmiech]. Przecież tu w roku w 1998 wystąpiliśmy razem jako Deviation.

Czy chcesz wracać w przyszłości na Białoruś?

Jasne, kiedy tylko poczuję, że coś się tam zmienia, że sytuacja jest przełomowa. Nie jechałem na sprawę brata 15 czerwca z dwóch powodów: pierwszy to to, że wiedziałem, że sprawa będzie zamknięta i nikogo nie wpuszczą, a dwa, że jak wcześniej pytałem Andrzeja, jak mogę pomóc, to odpowiedział mi: jak najdłużej nie wracaj. Chodzi o to, że jakbym tylko wrócił to próbowaliby mnie wrobić np. w sprawę za narkotyki lub broń. A jeżeli teraz Łukaszenka będzie chciał pohandlować z Europą, to będzie to oznaczać, że musi wypuścić więźniów. To z kolei znaczy, że zostaną oni poproszeni o napisanie listów do prezydenta z prośbą o złagodzenie kary. Andrzej nigdy tego nie zrobi. I chcę mu oszczędzić tego, że jednego dnia zaproponują mu: piszesz list, bo inaczej twój brat pójdzie siedzieć za narkotyki. A będąc tam dzisiaj, nic nie zmienię.
Poniżej przedstawiamy oświadczenie serbskiej Kampanii Anty-NATO, organizatora niezależnych protestów podczas szczytu NATO w Belgradzie 12 czerwca (zobacz więcej). W Kampanii bierze udział min. aktywistka poznańskiej Federacji Anarchistycznej. Aresztowany Ratiobor Trivunc jest działaczem Inicjatywy Anarchosyndykalistycznej (ASI), był jednym z tzw. „6 z Belgradu” grupy działaczy, którzy w 2009 r. przesiedzieli 6 miesięcy w areszcie pod zarzutem „międzynarodowego terroryzmu” – wszyscy zostali wówczas oczyszczeni z zrzutów. (rozbrat.org)

Na pokojowym proteście przeciwko odbywającemu się w Belgardzie szczytowi NATO, który rozpoczął się 12 czerwca o godzinie 18 przed Centrum Sava, organizowanym przez kampanię anty-NATO, w którym uczestniczyło około 100 osób policja jak zwykle wykazała się pełnym profesjonalizmem.  Funkcjonariusze słownie obrażali ludzi i spychali  ich w dół stoku na którym stali, w brutalny sposób zaaresztowano ośmiu spokojnych demonstrantów. Sześciu z nich, w tym jednego obywatela Chorwacji przewieziono na komisariat na Nowym Belgradzie gdzie zostali zatrzymani na 48 godzin. Pozostała dwójkę przetransportowano na komisariat przy ulicy 29 listopada, jednego z nich od razu wypuszczono na wolność, natomiast drugi z nich, Ratibor Trivunac w trybie przyspieszonym skazany został na 15 dni więzienia i natychmiast skierowany do więzienia  Padinska Skela. Dziś już wiemy, że został mu postawiony zarzut zakłócania spokoju i porządku publicznego oraz organizacja nielegalnego zgromadzenia. 

Wczoraj (17 maja) 15:00 pod Biurem Poselskim Platformy Obywatelskiej, przy ulicy Zwierzynieckiej w Poznaniu, odbyła się pikieta przeciwko represyjnej polityce tej partii. Impulsem do protestu stały się wydarzenia ostatnich dni z Gdańska i Katowic. 

W przypadku gdańskiego protestu lokatorów, urzędnicy podlegli prezydentowi miasta – członkowi PO – Pawłowi Adamowiczowi, próbowali wpłynąć na przebieg trasy „Marszu pustych garnków”. Kiedy się to nie udało, trasę legalnej manifestacji zagrodzili wynajęci przez miasto ochroniarze. W wyniku ich akcji sześć osób odurzonych gazem zabrała karetka, kilkanaście zostało poturbowanych.

Walka z Anarchizmem

25 stycznia 2010 r. Dział: Archiwalia
Nie ulega wątpliwości, że żaden z ruchów społecznych, które rzuciły wyzwanie dziewiętnastowiecznym realiom polityczno-ekonomicznym nie wywołał tak ostrej i jednolitej reakcji, jak właśnie ruch anarchistyczny. Żaden z nich nie potrafił tak dalece jednoczyć przeciwko sobie przedstawicieli skłóconych obozów ideowych. Jednomyślność polityków, urzędników, sędziów i policjantów spojonych uczuciem zagrożenia umożliwiała prowadzenie przeciwko "siewcom chaosu" sprawnej, systematycznej i wielopłaszczyznowej akcji angażującej całą machinę państwową. Pierwsze ciosy, które spadły na antyautorytarystów tuż po rozprawie z Komuną Paryską, wymierzone były sumarycznie w Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników. Specjalna komisja francuskiego Parlamentu uznała I Międzynarodówkę, przy kilku głosach sprzeciwu (1), za współwinną niedawnych wydarzeń. Doprowadziło to w konsekwencji do uchwalenia 14 marca 1872 roku tak zwanego prawa Dufaure'a obowiązującego aż do roku 1901; prawa przewidującego surowe kary za przynależność do tej organizacji. W latach 1871-1875 w całej Francji aresztowano na mocy nowych przepisów ponad 36 tysięcy osób, w tym blisko 2 tys. cudzoziemców - w większości Belgów, Włochów i obywateli Szwajcarii (2). Szwajcaria i Anglia udzieliły schronienia kilku tysiącom uciekinierów, usiłującym ujść przed prześladowaniami. W listopadzie 1872 roku przedstawiciele Niemiec i Austro - Węgier spotkali się, aby uzgodnić metody i środki wspólnego zwalczania ruchu robotniczego oraz strajków (3). Konferencja ta zapoczątkowała erę ścisłego współdziałania policji krajów europejskich. 

8 stycznia 2008 r. grupa trzydziestu osób próbowała wejść do budynku parlamentu, aby przerwać obrady i odczytać oświadczenie dotyczące protestu. Wchodząc do parlamentu zostali jednak zatrzymani przez policję i pracowników ochrony. Dziewięć osób otrzymało zarzuty ataku na parlament, za co grozi od roku więzienia do dożywocia.

20 grudnia 2010 r. w Krakowie odbyła się spontaniczna akcja solidarnościowa z białoruskimi aktywistami protestującymi przeciw dyktaturze Łukaszenki. W niedziele w trakcie i po demonstracji w Mińsku zatrzymanych zostało około 600 osób, wiele spośród nich brutalnie pobito.

Pod pomnikiem Adama Mickiewicza zebrało się kilkadzisiąt osób m.in. z Komitetu Wolny Kaukaz, Koła Naukowego Socjologi Krytycznej UJ, SambyKA czy Federacji Anarchistycznej. Do protestu spontanicznie włączali się przechodnie. Skandowano hasła: „Wolna Białoruś”, „Precz z dyktaturą” czy „Stop represjom”. Wielokrotnie wyrażano solidarność z represjonowanymi. Wspominano też o bierności Unii Europejskiej, która za cenę partykularnych interesów sprzedaje przestrzeganie praw człowieka w europie wschodniej.

 

Strona 2 z 2