Przemek Czaja, Stanisław Pyjas, Maxwell Itoya, Bogdan Włosik – co łączy te osoby? Wszystkie poniosły śmierć z rąk funkcjonariuszy, którzy w założeniu mieli strzec ich bezpieczeństwa. Część zginęła w czasach PRL, część już w III RP. Chodź działania służb w obu systemach na pewno różnią się skalą, to w obu przypadkach często kierowane są przeciwko społeczeństwu i pozbawione jego kontroli.
13 grudnia, rocznica wprowadzenia stanu wojennego stanowi symbol przemocy władz PRLu przeciw polskiemu społeczeństwu. Tego dnia media, politycy, autorytety przywołują pamięć tysięcy ofiar minionego reżimu. Ze słusznym potępieniem mówi się o internowaniach, zastraszaniach czy morderstwach popełnianych przez państwowych funkcjonariuszy. Nikt jednak nie zastanawia się ile ofiar na swoim koncie mają służby, które w założeniu mają strzec bezpieczeństwa obywateli, wolnej już przecież III Rzeczpospolitej.
Z czasów PRLu polska policja wyniosła poczucie bezkarności. Uwidacznia się to w wielu przypadkach bezsensownej, niczym nieuzasadnionej przemocy stosowanej przez funkcjonariuszy. Śmiertelne pobicie przez policjantów w Nowym Targu mężczyzny chorego na schizofrenię, zgwałcenie przez funkcjonariusza na komisariacie w Lublinie studentki farmacji, rozjechanie kibica z Zielonej Góry przez policyjny radiowóz czy brutalne pobicie ( skutkujące trwałym uszkodzeniem kręgosłupa) oraz wtargnięcie do mieszkania informatyka Piotra D. przez antyterrorystów to tylko kilka historii, które ujrzały światło dzienne. Również często policja wykorzystywana jest przez władze do tłumienia protestów społecznych. W wolnej Polsce funkcjonariusze atakowali pokojowo protestujących przeciwników wojny, związkowców, lokatorów, zastrzelili na stadionie dziesięciolecia czarnoskórego Maxwella Itoyi czy ostatnio na oczach kamer brutalnie pobili jednego z nieagresywnych uczestników Marszu Niepodległości.
Skuteczne przeciwstawienie się bezprawnym działaniom policji wydaje się niezwykle trudne. Nieliczne ujawniane sprawy najczęściej ciągną się latami by ostatecznie kończyć się umorzeniami lub ewentualnie wyrokami w zawieszeniu. Policja stosuje też zasadę zastraszania i kontr-pozwów np. zarzucając naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Niestety w parze z ciągle zwiększanymi uprawnieniami dla policji nie idzie zwiększanie ich odpowiedzialności za popełniane przestępstwa. Przywoływane co jakiś czas przez obrońców praw człowieka pomysły wprowadzenia monitoringu wszystkich przesłuchań również nie znajdują uznania w oczach decydentów.
Niezwykle trudno ocenić, ile osób, które dotknęła przemoc, a potem szantaż ze strony policjantów, decyduje się wejść na drogę sądową, która zwykle jest drogą przez mękę. W Polsce sprawy o nadużycie uprawnień przez policję toczą się latami. Niedawno zakończyła się kolejna odsłona procesu czterech policjantów, którzy w 2004 r. ostrzelali w Poznaniu samochód. Zginął wtedy 19-letni Łukasz T., a jego kolega Dawid Lis odniósł ciężkie rany, do końca życia będzie inwalidą.
Policjantów uniewinniono, gdyż – zdaniem sądu – użyli broni palnej zgodnie z prawem. Strzelali, bo poczuli się zagrożeni. Jak tłumaczyli podejrzewali, że samochodem porusza się groźny przestępca. Próbowali auto zatrzymać, ale kierowca nie słuchał ich poleceń. Dla sądu nie miało znaczenia, że młodzi mężczyźni też czuli się zagrożeni. Byli przekonani, że napadli ich bandyci. Policjanci poruszali się cywilnym samochodem, nie mieli mundurów, ani widocznych odznak. Rodziny ofiar zapowiedziały apelację, a potem wniesienie skargi do Trybunału Międzynarodowego w Strasburgu.
Ze statystyk dostępnych na stronie internetowej Komendy Głównej Policji wynika, że w policji panuje przyzwolenie na stosowanie przemocy i naginanie uprawnień. W takich sytuacjach przełożeni skutecznie bronią swoich podwładnych. Liczba przewinień policjantów wzrasta (w 2002 r. – 5710, w 2008 r. – 6361), ale liczba kar maleje (w 2002 r. ukarano dyscyplinarnie 2855 policjantów, w 2008 r. – już tylko 620). w 2002 roku wydalono ze służby 308 policjantów, w 2008 zaledwie 27. Statystyka ta dowodzi, iż policjanci stają się coraz bardziej bezkarni.
Aresztowanie, brak możliwości obrony, głodowy protest, a w jego wyniku śmierć. Historia, młodego Rumuna Claudiu Crulica osadzonego w krakowskim areszcie przy ulicy Montelupich doczekała się ekranizacji. Film „Droga na drugą stronę” od piątku wchodzi na ekrany polskich kin.
Rumuńsko-polska koprodukcja opowiada historię 33- letniego Claudiu Crulica, który we wrześniu 2007 roku trafił do krakowskiego aresztu podejrzewany o kradzież portfela pewnemu sędziemu. Nieprzynający się do winny mężczyzna wobec zbagatelizowania przez prokuraturę jego alibi, jakim był wyjazd do Włoch w dniu gdy zaginął portfela, oraz braku pomocy ze strony rumuńskiego ambasadora rozpoczął protest głodowy. Mimo desperackiego kroku nikt nie zainteresował się jego sytuacją. 17 stycznia 2008 roku po przeszło czterech miesiącach głodówki Claudiu w krytycznym stanie zostaje przeniesiony do szpitala. Tam po niespełna dobie ważący wtedy40 kg przy wzroście 175 cm mężczyzna umiera. Bezpośrednim powodem jego zgonu było zapalenie płuc i mięśnia sercowego.
Historia Claudiu Crulica wyszłą na jaw dzięki serii reportaży Małgorzaty Nocuń, które ukazały się na łamach Tygodnika Powszechnego. Sprawa w Polsce przeszła bez większego echa, w Rumuni była skandalem który doprowadził do dymisji w rządzie. Na tej fali powstał film, animacja Anci Damian. -Historia przedstawiona w filmie Crulic – droga na drugą stronę jest bardzo uniwersalna – mówił PAP Arkadiusz Wojnarowski, polski producent obrazu.
Historia w filmie Anci Damian jest opowieścią samego Claudiu, niejako zza grobu. Zaczyna się od końca, czyli od sceny identyfikacji zwłok oraz podróży trumny z ciałem Claudiu do Rumunii. Jak podkreśla narrator, nigdy wcześniej nie podróżował tak luksusową limuzyną; ten prześmiewczy ton towarzyszy przez cały czas. Potem wraz z głównym bohaterem cofamy się w czasie. Crulic opowiada nam całą swoją historię od narodzin, po przyjazd do pracy w Polsce. Trudne życie, zwykłego faceta, który może popełnia drobne błędy, ale mimo wszystko stara się być w porządku.
Film jest niezwykle ciekawy od strony formalnej. Użyto w nim różnych technik animacji: rysunku, animacji lalkowej, wycinanki, zdjęcia Claudiu Crulica i jego rodziny, reklamy, fragmenty graffiti, oficjalne dokumenty, dziennik pisany w celu. Wszystko to daje wrażenie barwnego, groteskowego kolażu. W polskiej wersji filmu wykorzystano głosy znanych aktorów: sarkastyczną narrację zza grobu Crulica prowadzi Maciej Stuhr, z kolei „bardziej oficjalne” informacje przedstawia głos Andrzeja Olejnika.
Głównym przesłaniem filmu jest ukazanie bezradności człowieka w starciu z machiną systemu.- To mogło potencjalnie wydarzyć się wszędzie, w każdym kraju. Crulic… jest filmem o braku miłości. O człowieku, który nie został wysłuchany przez innych i który czuł się pozostawiony sam sobie. To opowieść o samotności jednostki wobec systemu - podkreślał producent filmu.
Film będzie można zobaczyć w kinach studyjnych od 1 grudnia, w Krakowie w kinach Mikro oraz Agrafka.
W niedzielę 12 grudnia udało się zdekonspirować policyjnego agenta pracującego dla biura kryminalnego - Landeskriminalamt (LKA) Badenii-Wirtembergii. Jego zadaniem było nawiązanie kontaktów z Antifą i środowiskiem lewicowym poprzez udział w otwartych spotkaniach aktywistycznych, wejście w to środowisko i zbieranie informacji na temat ruchu antyfaszystowskiego, jego członków i struktur oraz przekazywanie ich LKA i lokalnym służbom specjalnym
Informator LKA posługiwał się dokumentami na nazwisko "Simon Brenner" z datą urodzenia 13.04.1986. Pod tym, najprawdopodobniej fałszywym nazwiskiem, zapisał się semestrze wiosennym 2010 na studia na Uniwersytecie w Heidelbergu, gdzie nawiązał pierwsze kontakty z lokalnymi grupami aktywistycznymi.
W ostatnich miesiącach aktywiści i aktywistki ze Śląska byli nachodzeni przez oficerów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wszystkie osoby które miały do czynienia z niemiłymi odwiedzinami łączyło uczestnictwo w obozie antygranicznym w Brukseli, podczas którego były one aresztowane na czas 12 godzin, o czym z pewnością funkcjonariusze ABW zostali poinformowani przez swoich zagranicznych kolegów.
Prawdopodobnie to była podstawa ich dalszego zainteresowania danymi osobami.Na pytania o powód wizyty tajniaków jeden z aktywistów otrzymał odpowiedź: "orientuje się pan jaka jest obecna sytuacja na świecie, w Grecji...." Próbowali oni wydobyć od rozmówców informacje dotyczące lokalnego środowiska, miejsca spotkań, znajomych jak również "relacji" ze skrajną prawicą. Poza pytaniami odnoszących się do faktycznego powodu przybycia funkcjonariusze, w celu podtrzymania rozmowy i "rozluźnienia" atmosfery zadawali pytania nie mającego żadnego znaczenia, przykładowo: "czy policja was dobrze traktowała w areszcie..", "kto był odpowiedzialny za pożywienie na obozie...".
W niedzielę 13 grudnia na łódzkim Pasażu Rubinsteina zebrało się około 50 przedstawicieli łódzkich środowisk anarchistycznych, lewicowych i antyfaszystowskich wspierani przez gości z Niemiec i warszawską sambę, która wspólnie z łódzkim Rythms of Resistance rozgrzewała uczestników protestu. Protest przeciwko przemocy państwa, zwołany w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego miał związek z zabójstwem 46 – letniego Łodzianina przez pijanego funkcjonariusza wydziału kryminalnego łódzkiej policji, w zeszły czwartek.
W dniu 9 października na ulicy Stawowej w Katowicach na przeciwko komisariatu, odbyła się pikieta zorganizowana przez FA Śląsk. O godzinie 12:00 zebrała się grupa ok. 25 osób, chcących wyrazić swój sprzeciw wobec brutalności policji, mediom promującym tylko zakończone sukcesem akcje policji oraz wobec istnieniu zawodu policjanta (w obecnej formie) w ogóle.
Gdy czarno-czerwone flagi powiewały na lekkim wietrze, przechodniom zostały rozdane 2 rodzaje ulotek informujących o kompromitujących poczynaniach policjantów min. w Nowym Targu lub na Śląsku, w nakładzie ok. tysiąca egzemplarzy.