Zaloguj

Federacja Anarchistyczna

A+ R A-

Rosja: pamięci antyfaszystów

15 października 2013 r. Dział: Świat

10 października minęło 5 lat od dnia zamordowania jednego z najbardziej znanych organizatorów i uczestników ruchu antyfaszystowskiego w Rosji Fjodora Fiłatowa (Fiediaja), lidera Moscow Trojan Skinheads:

 

http://wikibit.net/clip/Trojan-Skinhead

 

Okoliczności jego zabójstwa są dzisiaj badane razem z szeregiem innych głośnych zabójstw dokonanych przez grupę „BORN” (Bojowa Organizacja Rosyjskich Nacjonalistów).

 

Adwokatem Fiediaja powinien był zostać Stanisław Markiełow, który stał się kolejną ofiarą neonazistów. Właśnie o Fiłatowie mówił Markiełow na zgromadzeniu pod pomnikiem Gribojedowa w Moskiwe 30 listopada 2008 roku: „ Jestem zmęczony czytać listy zamordowanych i odnajdywać tam imiona osób, których bronię. Ostatnio zamordowano antyfaszystę Fiłatowa prosto przed klatką schodową. Tojuż niejestpraca, tojestkwestiaprzetrwania”.

 

http://vk.com/radical_leftist_antifascist?z=video185759243_165993068%2F5b95fcaf7443b67220

 

Teledysk Bystreet o Fiłatowie:

http://www.streetmob.org/news/900-fedyaj-my-pomnim

 

Nowy film o Stanisławie Markiełowie:

http://www.youtube.com/watch?v=P3M29krmm8Y

 

W listopadzie również przypada kolejna tragiczna rocznica - 5 lat temu został zamordowany przyjaciel Fiediaja - antyfaszysta Iwan Chutorskij (Kostołom)

 

Zwiastun filmu o Kostołomie:

http://www.youtube.com/watch?v=jmRxfg4gWco

 

Nie zapomnimy, nie wybaczymy!

Przed rozpoczęciem Uniwersjady władze Kazani (Rosja) urządziły czystki w mieście: przeciwko pięciu antyfaszystom fabrykuje się sprawa karna


3 kwietnia o ósmej rano pracownicy Centrum Zwalczania Ekstremizmu jednocześnie przeszukali cztery domy, gdzie mieszkali antyfaszyści. Po przeszukaniu aktywiści Rusłan Rostow, Oleg Kapustjanow, Dmitrij Iljeczew, Arciom Szer zostali przywiezieni do budynku MSW.


Przeszukania odbyły się z widocznymi naruszeniami. W trakcie zatrzymania aktywistom nie zostały przedstawione żadne dokumenty: wezwania albo nakazy sądowe lub prokuratorskie. Czterech młodych ludzi pod groźbą użycia siły wsadzono do samochodów i odwieziono do budynku MSW Republiki Tatarstanu po to - jak podaje policja - aby „porozmawiać". Podczas przeszukiwań dwaj aktywiści (w tym Arciom Szer, obywatel Izraela) zostali pobici. Później odbyło się przeszukanie w miejscu pracy antyfaszystki, która została wypuszczona w charakterze podejrzanej. Oprócz pracowników Centrum Zwalczania Ekstremizmu podczas przeszukania obecni byli także pracownicy FSB. W postanowieniu o przeprowadzeniu przeszukania jest podana informacja, że „podejrzana należy do nieformalnej młodzieżowej grupy Antifa".


Według wersji policji, czterech chłopców i jedna dziewczyna w noc na 24 lutego pobili dwóch młodych mężczyzn. Ze słów policji wynika, że aktywiści mogą zostać oskarżeni o chuligaństwo i użycie siły z powodu ideologicznej nienawiści (art. 116 i art. 213 KK FR).


Wszyscy zatrzymani są studentami. Wszyscy mają poglądy antyfaszystowskie, ale nikt nie jest członkiem jakiejkolwiek organizacji lub partii politycznej, nikt nie brał udziału w akcjach bezpośrednich. Aktywiści mówią, że w nocy z 23 na 24 lutego byli w innym miejscu miasta. Policja próbuje przedstawić antyfaszystów jako agresywnych chuliganów z ulicy, którzy użyli przemocy wobec swoich przeciwników politycznych – neonazistów.

 

Wszystkie osoby, które zostały przeszukane są znane policji miasta Kazań, aktywiści systematycznie brali udział w akcjach ekologicznych i społecznych. Przeciwko jednemu z zatrzymanych (Oleg Kapustjanow) pracownicy Centrum Zwalczania Ekstremizmu już próbowali sfabrykować sprawę karną, która trafiła do sądu, ale z powodu dużej ilości błędów została jednak odesłana do dalszej analizy. Teraz, widocznie, Centrum chce skończyć rozpoczętą sporawę, likwidując grupę „ekstremistów".


Od razu przypomina się znana sprawa „Antifa-Rash" z rosyjskiego miasta Niżnij Nowgorod, kiedy policjanci sfabrykowali sprawę karną i próbowali połączyć antyfaszystów lokalnych w grupę ekstremistyczną (obecnie sąd po raz kolejny rozpatruje tę sprawę). Dlatego obawiamy się, że władze, podobnie jak w Niżniem Nowgorodzie, spróbują wymyślić jakąś „społeczność ekstremistyczną".


3 kwietnia o godzinie 19.00 czasu moskiewskiego Oleg Kapustjanow bez obecności prawnika został poddany identyfikacji przez "poszkodowanych" neonazistów. Oleg odmawia składania zeznań. O fakcie, że neonaziści współpracują z policją, świadczy informacja w sieci społecznościowej Vkontakte.ru. Ta informacja pojawiła się w sieci dzień przed przeszukiwaniami i aresztami, są w niej umieszczone prywatne dane antyfaszystów z Kazani. Wśród wszystkich kazańskich antyfaszystów neonaziści rozmieścili informacje tylko o 5 aktywistach, którzy następnego dnia zostali zatrzymani. Zaistniała sytuacja świadczy o tym, że w tej sprawie policjanci aktywnie współpracują z neonazistami, którzy są zawsze gotowi do składania fałszywych zeznań i „rozpoznania" tego, na kogo wskaże policja.


Jesteśmy pewni, że wszystkie wymienione działania policji, są związane z Uniwersjadą, która powinna się odbyć w mieście latem. Fabrykując sprawy karne, władze pozbywają się osób myślących inaczej, aby one nie zepsuły wizerunek uroczystości i powszechnej jedności.


Rusłan Rostow, Oleg Kapustjanow odmówili składania zeznać powołując się na art. 51 Konstytucji. Sąd przedłuzył areszt Olega i Rusłana do 4 maja. Przyjaciele antyfaszystów obawiają się, że za ten czas policjanci spróbują uzyskać od zatrzymanych przyznania się do winy.

 

Aktywiści potrzebują pieniędzy na prawników. Będziemy wdzięczni za każdą pomoc.


Pieniądze można przekazać na Webmoney (nr rachunku R189119935020 )
Kontakt: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.


Anarchistyczny Czarny Krzyż Kazań

Dnia 23 marca modbyła się we Wrocławiu parada antydyskryminacyjna, będąca odpowiedzią na eskalację nacjonalistycznej przemocy w tym mieście. Na demonstrację z Poznania udało się autokarem 50 osób ze środowiska związanego z Rozbratem [m.in. FA-s.Poznań, OZZ IP]. Demonstracja zgromadziła około tysiąca osób z różnych środowisk- pracowniczych, artystycznych, kontrkulturowych oraz zwykłych wrocławiaków mających dość działalności skrajnej prawicy. Nie zabrakło również silnego bloku radykalno-anarchistycznego, w którym szła reprezentacja Poznania.

 

Poprzez treść banerów, skandowane hasła i wygłaszane przemówienia podkreślaliśmy, że wzrost tendencji nacjonalistycznych jest spowodowany zwiększeniem represyjności władz i organów ścigania oraz polityką społeczną stawiającą na pierwszym miejscu zyski nielicznej, uprzywilejowanej mniejszości kosztem praw i swobód reszty społeczeństwa.

 

Na dłuższy komentarz zasługują dwa incydenty podczas demonstracji. Krótko po rozpoczęciu demonstracji, przy galerii dominikańskiej grupa ochrony demonstracji zauważyła kilku faszystów przygotowanych do robienia zdjęć. Do oddzielenia ich udała się też grupa poznaniaków. Faszyści zasałniani przez naszą ochronę wdali się w szarpaninę, w wyniku której dwóch antyfaszystów zostało zatrzymanych. Niestety nie udało się ich odbić, zatrzymani wyszli z komisariatu po kilku godzinach z zarzutami o zakłócanie porządku publicznego i...próbę zakłócenia legalnego zgromadzenia! Sprawą oczywiście zajmie się Anarchistyczny Czarny Krzyż. Policja wykazała się w tej sytuacji wyjątkową nadgorliwością jednocześnie, gdy na trasie przemarszu pewien nacjonalista wielokrotnie wykonywał gest Sieg Heil, nie był przez stojących naprzeciw policjantów w żaden sposób niepokojony, co widać na FILMIE.

 

Sytuacja ta jasno pokazuje, że zapewnienia prezydenta Dutkiewicza o podjęciu walki z faszyzmem i przeznaczeniu na ten cel miliona złotych dla wrocławskiej policji są jedynie koniunkturalnym fortelem do ściślejszej kontroli WSZYSTKICH mieszkańców, czego oczywistym wskaźnikiem jest wzrost bezkarności i zuchwałości policji. Tak pojęty "antyfaszyzm" od samego początku więc zamiast walczyć z faszyzmem go wspiera. Jedynie samoorganizacja i budowanie różnego rodzaju oddolnych inicjatyw nakierowanych na budowanie społecznego zaufania i walki o swoje prawa, jest w stanie na dobre odrzucić faszystowskie tendencje zarówno wychodzące od skrajnej prawicy, jak i "demokratycznego" centrum.

19 stycznia 2013 r. minęła czwarta rocznica zabójstwa adwokata i antyfaszysty Stanisława Markiełowa oraz dziennikarki i anarchistki Anastazji Baburowej. W to zimowe styczniowe południe aktywiści i aktywistki krakowskiej Federacji Anarchistycznej zgromadzili się przed konsulatem Rosji żeby uczcić pamięć zamordowanych towarzyszy.

Przed wejściem do konsulatu anarchiści postawili zdjęcia Stasa i Nastii oraz zapalili znicze i złożyli kwiaty. Oprócz tego, uczestnicy akcji pamięci trzymali czarne flagi oraz transparent “Nie zapomnimy, nie wybaczymy!” Dzisiaj nie chcieliśmy wykrzykiwać głośnych haseł ani rozdawać ulotek. Chcieliśmy uczcić pamięć o zamordowanych w 2009 r. w centrum Moskwy aktywistach. Również chcieliśmy przypomnieć tym, którzy chowają się za immunitetami dyplomatycznymi, że sprawa Stasa i Nastii nadal żyje. Sprawa walki o prawdę i sprawiedliwość, walki z rasowymi oraz narodowymi przesądami, walki z państwem, które te przesądy generuje. Ponadto chcieliśmy wyrazić naszą solidarność z Komitetem 19 Stycznia oraz z rosyjskimi ruchami anarchistycznym i antyfaszystowskim.

 

Miejsce dla pamięci


Podczas akcji miał miejsce mały incydent. Na samym początku do zgromadzonych podszedł jeden z dwóch policjantów (patrol przed rosyjskim konsulatem w Krakowie stoi 24 godziny na dobę). Funkcjonariusz zapytał, co zamierzamy robić i kto jest organizatorem. W odpowiedzi usłyszał, że żadnych organizatorów nie ma i że za chwilę odbędzie się akcja pamięci. Policjant zapisał w swoim notesie nazwiska Stasa i Nastii oraz odszedł na bok cały czas patrząc w naszą stronę.

 

Za kilka minut pojawił się również jeden z konsulów. Nie uważając za słuszne to, że można zapytać nas o sens akcji zaczął rozmawiać z policjantem. Ten z kolei przekazał mu wszystko, czego się dowiedział od nas. Niezadowolony dyplomata powiedział, że Stas i Nastia zostali zamordowani przez przestępców i że nie podoba mu się to przedsięwzięcie. Konsul kontynuował, że przeszkadzają mu rozstawione zdjęcia i znicze przed wejściem do konsulatu. Wówczas funkcjonariusz kilkakrotnie nas poprosił o sprzątnięcie zniczy, kwiatów oraz zdjęć.

 

Powiedzieliśmy, że odbiera nam prawo do pamięci. Na to odpowiedział, że nie jest to miejsce dla pamięci. Wtedy zaproponowaliśmy, że jeżeli chce, to niech sam posprząta. Jednak ani on, ani jego kolega, ani sam konsul nie odważyli się w naszej obecności zabrać zdjęć, zniczy i kwiatów. Po kilku minutach rozeszliśmy się, policji nie udało się nas wylegitymować. Nasza symboliczna akcja pamięci trwała pół godziny.

W kolejnym roku cięć budżetowych i antyspołecznej polityki rządzących, prezydent wraz ze skrajną prawicą w „Dzień Niepodległości” prześcigają się w udowadnianiu swojego patriotyzmu. Niełatwo jednak uciec od pytania: kto dziś realnie korzysta z niepodległości?

 

Czy uczniowie strajkujący w obronie szkół i stołówek są równie niepodlegli, jak władze, które zdecydowały o takich „oszczędnościach”, jednocześnie podnosząc sobie pensje?

Czy spłacający kredyty mieszkaniowe i zatrudnieni na umowach śmieciowych należą do tego samego „wolnego narodu” co politycy, którzy robią wszystko, aby ograniczyć prawo do godnego życia, prawo do mieszkania oraz właściwej opieki i edukacji?

Czy lokatorzy wpychani przez władze w ręce kamieniczników, dla których liczy się tylko zysk, mają dziś wspólnie ze swoimi oprawcami nucić: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”?

 

W końcu, czy miliony ludzi borykających się z podobnymi problemami, mogą liczyć na realą pomoc ze strony skrajnej prawicy, której celem jest wprowadzenie rządów jeszcze silniejszej ręki? Władze od lat z uporem tworzą coraz większe nierówności i biedę. Nacjonaliści zaś od zawsze rozwiązują problem biedy przez jej fizyczną eksterminację. To nie przypadek, że 11. listopada rządzące elity wraz z nacjonalistami wznoszą narodowe hasła, pomijając tym samym realne problemy społeczne.

 

Nie da się ukryć, że tych, którzy marszem świętują „Dzień Niepodległości” jest znacznie mniej niż emigrantów maszerujących po cichu do innych krajów w poszukiwaniu lepszego życia. Nie da się ukryć, że owi emigranci są od zawsze poniżani i wyzyskiwani tak, jak cudzoziemcy, przybywający dziś do Polski. Jednak to nie ukraińskie sprzątaczki, ani Afgańczycy uciekający od wojny, odpowiadają za umowy śmieciowe i nieracjonalne wydatki z budżetu. Naród nie ma tu nic do rzeczy, chodzi o wyzysk najbiedniejszych.

 

Tymczasem emocje wywoływane przy okazji „narodowych rytuałów” – takich jak Euro 2012 czy „Dzień Niepodległości” – służą odwróceniu uwagi od palących potrzeb społecznych. Ludzie zmuszani do płacenia za kolejne imprezy organizowane przez elity, dziś prowadzą dramatyczną walkę z likwidacją szkół i żłobków, prywatyzacją stołówek, podniesieniem wieku emerytalnego, czy borykają się ze spłatą kredytów, mając w perspektywie eksmisję na bruk. Władze w większym stopniu koncentrują się na organizowaniu igrzysk czy zabaw ulicznych, niż na zapewnieniu podstaw egzystencji.

 

Na Śródmieściu, będącym sceną obchodów „Święta Niepodległości”, cięcia z prywatyzowanych stołówek dla dzieci opiewają na sumę, którą przeznaczono na ostatnią Noc Sylwestrową, fundowaną przez Urząd Miasta. Obecne nakłady na publiczne mieszkalnictwo w skali całego kraju, wynoszą tyle, co jedna czwarta sumy wydanej na budowę Stadionu Narodowego w Warszawie (z dachem działającym tylko w słoneczną pogodę).

 

Obecny kryzys wynika z braku kontroli społecznej nad politykami i dzikim kapitalizmem. W czasie kiedy mamy do czynienia z jego pogłębieniem władze zwalczają wszelki opór społeczny. Za zasłoną z narodowych sztandarów kryje się wzrastający wyzysk mas ludzi. Donośne hymny zagłuszają całoroczne protesty tych, którzy nie mają czego świętować 11. listopada – zniewolonych kredytami, obciążonych cięciami, milionów Podległych.

 

Doświadczenia historyczne potwierdzają, że syuacja poniżonych nie polepszy się w wyniku defilad czy marszów „ku chwale ojczyzny”, lecz dzięki okupacjom, strajkom i akcjom bezpośrednim w obronie podstawowych praw. Nie zaciskaj pasa, zaciśnij pięść!


Blok Socjalny 11 Listopada środowisk wolnościowych, lokatorskich i pracowniczych


http://11listopada.org/

Jak co roku, już po raz 12 szwedzka centrala związkowa, Sveriges Arbetares Centralorganisation  -SAC (zaprzyjaźniona z Inicjatywą Pracowniczą), obchodzi dzień poświęcony pamięci ich kolegi, bestialsko zamordowanego przez neonazistów w drzwiach swojego domu na przedmieściach Sztokholmu, w Sätra.

 

Björn był długoletnim działaczem związkowym anarchosyndykalistycznej federacji pracowniczej SAC i jako anarchista i związkowiec zawsze przeciwstawiał się segregacji rasowej i narodowościowej - zarówno w pracy, na ulicy jak i w artykułach. Reagował na przejawy wrogości, czy jakiejkolwiek niesprawiedliwości lub wyzysku w stosunku do imigrantów, ludzi innych ras, wyznań, pochodzenia.

Przed swoja śmiercią Björna Söderberga był zaangażowany w ujawnienie, w miejscu swej pracy, że właśnie wybrany przedstawiciel pracowniczy - Roberta Vesterlunda – powiązany jest z grupami neofaszystowskimi. Organizacje te są obarczane odpowiedzialnością za kilkanaście morderstw na terenie Szwecji w ciągu ostatnich lat. W efekcie działań Björna, R.Vesterlund został usunięty ze stanowiska reprezentanta załogi.

 

Jak wykazało śledztwo po tym wydarzeniu R. Vesterlund groził Björnowi publicznie oraz zbierał na jego temat materiały, zdjęcia itd. W międzyczasie, w czerwcu 1999, ,Vesterlund był powiązany z zamachem bombowym na życie znanego antyfaszystowskiego dziennikarza i jego ośmioletniego syna. Ciężko ranni cudem uniknęli śmierci po eksplozji bomby w ich samochodzie. Policja nigdy jednak Vesterlunda  w tej sprawie nie przesłuchała.

12 października 1999 r. Björn Söderberg w wieku 41 lat zginął w drzwiach swojego domu trzykrotnie postrzelony, w tym także w głowę. Policja aresztowała w tej sprawie Roberta Vesterlunda i dwoje innych neofaszystów.

 

Związek (SAC) wezwał do oddania hołdu zamordowanemu i do organizowania wieców antyfaszystowskich w całej Szwecji w dniu 23 października 1999. W noc poprzedzającą obchody żałobne nieznani sprawcy wysadzili i w znacznym stopniu zniszczyli, historyczny lokal federacji SAC i jednocześnie dom/muzeum poświęcone legendarnemu działaczowi związkowemu i bardowi Joe Hill w Gävle.

Zamach ten wywołuje gniew. 23 października przeszedł do historii Szwecji jako dzień największych demonstracji antyfaszystowskich w tym kraju od czasu II Wojny Światowej. W samym Sztokholmie maszerowało 20 tysięcy osób.

 

Björn Söderberg nie był pierwszym ani ostatnim związkowcem atakowanym czy zamordowanym przez faszystów, nazistów czy tzw narodowców. 1 grudnia 2008 w Sztokholmie neonaziści w środku nocy wlali środek łatwopalny przez drzwiczki pocztowe w drzwiach wejściowych do mieszkania pary działaczy SAC. Obudzony związkowiec rozpoznawszy, że na podłodze jest benzyna, brodząc w niej krzyczał, że w mieszkaniu oprócz niego, znajduje się jeszcze dziecko. Mimo to sprawcy podłożyli ogień. Płomienie szybko zajęły korytarz i resztę mieszkania odcinając lokatorom drogę ucieczki. Ojciec i matka ze swoją dwuletnią córką, zdołali się wydostać przez balkon do sąsiadów poniżej. Są przekonani, że próbowano ich zabić za działalność anty-faszystowską w ramach związku zawodowego. 6 miesięcy wcześniej  O. Brunnström, jako przedstawiciel SAC, wypowiedział się przeciwko organizacji „patriotycznego” marszu w Salem.  Jakiś czas później jego dane i adres domowy znalazły się na stronie portalu neofaszystowskiego jako wrogów rasy. Dwie noce wcześniej pod Sztokholmem doszczętnie spłonęło centrum kultury niezależnej „Cyklop”, gdzie odbywały się koncerty i imprezy anty-faszystowske, anty-rasistowskie, wolnościowe. Policja jednak nie widzi ani powiązań, ani politycznego tła, klasyfikując oba wydarzenia jako zwykle podpalenia.

 

Björn Söderberg został na zawsze w pamięci swych związkowych kolegów i koleżanek. Co roku, w dzień śmierci Björna SAC przyznaje nagrodę osobie, która wykazała się odwagą cywilną i moralną w walce o prawa emigrantów np. w miejscu pracy. Sam związek w ostatnich latach ma obiecujące efekty w organizowaniu pracowników-imigrantów.

„Nie minuta ciszy, ale całe życie w walce!” - ku pamięci Björna Söderberga i wielu innych, którzy z odwagą przeciwstawiali się podziałom środowiska pracowniczego, społeczeństwa, ludzi, czy to ze względu na rasę, narodowość, czy też wyznanie, płeć, orientację seksualną, wiek, czy niepełnosprawność.

1 września odbyła się w Poznaniu demonstracja pod hasłem "Nigdy więcej wojny, nigdy więcej faszyzmu". Około 180 osób pojawiło się pod pomnikiem żydowskich ofiar niemieckiego obozu pracy, znajdującego się w trakcie wojny w naszym mieście. Na wstępie przypomniano, że zazwyczaj w oficjalnych uroczystościach znacznie częściej przypomina się walczących i ginących żołnierzy niż cywilne ofiary, które mordowane były najczęściej nie mając jakiejkolwiek możliwości obrony. Następnie przypomniano, że jednym z powodów wybuchu II Wojny Światowej był nacjonalizm, najagresywniej akcentowany w ideologiach faszyzmu i nazizmu. Te doktryny usprawiedliwiały militaryzację społeczeństw jednocześnie dając fundament przyszłych zbrodni wojennych. Tym bardziej kuriozalna jest sytuacja, w której ugrupowania wprost odwołujące się do faszyzmu i mające faszystowską tradycję sięgającą jeszcze lat trzydziestych ubiegłego wieku próbują z 1 września uczynić okazję do szerzenia swoich autorytarnych pogladów.

W miejscu zbiórki oddano hołd wszystkim ofiarom wojny, zapalono znicze. Następnie demonstracja udała się w kierunku Starego Rynku. Przechodniom rozdano ulotki, skandowano hasła, m.in. "nacjonalizm to wojna i terror", "1, 2, 3, 4, precz z faszyzmem do cholery", "wojny stop", "cała Polska antyfaszystowska", "nie zapominamy, nie wybaczamy".

Na trasie demonstracji wspomniano również, jak ważna jest codzienna aktywność na polach takich jak walki pracownicze, lokatorskie, czy inne wymierzone w wykluczenie i niesprawiedliwość społeczną, również z punktu widzenia antyfaszyzmu, szczególnie, gdy ugrupowania skrajnie prawicowe usiłują występować pod hasłami socjalnymi.

Już po zakończeniu demonstracji, około stu osób pojawiło się nieopodal punktu zakończenia wystąpienia ONR, które miało miejsce tego dnia w Poznaniu. Zbliżający się, niespełna stuosobowy pochód nacjonalistów został zagłuszony. Antyfaszystów i antyfaszystki otoczył kordon policji, również z użyciem konnicy. Tym razem zabrakło (tak jak trzy dni wcześniej przy likwidacji skłotu Warsztat) broni maszynowej. Czyżby policyjny sztab wraz z "Pinokio" Borowiakiem uznał, że już nie słyniemy z agresji i nawoływania do przemocy? Wszyscy uczestnicy spontanicznej akcji pod pomnikiem Armii Poznań zostali wylegitymowani i rozeszli się.

Poniżej publikujemy tekst przemówienia odczytanego na początku demonstracji. Dziękujemy wszystkim przybyłym!

"Jak wszyscy wiemy, dziś przypada kolejna rocznica wybuchu II Wojny Światowej. Wydarzenie to dla niektórych partii i środowisk politycznych stanie się kolejną okazją do historycznej manipulacji. Wychwalać się będzie żołnierską odwagę, chwałę oręża, patriotyzm. Będzie się mówić o poświęceniu żołnierzy w obronie ojczyzny, której jednak obronić wówczas nie zdołali. Po wrześniu 1939 roku, przez 5 lat kraj był okupowany i niszczony.

Coraz częściej zapomina się o tym, że na tej wojnie o wiele więcej zginęło ofiar cywilnych. Umierały one nie z karabinem w ręku, ale zupełnie zwyczajnie: w panice, lęku, wśród płaczu dzieci i krzyku matek, błagając o litość, z głodu i chorób, w pożarach i zasypani gruzem, w obozach koncentracyjnych i na ulicach okupowanych miast. Ta śmierć nie była chwalebna – była przerażająca. Zebraliśmy się tutaj, aby o tych ludziach przypomnieć.

Największą ofiarę na tych ziemiach poniosła ludność żydowska. Jak wiemy stała się ona celem barbarzyńskiej eksterminacji, do której przed wojną nawoływały nie tylko hitlerowskie Niemcy, całych ruch faszystowski, ale także polscy nacjonaliści spod znaku Narodowej Demokracji i  ONR. Pisali oni o faszystowskim Rzymie z podziwem, a o Żydach zawsze z pogardą. Przez dziesiątki lat poprzedzających wybuch II wojny światowej w poznańskiej prasie dominował wyjątkowy agresywny antysemityzm. Ulicami tego miasta, pod biało-czerwonymi sztandarami, maszerowała nacjonalistyczna polska młodzież wznosząca faszystowskie hasła i pozdrawiająca się faszystowskimi gestami. Szerzono nienawiść dla tych, których potem bezwzględnie wymordowali naziści.

1 września, jak też wiele innych rocznic, staje się okazją dla różnych współczesnych ugrupowań politycznych dla szerzenia nacjonalizmu. Znajdują one sympatie czy nawet poparcie prawicowych partii politycznych  i części księży katolickich. Przy okazji rożnych rocznic udają „dobrych Polaków”, a na co dzień propagują rasizm i antysemityzm. Głoszą najbardziej konserwatywne hasła i postulaty.

Niedawno nacjonaliści dokonali napaści na ten obelisk upamiętniający żydowskie ofiary II wojny światowej. Nie wolno nam pozwolić, aby Poznań zapomniał o swojej hańbie przedwojennego antysemityzmu, jak również o żydowskich ofiarach ubiegłej wojny, których nie zdołaliśmy ocalić."
Wreszcie jest. Popularny trend wśród neofaszystów w Niemczech i Czechach zawitał i do nas.

Autonomiczni Nacjonaliści pojawili się w Niemczech już blisko 10 lat temu. To młodzi neofaszyści niemieccy, którzy nie chcąc wstępować w szeregi NPD postanowi wcielać swoje rasistowskie idee na swój własny sposób. To nowe oblicze skrajnej prawicy, które zdążyło w ostatnich latach zasłynąć ze swojej szczególnej brutalności, zaintrygowało oczywiście i polskich neofaszystów. Około roku 2009 trend zawitało i do nas. Krok po kroku zadomowiło się już w kilku większych i paru mniejszych miastach. Polscy skinheadzi spod znaku NS znudzeni już samymi sobą przejęli z entuzjazmem nową stylistykę niemieckich neofaszystów. I skopiowali ją 1:1. Wystarczy spojrzeć na zamieszczone obok fotografie niemieckich i warszawskich Autonomicznych Nacjonalistów aby się zorientować, że nie pokusili się nawet na wymyślenie własnego pomysłu na banery. A skoro przejęli modę to starają się także nadążyć na nowymi trendami ideowymi wytyczanymi przez niemieckich AN.

I tak, Polska skrajna prawica, zorganizowana w grupach AN (zwanych w środowiskach wolnościowych “Anabolicznymi Naziolami”) i reklamująca się jako „nowoczesny nacjonalizm”, próbuje ostatnio wzorem swoich kolegów z Niemiec wymyślić anty-kapitalizm z prawej strony. Przykładem tego jest wezwanie do marszu w dniu 1 maja przeciwko „globalizacji, wyzyskowi i multikulturalizmowi”.
Wymyślanie skrajnie prawicowego anty-kapitalizmu znamy już z przeszłości i przeszło ono do niej pod nazwą narodowego-socjalizmu. To zresztą jest też idea z której wywodzą się i pod którą w dużej części podpisują się środowiska organizujące skrajnie prawicową majówkę pod obłudną nazwą „Młodzież potrzebuje alternatywy”.

Cóż, nie będę tu przypominała dorobku narodowego-socjalizmu. Raczej przypomnę jakim to nie lada wyzwaniem natury społeczno-filozoficznej jest próba krytyki kapitalizmu z perspektywy nacjonalistycznej. Wystarczy przyjrzeć się zarówno genezie jak i samej naturze kapitalizmu, aby zrozumieć, że zarówno doktryny skrajnie prawicowe jak i sam kapitalizm budują na tych samych hierarchicznych wartościach podporządkowania słabszych silniejszym czy na tych samych pryncypiach wykluczenia, negując tym samym idee społecznej solidarności i walki właśnie z wszelkimi wykluczeniami, dyskryminacją i o sprawiedliwość społeczną, które są podstawą antykapitalistycznego oporu.

Pozorowanie anty-kapitalizmu ze strony skrajnej, narodowej prawicy, to nic innego jak znana już z historii ponowna próba zredukowania problemu kapitalizmu do pewnej wytypowanej grupy ludzi, którzy za nim stoją (to PO! to żydzi! To imigranci! …). To kolejna próba utożsamienia anty-kapitalizmu z antysemityzmem, albo inaczej: budowania owego „anty-kapitalizmu” na antysemityzmie.

Polscy narodowcy bardzo lubią pozorować swój dystans w stosunku do innych ruchów faszystowskich (tych współczesnych jak i tych historycznych). Jednak w swoich ideach i propagandzie niczym się od nich nie różnią, może poza wpisywaniem owych neofaszystowskich, radykalno-narodowych haseł w polski kontekst. Akurat ich wersja „anty-kapitalizmu” najlepiej to uwidacznia.

Jednym z filarów skrajnie prawicowej wersji „anty-kapitalizmu” jest swoisty „antyglobalizm” z perspektywy nacjonalistycznej. Sprowadza się on do spłaszczonej do granic wytrzymałości analizy, która brzmi mniej więcej tak: skoro przyczyną pogłębiającego się kryzysu kapitalizmu jest cyrkulacja międzynarodowego kapitału, to jedynym wyjściem z sytuacji jest nacjonalizm. Albo jeszcze krócej: skoro kapitalizm jest zjawiskiem ponadnarodowym, to anty-kapitalizm musi mieć wymiar narodowy/nacjonalistyczny.
Czy można być aż tak głupim, aż tak naiwnym, żeby samemu w to wierzyć? Otóż nie.

Z faktu, iż kapitalizm jest relacją opierającą się na formach własności oraz organizacji produkcji i zarządzania własnością społeczną, a przez to jest motorem wyzysku i niesprawiedliwości społecznej funkcjonującym niezależnie od aspektów narodowo-tożsamościowych, nasi narodowi-radykałowie doskonale zdają sobie sprawę. Tak, tak.

A więc to nie głupota. A jeśli nie głupota to co? Odpowiadam. To brak logicznych możliwości i podporządkowanie logiki potrzebom propagandy.

Powyższego paradoksu nacjonaliści starają się nie dostrzegać gdyż uznanie go, grozi nie tylko obnażeniem bezsensowności anty-kapitalizmu z pozycji narodowo-radykalnych, ale też konsekwentnym dopisaniem idei nacjonalistycznych do tych, które nomen-omen podbudowują kapitalistyczny byt, z którym tak bardzo chcieli by walczyć (no właśnie, czy aby na pewno?!). Zresztą to datego, w swojej odezwie, nacjonaliści maskują swoje „anty-kapitalistyczne” zapędy za sloganem „anty-systemowości”. Kwestię tego jak mają się ciasne i opresyjne idee nacjonalistyczne do anty-systemowości pozostawię bez komentarza.

Dodatkowo nacjonaliści, zdając sobie sprawę z własnej krytyki kapitalizmu, wzywają w swojej pierwszomajowej odezwie do oporu przeciwko przemocy policyjnej. Oczywiście pomijają już jakąkolwiek analizę przyczyn obecnej aktywności aparatu policyjnego, gdyż musieliby wówczas wezwać do oporu wobec wszelkich prawicowych, autorytarnych, pro-państwowych ideologii, a przede wszystkim do anty-kapitalistycznego oporu z pozycji wolnościowych.

Anty-kapitalizm skrajnej prawicy jest więc mieszanką trzech elementów:

- wezwaniem do odbudowy silnego autorytarnego państwa regulującego w sposób biurokratyczno-nacjonalistyczny kwestie gospodarcze;
- posegregowaniem kapitalistycznego wyzysku w Europie na narodowe segmenty;
- ponownym rozbudzeniem ksenofobicznej i rasistowskiej nagonki w kraju, przede wszystkim o anty-semickim i anty-imigracyjnym zabarwieniu, chociaż pojawiają się też pierwsze elementy islamofobii;

Uważny obserwator dostrzeże tu zarówno nawiązania do historycznych idei NS (jeszcze tych z przed holokaustu) jak również do PRL-owskiej wizji „anty-kapitalizmu” gdzie kapitalistyczny wyzysk także nie był rozwiązany a właśnie funkcjonował w sposób stricte narodowy, scentralizowany, podporządkowany państwu i nie raz sięgał do argumentów nacjonalistycznych i antysemickich.

Co to ma wspólnego z anty-kapitalizmem? Co z anty-systemowością? Co ze sprawiedliwością społeczną? Co z jakąkolwiek alternatywą dla ludzi młodych?

Kompletnie nic. To zagrożenie dla wolności – przynajmniej tej sfery, której ludziom nie odebrał jeszcze kapitalizm.

„Anty-kapitalizm” w wykonaniu nacjonalistów może się przysłużyć tylko jednej pozytywnej sprawie: odkrywając ich obłudę. W tym sensie warty jest opisywania czy wręcz reklamowania z odpowiednim komentarzem.

Skrajna prawica nigdy nie miała żadnych godnych uwagi społecznych rozwiązań w kontekście kapitalizmu (ani zresztą w żadnym innym kontekście). Wyjście z sytuacji prowadzi u niej zawsze albo do zamknięciem się na obcych (imigrantów, żydów…) albo wręcz ataku na nich. Z kolei „solidarność”, do której nacjonaliści również obłudnie się odwołują, dotyczy tylko i wyłącznie osób wybranych, należących do zamkniętego na obcych „narodowego klanu zaakceptowanych”. W rzeczywistości owa nacjonalistyczna „solidarność” i ów skrajnie prawicowy „anty-kapitalizm” prowadzą do podtrzymania i ponownej legitymizacji samych mechanizmów wyzysku, a więc kwestii własności oraz formy kontroli i zarządzania własnością społeczną.

I jeszcze jedno zasadnicze pytanie.

Jak wygląda zaangażowanie nacjonalistów w walkę z agresywnym kapitalizmem poza próbą postawienia pierwszomajowego propagandowego akcentu?

Odpowiedź. Nie wygląda w ogóle.

Środowiska wolnościowe, anarchistyczne, antyfaszystowskie i lewicowe prowadzą od lat intensywną działalność społeczną, m.in. lokatorską i pracowniczą, blokują eksmisje i współorganizują strajki. Natomiast nacjonaliści? Oni tymczasem zajmują się dzieleniem pracowników na bardziej i mniej polskich, przyklaskiwaniem rozwojowi coraz bardziej policyjnego państwa a przede wszystkim atakowaniem środowisk anarchistycznych i antyfaszystowskich propagujących antykapitalistyczne alternatywy do wszechobecnego konsumpcjonizmu czy terroru płacowego i czynszowego (m.in. squaty, spółdzielnie, kooperatywy spożywcze, kolektywy pracownicze, niekomercyjne centra kultury, autonomiczne projekty społeczne, etc). Swoimi atakami na te projekty (do których dochodzi w ostatnim czasie w wielu miastach kraju – Lublinie, Warszawie, Poznaniu…) narodowi-radykałowie pokazują, że to nie o anty-kapitalizm im chodzi ile o ukierunkowanie swojej nienawiści. Raz na lewaków, raz na żydów, raz na homoseksualistów, raz na imigrantów. Akurat właśnie warszawscy AN starają się być szczególnie „anty-kapitalistyczni” na tym polu…

Tyle o 1 maja organizowanym przez „nowoczesnych nacjonalistów”.

Może jeszcze trzy słowa komentarza:
Jeden wielki szwindel!
I jeszcze cztery podsumowania:
Brunatne gówno w nowym opakowaniu.

xxx

Dwa tygodnie temu antyfaszyści na demonstracji w Białymstoku ogłosili:
„Nacjonalizm oddajemy na złom!”
Lukrecja dodaje:
A razem z nim najlepiej od razu i kapitalizm. Jeden drugiego wart.

Tekst ukazał się na : www.lukrecjasugar.wordpress.com

Publikujemy komunikat otrzymany od anarchistów i antyfaszystów z Rosji, których niedawno odwiedził jeden z mieszkańców Rozbratu. Poniżej publikujemy apel o pomoc, który nie może pozostać bez odzewu. Zachęcamy do działań solidarnościowych i wsparcia finansowego.

My, anarchiści i antyfaszyści Niżnego Nowgorodu, zwracamy się do wszystkich, którym nie jest wszystko jedno! W Niżnym Nowgorodzie (Rosja) policja polityczna sfabrykowała sprawę przeciwko naszym towarzyszom. Antyfaszyzm jest nielegalny w naszym mieście. Prosimy o pomoc i solidarność! Ogłaszamy 16, 17 i 18 marca datą wspólnych działań  solidarnościowych z antyfaszystami z Niżnego Nowgorodu.

O co są oskarżani nasi towarzysze?


Pięciu naszych przyjaciół zostało oskarżonych o zorganizowanie „ekstremistycznej wspólnoty” pod egzotyczną nazwą „Antifa-rash”. Według policji ta nazwa musiała oznaczać „czerwoną anarchię skinheadów” (taka mieszanka wszystkich możliwych fobii). Według policji, Artem Bystrow, Albert Gajnutdinow, Pawel Kriwonosow, Dmitry Kolesow i Oleg Gambaruk, założyli „wspólnotę ekstremistyczną”, aby bić ludzi, którzy wyznają ultra-prawicowe poglądy oraz aby wzniecać nienawiść społeczeństwa w stosunku do nich oraz wobec bogaczy.

Dlaczego jesteśmy pewni, że sprawa została sfabrykowana?


Książeczki członkowskie (TUTAJ –  zdjęcie z teczki sprawy kryminalnej), które według policji dowodzą, że oskarżeni są członkami „wspólnoty ekstremistycznej”, były podrzucone naszym towarzyszom podczas przeszukań. Tymczasem to policja podczas przeszukań dopuściła się masy wykroczeń, a większość oskarżonych podczas ich trwania w ogóle nie była w domu. Podczas przeszukania u jednego z oskarżonych świadkowie 40 minut czekali pod drzwiami, póki policja, która weszła przez okna, przeszukiwała puste mieszkanie. W książeczkach członkowskich są błędy ortograficzne. Policja próbuje wmawiać nam, że aktywiści napisali słowo „anarchia” z pomyłkami. Regulamin „wspólnoty” (który został podrzucony podczas przeszukań) zakłada bezwarunkowe posłuszeństwo i kary dla tych, którzy się mu nie podporządkują. To zrozumiałe, że taki regulamin nie pasuje do poglądów równości i wolności, które są bliskie naszym towarzyszom.

Są przekłamania w związku z dwoma zarzucanymi epizodami, związanymi z akcjami bezpośrednimi przeciwko nazistom. Pawel Kriwonosow i Artem Bystrow maja alibi na czas popełnienia zarzucanego im przestępstwa, a większość poszkodowanych nie rozpoznaje napastników. Natomiast bójka Gambarukiego i Kolesowa (do której się przyznają) z neonazistą Dmitriem Redkinym, to zwyczajna bójka w pobliżu baru, a nie zaplanowana akcja polityczna, co próbuje udowodnić śledztwo.

Dlaczego prześladowani są właśnie te osoby?


Policja polityczna próbuje wsadzić za kraty aktywistów, którzy nie robili tajemnicy ze swoich antyfaszystowskich, lewicowych i opozycyjnych poglądów.

Artem Bystrow to główny oskarżony. Od kwietnia znajduje się w areszcie domowym. Przez dłuższy czas uczestniczył w inicjatywie Food Not Bomb.  Tak jak jego towarzysz, Pawel Kriwonosow, Artem jest antyfaszystą, lewicowym aktywistą społecznym i ekologiem. Uczestniczyli w organizacji i ochronie antyfaszystowskich koncertów, oraz brali udział w akcjach ekologicznych, proanimalistycznych, antynuklearnych i antyfaszystowskich.

Albert Gajnutdinow jest oskarżony nie tylko o zorganizowanie mitycznej organizacji, ale i o prowadzenie strony http://streetmob.org – policja ma powody, by jej nienawidzić. Strona nagłaśniała stosowanie tortur w stosunku do antyfaszystów, anarchistów i opozycji. Albert ukrywa się, bo rozumie, że w razie wpadki grożą mu tortury i znęcanie się ze strony policji (o czym bez zażenowania piszą policjanci w komentarzach do strony!).

Dmitrij Kolesow jest muzykiem zespołu grającego muzykę hardcore, o poglądach antyfaszystowskich.

Oleg Gambaruk po aresztowaniu z powodu zastraszenia ze strony policji i własnego niedoświadczenia, przyznał się nie tylko do udziału w bójce, ale też do udziału w mitycznej „wspólnocie ekstremistycznej” (na dzień dzisiejszy z powodu jego współpracy w śledztwie decydujemy się mu nie pomagać).

Ich winą jest to, że pod presją policji nie zgodzili się zostać agentami oraz to, że byli nieobojętni w sprawach społecznych, ekologicznych i politycznych.

Co możecie zrobić?


Po pierwsze, potrzebujemy waszej solidarności! Władza ignoruje wszystkie wykroczenia, łamanie prawa i fałszowanie dowodów, do których dochodzi podczas śledztwa. Zostaje nam tylko opinia społeczna, międzynarodowa kampania i środki masowego przekazu, które mogą wywrzeć wpływ na tok sprawy. Ogłaszamy więc 16, 17 i 18 marca datą wspólnych działań  solidarnościowych z antyfaszystami z Niżnego Nowogrodu.

Po drugie, potrzebujemy pieniędzy na adwokata, których nie potrafimy zebrać samodzielnie (około 3000 $). Początek sprawy sądowej wyznaczony jest na początek marca. Regularnie będziemy publikować informacje o tym, ile pieniędzy zebraliśmy i ile jeszcze potrzebujemy.

Dziękujemy i liczymy na Wasza solidarność oraz pomoc!

Antyfaszyści z Niżnego Nowogrodu

Wparcie finansowe:
Alfa Bank, ABC-Nizhny Novgorod:
40817810808350017770 (Rus roubles).
40817840408350001059 ($)
40817978408350001060 (Euro)

Więcej wiadomości o kompanii:
http://avtonom.org/antifa/nn
http://freeantifann.livejournal.com/
http://www.facebook.com/groups/215495161878537/
12  grudnia tuż przed północą miała odbyć się pikieta związana z 30. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Jak się jednak okazało rocznicę tę zapragnęli wykorzystać zwolennicy różnej maści dyktatur i totalitaryzmów. Na placu Mickiewicza zjawiła się egzotyczna menażeria, jakiej nie obejrzy się w żadnym cyrku. Przybyli działacze Młodzieży Wszechpolskiej, której założyciel wywodzi się z rodziny posiadającej chlubną przeszłość wsparcia dla PRL-owskiego reżimu, a dziś znanej głównie z „imprez pod swastyką”  (1 | 2).

Pojawili się również działacze ONR, której to historyczny przywódca wysławił się założeniem po wojnie proreżimowego PAXu, dziś znani z ciągłego „zamawiania pięciu piw” (1 | 2). Nie zabrakło też nazi-skinów, zwolenników endecji i dyktatury Pinocheta itp. Wszyscy w sile kilkudziesięciu osób (frekwencji nie pomogły nawet posiłki z Wrocławia) mieli być tylko tłem dla promocji niespełnionego polityka Filipa R. (my reklamy mu robić nie będziemy), który od wielu lat, z marnym skutkiem, stara się zrobić polityczną karierę. Ostatnio stwierdził, że pomoże mu w tym flirt z organizacjami neofaszystowskimi.

Na miejscu zjawiła się również liczniejsza grupa przeciwników dyktatury i totalitaryzmu w każdym odcieniu, z transparentem: „Jaruzelski = Pinochet – różni generałowie te same metody: stan wojenny, represje, dyktatura. Hołd ofiarom państwowej przemocy”. Po kilkunastu minutach organizator pikiety Filip R. nie mogąc znieść widoku wolnościowego transparentu wezwał policję i rozkazał jej usunięcie antytotalitarnych demonstrantów.  Filip R. nie mogąc zostać polskim duce, postanowił zapisać się na kartach historii chociaż jako król poznańskich zaganiar i donosicieli (choć ciężko mu będzie odebrać koronę dyrektorowi ZKZL wysyłającemu policję do eksmisji wdów i chorych) .

ZOMO zgodnie z rozkazem zaczęło spychać spokojnych demonstrantów (co im się średnio udało) i żądać od nich dowodów osobistych, czyniąc z placu Mickiewicza miejsce historycznej rekonstrukcji dobrze współgrającej z rocznicą. Apologeci dyktatury dostali na ten widok spazmów rozkoszy i zaczęli coś śpiewać, prawdopodobnie miał to być polski hymn, ale szło im to tak opornie, że z 10 metrów nie szło go zrozumieć (zresztą jak i przemówień które próbowali wygłaszać).

Po kilkudziesięciu minutach antytotalitarni demonstranci rozeszli się, żeby przypadkiem jakiś przechodzień nie pomyślał, że mają coś wspólnego z cyrkiem który rozgrywał się na placu, pozostawiając groteskowy widok niedobitków endecji, chcących za wszelką cenę skompromitować rocznicę 13 grudnia.
11 listopada blokując w Warszawie marsz skrajnej prawicy wspieranej przez neofaszystów odnieśliśmy zarówno zwycięstwo jak i ponieśliśmy klęskę. Skrajna prawica pokazała swoje prawdziwe oblicze - bojówkarzy zainteresowanych jedynie niszczeniem, atakowaniem wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów. Zaprezentowała się również jako połączenie stadionowych zadymiarzy z kółkiem historycznym imienia Romana Dmowskiego. Z drugiej strony również niektóre działania koalicji 11 listopada blokującej tak zwany Marsz Niepodległości były co najmniej dyskusyjne.

Dlaczego klęska?


Nie ma co udawać, że skala tegorocznej antyfaszystowskiej mobilizacji była wystarczająca. Półtora tysiąca osób to dosyć mało i widać było, że wiele środowisk wchodzących w skład koalicji nie przyłożyło się do wystawienia większej reprezentacji. Na przykład OPZZ - jedna z największych central związkowych tradycyjnie już popiera różne przedsięwzięcia aby później przysyłać na akcję kilkuosobową reprezentację z flagą. Bez wątpienia wiele osób od udziału w blokadzie odstraszyła atmosfera konfrontacji oraz pojawiające się na forach obu stron starcia wypowiedzi. Warto pamiętać na przyszłość, że otwarte fora są przeglądane nie tylko przez aktywistów i przypadkowych czytelników, ale również służby specjalne oraz dziennikarzy. Prasa szukając sensacji podchwyciła historyjkę o tysiącach bojówkarzy niemieckiej Antify wybierających się na 11 listopada do Warszawy. Dziennikarze "Rzeczpospolitej" szerzyli katastrofalne wizje niemieckiego najazdu, jednocześnie otwarcie promując marsz skrajnej prawicy. Inne media także zauważyły sensacyjną wiadomość, a wiadomo, że takie są w cenie, ponieważ podnoszą sprzedaż lub oglądalność. Przy tej okazji okazało się jakim "wartościowym" sojusznikiem antyfaszystów jest "Gazeta Wyborcza". Owo "postępowe" medium szerzyło taką samą panikę.

W efekcie gdy niewielka grupa niemieckich antyfaszystów pojawiła się w Warszawie była zapewne od początku na oku policji i zakończyło się to aresztowaniem jej członków jeszcze przed właściwą blokadą. Dalsze wspólne działania z gośćmi z zagranicy trzeba na przyszłość lepiej przemyśleć, tak aby niepotrzebnie ich nie narażać, a jeśli możliwe nie ujawniać nawet wcześniej obecności.

Niewątpliwie klęską było również to, że do wsparcia blokady nie udało się pozyskać wszystkich środowisk lewicowych. Część z nich obraziła się nie wiedząc skąd czerpiąc informację jakoby blokady organizowało środowisko "Gazety Wyborczej". Mieliśmy więc absurdalne oświadczenia w stylu "ani marsz ani blokada". W sytuacji w której wiadomo było, że do Warszawy wybierają się neofaszyści stanowiły one kapitulację przed skrajna prawicą.

W ten sam nurt wpisuje się opinia Piotra Ikonowicza, według którego po stronie Marszu Niepodległości stoją wykluczeni, a po stronie blokady bogaci. W dodatku przytacza przy tej okazji, już po raz kolejny, wiersz Pier Paolo Pasoliniego "Nienawidzę was, drodzy studenci" powielający mit policjantów jako "robotników w mundurach" - ideę która w przeszłości nie raz doprowadziła do klęski lewicy.

Ikonowicz zaprezentował również bardzo ryzykowna tezę jakoby kibole byli reprezentantami wykluczonych. O ile można wśród nich znaleźć rzeczywiście ludzi biednych, z marginesu, to ich liderami są zwykle ludzie robiący własne biznesy, niekoniecznie legalne. Dla nich przewodzenie bojówce jest szansą na dorobienie, obstawianie bramek w nocnych klubach, czy robienie pieniędzy dzięki współpracy z działaczami sportowymi. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę ubogich pseudokibiców, często faktycznie demonizowanych oraz traktowanych z góry jako przestępcy, to specyfika ich grupy sprawia, że poza zadymą oraz ulubionym klubem piłkarskim, choć to drugie też nie zawsze, niewiele ją interesuje. O ile z prospołecznym przekazem da się dotrzeć do ludzi biednych od czasu do czasu powtarzających antysemickie lub nacjonalistyczne bzdury, to pseudokibice pozostają poza zasięgiem. Społeczny przekaz jest dla nich po prostu zbyt trudny. W przeszłości z tego typu środowisk rekrutowała się Czarna Sotnia czy bojówkarze SA.

Druga strona nie miała takich oporów moralnych i wątpliwości co do słuszności swoich działań jak niektórzy z nas. Wahający się jest natomiast podczas mobilizacji oraz walki zawsze na gorszej pozycji.

Dlaczego zwycięstwo?


Mimo wszelkich wad oraz popełnionych błędów blokada Marszu Niepodległości odniosła także pewne sukcesy. Celem nacjonalistów i neofaszystów było 11 listopada wejście do mainstreamu. Wydali masę pieniędzy na kolorowe plakaty na kredowym papierze i dobrze byłoby sprawdzić skąd marginalne ruchy polityczne znalazły na to fundusze. Wizerunek Marszu miał być maksymalnie złagodzony. Z plakatu spoglądała para młodych japiszonów otoczonych przez postaci historyczne. Nacjonalizm miał być utożsamiony z "nowoczesnym patriotyzmem", grzecznymi chłopcami i dziewczynkami demonstrującymi pod biało czerwonymi flagami. Oficjalnie miało nie być agresji, rasizmu czy faszyzmu. Ten medialny wizerunek wytrzymał jakieś 15 minut do momentu w którym kibole zaatakowali policję, a następnie rozpoczęła się regularna bitwa. Nic tak skutecznie nie zniechęciło mieszkańców Warszawy do "idei narodowych" jak powybijane szyby, zniszczone samochody oraz mienie publiczne. Tłumaczenie przedstawicieli Młodzieży Wszechpolskiej i ONR o tym, że odcinają się od przemocy każdy normalny człowiek odbiera dziś w kategoriach żartu.

Nie jest też prawdą lansowana przez niektórych komentatorów teza jakoby w Warszawie 11 listopada odbyła się masowa demonstracja niezadowolenia społecznego pod hasłami narodowymi. Po pierwsze wśród popierających Marsz "autorytetów" znaleźli się paleoliberał Janusz Korwin Mikre i inny neoliberalny ekstremista - Rafał Ziemkiewicz. Uczestnicy demonstracji prezentowali natomiast najprzeróżniejsze poglądy gospodarcze, a w dużej części nie mieli żadnych. Po drugie znaczną część jej uczestników stanowili kibole których ideą jest przemoc i zadyma. Po trzecie wielu innych uczestników to hobbyści historii ruchu narodowego, mobilizujący się raz do roku na 11 listopada.

Wydaje mi się, że tegoroczny marsz był szczytem tego na co stać skrajną prawicę w Polsce. Przeciętny Kowalski będzie się w przyszłości bał uczestniczyć w tego typu wydarzeniach. Nie będzie sobie nawet życzył wizyty w Warszawie band agresywnych pseudokibiców zakłócających mu spacery podczas długiego weekendu i gotowych zaatakować również przypadkowych przechodniów.

Wydarzenia podczas Marszu obnażyły również hipokryzję popierających go "autorytetów". Rafał Ziemkiewicz i inni "poważni" komentatorzy będą musieli wspiąć się na wyżyny talentu twórców fantastyki aby nie być kojarzonymi z zadymą i niszczeniem miasta.

Wbrew pozorom sama blokada marszu neofaszystów w tym roku miała lewicowy, społeczny charakter. Próbujący promować się przy jej okazji Ryszard Kalisz został przez samych demonstrantów wyproszony z platformy, z której przemawiali mówcy i puszczano muzykę. Seweryn Blumsztajn, uważany przez prawicowych komentatorów za pomysłodawcę blokad, został w tym roku przyjęty bardzo chłodno, gdyż jego gazeta przyłączyła się do nagonki na antyfaszystów. Podczas blokady były prezentowane również transparenty nawiązujące do tego, że faszyści są pożytecznymi idiotami kapitalistów.

Okazało się również, że antyfaszyści nie są bezbronni i co najmniej kilku odważniejszych (lub głupszych) faszystowskich bojówkarzy, próbujących atakować blokadę, nie zaliczy tego dnia do udanych.

Czas testu


Teraz czeka nas czas testu. Politycy głównego nurtu po zamieszkach 11 listopada zaczęli ponownie czynić zakusy na zaostrzenie prawa dotyczącego zgromadzeń publicznych. Hanna Gronkiewicz-Waltz, znana ze swych antydemokratycznych ciągot, wspomniała nawet o możliwości wprowadzenia zakazu demonstrowania bezpośrednio przed gmachami publicznymi. Rozpoczęła się również dyskusja o wprowadzeniu zakazu zakrywania twarzy. To dawałoby policji niemal nieograniczone prawo do delegalizowania niemal każdej demonstracji. Szaliki w zimie - delegalizacja, okulary przeciwsłoneczne w lecie - delegalizacja, happening z udziałem ludzi przebranych za znanych polityków - delegalizacja. Jeśli politycznym elitom się uda tak już niedługo może wyglądać nasza rzeczywistość. Kibole wystąpili więc w roli pożytecznych idiotów elit politycznych. Po raz kolejny po ekscesach tej delikatnie mówiąc niezbyt lubianej grupy można ograniczać prawa obywatelskie i demokrację uzasadniając to dbałością o bezpieczeństwo. Zastanawia mnie wręcz czy nieskorzystanie przez władze Warszawy z obecnego prawa, umożliwiającego zdelegalizowanie zgromadzenia grożącego bezpieczeństwu, nie było elementem planu mającego tworzyć społeczne przyzwolenie na zaostrzanie regulacji pod hasłem, że "obecne prawo jest zbyt liberalne".

Po 11 listopada nie możemy zapaść do przyszłego roku w sen. Trwają konflikty społeczne ważniejsze niż okolicznościowa blokada. Również w czasie ich trwania możemy blokować faszystom dostęp do środowisk pracowniczych, lokatorskich, czy innych niezadowolonych z obecnego systemu. Dlatego trzeba pokazywać ludziom, że to społeczna lewica, a nie skrajna, szowinistyczna prawica, broni ich praw. 11 listopada się skończył, czas na dalsza wytężona pracę. Antyfaszyzm nie polega na współpracy z państwem oraz elitami jak widzieliby to niektórzy politycy oraz zajmujące się tematem NGO’sy. Antyfaszyzm albo jest społeczny, klasowy, albo nie ma go wcale.

Piotr Ciszewski (opublikowano na lewica.pl)
Antyfaszyści z Niemiec, tak samo jak antyfaszyści z Czech czy Białorusi, ale przede wszystkim z całej Polski przyjechali do Warszawy aby wesprzeć Porozumienie 11.11. Nie ukrywaliśmy tego i nie wstydzimy się tego, gdyż sprzeciw wobec tendencji skrajnie prawicowych w Europie wymaga międzynarodowego zaangażowania. W przeciwieństwie do nacjonalistów i neofaszystów z Węgier, Ukrainy i Serbii, którzy przybyli do Warszawy wyłącznie w celu siania terroru wraz z polskimi "patriotami", antyfaszyści z różnych stron wzięli udział w wielu prezentacjach, panelach dyskusyjnych i wydarzeniach kulturalnych w ramach trwających od końca października w całej Polsce „Dniach Antyfaszyzmu”.

W piątek rano o godzinie 11:30 goście z Niemiec i towarzyszące im osoby z Polski, wspólnie przemieszczali się Nowym Światem w kierunku ulicy Marszałkowskiej, by dotrzeć na legalny wiec. Doniesienia z miasta mówiły już wtedy o tym, iż prawicowy terror trwa. O godz. 9 rano na placu Trzech Krzyży widziana była blisko 200-osobowa grupa "patriotów" uzbrojona w kije. Ze względów bezpieczeństwa ktokolwiek poruszał się w kierunku "Kolorowej niepodległej" powinien był to robić w większych grupach.

Tak też uczynili goście z Niemiec. Jednak bardzo szybko natknęli się na jedną z wielu krążących po centrum miasta grup skrajnie prawicowych. Zostali przez nich zaatakowani, najpierw werbalnie, chwilę potem fizycznie. W pobliżu było tylko kilku policjantów, więc byli oni zmuszeni do samoobrony. Doszło do zamieszania, w czasie którego do agresywnych nacjonalistów przyłączył się starszy pan z grupy rekonstrukcyjnej, który wykrzykując ksenofobiczne hasła (m.in: „Won szkopy!”) zaczął okładać kolbą jedną z niemieckich antyfaszystek. Po kilkunastu sekundach zainterweniowała policja i aresztowała kilku z najbardziej agresywnych nacjonalistów.

Antyfaszyści ruszyli spokojnie dalej, w kierunku ronda De Gaulle’a, zostali jednak zatrzymani przez duży oddział policji, którego dowódca najwyraźniej nie znał przyczyny zajścia sprzed 2 minut i widząc duża grupę ludzi kazał ich zaatakować. Zdziwieni takim zachowaniem i agresją policji aktywiści zepchnięci zostali do najbliższego lokalu, którym był Nowy Wspaniały Świat. Tam przebywali przez następne godziny, gdyż policja szczelnie otoczyła lokal. Następnie zostali przewiezieni na komendę, na której pozostali do końca dnia. W momencie, w którym piszemy to oświadczenie, większość z nich już wypuszczono bez jakichkolwiek zarzutów.

Całe zdarzenie miało miejsce na długo przed rozpoczęciem się blokad, miało wielu świadków i zostało udokumentowane.
Demonizowani przez prawicowe media goście z Niemiec przebywali już dawno w warszawskich komisariatach, podczas gdy nacjonaliści i neofaszyści demolowali miasto i siali terror wśród Warszawiaków.

Oto szeroko komentowane, straszne zajście, do które doszło w południe i które przyrównano do regularnej bitwy neofaszystów na placu Konstytucji czy placu na Rozdrożu.

Poranny incydent na Nowym Świecie jest obecnie używany do przykrycia tego co faktycznie wydarzyło się 11 listopada w Warszawie. Nigdzie nie słychać o blisko 100 aresztowanych narodowcach i neofaszystach. Nigdzie nie słychać o zastraszaniach obsługi i klientów warszawskich kawiarni, ani o ataku na restaurację VegeMiasto. Mówi się też, że powodem zamieszek nacjonalistów była antyfaszystowska blokada, ale skoro tak to czemu do największych aktów agresji doszło na placu na Rozdrożu, gdzie żadnej blokady nie było?!

Wychodzi na to, że zarówno organizatorzy Marszu Niepodległości jak i policja potrzebowali na gwałt kozłów ofiarnych, na których mogliby zrzucić z siebie odpowiedzialność za wszystko co się wczoraj wydarzyło.

Fakt, że ktoś musi tą odpowiedzialność ponieść musi. Ale nie mogą być to ci, którzy zostali zatrzymani prewencyjnie jeszcze na kilka godzin przed zajściami.

Za wczorajszy terror w mieście odpowiadają neofaszystowskie organizacje ONR i Młodzież Wszechpolska, które zaprosiły skrajnie prawicowy tłum do Warszawy. Z resztą, nie pierwszy i zapewne, nie ostatni raz.

Ruch antyfaszystowski nie da się jednak skryminalizować. Ale społeczeństwo też nie powinno dać się ogłupiać. Co uczynili Warszawiakom antyfaszyści z Niemiec, poza tym, że przejechali 600km by razem z nimi zaprotestować przeciwko skrajnie prawicowemu terrorowi? A że przyjechali w Święto Niepodległości? Niech wytłumaczą to przywódcy ONR i Młodzieży Wszechpolskiej, którzy instrumentalizują dokładnie ten dzień do budowania swojego ruchu.

Porozumienie 11 listopada

www.11listopada.org

W związku z paranoją i alarmującymi publikacjami, wywołanymi przez organ liberalnych konserwatystów Rzeszapospolita...ups! – Rzeczpospolita i powtarzany przez media głównego nurtu, dotyczący poradnika, jak zachować się podczas demonstracji i łączonego z mającymi się odbyć blokadami Marszu tzw. patriotów 11.11.,  stwierdzamy, co następuje:

1. Anarchizm jest ruchem społecznym oraz ideą propagującą i walczącą o wolność, równość i bezpośredni wpływ na własne życie, bez względu na płeć, kolor skóry, narodowość oraz preferencje seksualne. Walczącym z wykluczeniem najbiedniejszych, z wyzyskiem, z państwem i władzą na każdym szczeblu oraz zakłamaniem elit i mediów.

FA od lat ‘80-tych bez względu na wyznawaną ideologie i barwy partyjne zwalcza władze, czy to komunistów i ich późniejszych wcieleń, czy to ich pozornych przeciwników brunatno-konserwatywno-prawicowych, po liberałów i fanów kapitalizmu we wszelkich odmianach.

2. Cytowany gęsto poradnik demonstranta jest kolportowany w wersji, na jaką powołują się media od ponad 10-u lat poprzez ulotki, broszury, publikacje oraz Internet. Zatem kłamstwem jest, iż FA przed marszem 11.11 wzywa poprzez zamieszczony na swojej stronie internetowej poradnik do zaatakowania w ten sposób biorących udział w Marszu.

Uważamy, że każdy człowiek, obywatel i ruch oporu społecznego powinien mieć możliwość, a nawet obowiązek obrony przed zakusami takiej czy innej władzy i totalitarnych ideologii, których przedłużeniem jest i była zawsze milicja czy policja, i nie zmieniły tego kosmetyczne zmiany nazw, czy roszady na stołkach. Nie zmienił tego też ugładzony przekaz medialny.

Dobrze wiecie, że gdy władza traci grunt pod nogami, zaczyna częściej używać swoich pałkarzy, tak było w 1956 r. w Poznaniu i na Węgrzech, tak było w 1968 w Polsce i Czechosłowacji, tak było w 1970,  1976, 1980, 1981, tak było gdy robotnicy i anarchiści bronili rozkradania Fabryki w Ożarowie, tak było w Pradze w 2000, w Genui i podczas każdego protestu przeciwko MFW i BŚ, i tak jest pod-czas ataków na protesty Oburzonych na całym świecie.

Wy, pracujący w mediach, a szczególnie wasi mocodawcy, jednym razem protestujących nazywacie bandytami, elementami kontrrewolucyjnymi i wywrotowymi, łamiącymi obowiązujące prawo i porządek społeczny. Innym razem, gdy czasy na to pozwalają, nazywacie nas bohaterami, patriotami, buntownikami walczącymi o wolność.

3. Wielokrotnie przez ostatnie 30 lat FA oraz cały ruch anarchistyczny stykał się z represjami, oraz otwartymi atakami mafii w mundurach, m.in. wielokrotnie służyły do tego infiltrowane przez odpowiednie służby środowiska skrajnie prawicowe.

Wielu z nas było wyrzucanych z pracy za działalność pracowniczą  i związkową, wielokrotnie stawaliśmy przed sądami za organizowanie i udział w pokojowych protestach przeciwko wojnie, militaryzmowi, biedzie i zakłamaniu, byliśmy odwiedzani w miejscach pracy i zamieszkania przez smutnych panów, „zawijani”, szarpani i bici.

Nigdy nie będziemy się na to godzić i nie mamy zamiaru pozostawać biernymi, czynnie wzywamy swoich sympatyków i każdego do oporu społecznego, myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Przeciwko władzy, przeciwko faszyzmowi i nacjonalizmowi, przeciwko policji, przeciwko kapitalizmowi.

4. Ostatnie przykłady aż nadto świadczą, po której stronie jest policja, ale i coraz częściej wynajęci prywatni pałkarze. Nie pozostaniemy bierni gdy wolność i prawo do protestu jest tłamszone. Oto tylko niedawne przykłady:

– w Gdańsku 15.05.2011 podczas protestu lokatorów „Marsz pustych garnków”, organizowanego przez  stowarzyszenie NIC O NAS BEZ NAS oraz trójmiejskich anarchistów, urzędnicy i politycy miejscy próbowali wpłynąć na przebieg trasy marszu. Kiedy im się to nie udało, trasę legalnej manifestacji zagrodzili wynajęci przez miasto ochroniarze, używając gazu oraz pałek. W wyniku akcji 6 osób zostało odwiezionych karetką, a kilkanaście poturbowanych;

– w Katowicach 16.05.2011 protest przeciwko Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu zorganizowany przez FA Śląsk, zgłoszony z dopełnieniem wszystkich urzędniczych formalności napotkał na swej trasie kordon policyjny, doszło do przepychanek;

– w Poznaniu 25.10.2011 pluton prewencji w pełnym rynsztunku  wraz z psami czynnie uczestniczył w tłumieniu oporu zorganizowanego przez poznańskie FA podczas nielegalnej eksmisji chorej i niepełnosprawnej kobiety oraz jej męża. Podczas zajścia nad eksmitowaną, ubierającą się kobietą stał policjant grożąc szturmowa pałą, a protestujących kilkukrotnie spychała policja używając do tego pięści, kopniaków, pałek oraz tarczy. Podczas zajść 3 osoby zostały brutalnie aresztowane, a kilku protestujących zostało poturbowanych.

Kibice! Apelujemy, nie dajcie się manipulować straszącym nami mediom, oraz kapusiom i zaganiarom,  którzy chcą przez swoich prawników donieść na policję i do prokuratury na aktywny ruch oporu społecznego. Podziały i walki przebiegają gdzie indziej, niż wam wmawiają politycy oraz prawicowe media. Nie dajcie się wkręcić w gierki prawicowych i liberalnych polityków. Walczmy wspólnie z policją, z władzą, z eksmisjami, walczmy wspólnie z wyzyskiem w miejscach pracy, z drożyzną.

Walczmy o wolne i oddolnie samorządzące się Społeczeństwo!!

Federacja Anarchistyczna - sekcja Poznań
Federacja Anarchistyczna - sekcja Łódź
Federacja Anarchistyczna - sekcja Kraków
F
ederacja Anarchistyczna - sekcja Śląsk
Federacja Anarchistyczna - sekcja Częstochowa
Federacja Anarchistyczna - sekcja Trójmiasto 

Spotkanie z aktywistą ruchu antyfaszystowskiego i pokaz filmu „Principle of hate” odbędzie się w najbliższy poniedziałek w Kawiarnii Naukowej.
 

„Principle of hate” (2010) to obraz przedstawiający działalność współczesnego ruchu neo-nazistowskiego w Rosji. Po projekcji odbędzie się dyskusja z odwiedzającym Polskę aktywistą rosyjskiego ruchu antyfaszystowskiego. Będziemy dyskutować o neonazistowskiej przemocy w Rosji i legalnych powiązaniach tego ruchu z partiami politycznymi. W trakcie spotkania będzie można wesprzeć ACK Moskwa, a także wysłać solidarnościową pocztówkę do białoruskich więźniów politycznych.

Spotkanie rozpocznie się w poniedziałek 7 listopada o godzinie 17.00 w Kawiarni Naukowej przy ulicy Jakuba 29. Po spotkaniu koncert muzyki niezależnej.
 

Zapraszają Federacja Anarchistyczna Kraków oraz Anarchistyczny Czarny Krzyż – Moskwa

Z niewiadomej przyczyny często słyszanym argumentem przeciwników organizowania blokady Marszu Niepodległości jest twierdzenie, że blokady przyczyniają się do zwiększenia znaczenia i rozmachu samego marszu. Stawianie tak jednoznacznej oceny jest nie tylko zdumiewające, ale też obraźliwe dla inteligencji obu rozmówców, bliższe przysłowiowemu pleceniu starych bab niż poważnej refleksji nad skutecznością i zasadnością poszczególnych taktyk antyfaszystowskich.

Dzieje się tak z paru przyczyn: po pierwsze zjawiska tak kompleksowe jak przemiany ruchów społecznych nie mogą być wyjaśniane przy pomocy tylko jednej przyczyny, a wątpliwe jest opieranie się nawet na jednej dominującej i paru „wspomagających”. Również tutaj chwila głębszego zastanowienia pozwala na wskazanie przynajmniej kilku mniej i ważnych przemian, które musiały odbić swoje piętno na liczebności maszerujących pod faszystowskimi symbolami. Nie kwestionuję, że blokady w obecnym kształcie mogą mieć na to wpływ, ale jestem głęboko przekonany, że nie jest to wina samej idei blokady, ale raczej pewnych aspektów jej realizacji. Do obu tych spraw wrócę za chwilę. Po drugie dla poparcia tej tezy nie słyszałem jeszcze argumentu innego niż to, że marsz jest coraz liczniejszy. Jest to argument z rodziny twierdzeń „koń jaki jest każdy widzi” i jako taki jest po prostu bezwartościowy poznawczo, nic nam nie mówi, a samo początkowe twierdzenie czyni sylogizmem na zasadzie: Antifa organizuje blokadę. Od kiedy organizowane są blokady wzrasta ilość narodowców biorących udział w marszu. A więc Antifa przyczynia się do wzrostu liczby narodowców biorących udział w marszu. Całe myślenie zbudowane na tej zasadzie można sobie o kant dupy roztrzaskać. Co najwyżej. Trzecim, i ostatnim w tej chwili argumentem, bo szkoda na dalszą walkę z takim stawianiem sprawy i czasu i energii, jest pytanie co by to zmieniało? Czy to, że kiedyś maszerujących było niewielu znaczyło, że mieli pełne prawo do maszerowania pod faszystowskimi symbolami i rasistowskimi oraz ksenofobicznymi hasłami? Czy to, że prawa ręka była wznoszona w nazistowskim pozdrowieniu w bardziej kameralnym gronie czyniło ten gest mniej obrzydliwym? Być może paradoksalnie ujawnianie się coraz większej ilości narodowców jest jednak wartością dodaną pozwalającą na pokazanie skali tego niepokojącego zjawiska w naszym kraju. Zanim pokonasz wroga musisz go przecież dobrze poznać. Nie walczyłbym w obronie tej tezy, jest po prostu kolejnym z wielu możliwych wyjaśnień.

Jakie więc mogą być rzeczywiste powody rozrostu liczebnego i zapewne również jakościowego marszu faszystów w Warszawie? Najprościej odpowiedzi szukać wskazując na sukcesy przeciwników i błędy naszego ruchu. Niewątpliwym sukcesem są próby „wybielania” ruchu narodowego poprzez ukrywanie (ale nie rugowanie!) wielu zachowań i haseł, które mogą przyczyniać się do złego PRu ruchu. Tutaj nie można odmówić polskim nacjonalistom sukcesów i skuteczności tej taktyki, która poprzez ukrywanie antysemityzmu, rasizmu, związków z organizacjami neonazistowskimi takimi jak Blood & Honour czy Zadruga pozwalają na przyciągnięcie prawicowej, ale bardziej liberalnej ludności . Nie wydaje mi się by możliwe było udowodnienie, że brak blokad przyczyniłby się do tego, że nacjonaliści nie wykonaliby tego kroku, a jednocześnie niewątpliwie przyczynił się on do tego, że ludzi na marszu jest po prostu więcej. Prawdę powiedziawszy tylko czas pokaże czy coraz bardziej pogłębiające się wygładzanie wizerunku nie przyczyni się do utraty jaskrawości ideowej tego ruchu i w konsekwencji do jego wewnętrznego rozpadu.  Tymczasem nie można odmówić Koalicji skuteczności we wskazywaniu i wyciąganiu prawdziwej twarzy polskiego nacjonalizmu. Spod białych koszul nadal wystają brunatne kołnierzyki.

Kolejnym łatwo dostrzegalnym sukcesem narodowców jest przyciągnięcie uwagi kibiców jadąc na fali antyrządowych wystąpień fanów kolejnych drużyn i ich generalnie prawicowych zapatrywań politycznych. Również tutaj dopatruję się bardziej nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, który spowodował, że kibice dają się robić w przysłowiowego konia i wprowadzać w kanał walki z lewakami zamiast rządem. Na ironię zakrawa fakt, że mamienie to odbywa się przez zwolenników silnego, zamordystycznego państwa policyjnego więc zdecydowanie takiego, które nie sprzyja ruchowi kibicowskiego, a wręcz przeciwnie – zdecydowanie staje okoniem wobec praktykowanego przez nich stylu życia.

Kibice niestety dali się nabrać na błędne utożsamienie Koalicji 11 listopada z dominującym w Polsce porządkiem liberalnym z którym wielu uczestników blokad nie ma i nie chce mieć nic wspólnego. Wynika to z głównego błędu  popełnianego przez Koalicję w opinii niżej podpisanego, czyli nie akcentowania i niedostatecznego wykorzystywania socjalnego potencjału wielu grup działających w koalicji, które nie zwracają uwagi wyłączne na walkę z realnymi ugrupowaniami faszystowskimi, ale także z wszelkimi totalitarnymi rozwiązaniami politycznymi i ustrojowymi – od politycznych represji po skrajny wyzysk w miejscu pracy. W większości znanych przypadków to ruch robotniczy stanowił oś działalności antyfaszystowskiej z najbardziej spektakularnym przykładem bitwy o Cable Street w czasie której naprzeciwko 7000 faszystów stanęło ponad 300 000 robotników. Podobnego sukcesu nie da się powtórzyć nie wskazując na związki między zniewoleniem w miejscu pracy, niesprawiedliwością w miejscu zamieszkania, wzmacnianiem skrajnej prawicy i unoszącym się ponad nami wszystkimi cieniem policyjnych represji. Faszyzm niejedno ma imię, blokada za to potrafi przybrać najróżniejsze kształty.
W dniu wczorajszym w ramach pierwszego dnia festiwalu z okazji 17 urodzin Kolektywu Rozbrat odbyło się spotkanie pod tytułem „Białoruski ruch wolnościowy i antyfaszystowski”. Głównym impulsem jego zorganizowania było naświetlenie sytuacji trójki białoruskich anarchistów - Igora Gliniewicza, Mikołaja Dziedoka i Aleksandra Frankiewicza. Cała trójka została zatrzymana jesienią zeszłego roku, za dokonanie politycznych akcji w Mińsku, Soligorsku i Nowopołocku w latach 2009-2010, w tym ataku na ambasadę Rosji w sierpniu 2010 r. Prokuratura przedstawiła im zarzuty z paragrafów: 339 Kodeksu Karnego („chuliganizm”) 218 („zamierzone zniszczenie mienia) i 351 („sabotaż komputerowy”). Ostatecznie w maju br. Igor Oliniewicz został skazany na 8 lat więzienia o zaostrzonym rygorze, Mikołaja Dziedok na 4,5 roku więzienia o zaostrzonym rygorze, a Aleksander Frankiewicz na 3 lata więzienia o zaostrzonym rygorze. Wszyscy trzej nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Istotne jest również, że w wyniku akcji bezpośrednich, których przeprowadzenie im zarzucano nikt nie został ranny, a straty materialne były niewielkie.

Według oświadczenia grupy anarchistycznej która przyznała się do dokonania wspomnianych ataków, ich celem było zwrócenie uwagi na sytuację w kraju. Akcje były wymierzone przeciw polityce pogłębiania nierówności społecznych, represji wobec aktywistów, państwu policyjnemu i militaryzmowi. Atak na posterunek milicji w Soligorsku (obrzucanie budynku butelkami z benzyną) przeprowadzono by upamiętnić rocznicę samobójczej śmierci działaczki praw człowieka Jany Poliakovej nękanej przez funkcjonariuszy milicji. Pikieta koło sztabu generalnego sił zbrojnych Białorusi była protestem przeciw przeznaczeniu kolejnych środków z budżetu państwa na cele wojskowe, mimo rosnących problemów społecznych. Akcję pod ambasadą Rosji (obrzucanie budynku butelkami z benzyną) zorganizowano w ramach solidarności z represjonowanymi obrońcami podmoskiewskiego lasu chimkowskiego.

Prowadzący spotkanie Stas Poczobut, naświetlił obecną sytuację opozycji, w tym anarchistów na Białorusi. Rzeczywistość pod rządami Łukaszenki, sprowadza się do realnego braku zgody władz na jakiekolwiek protesty. Oznacza to, że każda pikieta czy demonstracja kończy się interwencją milicji, a następnie wyrokiem skazującym – najczęściej na karę kilku dni aresztu oraz wysoką grzywnę. Na tym nie kończy się arsenał represji władzy, uczestnicy protestu muszą się liczyć z wyrzuceniem ze studiów, utratą pracy i szykanami ze strony milicji (wielokrotnym wzywaniem na przesłuchania, przeszukaniami mieszkania). Realnie nie istnieją na Białorusi jakiekolwiek niezależne media, które mogłyby funkcjonować w oficjalnym obiegu. Oznacza to, że każda próba protestu, jest przez reżimowe media przemilczana, a jeśli nie jest to możliwe, przedstawiana w negatywnym świetle. Taka sytuacja prowadzi do tego, że anarchiści coraz częściej sięgają po metodę akcji bezpośredniej – najczęściej symboliczne ataki (przy pomocy butelek z benzyną), na budynki rządowe. Istotne jest, że celem tych ataków nigdy nie padają ludzie. Jedynym medium który pozwala wyjaśnić cel tych akcji jest internet i znajdujące się w nim niezależne serwisy opozycjonistów.

Jeśli chodzi o ruch neofaszystowski, nie stanowi on obecnie na Białorusi – w przeciwieństwie do jej Wielkiego Brata – Rosji, istotnego problemu. Neofaszyści są podzieleni, część z nich prezentuje zdecydowanie pro rosyjskie nastawienie i utrzymuje kontakty z tamtejszymi partiami i grupami faszyzującymi. Inny odłam neofaszystów próbuje odwoływać się do rodzimego nacjonalizmu. Istnieją również subkulturowe grupki skinheadów neonazistów, szukających „inspiracji” bezpośrednio w chorej ideologii III Rzeszy. Neofaszyści są bardziej widoczni w Mińsku i w miastach wschodniej części Białorusi. Na szczęście ich działania nie przypominają tych z którymi boryka się ruch wolnościowy w Rosji – nie dochodzi do zabójstw aktywistów antyfaszystowskich, a reżim Łukaszenki nie pozwala na demonstracje bojówek neofaszystowskich.

Reasumując, dla białoruskich anarchistów i anarchistek największe zagrożenie stanowi władza państwowa. Stopień inwigilacji ruchu utrudnia jego normalne działania. Nie bez podstaw, z obawy przed represjami, większość aktywistów działa w niewielkich trudnych do inwigilacji i namierzenia przez organy „bezpieczeństwa państwa” grupach. Anarchiści czynnie uczestniczą w działaniach innych grup opozycyjnych wobec wszechwładzy Łukaszenki, występują jednak zawsze pod własnymi sztandarami, starając się propagować idee wolnościowe i zachowując sceptycyzm wobec podzielonej i skłóconej białoruskiej opozycji.

Owa podzielona i skłócona opozycja, może jednak liczyć na wsparcie zachodnich, w tym polskich, polityków wysokiego szczebla, a także organizacji walczących o prawa człowieka. Sytuacja anarchistów, sięgających po radykalne metody i nie walczących o zdobycie władzy politycznej po upadku Łukaszenki, lecz o realną zmianę całego systemu społeczno-polityczo-ekonomicznego, jest zgoła odmienna. O represjach wobec ruchu anarchistycznego, nie możemy usłyszeć w mediach, o Igora, Mikołaja i Aleksandra nie upomni się na pewno minister Sikorski czy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. Nie ma znaczenia, że proces anarchistów był pełen nieprawidłowości, nie ma znaczenia, że obciążające ich zeznania, zostały na świadkach wymuszone, a wina przesądzona już w momencie zatrzymania.

W tej sytuacji poznańska sekcja Anarchistycznego Czarnego Krzyża – sieci grup wspierających osoby represjonowane i Federacji Anarchistycznej, postanowiły rozpocząć kampanię na rzecz uwiezionych towarzyszy. Jej celem jest zwrócenie uwagi władz więziennych, klawiszy i współwięźniów, iż skazani anarchiści mogą liczyć na wsparcie z zewnątrz i nie są kolejnymi anonimowymi opozycjonistami. Cel ten będziemy starali się osiągnąć poprzez masowe wysyłanie pocztówek i listów do całej trójki skazanych. Mamy nadziej, że w ten sposób będziemy oddziaływać zarówno na władze więzienne, jak i podtrzymywać na duchu samych skazanych. Wobec anarchistów mimo odbywanych wyroków cały czas trwają represje.Władze więzienne starają się złamać solidarność skazanych i nakłonić do składania obciążających zeznań, co pozwoliłoby prokuraturze rozpocząć nowe śledztwa i wmanewrować anarchistów w cięższe przestępstwa. Jak dotąd wszelkie te działania odbijają się od muru solidarności skazanych. Poniżej zamieszczamy adresy białoruskich towarzyszy, wydrukowaliśmy sporą ilość darmowych pocztówek, które można wysyłać do więźniów, będziemy starali się też zainteresować ich sytuacją polskie media, które przecież tak chętnie informują o represjach jakie spotykają Polaków pod rządami Łukaszenki oraz białoruskich opozycyjnych polityków. Nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, iż powtarzana przy okazji podawania takich informacja, slogany o obronie praw człowieka realnie często okazują się pustosłowiem (bo slogany milkną, gdy pojawia się interes polityczny czy ekonomiczny), zrobimy wszystko by wesprzeć uwięzionych anarchistów i przybliżyć dzień w którym opuszczą mury więzienne

Solidarność naszą bronią!

Аляневіч Ігар Уладзіміравіч
ИУ “ИК-10”, 211445, Віцебская вобласьць, г.
Наваполацк, атрад 12, брыгада 120, Belarus

Дзядок Мікалай Аляксандравіч
ИК-15, 213105, г.Магілёў, п/о Вейна,
Славгарадская шаша, 5 км. атрад №4, Belarus

Францкевіч Аляксандр Уладзіміравіч
ИК-22 “Волчsz норы”, 225295, Берасцейская вобл.
Івацэвічскі р-н. ст. Даманава, атрад №2, Belarus

W ramach 17 urodzin Rozbratu zapraszamy na spotkanie

„Białoruski ruch wolnościowy i antyfaszystowski”

 

W ramach spotkania przedstawimy sytuację ruchu anarchistycznego i antyfaszystowskiego działającego na Białorusi. Przybliżymy skalę represji jakie dotykają aktywistów i aktywistki ze strony reżimu Łukaszenki. Przybliżymy sprawę Igora Gliniewicza, Mikołaja Dziedoka i Aleksandra Frankiewicza skazanych na wieloletnie wyroki więzienia, za rzekome akcje bezpośrednie i działalność antypaństwową. W spotkaniu uczestniczyć będzie Stas Poczobut (brat opozycyjnego dziennikarza Aleksandra Poczobuta) obecnie mieszkaniec skłotu Rozbrat, przez lata czynnie zaangażowany w białoruski ruch anarchistyczny, a także muzycy białoruskiego zespołu Mister X (który wieczorem zagra na koncercie urodzinowym Rozbratu) również związani z tamtejszym ruchem antyfaszystowskim i wolnościowym.

Spotkanie rozpocznie się o godz. 18:30 w Klubie Anarchistycznym

Debata szyta na miarę społeczeństwa

Debata społeczna wokół masakry, której dopuścił się norweski nacjonalista, została wciśnięta w ciasne portki. Jedną nogawką poszło w stronę kontroli społecznej, drugą w stronę psychologii społecznej. W pierwszej, trwa (kontrowersyjna) debata wokół potrzeby nieustannego zwiększania kontroli państwowej jako (rzekomo) jedynej gwarancji bezpieczeństwa społecznego. W drugiej nogawce miotają się chęci zrozumienia psychologicznych procesów, które doprowadzają ludzi takich jak Anders Breivik do takich czynów. Zarówno bezpieczeństwo jak i psychologiczny background są bardzo istotne. Jednak zwiększenie kontroli internetu i ostęplowanie Breivik’a jako świra nie załatwiają tematu. Osób niezrównoważonych psychicznie żyje wśród nas wiele, a jednak, nie każda z nich zachowuje się jak hybryda Klausa Barbiego z Rambo i nie każda dobiera swoje ofiary według pewnych specyficznych kryteriów.

Ta para spodni jest nie tylko ciasna, ale też szyta na miarę społeczeństwa, które nie ma ani ambicji głębszej samokrytyki, ani ochoty zrozumienia złożoności problemu, ani wreszcie potrzeby faktycznego go rozwiązania.

Zarówno nasze bezpieczeństwo, w kontekście ataków ze strony osób o skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych i faszyzujących poglądach, jak i psychologiczne matrix stojące za owymi aktami przemocy, są ściśle powiązane z nastrojami jakie panują obecnie w Europie, z rolą organizacji skrajnie prawicowych oraz z postawą jaką społeczeństwa przyjmują wobec tego typu idei.

Debaty na ten temat jak zwykle brakuje…

Andersy Breiviki nie biorą się znikąd

A przecież Andersy Breiviki nie biorą się znikąd. Gdzieś konstruują nie tylko swoje bomby, ale i swoją nienawiść. W pewnych środowiskach otrzymują permanentne zrozumienie, oparcie i wsparcie. Dzięki pewnym organizacją ich poglądy się kształtują, dojrzewają, ugruntowują i radykalizują. I nie dzieje się to z dnia na dzień, ale na przestrzeni lat. I nie dzieje się to tylko na podstawie książek z lat 30-ych, ale na podstawie tego co głosi i forsuje dzisiejsza skrajna prawica. Anders Breivik, gdyby nie miał poczucia, że jest częścią pewnego ruchu, pewnej sceny, która myśli i czuje tak samo jak on, już dawno by coś wysadził: mianowicie siebie samego! Z czystej frustracji.

Ale nie. Takie poparcie dla Andersów Breivików, moralne i ideowe, a często i praktyczne, istnieje. Dzięki działaniu ruchów skrajnie prawicowych. Cokolwiek by nie myśleć o jego 1500-stronicowym manifeście, jest on w pierwszej linii tego dowodem. Dowodem istnienia i roli jaką odgrywa w Europie ruch skrajnie prawicowy, coraz bezczelniej się panoszący i szerząc swoje agresywne dyskursy. Wśród nich: nacjonalizm, antyislamizm, chrześciański fundamentalizm, homofobię, współczesny antsemityzm i wszelkie odcienie rasizmu.

Mentalna i ideowa tożsamość Breivika z polskimi nacjonalistami

Wszystkie przesłanki i fakty, które zdają się potwierdzać zarówno mentalną jak i ideową tożsamość, norweskiego nacjonalisty i chrześciańskiego fundamentalisty, z polskimi nacjonalistami i (krypto)faszystami, są potwierdzeniem tego zjawiska. I choć nie musimy robić z nich koronnego dowodu na to na co stać naszą rodzimą skrajną prawicę (dowodów na to dostaliśmy już wystarczająco dużo!), to mimo wszystko powinny dać nam one do myślenia.

Odnośnie tożsamości mentalnej i ideowej, to jedno jest pewne: Breivik kierował się konkretną logiką postrzegania globalnych procesów społecznych. Logiką wszechobecną w wypowiedziach, tekstach i wpisach naszych rodzimych, prawicowych fundamentalistów. Powiedzmy sobie szczerze: nie ważne, na które z forum internetowe polskich nacjonalistów zajrzymy, wszędzie tam pełno jest mega-nienawiści w stosunku do homoseksualistów, żydów, muzułmanów, czy poprostu… do odmienności. Nie mało tam stwierdzeń w stylu: „Ja to bym ich wszystkich…”. A warto zaznaczyć, że mowa tu o tzw. forach otwartych, czyli takich, na których ludzie ci trzymają swoje prawdziwe emocje na wodzy. Nie chcę nawet wiedzieć co wypisują na forach zamkniętych, do których dostęp mają tylko „koledzy po fachu” (prawdopodobnie pojawiają się tam pomysły, których sam Breivik nie byłby w stanie zrealizować…).

Nikogo nie powinno więc dziwić, że norweski nacjonalista tak bezpośrednio podkreślił w swoim manifeście wielkie uznanie i bliskość wobec programów i idei takich polskich ugrupowań jak Narodowe Odrodzenie Polski (NOP) czy Obóz Radykalno-Narodowy (ONR), a także sympatyzującego z nimi prawicowego populizmu a’la pologne.

Polski Breivik, węgierski Breivik, norweski Breivik…

Pytanie o to jak wyglądało z bezpośrednimi kontaktami między polskimi nacjonalistami, a Brevikiem i jemu podobnymi z innych krajów, jest pewnie pytaniem interesującym, ale w pewnym sensie drugorzędnym. Wiadomym jest, że polska skrajna prawica z ONR, NOP, MW czy „Blood & Honour” posiada kontakty ze skrajną prawicą z całej Europy. Czy to z fińskimi faszystami (patrz: obozy treningowe z Nikko Puhakka), niemieckimi neonazistami (wspólne koncerty) czy węgierskimi i białoruskimi nacjonalistami (ich obecność na prowokacyjnych marszach 11 listopada). Więc czemu nie mieliby mieć z norweskimi? Chyba tylko przez zaniedbanie.

Breivik, odwołując się w swoim Manifeście do programów i idei ONR czy NOP, musiał się jakoś z nimi zapoznać. Kto wie, być może odnalazł ich angielskie wersje. Ciekawym jest jednak, że takowe nie są oficjalnie dostępne na stronach tych grup. Zakładając, że Breivik nie zna polskiego, można by zacząć spekulować czy, aby poznać progam ONR/NOP, nie musiał on wejść z „polskimi Breivikami” w korespondencję w języku angielskim. Albo może spotkać się z nimi na obozie treningowym, na które np. ONR-Podhale zaprosiło swoich „kolegów z zagranicy”. Albo na koncercie organizowanym przez polskich faszystów z „Blood & Honour”. Jak już pisałam, sama forma wymiany między tego pokroju środowiskami nie jest tu kluczowa – istotniejszy jest sam fakt, że ma ona miejsce oraz to, że umacnia tych ludzi w ich przekonaniach i prowadzi do wzrostu aktywności tych środowisk.

Wielowymiarowość skrajnie prawicowej przemocy

Chodzi więc o uniwersalny, ponadnarodowy problem jakim jest coraz bardziej napastliwy rozwój skrajnie prawicowych tendencji w Europie. Zarówno tych prawicowo-populistycznych i chrześciańsko-fundamentalistycznych (których nosicielem jest zarówno Breivik jak i setki tzw. „polskich narodowców”) jak tych nacjonalistycznych i neofaszystowskich (których zwolenników mamy w kraju nie mniej). Mowa tu o problemie, który materializuje się w postaci najróżniejszych form przemocy. Oczywiście, od agresywnych pogróżek, od których aż roi się na forach internetowych polskich nacjonalistów, do realnej masakry z karabinem w ręku, jest jeszcze pewna droga, którą „radykalny narodowiec” ma do przebycia i część z nich nie koniecznie się do tego pali. Ale nie oszukujmy się: wymiary i rozmiary owej rasistowskiej przemocy nie są kontrolowane. Najczęściej bywają to „zwykłe” pobicia. Równie często nie mniej bolesne akty poniżenia i zastraszenia. Ale czasem są to też ataki z poważnymi skutkami. Nie tak makabryczne jak masakra na wyspie Utoya, ale często niosące śmierć lub poważne zagrożenie życia. Wystarczy przypomnieć kilkanaście ofiar śmiertelnych, które zginęły z rąk polskich nacjonalistów na przełomie ostatnich kilkunastu lat czy też o nożach, które ostatnio polscy (krypto)faszyści przynieśli na przemarsz 11 listopada 2010 (i którymi ostatecznie pocięli się nawzajem, mordując się niemalże…).

Masakra w Norwegii miała przytłaczający rozmiar. Ale, po ochłonięciu z pierwszego szoku, nadchodzi refleksja wymierzona w przyszłość: Która sytuacja jest bardziej niepokojąca? Sytuacja w kraju, w którym raz na kilkadziesiąt lat dochodzi do masakry ze strony nacjonalisty, a człowiek ten zostaje zatrzymany i zneutralizowany, czy w kraju, w którym pojedyńcze, śmiertelnych ataki zdarzają się co kilka(naście) miesięcy, a ataki niosące zagrożenie życia, co kilkanaście godzin i do tego skrajnie prawicowy terror ma setki zwolenników, a nawet poparcie osób publicznych (Janusza Korwina Mikke, Pawła Kukiza, etc)? Nie chcę osądzać. Chcę tylko zwrócić uwagę na pewien problem, który telewizyjni i prasowi komentatorzy zdają się pomijać koncentrując się na kryminalnych i psychologicznych aspektach pojedyńczej akcji jednego osobnika.

Antyfaszyzm, czyli długoterminowa gwarancja naszego bezpieczeństwa oraz progresywna psychologia społeczna

Islamofobia, prawicowy populizm, chrześciański fundamentalizm, zorganizowane akty homofobii, rasizm, nacjonalizm i neofaszyzm, to skrajnie prawicowe tendencje, które często się uzupełniają albo przynajmniej wzajemnie stymulują. Dziś, nikt już nie może zaprzeczyć, że są coraz bardziej obecne w przestrzeni publicznej i stanowią realne zagrożenie. Nie tyle dla systemu jako takiego, ile dla poszczególnych społeczności, które stają się celami ich przemocy.

Istniejące w naszym kraju organizacje antyfaszystowskie, które zajmują się zarówno monitorowaniem działań skrajnej prawicy, ich analizą, antyfaszystowską edukacją, jak i bezpośrednim przeciwdziałaniem rozwojowi tych tendencji, muszą nabrać wiartu w żagle i to jak najszybciej. Muszą stanąć na drodze dalszemu rozwojowi struktur skrajnie prawicowych i tłumić ich przemoc w zarodku.

Przykro to mówić, ale współczesne społeczeństwa, ani norweskie ani tym bardziej polskie, nie są gotowe do skutecznego tłumienia tych tendencji. Nie stłumi ich odgórna kontrola internetu, ani portrety psychologiczne sprawców. Potrzebny jest przede wszystkim szeroki, społeczny ruch antyfaszystowski, który byłby w stanie wygenerować wiele niezbędnych, różnorodnych, uzupełniających się projektów i struktur, odpowiedzialnych za konkretną pracę. Pracę, której struktury państwowe od lat nie są w stanie (lub nie chcą) wykonywać.

Mam tu na myśli właśnie monitorowanie, analizę, edukację, wydawanie odpowiednich publikacji, obecność antyfaszystowskiej perspektywy w toczących się debatach społecznych, inicjowanie wciąż jeszcze niewygodnych debat dotyczących podłoża różnych wykluczeń i dyskryminacji, i wreszcie: prowadzenie pośrednich i bezpośrednich interwencji antyfaszystowskich.

Ten ruch musi się rozwijać zarówno w większych miastach jak i miasteczkach, bo tendencje skrajnie prawicowe ne mają ani centrum ani peryferii. Wszędzie gdzie istnieją są tak samo groźne dla swojego otoczenia.

Ten ruch musi przyjmować różnorodne formy, zarówno formalnych organizacji jak i nieformalnych pozarządowych czy wręcz autonomicznych struktur. Stosować najróżniejsze strategie działania, adekwatne do konieczności i uwarunkowań.

Wreszcie, musi wspólnymi siłami, stanowczo blokować skrajnie prawicowe pokazy siły w postaci publicznych zgromadzeń i przemarszy. To właście dzięki tego typu inscenizacjom siły rośnie butność małych i dużych Breivików. Norweskich, fińskich, węgierskich, niemieckich, rosyjskich… i polskich.

Między nami żyje i agituje wielu Andersów Behring Breivików. Czy wiesz już, które ugrupowania w twoim mieście podzielają jego poglądy? Na szczęście niewielu z nich posiada broń maszynową. Ale wielu posiada i chętnie używa innych niebezpiecznych narzędzi w celu atakowania i eliminowania tzw. „wrogów multikulturowości”, „wrogów europejskości”, „wrogów chrześciaństwa” czy „wrogów polskości”. Przy wystarczających uwarunkowaniach polityczno-społecznych zaczynają sięgać coraz częściej i po coraz bardziej brutalne narzędzia. Organizujmy się, albo przynajmniej wspierajmy działania ruchu antyfaszystowskiego. To jedyna skuteczna, długoterminowa gwarancja naszego bezpieczeństwa, a zarazem… progresywna psychologia społeczna.

Lukrecja Sugar

za: http://lukrecjasugar.wordpress.com/


Pare słów o krasnalach…

Od lat polska skrajna prawica mydli wszystkim oczy utrzymując, że „Polak faszysta“ to coś z definicji niemożliwego. A to niby dlatego, że Hitler napadł na Polskę, co czyni z każdego Polaka antyfaszystę, na wieki wieków amen. Pięknie by było, niestety nie jest.

Tak jak i w każdym innym kraju tak i w Polsce istniały i istnieją po dziś dzień środowiska i organizacje odwołujące się mniej lub bardziej jawnie do ideologii faszystowskich. Jednak dzięki propagowaniu owej prawdy ostatecznej, wszyscy rodzimi (krypto)faszyści przedstawiają się nam od lat jako polscy patrioci czy conajwyżej „radykalni narodowcy” – cokolwiek by się za tym, jakże niewinnym, określeniem, nie kryło. Notabene, rumuńscy faszyści przedstawiają się swojemu społeczeństwu jako rumuńscy patrioci, a niemieccy faszyści jako niemieccy patrioci. Nie będę podpowiadała jak przedstawiają się rosyjscy faszyści…

Na szczęście głupota ma to do siebie, że nawet kompletna odgórna dyscyplina, nakazująca trzymanie języka za zębami, jej nie zdławi. I tak, raz na jakiś czas, nasi „patrioci” sami pokazują, że jednak Polak jak najbardziej może być faszystą. Najnowsze na to dowody podsuneli nami sami działacze ONR. Oto ogłoszenie znalezione na ich oficjalnej stronie:

„Stowarzyszenie Obóz Narodowo-Radykalny Podhale zaprasza wszystkich chętnych na obóz sportowy (…), który odbędzie się 7-14 sierpnia 2011 r. w Białym Dunajcu. Seminarium poprowadzi Niko Puhakka. To jedna z najbarwniejszych postaci fińskiego MMA – zawodowy mistrz Europy MMA, zdobywca pasa KSW – a także wraz z całą grupą innych zawodników z tego kraju sympatyk ruchów nacjonalistycznych”.

Ciekawe, że żaden inny obóz polityczny w tym kraju nie mobilizuje swoich kadr na treningi z panem Puhakką…

Otóż Niko Puhakka jest zdeklarowanym faszystą i nigdy tego nie ukrywał. Identyfikuje się m.in. z jawnie faszystowską organizacją „Blood & Honour”, a swoje faszystowskie przekonania podkreślał zarówno w wypowiedziach jak i wytatuował je sobie na skórze. Wśród wielu tatuaży na jego ciele znajdziemy pokaźną ilość symboli jednoznacznie faszystowskich. Nasz „och jaki patriotyczny!” ONR, zapraszając na obóz sportowy z panem Puhakką, wie doskonale z kim ma doczynienia i dlaczego zależy im na wspólnym trenowaniu. Międzynarodowe kontakty w środowiskach faszystowskich odbywają się w dzisiejszych czasach coraz częściej na takiej właśnie płaszczyźnie. Członkowie ONR zapraszają na obóz sportowy z człowiekiem o poglądach tożsamych z ich własnymi poglądami. Mało tego – traktują go jak własnego idola! Innymi słowy: Polscy faszyści zapraszają fińskiego faszystę na wspólny obóz szkoleniowy!

Proszę bardzo, obijajcie się nawzajem. Wymieńcie faszystowskie pieszczoty w parterze. Ocierajcie się wytatuowanymi swastykami i runami, które tak rzadko ostatnio pokazujecie przed kamerami TV. Tylko nie wmawiajcie już nigdy więcej, że Polak nie może być faszystą. ONR to organizacja propagująca współczesne wcielenie faszyzmu. ONR może starać się fakt ten ukrywać ile chce, nazywać swoje brunatne przymarsze „Marszami Niepodległości”, opowiadać, że pozdrawia się „rzymskim pozdrowieniem” i zakazawyć swoim bojówkarzom wznosić antysemickie okrzyki (choć i tak ostatniego 11 listopada wrzeszczeli oni „Rudolf Hess!” atakując jedną z antyfaszystowskich blokad), a i tak nikt z odrobiną rozumu nie da się na tę maskaradę nabrać. Choćbyście się poprzebierali nawet za krasnale…

Lukrecja Sugar

za: lukrecjasugar.wordpress.com

Dzisiaj, 24 czerwca sędzia miejskiego sądu w Chimkach Neonila Zepałowa ogłosiła wyrok w sprawie  "zakładników Chimek". Antyfaszysta Aleksiej Gaskarow, który przyszedł 28 lipca 2010  r. oświetlać akcję protesu przeciwko administracji Chimek jako dziennikarz Instytutu "Akcja Kolektywna", został uniewinniony z braku dowodów przestępstwa. Inny oskarżony, antyfaszysta Maksim Sołopow, został uznany za winnego i skazany za chuligaństwo na 2 lata w zawieszeniu. Sędzia ogłosiła, że Sołopow strzelał z broni traumatycznej w powietrze oraz rzucał przedmioty do budynku administracji. W swoim wniosku sędzia powołała się na zeznania świadków oskarżenia Kriwoszanowej i Chramowa.

 

Fakt, że działaczka społeczna Anastazja Kriwoszanowa w sądzie zmieniła swoje zeznania, ktore złożyła w trakcie dochodzenia, i wystosowała wniosek do prokuratora o wywieranie na niej presji psychologicznej podczas przesłuchania, sędzia nie wzięła pod uwagę, gdyż prokuratura nie znalazła podstaw do wszczęcia postępowania karnego przeciwko prowadzącym śledztwo.

 

Mówiąc o świadkach oskarżenia Chramowym i jego przyjacielu Pitelu, to, jak pisaliśmy wczesniej - nie pochodzą z Chimek, a są mieszkańcami rejonu Mytiszczańskiego  w obwodzie Moskiewskim i rzekomo przyjechali do Chimek na spotkanie z dziewczynami (których podczas procesu nawet nie potrafili  opisać). Przy tym oni, jak również świadek oskarżenia Parszyn,  przedtem byli pociągnięci do odpowiedzialności karnej i według przepuszczeń oskarżonych współpracują z organami śledczymi.

 

Chramow i Pitel mówili, że doskonale zapamiętali twarze oskarżonych (choć Pitel płątał się w zeznaniach na temat tego, który z oskarżonych zdjął koło niego maskę) jednocześnie nie pamiętając jak byli ubrani. Pomimo faktu, że zeznania Pitela i Chramowa złożone na wstępnym dochodzeniu w sprawie działań oskażonych były pisane niby pod kalkę, podczas przesłuchania w sądzie Chramow stwierdził, że w akcji 28 lipca wzięło udział 30-40 osób, a Pitel mówił o kilkuset osobach.

 

Na foto- i wideomateriałach, na których widać okolicy Tablicy Honorowej (według ich słów, Pitel i Chramow  w czasie akcji znajdowali się właśnie tam) przyszli świadkowie oskarżenia są nieobecni.

 

Ponadto w tekście wyroku są wymienione jakieś materiały filmowe z akcji 28 lipca, na których zamaskowany mężczyzna jest ubrany podobnie do Maksima Sołopowa. Jak stwierdził sam Maksim, ta informacja nie była badana przez sąd oraz nie została przeprowadzona procedura identyfikacji.

 

Tezę oskarżenia na temat istnienia zorganizowanej grupy, która splanowała atak na administrację Chimek, sędzia odrzuciła na podstawie tego, że nie została ona udowodniona.

 

Po ogłoszeniu wyroku, Maksim Sołopow planuje wnosić apelację, a Aleksiej Gaskarow będzie się starał o rehabilitację i wypłatę odszkodowania za trzy miesiące spędzone w więzieniu.

 

Przypomnijmy, znani rosyjscy antyfaszyści Aleksiej Gaskarow i Maksim Sołopow zostali oskarżeni o zorganizowanie ataków na budynek administracji Chimek w pobliżu Moskwy 28 lipca 2010 r.  (część 2 art. 213 kodeksu karnego Federacji Rosyjckiej "Chuligaństwo"), kiedy protestujący przeciwko planom wycięcia lasu Chimkowskiego dla budowy płatnej trasy "Moskwa – Sankt-Petersburg" oraz represjom wobec obrońców lasu pomalowali budynek napisami broniącymi lasu i potłukli 4 okna. W tej akcji wzięło udział kilkuset antyfaszystów.

 

Trzeci podejrzany w "sprawie Chimek", rosyjski antyfaszysta Denis Sołopow, 2 marca 2011 r. został aresztowany w Kijowie i jest obecnie przetrzymywany w areszcie śledczym. 4 kwietnia w sądzie rejonowym im. Szewczenki w Kijowie odbyła się zamknięta rozprawa, podczas której podjęto decyzję o zastosowaniu wobec  Denisa Sołopowa aresztowania ekstradycyjnego. Oznacza to, że Denis pozostanie w areszcie do przyjęcia decyzji przez Prokuraturę Generalną Ukrainy o jego ekstradycji. Zdaniem prawnika Sołopowa, sąd nie przyjął argumentów obrony, że Denis jeszcze przed jego aresztem otrzymał status uchodźcy mandatowego w kijowskim biurze UNHCR ONZ oraz, że obecnie odwołuje się od decyzji służby migracyjnej w Kijowie dotyczącej odmówienia mu statusu uchodźcy na Ukrainie.

 

Źródło: http://khimkibattle.org

 

 

Strona 2 z 2